Historia

Blask

blody_lee 8 9 lat temu 7 232 odsłon Czas czytania: ~12 minut

NIGDY NIE SPUSZCZAJ WZROKU.

Nazywam się Eleonor. Cóż tu więcej mówić… Dziwne imię – dziwna dziewczyna. Za taką w każdym razie uchodziłam jeszcze pół roku temu. Teraz jakoś leci. Mam przyjaciół, w klasie już nie uchodzę za dziwaczkę (na pewno nie aż tak bardzo jak kiedyś), ogólnie jest w porządku. Zostałam przydzielona do zajęcia się nową dziewczyną w naszej szkole, bo jak to powiedziała pani Kwiatkowska „Nadajesz się do tego, kochaniutka”. Tak więc od jutra będę niańczyć jakąś dziewczynę, której rodzice tak się martwią, że kazali znaleźć kogoś do opieki czternastolatce. Zastanawia mnie tylko czemu akurat teraz zmieniła szkołę, skoro za dwa tygodnie przerwa świąteczna, a za tydzień wystawianie ocen semestralnych. Może sobie nie radziła w lepszej szkole? Albo wręcz przeciwnie, była za dobra na słabą szkołę? Dowiem się jutro.

Godziny jakoś bardzo mi się dłużyły. Nie mogłam się doczekać? Nie, to nie to. Ciekawość? Być może, ale raczej nie, bo nigdy nie byłam ciekawską osobą. Pójdę wcześniej spać, noc szybciej minie, a ja szybciej ją poznam.

Tej nocy wszystko się zaczęło.

Jestem w jakimś białym tunelu. Jest tu tak biało, że ciężko odróżnić ściany od podłogi. Nie mogę oddychać, mrugać… Nie słyszę własnego krzyku. Nawet nie mogę iść. Mogę tylko biec przed siebie. Próbuję stanąć, ale nie mogę. Nie czuję zmęczenia ani potu. Ani bicia serca. Po prostu biegnę, w ogóle nie czując, że się poruszam. Wszędzie biało. Wbiegam do jakiegoś pomieszczenia. Białego pomieszczenia. Na środku stoi czarne krzesło. Bez namysłu siadam na nim. Nawet gdybym chciała, nie mogę tego nie zrobić. Mam swoją świadomość, ale nie mam kontroli nad ciałem. Boję się, ale nie drżę. Nie mogę. Nagle znikąd pojawia się ona. Idealna ona. Piękne, długie, lokowane, brązowe włosy. Twarz jak u porcelanowej laleczki, figura lepsza niż u niejednej supermodelki. Jest ubrana na biało. Tak jak ja. Trzyma w ręku złoty nóż. Podchodzi, podcina mi gardło. Jej niegdyś białe ubranie – teraz poplamione krwią. Kładzie rękę na moje powieki i zamyka je. Słyszę jej śmiech. Przeraźliwy, ale kojący głos. Już się nie boję. Nawet pod powiekami wszystko jest białe. Poczułam delikatne ukucie na dłoni. Później jeszcze jedno, i jeszcze jedno… Otwiera mi oczy. Na wewnętrznej stronie dłoni wyciętą mam literę „R”. Cała ręka jest we krwi. Jej delikatna dłoń dotknęła rany, a ona od razu się zabliźnia. Podnosi mój podbródek żeby spojrzeć mi w oczy, ale ja opuszczam wzrok. Wtedy dotknęła palcem mojej rany na szyi i napisała krwią na ścianie „Nigdy nie spuszczaj wzroku”.

Obudziłam się cała zalana potem. Za piętnaście szósta. Nie chcę już iść spać. Wstaję, siadam z kocem na podłodze obok ciepłego grzejnika i zaczynam szlochać. Chcę przyłożyć ręce do twarzy, ale nie mogę. Wpatruję się w nie. Na lewej ręce widnieje blizna w kształcie litery „R”. Zaczynam jeszcze bardziej szlochać. Co to do cholery było?! Po pół godziny płakania zabrakło mi łez. Poszłam pod prysznic, umyłam zęby, uczesałam włosy i wyszłam. Myślałam o wagarach, ale to nie był najlepszy pomysł, żebym sama siedziała cały dzień.

Po drodze do szkoły odzyskałam humor. Trochę świeżego powietrza pozwoliło mi patrzeć na sprawę racjonalnie. To był tylko sen. To nie tłumaczy blizny na dłoni, ale wolałam o tym nie myśleć.

Mam do szkoły dość daleko i zazwyczaj jeżdżę autobusami, ale dzisiaj postanowiłam zrobić sobie spacer, bo miałam naprawdę dużo czasu. Gdy wychodziłam, jeszcze było ciemno. Jako że zbliżają się święta, wszędzie w mieście porozwieszane są świecące ozdoby. Powiem szczerze, że trochę dają po oczach, gdy widzi się je po ciemku. Im bliżej byłam szkoły, tym większy czułam niepokój. Nie wiem czym był spowodowany, ale gdy spotkałam przyjaciela z innej, ale równoległej klasy, zapomniałam o problemach. Przytulił mnie, i ruszyliśmy w drogę. Tak, byłam w nim zakochana. Bardzo. Jak nigdy. Miałam w ogóle ochotę wstawać z łóżka tylko po to, żeby się z nim zobaczyć. Każdy dzień, kiedy byłam w szkole, ale go nie zobaczyłam był dla mnie straszny. Sama nie wiem dlaczego. Po prostu bardzo go pokochałam, i nie umiałam tego opanować. To było dla mnie dziwne, bo nie rozumiałam jak można pokochać kogoś, z kim się nie jest.

Do szkoły doszliśmy chwilę przed dzwonkiem, ale mi się wydawało jak byśmy doszli bardzo szybko. Przy nim, zawsze tracę poczucie czasu. Oddaliśmy rzeczy do szatni i każde z nas ruszyło w stronę swojej sali. Pożegnałam go delikatnym uśmiechem, a on puścił do mnie oko. Nie wiem czy wiedział co do niego czułam, czy nie, ale szczerze, nie obchodziło mnie to. Ważne, że był.

Ruszyłam po schodach na górne piętro. Lekko zdyszana doszłam do klasy. Przywitałam się z przyjaciółmi i włączyłam do rozmowy. Zadzwonił dzwonek. Tej dziewczyny jeszcze nie ma. Jako że mamy teraz godzinę wychowawczą, to pewnie przyjdzie na lekcje razem z panią Kwiatkowską.

Zamiast pani Kwiatkowskiej przyszedł pan woźny. Powiedział, że pani Kwiatkowska jest z nową uczennicą w sekretariacie, i zaraz przyjdzie. Usiadłam sama w trzeciej ławce przy oknie. Kilka osób chciało się dosiąść, ale odprawiłam ich przepraszającą miną. Przecież musiałam usiąść z tą dziewczyną…

Jako że pani Kwiatkowskiej jeszcze nie było, to w klasie panował totalny chaos. Wszędzie latały zwinięte kulki papieru albo foli aluminiowej. Wszyscy śmiali się i krzyczeli. Ja rozmawiałam z moją najlepszą przyjaciółką która siedziała w ławce za mną ze swoim chłopakiem, który poszedł się rzucać kulkami wraz z innymi chłopakami z klasy. Kiedy nauczycielka weszła do klasy wraz z nową uczennicą, zamarłam. Łza popłynęła mi po policzku, ale szybko ją wytarłam. To był ona. Idealna ona z mojego snu. Spojrzała się na mnie i uśmiechnęła promiennie. Przecież to był tylko sen. Mógł mi się przyśnić każdy. To musiał być przypadek. Odwzajemniłam uśmiech, a dziewczyna poszła za panią na środek klasy.

- Dzieci, to jest Rozalia – imię na R, które wycięła mi w śnie, wcale nie pomagało mi się uspokoić – będzie chodzić do waszej klasy.

Wszyscy chłopcy wpatrywali się w nią jak w obrazek. Nic dziwnego, była naprawdę piękna. Moja przyjaciółka skopała swojego chłopaka, wtedy on się opamiętał.

- Czy mogę do ciebie mówić Róziu? – zapytała się nauczycielka.

- Szczerze mówiąc, wolałabym zostać przy Rozalii.

- Dobrze więc, Rozalio, usiądź z Eleonor – nauczycielka wskazała wolne miejsce obok mnie.

Rozalia dosiadła się.

Nic nie mówiła przez całą lekcję. Czułam jej wzrok na sobie, ale ja wpatrywałam się w panią Kwiatkowską, udając, że słucham, a tak naprawdę rozmyślając o Fabianie.

Po jakimś czasie, gdy wróciłam do rzeczywistości, zorientowałam się, że pani nic nie mówi. Stoi odwrócona przodem do tablicy. Cała klasa jak by zastygła w bezruchu. Rozalia ujęła jedną ręką mój nadgarstek, a drugą uniosła mi podbródek i spojrzała mi w oczy. Spuściłam wzrok. Ona nadal mając nieprzenikniony wyraz twarzy, wyjęła ten sam nóż co w moim śnie, i zrobiła mi ranę na górnej stronie nadgarstka. Kropla krwi słynęła na podłogę, a dookoła mnie rozpłomienił się taki blask, jakiego jeszcze nigdy nie widziałam. Zamknęłam oczy przez rażące światło. Obudziłam się w domu, w swoim łóżku, ponownie cała zalana potem. Za piętnaście szósta. Znowu. Byłam przerażona. Spojrzałam na lewą dłoń. „R” wciąż tam było. Odwróciłam nadgarstek i dostrzegłam bliznę w kształcie najzwyczajniejszej kreski.

Po dłuższej chwili wstałam ogarnęłam się i wyszłam. Znowu postanowiłam iść pieszo, ale dzisiaj uspokajanie się nie szło mi tak łatwo. Spojrzałam na telefon żeby sprawdzić godzinę. Za pięć siódma. Spojrzałam na datę i stanęłam na środku chodnika. Ósmy grudnia. Znowu. Tak jak wczoraj!

- Hej, co tak stoisz na środku chodnika? – zapytał Fabian przytulając mnie.

Wtuliłam się czując bijące od niego ciepło.

- Miałam kiepską noc – skłamałam.

Nie chciałam mu mówić o tym wszystkim co się dzieje, bo uznał by mnie za wariatkę.

- To idziemy? – zapytał kiedy przestałam się przytulać.

- Tak, pewnie.

Znowu doszliśmy do szkoły przed samym dzwonkiem, i sytuacja powtórzyła się. Na lekcje przyszedł pan woźny, bo pani Kwiatkowska jest w sekretariacie. Starałam się nie myśleć o wczorajszych (a może dzisiejszych?) wydarzeniach, ale to nie dawało mi spokoju. W końcu przyszła pani Kwiatkowska. Wszystko się powtórzyło. Rozalia dosiadła się, a ja się zmyśliłam. Znowu wszystko stanęło, a ona ujęła mój nadgarstek i podbródek. Znów spuściłam wzrok, a ona kolejny raz wyciągnęła złoty nóż. Próbowałam się wyrwać, ale była za silna. Znowu blask, a potem już tylko nic…

Obudziłam się. Znowu cała spocona. Na nadgarstku dwie kreski obok siebie i litera „R” na dłoni. Tym razem nie panikowałam. Nawet nie płakałam. Wstałam, ogarnęłam się i wyszłam. Znowu ósmy grudnia.

Postanowiłam pojechać dzisiaj autobusem. Może to by coś zmieniło, gdyby tylko przyjechał. Nie mając wyboru poszłam na pieszo. Spotkałam Fabiana, a jak się do niego po raz trzeci przytuliłam, to zaczęłam szlochać.

- Lena, co się dzieje? – zawsze zdrabniał Eleonor na Lena.

- Wszystko mi się wali na głowę - zaszlochałam patrząc mu w oczy.

- Ale pamiętaj, że zawsze masz mnie – przyciągnął mnie i przytulił mocniej.

Przyznam, że trochę mnie to podniosło na duchu.

Znowu powtórzyła się sytuacja z wczorajszego i przedwczorajszego dzisiaj. Ale tym razem nie wytrzymałam. Opowiedziałam wszystko Anicie (mojej najlepszej przyjaciółce), a ku mojemu zdziwieniu, ona wcale nie uznała tego za żart.

- Dlaczego ona ci to robi? W ogóle jak ona wygląda?

- Jak porcelanowa lalka. Ona jest po prostu idealna. Ma lokowane brązowe włosy, przekonasz się.

- Nie musisz mi udowadniać niczego, wierzę ci.

Pani Kwiatkowska weszła do klasy. Za nią Rozalia. Wszystko się powtórzyło. Bałam się, że już nigdy nie wyjdę z tego błędnego koła.

Dzień po dniu na mojej ręce było coraz więcej blizn. Dla mnie czas leciał dalej, a tak naprawdę to wszystko stało w miejscu. Te wydarzenia coraz bardziej niszczyły mi głowę. Umierałam od środka. Chciałam się zabić, ale nawet tego nie mogłam zrobić. Wszystko było cały czas tak samo. Naliczyłam dwanaście kresek na ręce. Tego już za wiele. Dzisiaj muszę coś z tym zrobić. Nie umiem tak żyć, nie chcę.

To samo co od dwunastu dni. Spotkałam Fabiana, pan woźny przyszedł na lekcje, pani Kwiatkowska przyprowadziła Rozalię. I wtedy wpadłam na pomysł. Spróbuję nie myśleć o Fabianie, i nie bujać w obłokach, tylko cały czas słuchać nauczycielki. Niestety, nawet to nie wyszło. Dzisiaj, gdy robiła mi ranę, uśmiechała się delikatnie.

Kolejny dzień, kolejna blizna. Trzynaście. Rozalia się dosiadła, a ja po chwili nie wytrzymałam, i zaczęłam płakać. Na lekcji. Wszyscy to widzieli, ale nie przejmowałam się. Jutro nie będą pamiętać. Pani Kwiatkowska wzięła mnie za rękę i wyprowadziła z sali. Coś nowego?

- Kochanie, co się stało?- zapytała wyraźnie zaniepokojona nauczycielka.

- Znowu to samo! – zaszlochałam – Przeżywam ten sam dzień czternasty raz!

- Ale co ty mówisz?

- Rozalia. Przyśniła mi się, jak robi mi ranę w kształcie litery „R” na dłoni, jeszcze zanim ją poznałam, i proszę zobaczyć! – pokazałam jej dłoń – Później, codziennie gdy przychodziłam do szkoły, robiła mi ranę na ręce która natychmiast się zabliźniała! – teraz podniosłam rękaw i pokazałam jej całą rękę – Wiem że pani mi się uwierzy, ale to się dzieje naprawdę…

- Wierzę ci.

- Ale… Jak to?

Nauczycielka podniosła rękaw. Ujrzałam pełno takich samych blizn jak moich. Sięgały to ramienia.

- Miał na imię Johan. Był najprzystojniejszym mężczyzną jakiego widziałam. Podobał mi się, ale byłam wtedy w bardzo szczęśliwym związku. To była rutyna. Wstawałam i codziennie patrzyłam na śmierć mojego ukochanego, po czym robił mi ranę na ręce. Skończyło się to dopiero wtedy, kiedy dobrowolnie zerwałam z Piotrem. Johan nie odszedł. Cały czas czuję jego obecność, ale już nikt poza mną nie cierpi.

- Tutaj nie chodzi o chłopaka, zapewniam.

- Więc o co?

- Rozalia jest dziewczyną, a poza tym, ja nawet nie mam chłopaka…

- A pamiętasz ten sen?

- Tak. Biegłam białym tunelem, wbiegłam do białego pomieszczenia, i usiadłam na czarnym krześle na środku. Wtedy ona poderżnęła mi gardło, napisała na ścianie krwią „nigdy nie opuszczaj wzroku” i wycięła mi „R” na dłoni.

- Nic nie rozumiem…

- Proszę pani! Która jest godzina?!

- Za dwadzieścia dziewiąta.

- Udało się! Zwykle to się działo dwadzieścia pięć po ósmej! Dziękuję pani!

- Jeszcze nic nie jest pewne… Uważaj na siebie.

- Dobrze – odrzekłam i wróciłyśmy do klasy.

Wszyscy patrzyli się na mnie z litością. Czy to dlatego, że płakałam? Nie wiem.

- Maćku, zamień się proszę miejscem z Eleonor – powiedziała pani.

- Ale dlaczego?

- Zmieniłam zdanie, jednak ty będziesz lepszym przewodnikiem dla Rozalii.

Po dzwonku gdy wyszłam z sali, nikt się do mnie nie odzywał. Nie rozumiałam czemu. Gdy chciałam z kimś porozmawiać, to odchodzili. Nawet Anita, moja przyjaciółka.

Wróciłam do domu w totalnie zepsutym nastroju. Nic nie rozumiałam. Rodziców nie było. Tak mi się przynajmniej wydawało.

Weszłam do salonu i zamarłam. Na żyrandolu wisieli moi rodzice, z napisanymi na brzuchach słowami „Nigdy nie opuszczaj wzroku”. Zaszlochałam, kiedy zauważyłam Rozalię, wychodzącą z tym samym złotym nożem całym we krwi w ręku.

- Widzę, że udało ci się – stwierdziła – co ci się nie podobało? Codziennie widywałaś się z Fabianem, z Anitą… Czego tu chcieć więcej?

- Normalnego życia – odrzekłam.

- Już takie nie będzie. Pozbawiłam cię przyjaciół, rodziny… - powiedziała, wpatrując się w ostrze – Teraz, jeszcze pozbędę cię życia.

Ruszyła biegiem w moją stronę. Bez namysłu rzuciłam się do ucieczki.

Zimny wiatr targał moimi włosami i płaszczem. Policzki piekły od śniegu który sypał tak, że wyglądał prawie jak jedna wielka ściana. Bose stopy, również nie ułatwiały mi biegu, ale nie zatrzymywałam się. Nie mogłam patrzeć za siebie, nie mogłam spojrzeć jej w oczy. Jeśli to zrobię, umrę. Ale z resztą, co mi za różnica? I tak zostałam sama. Stanęłam, a wiatr jak by wciąż chciał mnie popychać do przodu. Odwracam się, podnoszę głowę, i patrzę w jej puste oczy. Bez uczuć. Bez blasku. Dookoła mnie ciemność. Patrzę w jej oczy. Nie zamierzam spuścić wzroku. Nie tym razem. Rozalia wbija mi nóż w brzuch. Ból jest niesamowity, ale nadal nie spuszczam wzroku. Nagle, dookoła mnie blask. Taki sam jak w klasie. Budzę się.

Dookoła mnie jest biało. Jak w szpitalu. Może dlatego, że to jest szpital.

- Kochanie? – usłyszałam głos mamy – Panie doktorze! Obudziła się!

Rozejrzałam się. Przy łóżku na którym siedziałam siedzieli mama, tata, Anita i Fabian.

- Co się stało? – zapytałam.

- Ktoś znalazł cię z nożem wbitym w brzuch w środku lasu. Podobno widziano, jak sama sobie to robisz… - zaniepokoiła się nieco.

- Co?! To nieprawda! To wszystko Rozalia! – krzyknęłam, i dostrzegłam, że blizny z ręki nie zniknęły.

- Jaka Rozalia? – zapytała Anita.

- Nowa w naszej klasie!

- Co? Przecież nie ma żadnej nowej dziewczyny w naszej klasie… Coś ci się przyśniło.

Wskazałam palcem na okno, a wszyscy zaniemówili.

- To jest Rozalia - zaśmiałam się, widząc piękną dziewczynę, całą we krwi z nożem w ręku. Stała spokojnie się we mnie wpatrując zza okna.

Zamknęłam oczy. Usłyszałam dźwięk wybijanej szyby.

Potem już nic nie czułam.

_________________________________________________________________

Autor: Blody_Lee

Oznacz jako: przeczytane ulubione chcę przeczytać

Komentarze

Trochę błędów, a sam temat nieco wyswiechtany.
Odpowiedz
Ok ale "pozbędę cię życia"? Chyba raczej pozbawię...
Odpowiedz
Zajebiste . Czekam na następne :)
Odpowiedz
Dobre
Odpowiedz
akurat wczoraj oglądałam Na skraju jutra, takie podobieństwo :D
Odpowiedz
The Edge Of Tomorrow! Takie skojarzenie :3
Odpowiedz
bardzo fajne opowiadanie :) czekam na dalsze :*
Odpowiedz
Bardzo fajne opowiadanie ale brakuje mu tego że przy 2 3 4 ... razie spuszczała wzrok nie próbując patrzyć jak najdłużej .
Odpowiedz
Zaloguj się, aby dodać komentarz.

Inne od tego autora

Archiwum

Najnowsze i warte uwagi

Artykuły i recenzje