Historia
Horrorarium
- Przedobrzyłeś - westchnął Naczelny - wiem, że napisanie tego tekstu zajęło ci prawie rok, ale trzeba kolejnego roku, by go zmęczyć. To jest zwyczajnie niestrawne. Jednak - zaakcentował to słowo - nie martw sie, jeszcze nic straconego. Mam propozycję.
- Ultimatum?
- Na miłość boską, wyluzuj, chłopie! Przecież wiesz, że nigdy cię nie oszukałem! Umawiamy się tak: za miesiąc przynosisz mi nowiutkie, ładniutkie i, przede wszystkim, nadające się do czytania opowiadanie, a ja puszczam je jako hit numeru; do tego daję wywiad z tobą nagłaśniający twój wielki come back i zapowiadający kolejne osiągnięcia...
Nie mam pojęcia, dlaczego się zgodziłem, bo na pewno nie z powodu pokaźnej zaliczki, którą otrzymałem parę minut po tym, jak powiedziałem OK. Szybko przekonałem się, że podejmując się roli wyrobnika, który ma Sztukę za nic, dałem się wpędzić w pułapkę.
Niczym skazaniec ślęczałem przed komputerem, próbując wymyślić coś, co spodobałoby się czytelnikom, ale wychodziły z tego jakieś totalne bzdury niewarte kosza, do którego jedna po drugiej trafiały. Dwadzieścia godzin przed umówionym terminem nie miałem nawet tytułu.
Dzień niepostrzeżenie zmienił się w wieczór, a ten z kolei w noc. Głośne tykanie wiszącego na ścianie zegara przypominało wybijany na werblu wstęp do egzekucji. Światło przesączające się przez abażur lampki nocnej padało na leżącą na biurku klawiaturę. Znużony mrugałem powiekami, a potem zamknąłem je na dobre.
Obudził mnie jakiś odgłos - jakby rozdzieranego papieru. Drukarka wypluła z siebie zadrukowaną kartkę, którą bez zastanowienia wziąłem do ręki i odczytałem nagłówek: Horrorarium. Dalej tekst, a pod nim moje imię i nazwisko, ale kiedy, do cholery, ja to napisałem? We śnie?!
Przez chwilę zdawało mi się, że w szczelinie podajnika drukarki kryje się przejście do innego, mrocznego wszechświata - ujrzałem szklane misy pełne wyłupionych oczu i wyrwanych języków, rozwałkowane zwłoki i uwijające się wśród tego wszystkiego fosforyzujące węże; przez ścianę prześwitywało parujące mokradło, a zanurzone w nim oślizgłe stwory czekały jedynie na okazję, by pochwycić mnie i wciągnąć do swojej krainy - ale przypomniałem sobie, gdzie jestem i przegnałem te niedorzeczne majaki.
W miarę zapoznawania się z tekstem, zaczynałem coraz poważniej zastanawiać się, czy na pewno nie ja jestem jego autorem, gdyż frazy, a nawet pojedyncze sformułowania brzmiały aż do bólu znajomo - jakby ktoś podzielił na drobne fragmenty wszystko, co dotąd stworzyłem i złożył je na nowo tak, aby zrosły się w przerażającą całość. Mimo tego, że siedziałem w filcowych, podszytych futrem kapciach, czułem, jak skondensowana fala chłodu zalewa moje ciało, ogarniając stopy, nogi, plecy, by rozpłynąć się w koniuszkach palców.
"Weź się w garść - przekonywałem swoje odbicie w lustrze monitora - wreszcie masz szansę zaistnieć poza gettem, być dostrzeżonym, docenionym, nagrodzonym..."
Resztę historii już znacie - w końcu cała ludzkość musiała zapłacić za to, że Horrorarium zostało opublikowane.
Komentarze