Historia

Heban

czarna pani 98 6 9 lat temu 4 398 odsłon Czas czytania: ~5 minut

(To moje pierwsze opowiadanie tutaj, liczę na szczerą do bólu krytykę)

Próbowałem sobie wmówić, że ona tylko śpi.

Hebanowe włosy, spływające dumnymi kaskadami na blade ramiona i okalające prawie alabastrową twarz, zdawały się delikatnie poruszać. Jasne powieki, które skrywały kiedyś pełne życia i ciekawości, dzisiaj jedynie szare oczy, były dokładnie otoczone długimi, czarnymi rzęsami. Tworzyły one subtelne cienie, odwracające uwagę od delikatnego garbku na nosie, kierując wzrok na blade, kształtne usta. Zawieszony na szyi medalion miał przypominać dziewczynie wieczną miłość jej zmarłych rodziców. W porównaniu do czarnej sukienki, jedynie miejscami udekorowanej krwistoczerwonymi ozdobnikami, skóra zdawała się lśnić.

Przeniosłem wzrok na okno. Kochałem Wiktorię i nie potrafiłem teraz na nią patrzeć, bo w obliczu zaistniałej sytuacji byłem kompletnie bezsilny. Nie umiałem jej pomóc i to bolało mnie najbardziej.

Zza przybrudzonej szyby ujrzałem zwykłą, szarą codzienność. Zdziwiło mnie, że przez te dwa dni świat się nie zmienił, bo mógłbym przysiąc, iż w tym czasie już kilka razy się skończył. Słońce delikatnie przebijało swoje promienie przez cienką zasłonę chmur. Mimo że znajdowałem się na obrzeżach miasta, ruch dzisiaj był wyjątkowo spory. Ludzie przewijali się jak mrówki, każdy zajęty swoim małym-wielkim światem. Wśród tłumu spostrzegłem właściciela miejscowej księgarni. To właśnie tam spotkałem ją po raz pierwszy. Gdy wszedłem, Wiktoria pytała księgarza o „Dzieła Zebrane”. Kątem oka spostrzegłem tomik, więc postanowiłem podać go dziewczynie. Kiedy przypadkowo musnąłem jej dłoń, moje ciało przeszedł elektryzujący dreszcz. Zawsze myślałem, że takie rzeczy zdarzają się tylko w kiepskich romansidłach, czytanych przez moją siostrę, dlatego zdziwiłem się, iż mogłem doświadczyć tego na własnej skórze. Spojrzałem w szare oczy dziewczyny i zatopiłem się w nich, dopóki ona nie odwróciła wzroku. Szybko zapłaciła za książkę i prawie wybiegła ze sklepu. Chciałem ją dogonić, ale przepadła.

Księgarz zniknął mi z oczu. Jakieś małe dzieci ściągając się na rowerach minęły fontannę. Siedziała wtedy na niskim, bladoszarym murku okalającym stojące po kostki w wodzie, kamienne rodzeństwo, chroniące się przed ciągle spływającą wodą, parasolką, której farba już dawno się skruszyła. Peleryna czarnych włosów zasłaniała czytany przez dziewczynę tomik. Była tak pochłonięta lekturą, że zauważyła mnie, dopiero, gdy mój cień pokrył światło padające na otwartą książkę. Powoli podniosła głowę, ponownie spoglądając na mnie szarymi oczami. I znów w nich utonąłem. Zdezorientowana podniosła się i pewnie ponownie planowała odejść. Tym razem nie pozwoliłem jej na to. Cicho poprosiłem, żeby została jeszcze przez chwilkę. Wiedziałem, że mam mało czasu i że już nigdy mogę jej nie spotkać. Dlatego musiałem działać szybko. Wyznałem dziewczynie, co do niej czuję od pierwszego spotkania. Spytałem ją, czy kiedykolwiek moglibyśmy się znów zobaczyć. Zgodziła się. Odchodząc, pozostawiła mnie sam na sam z myślami. Gdy potem zastanawiałem się, jak ją namierzyć, z kieszeni wypadł mi arkusik z zapisanym na fioletowo numerem telefonu.

Nie potrafiłem dłużej patrzeć na fontannę, radość znajdujących się tam ludzi dawała mi się we znaki, zabolała. Dużo dalej szło starsze małżeństwo. Mężczyzna właśnie wręczał kobiecie bordową różę. Nie miałem pomysłu na randkę. Zadzwoniłem do niej i zaplanowaliśmy spotkać się na mieście, ale nie wiedziałem, co dalej. Byłem gotowy przebywać z Wiktorią gdziekolwiek, byśmy tylko byli razem. Wierzyłem, że to ona wyjdzie z jakąś ciekawą inicjatywą. Mieliśmy zobaczyć się się przy tej samej fontannie. Czekała na mnie, znów czytając, mimo że przyszedłem przed czasem. Nim spojrzałem dziewczynie w oczy, wręczyłem jej burgundową różę. Przyjęła ją, jakby był to największy skarb. Zabrała mnie na spacer do parku. Mimo że byłem tam nie raz, z dziewczyną poznawałem to miejsce na nowo. Pod koniec spotkania przełamałem się i postanowiłem wyznać dziewczynie miłość. Wysłuchała mnie, po skończonej wypowiedzi prawie niesłyszalnie komentując „Niech nie ślubuje przebrnąć przez ciemność nocy, ten, kto nie widział jeszcze zmroku”.

Staruszkowie zniknęli za rogiem jakiegoś budynku. Mój wzrok przeniósł się na skrzypka próbującego swoją grą zarobić na życie. Melodia, którą płynęła spod jego smyczka fragmentami przypominała ulubioną piosenkę Wiktorii. Smutne brzmienia zgromadziły grupkę turystów. Jeden z nich wyciągnął aparat, by uwiecznić ulicznego artystę. Mój umysł cofnął mnie w czasie do dłuższej wycieczki, którą zrobiliśmy sobie kiedyś z ukochaną. Było upalne popołudnie. Wyjechaliśmy daleko poza miasto i szliśmy wzdłuż górskiego strumienia, na celu mając naszą ukochaną łąkę. Wiktoria, co chwilę zatrzymywała się, by zrobić zdjęcie jakiegoś leśnego stworzenia albo rośliny, wychodziło jej to naprawdę dobrze, dlatego nie śmiałem przeszkadzać. Miała już na koncie kilka wystaw i wygranych konkursów, a ciągle rozwijała się w swojej pasji.

Nasz związek był już bardziej zażyły niż na początku. Spędzaliśmy ze sobą prawie całe dnie i nie nudziła nam się wzajemna obecność. Kochałem ją taką, jaka była- często ubrana na czarno, ciekawa świata i zazwyczaj nawet zbyt dokładnie lustrująca go swoimi niesamowitymi, szarymi oczami. A gdy mimo narastającego zmęczenia, szczęśliwi dotarliśmy do celu, w ciągu kilku minut niebo zasłały ciemne chmury, z których zaczął padać deszcz, niejednokrotnie przeszyty błyskawicami. Żadne z nas nie miało ochoty zmoknąć, dlatego nadal śmiejąc się, wbiegliśmy do pobliskiej jaskini. Nie posiadaliśmy żadnego źródła światła, więc musieliśmy liczyć tylko na blask piorunów. Spojrzałem na Wiktorię. Chowając aparat do futerału, z mokrymi strąkami zamiast czarnych włosów wyglądała jeszcze naturalniej. W normalnych okolicznościach nigdy bym sobie na to nie pozwolił, ale dzisiaj miałem wrażenie, że cieniutka bariera odgradzająca ją ode mnie zniknęła. Zawsze dziewczyna podejmowała decyzje w naszym związku, ja im jedynie z chęcią podlegałem. To Wiktoria zadecydowała, kiedy pierwszy raz dotknęliśmy swoich dłoni, jej wyborem było nasze pierwsze przytulenie się. Tak jakby spełniała moje niewypowiedziane prośby z pewnym opóźnieniem. Jednak dzisiaj to ja postanowiłem zadecydować. Powoli zbliżyłem się do niej, dając znać, o co mi chodzi. Nie protestowała, nie oddaliła się, dlatego najpierw ją czule przytuliłem. Chyba zrozumiała moje intencje, bo odsunęła swoją twarz od mojej i spojrzała mi prosto w oczy. Po chwili zrozumiałem, że końcowa decyzja należy do mnie. Zamknąłem oczy i nie zastanawiając się po raz kolejny, delikatnie przylgnąłem moimi wargami do jej ust. Pocałowaliśmy się krótko, spokojnie, ale i z czułością. Może i powtórzylibyśmy to, lecz zza chmur nagle wychyliło się słońce. Znów wtuliliśmy się w siebie, usiedliśmy i wpatrywaliśmy się w tęczę, którą po niedługim czasie zastąpił zachód.

Grupy turystów się zmieniały, ale tak jak w moich wspomnieniach, tak i w rzeczywistości nastąpił zmierzch. Koniec dnia boleśnie przypomniał mi, dlaczego tu jestem. Znów spojrzałem na moją wieczną miłość. Hebanowe włosy, spływające dumnymi kaskadami na blade ramiona i okalające prawie alabastrową twarz, zdawały się delikatnie poruszać.

Próbowałem sobie wmówić, że ona tylko śpi.

Oznacz jako: przeczytane ulubione chcę przeczytać

Komentarze

Jest ciekawe, jednak, jeśli mogę coś doradzić, zrezygnuj z tylu ozdobników - hebanowe, krwistoczerwone, dumne kaskady... to wprowadza niepotrzebną egzaltację do ciekawej historii. Zrozpaczony śmiercią ukochanej mężczyzna raczej nie miałby tak ozdobnych myśli :). Krótkie zdania bez niepotrzebnych przymiotników mają o wiele większą siłę wyrazu. Mniej znaczy więcej :). Pozdrawiam!
Odpowiedz
fajne ale to raczej nie jest pasta tylko love story ze smutnym zkończeniem pzdr
Odpowiedz
Bardzo ciekawe i mroczny wilk ma racje 2ga część musi być straszna i opisywać śmierć Wiktorii .
Odpowiedz
Fajnie napisane. Wg. mnie mogłoby przejść na główną, gdybyś zagwarantowała, że w następnej części opiszesz przerażającą śmierć Wiktorii. To musi być straszna historia. Nie zwykłe love story.
Odpowiedz
Opowiadanie jest dość... ciekawe choć nie było straszne ale gramatycznie było napisane idealnie.
Odpowiedz
Nie zrozum mnie źle, napisane świetnie, ale czy to jest straszne? Oj nie wiem, zastanowimy się :)
Odpowiedz
Zaloguj się, aby dodać komentarz.

Inne od tego autora

Archiwum

Najnowsze i warte uwagi

Artykuły i recenzje