Historia

Dom

strachowyj2310 18 9 lat temu 13 939 odsłon Czas czytania: ~4 minuty

Mieszkam na wsi. Kiedy chodziłem do podstawówki, codziennie mijałem po drodze stary, jednopiętrowy drewniany dom. Kiedy szedłem koło niego z kolegami i koleżankami, często powiadaliśmy sobie opowieści o duchach, tak dla zabawy. Jeden z kolegów powiedział raz, że widział w oknie twarz jakiejś kobiety. Śmialiśmy się z niego, bo wiadomo było, że dom od lat niezamieszkany i staje się ruiną, grozi zawaleniem, a nikt do końca nie wiedział, kto jest właścicielem domu.

Niedługo potem nastąpiło zakończenie roku szkolnego. Po uroczystości wracaliśmy ze świadectwami w ręce, nucąc letnie piosenki i rozmawiając. Wtem jeden z moich kolegów, który nam towarzyszył, podrzucił pomysł "odwiedzenia tej, którą widział Arek" ( bo tak miał na imię chłopak, który widział wtedy w oknie twarz). Wiedzieliśmy, że w domu jest tylko pleśń i pająki, więc poszliśmy. Było nas sześcioro: Ja, mój kolega Piotrek (on wymyślił wejście do domu), Arek (on widział kobietę), koleżanka Kaśka oraz bliźniaki z sąsiedztwa Krzysztof i Weronika. Z uśmiechami na ustach zeszliśmy z głównej drogi i ruszyliśmy w stronę opuszczonej rudery.

- Może jednak lepiej iść dalej do domu? Rodzice będą się wkurzać, a poza tym dom może się zawalić - Zaczęła się obawiać Kaśka.

-No co ty, rodzice wiedzą, że po zakończeniu będziemy świętować, a dom nie jest aż w tak złym stanie - uspokoił dziewczynę Piotrek, który był rok starszy od nas. - Nic nam nie będzie, tylko chwilę nam to zajmie...

Drzwi nie były zamknięte, trzymał je od wewnątrz tylko mały skobelek, który odskoczył, gdy uderzyłem lekko pięścią w drzwi. Weszliśmy powoli. Najpierw Piotr, potem ja i Arek, za nami Krzysiek, na końcu szły powoli dziewczyny. Pierwsza była sień. Pusta, ponura, zimna i ciemna. Nic ciekawego. Rozejrzeliśmy się i ruszyliśmy dalej. Wtem Krzysiek zaczął się dziwnie jąkać i wydukał:

-Cho-cho-chodźmy stąd lepiej...

-No co ty, Krzychu, strach cię obleciał, czy też widziałeś ducha w oknie?

Chłopak głośno przełknął ślinę, po czym powiedział

-Nie w oknie, tylko w lustrze.

Po czym trzęsącą się ręką wskazał oszkloną ramę, zza której... łypały dziwne oczy. Najodważniejszy Piotrek wyraźnie wystraszony przyjrzał się lustru w sieni, które wcześniej zakurzone i częściowo zbite nie zwracało niczyjej uwagi. Dziewczyny zbladły, gdy dostrzegły również oczy w lustrze. Najstarszy z nas przetarł ręką kurz z lustra i pokazał nam warstwę brudu, zaczął się śmiać i powiedział:

-Te, Krzysiek, przejrzyj się teraz w tym lustereczku...

Zobaczyliśmy, że "lusterko" było tak naprawdę przeszklonym obrazkiem przedstawiającym kobietę w wieku ok. 30 lat, z bardzo ładnie namalowanymi oczami. Dziewczyny się powoli uspokoiły, reszta też odetchnęła z ulgą. Nawet Krzysiek zaczął się śmiać. Przeszliśmy następne, tym razem rozwarte drzwi z sieni do małej izby.Kiedy cała szóstka już w niej była, drzwi domknęły się. Pomyśleliśmy, że to stary zawias miał zepsutą sprężynę która niepotrzebnie się odginała. Izba była skromnie wyposażona: kilka szafek, stół, piec kaflowy, jedno krzesło i ... łóżeczko dla dziecka.

To było dziwne, ale nie przejmowaliśmy się tym. Na półce stało kilka książek i stare, przedwojenne radio. Arek przeglądał książki, dziewczyny otworzyły szafę, Krzysiek przetrząsał szuflady a Piotrek zaczął ustawiać radio. Nagle zaczęło ono trzeszczeć, a potem grać jakąś starą, dziwną muzykę. Weronika poprosiła Piotrka, żeby przyciszył, ale on nic nie mógł zrobić. Pewnie zepsuta gałka, pomyślał. Szukał kabla, ale... w tym domu nie było ani jednego gniazdka, kabel swobodnie zwisał za półką, a dźwięk się nasilał. Popatrzyliśmy po sobie...

-Czas chyba się stąd zwijać - Zadecydowała Kaśka.

Zgodnie stwierdziliśmy, że ma rację i podbiegliśmy do drzwi. były głucho zamknięte,a w zamku nie było klucza. Przerażeni zaczęliśmy krzyczeć i walić w drzwi, po chwili jednak Arek wymyślił, żeby zbić szybę w okienku izby. Wziął w tym celu starą glinianą, ciężką doniczkę z parapetu i z całej siły rzucił w okno. Doniczka posypała się w kawałki, a na oknie nie było ani rysy.

-Co to za okna? - Spytała przerażona Weronika

Nie wiem, ale to dziwne. - Odpowiedział Piotrek. Po chwili usłyszeliśmy skrzypienie. Kołyska w kącie zaczęła się poruszać, a po chwili rozległ się pośród ciszy płacz dziecka. Kaśka zaczęła płakać, Weronika po chwili też. Krzysiek z wytrzeszczonymi oczami patrzył na przyspieszającą, ale nadal pustą kołyskę a reszta z nas bezskutecznie próbowała forsować to drzwi to okno. Po kilku minutach drzwi nagle puściły, jakby nigdy nikt ich nie trzymał, a my (którzy akurat próbowaliśmy taranem je wyważyć) wypadliśmy z impetem z izby, padając wprost pod ramę starego obrazu. Pierwsza Weronika zwróciła uwagę, że... rama była oprawą dla zwykłego lustra, za którym nic się nie kryło, obrazu nie było. Za to ucichł płacz dziecka, drzwiczki do izby szybko się zamknęły, a my prędko wybiegliśmy z tego dziwnego domu, który chwilę potem się zawalił. Gdy to się zdarzyło, byliśmy już dość daleko od niego. To było na uboczu, więc nikt nie widział, że byliśmy w tym domu. Biegiem uciekliśmy stamtąd i nigdy nikomu nie powiedzieliśmy, że byliśmy w tym domu przed jego zawaleniem. Dwa dni potem była tam firma budowlana, która rozebrała dom i nie zostało po nim nic. Nic, poza dwoma marmurowymi blokami, których wcześniej nie było widać, a były za domem. Po roku poszliśmy tam powspominać i podeszliśmy do płyt. Na mniejszej widniał wygrawerowany krzyż i napis:

Tu spoczywa Maciuś Lubucz, zmarły 23 marca 1935 roku z wycieńczenia, z winy matki. Po napisem leżały dwa bardzo stare i rozbite znicze. Obok, na większej wyryto:

"Tu spoczywa grzesznica - Helena Lubucz, która nie dopilnowała dziecka, a to zmarło z głodu po tym, jak kobieta na dwa dni wyjechała z domu, zostawiając dziecko bez opieki. Za karę zamknięta przez miejscowych ludzi i zagłodzona w swoim domu, pogrzebana przy dziecku"

Początkowo wystraszyliśmy się tego, ale potem postanowiliśmy co roku w dzień Wszystkich Świętych składać się na znicz, który od tamtej pory pali się na grobie dziecka, oraz na grobie jego matki...

Oznacz jako: przeczytane ulubione chcę przeczytać

Komentarze

Super!!
Odpowiedz
Bardzo dobra opowieśc
Odpowiedz
W starym - niezamieszkanym od dawna - domu ktoś włącza radio i nikogo to nie dziwi. Dziwią się dopiero gdy tego nie da się ściszyć... Następnie choć radio według opisu ciągle gra głośniej, to jest cisza i płacze dziecko (a co z radiem?). Koniec zwieńcza zawalenie się domu, praktycznie w ostatnim momencie, a po roku odkrycie, że za domem stoją nagrobki... Serio? Nie licząc tandetności końcówki w tamtych czasach nie chowano ludzi na cmentarzach?
Odpowiedz
Fajne, trzyma w napięciu, a tak btw żal mi tego dziecka :(
Odpowiedz
Hej, hej! :) nie smutaj! To tylko historia ;)
Odpowiedz
Effy Morisko Ja wiem, ale po prostu jest niesamowita ;)
Odpowiedz
Straszne nie jest, ale dobrze się czyta.
Odpowiedz
Wow, kto pisze tak na nagrobkach?
Odpowiedz
A ja liczyłam na coś bardziej strasznego. Na przykład ,że któryś z was umrze czy coś .. ;-;
Odpowiedz
Ja tez ;-;
Odpowiedz
Dobre i dość straszne... ;)
Odpowiedz
straszne to bylo
Odpowiedz
Straszne to jest twoje profilowe!! :((
Odpowiedz
bardziej by mnie przekonała gdyby było dodane ''na faktach''
Odpowiedz
Lubucz? A może Lubicz? XD
Odpowiedz
NIe mozli8we bo to legendy
Odpowiedz
WOw traszne ale to naprawde sie stało ???
Odpowiedz
Oczywiście że nie! -.-
Odpowiedz
Zaloguj się, aby dodać komentarz.

Inne od tego autora

Archiwum

Najnowsze i warte uwagi

Artykuły i recenzje