Historia

Skąpiec

Mroczny Wilk 9 9 lat temu 10 143 odsłon Czas czytania: ~7 minut

Witajcie. Pozwólcie, że się przedstawię. Mam na imię Tomek, ale sam wolę, żeby ludzie nazywali mnie Tom. Bardziej mi to odpowiada. Od dziecka jestem chyba największym skąpcem, jakiego ten świat widział.

Gdy miałem pięć lat, przez swoją chciwość zabiłem „niechcący” swojego młodszego o rok brata - Artura. Byłem w swoim pokoju i poczułem chęć na coś słodkiego. Zajrzałem do swojej szafki, w której powinna być mleczna czekolada. Dostałem ją tydzień wcześniej od swojej ciotki. Nie było jej. Wiedziałem, że to sprawka Artura. Właśnie był w łazience i zamierzał się do mycia zębów. Spytałem go o czekoladę, a ten spuścił wzrok. Byłem pewny, że to on ją zjadł. Próbował się tłumaczyć, ale nic to nie dało. Popchnięty przez gniew, chwyciłem go za głowę i uderzyłem nią o krawędź zlewu. Dopiero gdy upadł nieprzytomny na podłogę, a z jego rozbitego czoła popłynęła krew, zrozumiałem, co zrobiłem. Jako malec nie miałem pojęcia, co robić. Rodzice gdzieś wyszli, a nas w nieodpowiedzialny sposób zostawili samych. Artur stracił tak wiele krwi, że nie było już dla niego ratunku. Zalałem się łzami i upadłem przy ciele mojego braciszka. Kiedy wrócili rodzice, od razu zauważyli, co się stało. Do niczego się nie przyznałem. Powiedziałem im, że pewnie się poślizgnął i uderzył w zlew.

Ale to już całkiem inna historia. Nie o tym mam zamiar wam opowiedzieć.

Obecnie mieszkam na Podkarpaciu. Jestem samotnikiem. Nie chcę się z nikim dzielić. Mój drewniany dom znajduje się w środku lasu. Otacza go mojej gospodarstwo razem z polami. Całą moją posiadłość ogrodziłem wysokim, stalowym płotem. Nie obchodziła mnie jego cena. Ważne było, aby nikt nie mógł mnie okraść. Wokół tego wszystkiego rozciąga się połać potężnego, liściastego lasu.

Rzadko opuszczam swoje terytorium. Staram się być niezależny. Sam produkuję sobie jedzenie, mam panele słoneczne i wiatraki, dzięki którym zdobywam prąd. Ludzie nazywają mnie starym dziwakiem, ale pomimo tego cenią moje plony. Nie utrzymuję żadnych znajomości. Po co marnować czas dla ludzi, skoro nie ma z tego żadnych korzyści?

Moim jedynym towarzyszem jest pechowy owczarek niemiecki. Wabi się Rud, adekwatnie do koloru swojej sierści. Poza tym mam krowy, kury, kaczki i świnie, ale traktuję je tylko jako źródło zarobku i wyżywienia. Oczywiście posiadam wszelakiego rodzaju sprzęty rolnicze. Na szczęście nie muszę jeździć nigdzie po paliwo. Mam własny, podziemny zbiornik, którego zawartość wystarczy mi jeszcze na długi czas.

Ale przejdźmy już do wydarzeń, o których ciałem wam opowiedzieć.

Był chłodny, zimowy wieczór. Otulony przez kojące ciepło bijące z kominka, siedziałem w swoim ulubionym fotelu i czytałem horror o psychopacie, który porywał ludzi i wrzucał ich do klatek z dzikimi zwierzętami. Książka była dosyć ciekawa, ale po dłuższym czytaniu zaczęła mnie nużyć.

Wyjrzałem przez okno. Wszystko zaczęły pokrywać płatki puszystego śniegu.

„Nareszcie” – pomyślałem. Ucieszyłem się, bo był już styczeń, a dotąd nie pojawił się jeszcze śnieg.

Otworzyłem drzwi na dwór, aby spojrzeć na termometr przymocowany do jednej z dębowych kolumn na ganku. Było -6°C. Nagle coś przebiegło za mną. Obejrzałem się. To był Rudy, wybiegł na dwór.

– Cholera jasna – mruknąłem pod nosem. – Rudy, ty głupi psie, popierdoliło cię do reszty? – zawołałem za nim. – Wracaj do środka.

Mimo nawoływań, owczarek nie wracał. Wybiegł przez bramę i zniknął pomiędzy drzewami. W tej chwili przypomniałem sobie, że zostawiłem ją otwartą. Wróciłem do środka, licząc na to, że Rudy się wybiega i wróci zmęczony do domu. Każdy przecież potrzebuje przynajmniej odrobiny wolności i beztroski.

Zaczęło robić się ciemno. Włączyłem telewizor i zacząłem się rozglądać za jakimiś newsami. Nie działo się nic ciekawego. Zrezygnowany poszedłem do kuchni i wstawiłem wodę na herbatę.

Czekając aż woda zacznie się gotować, stanąłem przed oknem. Warstwa śniegu mogła mieć już kilkanaście centymetrów. Przestawało padać. A pies nadal nie wracał. Pomyślałem, że jak nie wróci rano, to pójdę go poszukać. Zimno na dworze opychało wszystkie myśli o wyjściu na dwór. Obawiałem się także, że brama przymarznie, a następnego dnia nie będę w stanie jej ruszyć.

Zjadłem kolację, umyłem się i położyłem się spać.

Obudziłem się w pełni wypoczęty. Zjadłem kilka kanapek i ubrałem się. Wyjrzałem na dwór. Rudego nadal nigdzie nie było. Nałożyłem kurtkę i czapkę. Ruszyłem w kierunku bramy. Nie widziałem nigdzie śladów psa. Wszystkie tropy zatarł śnieg. Moje przeczucia się sprawdziły. Brama przymarzła tak, że nie dało się przesunąć jej w żadną stronę nawet o centymetr.

„No trudno. Zajmę się tym później.” – pomyślałem.

Poszedłem kilkadziesiąt metrów w głąb lasu, nim ujrzałem Rudego. A raczej to, co z niego pozostało. Pies wydawał się być pozbawiony krwi. Jednak nie widziałem żadnych ran na jego ciele, które skamieniało przez mróz. Jego pysk był nienaturalnie wykrzywiony.

Nagle usłyszałem odgłos kroków. Coś szło w moim kierunku. Rozejrzałem się, ale niczego nie zauważyłem. Kroki stawały się coraz częstsze i szybsze. Jakieś stworzenie chciało mnie dopaść. Uznałem, że to ono zabiło mojego psa. Odwróciłem się w kierunku bramy i zacząłem panicznie uciekać. Nie wiedziałem co mnie goni, ale byłem pewien, że jak mnie dopadnie, to będzie mój koniec.

Stwór był tuż za mną. Będąc tuż przy bramie, potknąłem się i upadłem twarzą w śnieg. Szybko przeczołgałem się na swoją posesję i w dziwny sposób poczułem się bezpieczny. Usłyszałem syknięcie. Brzmiało to tak, jakby coś poparzyło stwora. Po chwili jęknął. Był niewidoczny, ale ślady zaczęły przesuwać się w głąb lasu.

Westchnąłem i obolały podniosłem się ze śniegu. Huczało mi w uszach, a serce biło niemiłosiernie głośno. Otrzepałem się z białego puchu. Ręce przy tym drżały mi, jakbym był pijany.

Doczłapałem się do domu. Miałem nadzieję, że to wszystko było efektem mojej spaczonej wyobraźni. Byłem przybity przez stratę swojego jedynego przyjaciela. Nie mogłem zostawić tak tej sytuacji. Postanowiłem zadzwonić na policję.

– Podkarpacki komisariat policji numer 17 – powiedział służbista. - W czym mogę pomóc?

– Dzień dobry. Tutaj Tomasz…

– Ach. To pan – rozpoznał mnie po głosie policjant. – Co się stało tym razem? Ktoś próbował znowu pana okraść? – zapytał sarkastycznie.

Muszę przyznać, że już wcześniej paranoicznie wydzwaniałem na policję, gdy zauważałem jakieś uszkodzenia przy płocie lub podejrzane ślady.

– Nie. Tym razem chciałbym zgłosić morderstwo jednego z moich zwierząt.

– Czy jest pan pewny, że…?

– Tak, jestem pewien, że nie zdechło samo – przerwałem mu.

Zadał mi po tym szereg rutynowych pytań dotyczących okoliczności zdarzeń.

– Dobrze, już wysyłamy jednostkę – odpowiedział poważnym głosem.

Rozłączyłem się, pozostało mi czekanie.

Po jakiś dwudziestu minutach usłyszałem odgłos silnika radiowozu, którego echo niosło się przez las. Wyszedłem na dwór. Podszedłem do bramy. Widziałem samochód jadący leśną drogą, ale po chwili zwróciłem uwagę na coś innego. Za pojazdem tworzyły się ślady stóp, a płatki śniegu odrywały się od reszty. W jednym momencie ślady pojawiły się tuż obok radiowozu, który został podrzucony od lewej strony. Przekoziołkował kilkanaście metrów i uderzył w drzewo.

Ogarnął mnie strach. Moje nogi zdrętwiały, a ja tylko stałem i patrzyłem jak osłupiały. Nie mogłem uwierzyć w to, co się działo.

Niewidzialne stworzenie wyrwało drzwi od pojazdu i wyciągnęło pierwszego policjanta. Mężczyzna był przytomny. Został chwycony najprawdopodobniej za gardło, za które łapał się rękami, jakby próbował oderwać od niego czyjeś ręce. Wyglądało to tak, jakby wisiał w powietrzu, wymachując nogami we wszystkie strony. Po chwili jego skóra zaczęła robić się coraz bledsza. Jego oczy zamknęły się. Stwór odrzucił go od siebie i wskoczył do samochodu, który zachwiał się przez to lekko. Usłyszałem krzyk drugiego służbisty.

Minęło kilkanaście sekund, nim stwór podbiegł pod bramę. Widziałem fragmenty jego twarzy, dzięki krwi, którą się ochlapał. Głowa przypominała ludzką. Stwór był łysy, a całość zdobiły wielkie, białe kły ociekające krwią.

Zatrzymał się przed bramą. Wyglądało na to, że boi się przesunąć nawet o minimetr za nią.

– Wpuść mnie do środka – wysyczał. – Obiecuję, że nie zrobię ci krzywdy. Inaczej będzie, jeśli tego nie zrobisz – uśmiechnął się obrzydliwie, a po jego policzkach spłynęła krew jego ofiar.

– Czym ty do cholery jesteś? – spytałem porażony strachem.

Stwór nie odpowiedział. Rozpłynął się w powietrzu.

Ocknąłem się dopiero po paru minutach. Wróciłem do domu. Głowa bolała mnie tak, jakby coś rozsadzało ją od środka.

Dni mijały, a ja starałem się robić wszystko w miarę normalnie. Ciągle słyszałem szepty. Potwór prosił mnie o pozwolenie na wejście. Zacząłem wpadać w depresję. Wiedziałem, że nie mogę nawet wystawić nogi za bramę, bo bestia czuwała. Nie mogłem pozwolić jej wygrać.

Brakowało mi towarzystwa mojego przyjaciela.

Ciągle szukałem jakiejś roboty. Wiedziałem, że jeśli przestanę cokolwiek robić, to zwariuję i w końcu wyjdę za bramę.

Nie wzywałem żadnej pomocy, ponieważ nie chciałem, żeby ktokolwiek bezsensownie tracił życie. Mimo wszystko ciągle ktoś przyjeżdżał. Znikały kolejne jednostki policyjne wysłane na poszukiwania zaginionych. Ale i one nie miały już nigdy wrócić.

Obawiam się, że w końcu nadejdzie ten dzień, w którym będę zmuszony do opuszczenia swego azylu. Jednak skąpstwo się opłaciło. Dzięki niemu mój czas był dłuższy.

Ostrzegam was. Jeśli ktoś zapuka do waszych drzwi, sprawdźcie, czy jest widoczny, nim wpuścicie go do środka.

https://www.facebook.com/mrocznywilk.autor

Obserwujcie, komentujcie i piszcie :)

Oznacz jako: przeczytane ulubione chcę przeczytać

Komentarze

Już widziałam na tej stronie chyba dwa podobne opowiadania...
Odpowiedz
Bardzo fajne, ale przydała by się kontynuacja..
Odpowiedz
Trochę nie trzyma sie kupy. Skoro ginęli kolejni policjanci wysyłani do jego posiadłości, czemu nikt nie zainteresował sie tym "na serio"? Poza tym jakiś czas temu było tu bardzo podobne opowiadanie o jakimś rolniku...
Odpowiedz
hmm... wiatraki i pola w środku lasu? coś mi tu nie pasuje..... sama historia bardzo dobra tylko szczegóły dość niedopracowane no ale ja zawsze się do czegoś przyczepię ;)
Odpowiedz
Dobree 11/10
Odpowiedz
Świetne! Na 100% zostanę przy Twoich historiach na stałe. Może napiszesz drugą część :)
Odpowiedz
Mam wrażenie jakby historia zakończyła się w połowie. Ale tak to nawet fajna ;)
Odpowiedz
Bardzo ciekawe :) czekam na więcej Twoich historii.
Odpowiedz
Kolejna fajna historia. Brawo młody :)
Odpowiedz
Zaloguj się, aby dodać komentarz.

Inne od tego autora

Archiwum

Najnowsze i warte uwagi

Artykuły i recenzje