Historia

Dzień odkupienia część II

nicholas hunt 5 9 lat temu 1 974 odsłon Czas czytania: ~5 minut

Link do części pierwszej: http://straszne-historie.pl/story/9279

Ciężka kanonierka klasy Kruk

ok. 2000 m nad punktem Aspho

8 lat po Dniu Odkupienia

godz. 13:53

Oya'cye.

Kyr'am.

Mare'cye.

Darasuum.

Oya! Oya!

Kote, darasuum kote.

Te racin ka’ra juaan kote!

Życie.

Śmierć.

Objawienie.

Wieczność.

Żyjmy! Zapolujmy!

Chwała, wieczna chwała.

Gwiazdy zbledną przy naszej potędze!

Przedział pasażerski Kruka był prawie pusty. Sierżant Darren, kapitan Antonow, trzech komandosów husarii i kilku oficerów z "Lewiatana" zajmowali miejsca na fotelach lotniczych naprzeciw siebie. Raptem osiem osób, nie licząc dwójki pilotów.

Kruk wyglądem przypominał śmigłowiec bojowy. Przewyższał go jednak pod względem pojemności i siły ognia dwóch stacjonarnych ckmów kalibru 3,47 cm, wyrzutni rakiet oraz działka p.lot. Ponadto mógł służyć jako bombowiec lub stacjonarne centrum dowodzenia.

Teraz spełniał tę drugą funkcję. Sierżant przyglądał się metalowym pojemnikom, w których znajdował się sprzęt operacyjny. Kapitan razem z jednym ze starszych oficerów rozpostarli na kolanach mapę i dyskutowali o czymś łamaną polszczyzną. Dar nie do końcu rozumiał jaka będzie jego rola w operacji. Był zwykłym sierżantem, służył w piechocie morskiej jako zwiadowca, nie należał nawet do husarii. Zupełnie nie pasował do zebranych w przedziale.

Nieuchronnie zbliżali się do punktu zrzutu. Kruk zatoczył koło nad zgliszczami Trójmiasta. Niegdyś tętniąca życiem, licząca ponad milion mieszkańców metropolia. Teraz z ziemi wystawały kikuty budynków, płaty spalonej przestrzeni i kępki osmalonych pni. Podchodzili do lądowania na terenie dawnej stoczni, Dar z trudem ją rozpoznał bez charakterystycznych dźwigów – fala uderzeniowa powaliła nawet te kolosy, a 8 lat kwaśnych deszczów zrobiło swoje, zamieniając je w rude, podziurawione szkielety. Od granic betonowego falochronu, aż po horyzont rozpościerało się chorobliwie zielone morze.

Dar, nałożywszy na siebie odzież ochronną wysiadł jako pierwszy i powoli przesunął dokoła licznikiem Geigera. Dało się słyszeć niepokojące trzaski. Promieniowanie było wysokie, ale nie osiągało stopnia krytycznego. Ogólnie rzecz biorąc jak na zagładę nuklearną nie było źle.

– Czysto – powiedział, uaktywniając komunikator wbudowany w maskę gazową. Dołączyła do niego reszta oddziału. – Czego właściwie szukamy, sir?

Spojrzał w kierunku sea towers. Jakimś cudem to cholerstwo przetrwało, choć większość szyb niegdyś potężnych drapaczy chmur była już tylko wspomnieniem, a szczyt dosłownie wyparował wraz z kilkoma piętrami.

– Śladów życia, mamy odgórny prikaz sprawdzić, czy ktokolwiek przeżył – odparł Antonow.

– To misja ratunkowa, sir? – dociekał Dar.

Nikt mu nie odpowiedział. I nie zdziwiło go to. Był żołnierzem, miał wykonywać rozkazy, nie zastanawiać się nad ich sensem. Coś jednak wzbudziło jego niepokój. Zdjął lśniący, czarny automat kałasznikowa z ramienia i sprawdził magazynek – pełny. Od tej chwili niósł go jednak w gotowości.

Ciszę przedarł ryk silników startującego kruka. Kapitan polecił pilotom obserwacje miasta z góry, mogliby po prawdzie użyć do tego sensorów "Lewiatana" lub jakiejkolwiek innej z czterdziestu ośmiu jednostek gwiezdnej floty, gdyby nie trujące, radioaktywne chmury, przesłaniające całą środkową Europę.

Dar przez chwilę podziwiał piękno maszyny. Tło martwego miasta nadawało smukłej, czarnej kanonierce niezwykły, surrealistyczny wygląd. Kruk – niemiecka precyzja i amerykańskie zamiłowanie do zabójczych zabawek. W całej flocie Polski było ich zaledwie kilkanaście. Oddział ruszył na spotkanie ruin.

Przez dwie godziny posuwali się w kierunku centrum miasta przez zniszczone ulice i alejki, które przywodziły na myśl arterie gigantycznego organizmu. Co jakiś czas cofali się, gdy natrafiali na krytycznie wysoki poziom promieniowania. Osłaniali się nawzajem przed wyimaginowanymi przeciwnikami. Place, drogi i chodniki były przykryte kośćmi tych, którzy mieli szczęście znaleźć się w strefie zero – ich śmierć trwała ułamek sekundy. Ocalali umierali przez wiele tygodni, jeśli nie znaleźli osłony przed promieniowaniem.

Sierżant zaglądał do samochodów i ruin z tą samą niezdrową fascynacją, która każe człowiekowi obserwować płomienie trawiące budynek. Zauważył coś nietypowego. Samochód osobowy, w środku pięć trupów, prawdopodobnie dwoje rodziców i trójka dzieci, lecz nie to przyciągneło jego uwagę. Kolorowe zdjęcie rodziny spędzającej czas nad morzem. Małżeństwo około trzydziestki, dwie dziewczynki i chłopiec, wyglądali na szczęśliwych. Darren nie miał rodziców ani rodzeństwa, wychowywali go dziadkowie zastanawiał się często jak to jest, żyć w normalnej rodzinie.

Co ciekawe auto zostało całkowicie strawione przez ogień, a mimo to zdjęcie ocalało. Sięgnął do środka i wyciągnął je.

– Co się stało sierżancie? Zostaliście szabrownikiem? – krzyknął jeden z komandosów, zdaje się, że nazywał się Roman.

W czasie, gdy on się zatrzymał reszta oddziału zdąrzyła dojść do końca ulicy. Dar schował zdjęcie do kieszeni na piersi i ruszył biegiem w ich kierunku. Znaleźli się na otwartej przestrzeni, budynki po obu stronach ulicy zwyczajnie zmiotło. Licznik oszalał, gdy przeszedł obok leja po bombie, leżącego na środku drogi. W ruinach dostrzegł ruch.

Przez dziurę w spopielonych drzwiach wybiegł włochaty kształt wielkości psa. Odruch był szybszy niż myśl, sierżant wystrzelił z automatu serią. Kule przeszły na wylot. Pod jego nogami upadł ogromny szczur. Spod skłębionej sierści wielkimi strugami płynęła krew.

Członkowie oddziału podeszli bliżej, jeden z oficerów zaczął chichotać, a Roman poklepał Dara po ramieniu i uśmięchnął się szeroko. Sierżant zmienił magazynek i zarepetował automat, po czym sam się roześmiał. Więc stali tam, w martwym mieście, pośród martwych mieszkańców, śmiejąc się jak idioci, przy martwym szczurze. Tylko Antonow nie uległ ogólnej wesołości.

– Zawrzeć gęby! – krzyknął. Całkiem blisko usłyszeli szmery, popiskiwanie i dźwięk wydawany przez osuwający się gruz. Zanim się zorientowali byli otoczeni. Pomiędzy ruinami przebiegały kolejne stworzenia. Przyglądały się im setki krwisto-czerwonych ślepi, szczury wąchając powietrze, poruszały nerwowo pyskami. Nikt się już nie śmiał. Utworzyli formację koła. Pierwszy rząd tworzyli komandosi oraz Darren, kucnęli, złożyli się do strzału. W środku byli oficerowie i Kapitan. Ktoś wzywał kruka.

Stworzenia zacieśniły krąg wokół nich i ruszyły do ataku. Osiem automatów jednocześnie pluło seriami. Pierwsza linia atakujących załamała się, ale na miejsce każdego zabitego mutanta przybywały dwa następne, powoli, ale nieustannie zmniejszały odległość. Już tylko parę metrów dzieliło broniących się od najbliższych gryzoni.

Powietrze rozdarły wirniki Kruka. Pociski smugowe rozrywały szczury na strzępy, jednocześnie maszyna schodziła coraz niżej. Antonow cisnął wianek granatów w spore skupisko stworzeń, wybuch podrzucił je w górę. Ckm kanonierki zalał stado ołowiem. Jedna z bestii dopadła husarza tuż obok Dara. Nawet nie zauważył kiedy w jego dłoni znalazł się nóż, teraz liczyło się tylko powstrzymanie wroga.

Dźgał gryzonia w łeb, ale kość czaszki była zbyt twarda, aby ją przebić, czuł jak klinga się z niej ześlizguje. Jedno ze ślepi wlepiło w niego spojrzenie, wbił w nie nóż, aż po rękojeść. Poczuł jak gorącą krew zalewa jego ubranie. Coś uderzyło go w w plecy, upadł. Była to fala uderzeniowa spowodowana wybuchem kolejnych granatów. Mutanty uciekały.

– Paszli w czortu! A prijti tu jeszczo raz kak ja tieba, uże proklataja! – wrzeszczał Kapitan, wyciągając zawleczkę kolejnego granatu – Nu pagadi!

Po chwili stali już na pustej drodze z Krukiem wiszącym nad ich głowami.

Koniec części II

P.S. Dzięki za słowa otuchy, mam nadzieję, że ta część spodoba wam się tak jak poprzednia. I przepraszam, bo czuję, iż tej części brakuje tego "czegoś". Nie miałem czasu odpowiednio się nią zająć, to w końcu koniec semestru, a ja mam zamaszyście prze*ebane. Kolejna wyjdzie nieco później, gdyż jestem zabiegany jak turecki pan Jezus :) przewiduję, że tak za 2-3 tygodnie.

Pozdrawiam, Nicholas Hunt.

Oznacz jako: przeczytane ulubione chcę przeczytać

Komentarze

No i przepadło, czy mi się wydaje? Nie ma nic więcej, kolejnych części? Wreszcie coś mnie wciągnęło, a tu- bum- martwe szczury i nie mam czym karmić swojej wyobraźni.
Odpowiedz
Drugą część też mi się podobała. Czekam na nastepną :)
Odpowiedz
Tak jak wczesniej, nie przestawaji kontynuuj opowiesc! :p
Odpowiedz
Zaraz po Pani z Pomarańcza, najlepsza rzecz jaka czytałam. Nie moge sie doczekać kontynuacji.
Odpowiedz
Hmm, moim zdaniem ta część jest po prostu dobra :) Być może, tak jak mówisz, brakuje jej tego "czegoś" ale ja nie mam raczej żadnych zastrzeżeń :D
Odpowiedz
Zaloguj się, aby dodać komentarz.

Inne od tego autora

Archiwum

Najnowsze i warte uwagi

Artykuły i recenzje