Historia
Świadome Śnienie
Gdy usłyszałam o panowaniu nad snem od jednego z nauczycieli stwierdziłam, że może to być fajna zabawa, a po przeczytaniu o tym w internecie i znalezieniu kilku ćwiczeń postanowiłam spróbować. Według teorii świadomy sen mógł pomóc mi w pozbyciu się moich fobii oraz znalezieniu ich przyczyny, a o tym marzyłam od kilku lat. Przez pierwsze noce nic się nie działo, zapisywałam swoje sny z specjalnym pamiętniku, z którym nie rozstawałam się nawet na krok. Na tym etapie zorientowałam się, że sny o samobójstwach są dziwne, lecz zwalając to na depresję śniłam dalej.
Teraz jestem wrakiem osoby, którą byłam kiedyś, jeszcze bardziej zalękniona i unikająca kontaktów z ludźmi. Przeraża mnie to co dzieje się w mojej głowie i do czego jestem zdolna. Chciałabym zapomnieć o tym co widziałam i słyszałam. Sny prześladują mnie, a ja nie śpię już od tygodni, jestem zmęczona i przerażona. On wciąż powtarza, że muszę zapisywać sny. Wciąż mi powtarza, że muszę spać. Wściekł się gdy spaliłam pamiętnik, nie rozumiem to powinno zadziałać, skoro tak bardzo chciał bym zapisywała sny. Teraz jednak wiem, że zależy mu na rozprzestrzenieniu swojego wpływu, chce zniszczyć życie innym ludziom wchodząc do ich snu. Nie pamiętam wszystkich snów ale wiem, że gdzieś w nich jest rozwiązanie, nie potrafię go jednak dostrzec.
Sen 1
Znajdowałam się w ogrodzie jakiejś starej posiadłości, na pierwszy rzut oka nieznanej mi. W środku paliło się kilka świateł, które migotały jak pochodnie lub ogień w kominku. Drzwi były otwarte, lecz nie mogłam nic zrobić, obserwowałam jak krążę po ogrodzie oglądając kwiaty i kamienie ozdobne. Rozległ się krzyk dziecka i ruszyłam powoli do budynku. W holu stał zgarbiony staruszek, który ze smutkiem powiedział „To już koniec”.
Stałam w pięknym ogrodzie, księżyc oświetlał drużkę prowadzącą do posiadłości. Ruszyłam nią i weszłam do budynku i zaczęłam zwiedzanie. Hol był całkowicie pusty nie licząc czterech kolumn stojących, nawet nie sięgających sufity, przy ścianie. Weszłam po zakurzonych schodach na piętro, w długim korytarzu było kilka drzwi i tylko dwa pokoje były otwarte i paliło się w nich słabe światło. Weszłam do najbliższego pomieszczenia, w środku było wiele bibelotów stojących na półkach i na podłodze. W samym środku stał okrągły stolik przykryty porwanym, czerwonym obrusem. Przy nim siedział staruszek popijając herbatę z popękanej filiżanki.
„Pośpiesz się, bo będzie za późno” przywitał mnie, patrzyłam jak powoli wstaje i „To już koniec”.
Byłam w cudownym ogrodzie, w którym były tylko czerwone i niebieskie róże, przycięte w różne wzory, wszystko wyglądało trochę złowrogo w połączeniu z przysłoniętym księżycem. Przyglądałam się jak ruszam w stronę posiadłości i pokracznym krokiem wbiegam po schodach, pokonałam korytarz i wpadłam do pokoju staruszka, który właśnie nalewał sobie niebieskawy płyn do filiżanki. „Pośpiesz się, bo będzie za późno” powiedział gdy napój wylał się na spodek. „Na co będzie za późno?” spytałam, a mój głos dotarł do mnie jak zza mgły. „Mary” odpowiedział mi tylko i upił łyk z filiżanki. Chodziłam wokół stolika w nadziei, że powie coś więcej, lecz on nie zwracał na mnie najmniejszej uwagi. Gdy chciałam zbliżyć się do jednej z półek by obejrzeć śnieżne kule, usłyszałam jak krzesło odsuwa się powoli i „To już koniec”.
Przyglądałam się jak w jednym z okien gaśnie światło i firanki poruszają się delikatnie, chcąc sprawdzić kto jest w domu ruszyłam kamienną ścieżką poprowadzoną wzdłuż różanych grządek. Wchodząc do posiadłości miałam wrażenie, że ktoś przebiegł na szczycie schodów. Patrzyłam jak wchodzę na górę i ruszam pustym, ciemnym korytarzem, ozdobionym tylko jednym obrazem. W pokoju, gdzie, jak wykalkulowałam, powinna znajdować się tajemnicza osoba, było ciemno. Drzwi otwarte na oścież uderzały w małą komodę z powodu wiatru, który wtargnął tu przez otwarte okno. Pomieszczenie było puste, jedne drzwi prowadzące na korytarz, okno przysłonięte pobrudzoną zasłoną i mała komoda usytuowana za drzwiami, w taki sposób, że wchodząc do pokoju, była niemal niewidoczna. Nie znalazłam tu nic ciekawego więc wróciłam na korytarz, a z niego weszłam do pokoju staruszka. Mężczyzna nie odezwał się do mnie gdy przeszłam obok niego i wzięłam kulę śnieżną stojącą na półce za nim. Przyglądałam się jak podnoszę ją nad głowę i rzucam na podłogę, a kawałki szkła uderzają w bose stopy staruszka. Wyszłam z pokoju i skierowałam się do schodów. Usłyszałam dźwięk kruszonego szkła i ciche „To już koniec”.
Rzuciłam kamieniem w starego budynku, który z głośnym plaśnięciem uderzył w bluszcz i spadł w krzaki nierozwiniętych jeszcze róż. Weszłam do środka, przez małe, witrażowe okno wpadało zielonkawe światło księżyca oświetlając schody. Na górze, w korytarzu zatrzymałam się przy obrazie, na którym widać było dziecko, które próbowało uciec przed sforą psów lub wilków. Do moich uszu dobiegł brzdęk porcelany. Staruszek kończył właśnie nalewać dziwnie wyglądający napój i od razu wypił całą zawartość filiżanki. Wyrwałam mu ją z dłoni, ten spojrzał na mnie i ochrypłym głosem powiedział „Jeszcze nie jest za późno”. „Na co nie jest za późno?” przytłumiony głos wydobył się z mojego gardła. Usłyszałam tylko „Mary” i filiżanka wciąż trzymana w mojej dłoni pękła i rozsypując się pozostawiła po sobie kartkę, na której czarną kredką narysowany był dom, ogród i róże podkreślone były kolorem zielonym, a na samym środku dziecięcego arcydzieła, czerwoną kredką narysowana dziewczynka. „Dasz radę ją uratować?” mężczyzna wciąż mi się przyglądał, spojrzałam jeszcze raz na obrazek. Dom, róże i mała dziewczynka stojąca wśród nich. „Co mam robić?” spytałam patrząc na staruszka. „Rozejrzyj się”. Znów spojrzałam na rysunek z nadzieją, że w nim jest ukryte rozwiązanie. Stary, duży dom, ogród różany i dziecko wiszące na balustradzie balkonu. Odrzuciłam kartkę na stół i przebiegłam przez korytarz łapiąc za klamkę drzwi znajdujących się na końcu. Nadaremno za nią szarpałam, drzwi nie ustępowały. Zza nich dobiegł mnie dźwięk otwieranego okna. Zajrzałam przez dziurkę od klucza, przy otwartych drzwiach balkonowych stała dziewczynka ubrana w niebieską sukienkę, stała do mnie tyłem. Zaczęłam pukać i szarpać za klamkę wołając jej imię, a gdy ta zaczęła się odwracać, obudziłam się.
Sen 2
Stałam boso na brudnych kafelkach a wokół mnie panowała cisza i ciemność. Całe to miejsce przypominało korytarz opuszczonego szpitala. Za mną rozległ się pomruk i kroki podobne do wbijania pazurów w posadzkę. Nie mogłam zmusić swojej osoby do odwrócenia się, zamiast tego przyglądałam się jak ruszam pędem wzdłuż korytarza. Przez uchylone drzwi wpadłam na klatkę schodową i zaczęłam wspinać się na górę. Schody szybko się skończyły więc weszłam w kolejny korytarz. Dotarłam do otwartych drzwi gabinetu lekarskiego. W środku była drewniana podłoga, a na środku czerwony dywan. Przy ścianie stało stare biurko, na którym leżały jakieś teczki i lampka. Półki pełne były, oprawionych w skórę, książek a na ścianach wisiały obrazy. Przeszukałam szuflady biurka, nie znalazłam tam jednak nic co przykułoby moją uwagę. Po wyjściu na korytarz zobaczyłam cienie leniwie płynące po ścianie. Niektóre, przygarbione, „osoby” miały na sobie koszulę sięgającą do kolan, a inne szaty sięgające podłogi, ciągnące się za nimi jak welon. Gdy szłam wzdłuż korytarza cienie, które mijałam znikały by pojawiać się kilka kroków za mną. Przeszłam do hali, w której porozstawiane były krzesła a na środku stała gruba, biała kolumna. Krzesła skierowane były w stronę oszklonych drzwi, za którymi była ciemność. Zaczęłam się cofać znów przechodząc przez korytarz z cieniami. Doszłam do schodów, które prowadziły w dół, próbowałam spojrzeć co znajduje się na dnie, lecz uniemożliwiała mi to gęsta mgła zalegająca na dole. Powolnym krokiem zeszłam na dół, a gdy dotknęłam ostatniego stopnia wokół mnie zaczęło się ściemniać. Poczułam jak obślizgłe szpony złapały moje ramię pociągając mnie w głąb mroku.
Obudziłam się w środku nocy z potwornym bólem przedramienia, w gorącym powietrzu unosił się zapach krwi. Szybko wymacałam pod poduszką chusteczki i przyłożyłam do ran wstając z łóżka. Wpadłam do łazienki zalewając szereg rozcięć zimną wodą, przeklinając swoją głupotę, przez którą pocięłam się kilka dni temu.
Teraz gdy próbuję opisać ten sen, uświadamiam sobie, że nie pamiętam jak wchodziłam, lub schodziłam po schodach, po prostu zaczynałam i po przejściu jednego stopnia znajdowałam się na końcu. To dość dziwne, doskonale pamiętam, że gdy wychyliłam się za barierkę od dna dzieliło mnie około siedem pięter. Po dalszym zagłębianiu się w analizę snu, moją uwagę przykuł gabinet. Może pomyliłam sny, a może miał się wyróżniać. Może miał przypominać pokój z pierwszego snu.
Sen o szpitalu wciąż się powtarza, zawsze z tym samym zakończeniem, a ja pamiętam coraz więcej szczegółów, zaczynam zasypiać z coraz większym trudem a gdy to w końcu mi się uda nie mogę wyrwać się ze snu dopóki nie zostanę wciągnięta w ciemność przez tajemniczego potwora. Zawsze budzę się cała we krwi. Opatrunek zsuwa mi się za każdym razem i nawet plastry nie pomagają. Przez to wszystko rozcięcia nie chcą się goić. Chciałabym to przerwać ale nie potrafię, czuję, że muszę śnić dalej.
„Wpis z pamiętnika”
Nareszcie zakończyłam wszystkie etapy przygotowawcze do świadomego śnienia. Problemy z zaśnięciem i bezsenne noce całkowicie zniknęły. Postanowiłam zmienić odrobinę swój pamiętnik snów a dokładniej założę zeszyt spostrzeżeń. Po przeczytaniu kilku ostatnich dni zauważyłam, że większość strony zajmują moje myśli po przebudzeniu niż opis snu. Zrobiłam również eksperyment dotyczący moich ran, najlepiej spisuje się opatrunek owinięty bandażem elastycznym zabezpieczony dwoma haczykami i owinięty plastrem. Z ciekawości pozostawiłam odpalony aparat na nagrywaniu by dowiedzieć się czy to z powodu syndromu niespokojnych nóg opatrunek wciąż zsuwał mi się z dłoni. Zauważyłam jedynie, że pomimo upału przez całą noc owinięta byłam kołdrą i leżałam bez ruchu. Wydedukowałam z tego, że musiałam sama zsuwać bandaż i zdrapywać strupy.
Noc 1
Pusta, jedynie równa łąka i niebieskie niebo, przestrzeń otaczała mnie. To było cudowne uczucie, byłam całkowicie świadoma, że śpię. Mogłam latać przyśpieszać słońce, strącać gwiazdy z nieba. Wciąż jednak trzymałam się rzeczy, których znałam. Po chwili ogarnęła mnie samotność i pustka, chcąc to wypełnić w jakiś sposób stworzyłam las, ogromny, magiczny bór, w którym huczały sowy i ryczały czterorogie jelenie. Wróżki bawiły się na granicy łąki i drzew a nad tym wszystkim latał biały smok. W oddali stworzyłam ośnieżone góry i rzekę, która z szumem płynęła obok mnie i małego domku, wpadała do oceanu skąd patrzył na mnie morski potwór. Przechodząc po tafli wody na drugą stronę rzeki pustka w mojej głowie nie została przyćmiona. Postanowiłam stworzyć małą wioskę gdy mój wzrok spoczął na rozpadającym się dachu i drewnianych ścianach małego domku. Nie mogłam przypomnieć sobie kiedy go zrobiłam. Drzwi otworzyły się i na łączkę wyszedł młody mężczyzna, który patrzył na mnie przez chwilę i z uśmiechem chwycił siekierę i ruszył w stronę lasu.
Nie przypominało to nic o czym czytałam, do tego nie mogę sobie przypomnieć kiedy postawiłam ten domek, ani kiedy stworzyłam tego człowieka. Widocznie nie potrafię do końca panować nad śnieniem i mimowolnie mój umysł zaspokoił moją potrzebę. Muszę jeszcze nad tym popracować. Wciąż ograniczałam się do tego co znam, następnym razem muszę wymyślić coś bardziej oryginalnego.
Noc 2
Doszło kilka domków, las wyglądał na pusty a dookoła było mnóstwo krwi i jelenich rogów. Przed chatkami na hakach wisiały kawałki mięsa w połowie ususzone. Usunęłam czerwoną maź i zaczęłam przechadzać się między osadnikami, którzy usuwali się z mojej drogi, gdy próbowałam porozumieć się z jednym z nich...
Zostałam brutalnie obudzona przez kota, który domagał się wypuszczenia. Nie pamiętam części snu i cokolwiek robię nie mogę sobie przypomnieć czy zrobiłam coś więcej. Po ponownym uśnięciu nie wróciłam do świadomego śnienia tylko do snu o starej posiadłości i tej dziewczynce, jedyne co się zmieniło to po spojrzeniu do jej pokoju zastałam tylko niebieską pustkę.
Noc 3
Ze zdziwieniem spoglądałam na rynek i plac otoczony ozdobnymi bramami. Na targu sprzedawali owoce, ryby i dzbanki, a sami mieszkańcy ubrani byli w bogatsze stroje. Dzieci biegały dookoła i bawiły się z psem, który radośnie merdał ogonem. Ludzie nie zwracali na mnie uwagi dopóki nie ulepszyłam ich domostw. Z drewnianych chatek przemieniłam je w kamienne domy, dwukrotnie większe od tych które mieli, doprowadziłam do nich ścieżki. Poczułam się niezręcznie więc zbudowałam swoje własne miejsce odizolowane, a jednak blisko moich podopiecznych. Zamek umieszczony był w skale a w środku znajdowało się tylko kilka sal i pokoi. Większość zajmował ogromny ogród z rzeźbami i wszystkimi rodzajami róż na świecie, o których mogłam tylko pomarzyć.
Wioska rozwijała się beze mnie. Tak nie powinno być, zaczyna mnie to martwić ale i intrygować, nie chcę teraz tego przerywać. Stworzyłam świat idealny i jestem w nim czymś więcej niż bogiem. Jestem światem, w którym żyją. Zauważyłam, że wróżki z lasu jak i smok zamieszkały w moim ogrodzie, jakby bały się mieszkańców wioski, nie wiem czy powinnam reagować.
„Wpis z pamiętnika”
Jak się okazało moje lenistwo jest zbyt wielkie i nie zapisałam kilku snów, tak około sześciu czy siedmiu. W tym czasie postanowiłam uzupełnić archiwa biblioteki, więc nie widziałam sensu zapisywania drugi raz tego samego. Gdy się obudziłam dom był pusty, po szybkim spojrzeniu na kalendarz zdałam sobie sprawę, że opuściłam kilka dni szkoły. Nie uznałam tego za zagrożenie, zawsze mogę wymyślić coś o chorobie. W końcu gdy wstaję rano rodziców już dawno nie ma. Po opróżnieniu lodówki z jedzenia schowałam się do pokoju. Otworzyłam komputer i zajrzałam na kilka stron. Włączyłam piosenkę „Bad Day” na youtubie i zignorowałam wiadomości na facebooku. Chyba rzeczywiście jestem chora, po wyłączeniu laptopa poszłam spać dalej.
Sen 3
Słyszałam szelest liści i czułam zapach ziół. Ogarnęło mną przyjemne ciepło. Otworzyłam oczy i usiadłam na drewnianej podłodze biblioteki. Zapach zniknął a szelest liści zmienił się w dźwięk przewracanych kartek. Wstałam powoli, miałam na sobie ciężką suknię sięgającą do podłogi. Utrudniała mi wszelkie ruchy. Podążyłam za szumem wzdłuż półek, które ciągnęły się w nieskończoność, skręcały i znów prowadziły prosto. Książki były pozbawione tytułów, grzbiety o tym samym odcieniu zieleni zlewały się ze sobą gdy biegłam wzdłuż nich. Wciąż powtarzałam ten sam schemat – prosto, lewo, prawo, prosto...
Biegłam przed siebie zahaczając suknią o podpórki i zwalając na podłogę kilka opasłych tomów. Miałam wrażenie, że ściany mnie obserwują. Po morderczym biegu wpadłam na wolną przestrzeń zewsząd otoczoną korytarzami utworzonymi książek. Na środku znajdowało się małe biurko przy którym siedziała dziewczyna ubrana w podobną suknię. Jej długie brązowe włosy opadały falą do bioder. Obok niej stał chłopak w czarnym garniturze i czarnymi włosami.
Obudziłam się zanim udało mi się do nich podejść, mogłabym jednak przysiąc, że to był on. Te same włosy i ubiór. Zastanawia mnie dziewczyna, nie znam żadnej z takimi włosami. Może zapamiętałam ją gdy mijała mnie gdzieś na ulicy.
Noc 10
Moje miasto stało się ogromne, ze wszystkich stron otaczało zamek. Ludzie witali mnie gdy przechodziłam obok a ja odpowiadałam im uśmiechem. Na straganach pojawiało się coraz więcej rzeczy. Wszystko mnie zachwycało, mozaiki, rośliny w oknach, wykończenia domów. On jednak patrzył na to wszystko znudzony. Zrozumiałam, że czas w tym świecie był inny, gdy się budziłam ten przyśpieszał a po powrocie mijało kilkadziesiąt lat. Dla mnie jednak czas w śnie płynął normalnie. Ludzie wokół mnie zmieniali się, jedynie On pozostawał taki sam. Biedaczek.
Noc 11
Chcąc w jakiś sposób umilić mu czas czekania na mnie pozwoliłam mu zbudować coś co zaspokoi jego zainteresowania. Powiedział, że nie może niczego stworzyć, że jest ograniczany. Nie wiem co to oznacza. Wzruszyłam jedynie ramionami i wróciłam do zabawy ze smokiem.
„Wpis z pamiętnika”
Jestem strasznie zmęczona, nie mam siły nawet zapisywać swoich snów. Nic nie stworzyłam od kilku dni a po przeczytaniu poprzednich wpisów nadal nie znalazłam rozwiązania wszystkich moich problemów. Miałam dziś kłótnie z rodzicami a dokładniej jednostronne wrzeszczenie na mnie przez wszystkich domowników, że nie byłam w szkole od ponad miesiąca, że opróżniam lodówkę i zamykam się na dwa dni w pokoju, że z każdym dniem jestem coraz bledsza i tracę kontakt z rzeczywistością. Nie tracę kontaktu z rzeczywistością! Doskonale wiem co się dzieje. Rodziców nigdy nie ma w domu, pewnie naskarżyła na mnie zazdrosna siostra.
Noc 12
Dziś ostrzegł mnie, że rodzina stara się mnie ograniczyć, że będą mnie pilnować i nie pozwolą mi spać. Nie potraktowałam jego słów poważnie, to w końcu tylko wyśniona postać, uznałam, że wciąż jestem zła na rodzinę.
Dzień 1
Ten dzień przyszedł zdecydowanie za szybko, od roku omówiona byłam do psychiatry. Mama wzięła dzień wolny w szkole by mnie odprowadzić. Nic nowego o sobie się nie dowiedziałam, do tego mama uparła się by powiedzieć mu wszystko, że nie mam przyjaciół, że od kilku lat nie wychodzę z domu i boję się szkoły, zalecono terapie i leki, po których mogłam być senna.
Dzień 2
Miałam plan, nie chciałam brać tabletek i udawać, że jestem po nich senna. Chyba mnie przejrzeli. Rano mnie obudzili i przypilnowali bym je wzięła, potraktowali mnie jak dziecko. Na szczęście dla mnie po piętnastu minutach zrobiło mi się niedobrze i po zwymiotowaniu na nowe buty ojca pozwolili mi zostać w domu. Muszę przeczytać o skutkach ubocznych tego leku.
Dzień 5
Nie miałam snu, to pewnie przez te leki. Odmówiłam wzięcia ich, rodzice podali mi żółtą kapsułkę i czekali dopóki jej nie wzięłam. Jak można faszerować lekami własne dziecko? Aby w końcu mnie zostawili połknęłam ją. Tym razem nie mogłam zasnąć, a w mojej głowie pojawiły się jego słowa „Nie pozwolą ci spać”.
Dzień 8
Nadal żadnego snu. Głupie leki! Muszę coś wymyślić, rodzina sabotuje mój świat dzięki któremu jeszcze nie zwariowałam. Dziś pierwszy dzień szkoły od dwóch miesięcy. Nie wierzę, że mam tyle zaległości. Jak zwykle jestem odizolowana od społeczeństwa, psycholog szkolny ostrzegł nauczycieli o moich lekach więc nie przepytują mnie z materiału, jedyny ich plus. Przysnęłam oparta o ścianę a cały sen pamiętam jak przez mgłę.
Dzień 14
Terapia jest po prostu straszna, nie rozumiem jak to ma mi pomóc. Po wyjściu z gabinetu miałam jeszcze większy mętlik w głowie niż przedtem. Koleś nie powiedział nic nowego. Od roku chowam się w domu bo boję się ludzi, to wie już chyba cały świat. Nie musi mi o tym przypominać jakiś dziad za biurkiem. Oczywiście musiał się upewnić co do moich ostatnich ucieczek, oczywiście nie ominął sprawozdania moich rodziców na temat mojego snu. Przez większość spotkania milczałam.
Dzień 20
Leki zaczynają się kończyć, a ci psychopaci chcą mi przepisać kolejne. Nie mogę na to pozwolić.
Dzień 26
Odmówiłam pójścia do psychiatry, wręcz zaczęłam krzyczeć, że nie chcę leków oraz, że nic ich nie obchodzę. Nie czekając na ich odpowiedź zamknęłam się w pokoju i położyłam na łóżku modląc się o jakiś sen.
Sen 4
To było moje miasto, mój zamek ale... puste. Wszystkie domy były opuszczone w pośpiechu. Niepościelone łóżka, rozsypujące się dachy. Miasto wyglądało jakby zatrzymane w czasie. Idąc pustymi alejkami miałam nieodparte wrażenie, że gdy wejdę do zamku , w ogrodzie przywitają mnie ludzie razem z nim. Ogród był pusty, zamkowe korytarze również. Zniknął smok i wróżki. Uschnięte róże raniły moje dłonie kolcami. Nie potrafiłam nic z tym zrobić. Poczułam jego dłoń na ramieniu i zaczęłam płakać. „Nie kochasz nas? Wszyscy zniknęli, ostrzegałem cię. Musisz spać by oni żyli, a ty przestałaś w nas wierzyć.” Był spokojny, przepraszałam go szlochając. „Teraz zostaniesz z nami?” Otarłam łzy rękawem i powiedziałam mu o wszystkim. Uśmiechnął się, według mnie lekko złowrogo. „To nic, teraz tu jesteś, wróciłaś. Już nie musisz mnie opuszczać.” Złapał za mój nadgarstek i ścisnął.
Ze snu wyrwała mnie siostra, która trzymała mnie za rękę i ciągnęła do pozycji siedzącej. Musiała usłyszeć jak płaczę przez sen, bo policzki miałam mokre. Gdy wyszła zauważyłam drobne zadrapania na ramieniu... którym zrywałam uschnięte róże w ogrodzie, jakoś nie potrafię sobie wmówić, że to sprawka mojego kota.
„Wpis z pamiętnika”
Sny tego typu zaczęły się powtarzać, nie chcę wracać do zamku, ale przestałam panować nad snem. On tam jest i czeka na mnie. Wciąż powtarza, że mogę tam zostać, że mogę się obudzić. Co jeśli on ma rację i to, że teraz piszę w pamiętniku jest snem, że mogę się obudzić i nie opuszczać prawdziwego świata? Łatwiej jest mi uwierzyć w magię niż brutalny świat, w którym przyszło mi żyć.
Sen 5
Goniłam za dziewczynką ubraną w niebieską sukienkę, które prowadziła mnie w stronę zamku. Wciąż znikała mi z oczu by pojawić się za rogiem. Pamiętam ją ze snów o posiadłości. Odczuwałam ulgę, że w końcu wydostała się z pętli czasu. Wbiegłam za nią do sali tronowej, gdzie obok tronu przy stoliku siedział staruszek popijając herbatę z mojej królewskiej porcelany. Zza kotary wyszedł on, ubrany w długi kamerdynerski frak. „Czekaliśmy na ciebie. Wszyscy przyszli cię powitać.” Mary stanęła obok niego, wciąż tyłem do mnie. Usłyszałam chrapliwy szept dobiegający od niej. „To nic, na pewno się zgodzi.” Jego uśmiech przestraszył mnie. „Na co mam się zgodzić?” Spytałam nie odrywając wzroku od kotary, którą trzymał. „Na zostanie z nami, razem na pewno sprawimy, że powrócą, czyż nie tego chcesz?” Pokiwałam głową i dałam się poprowadzić do tronu. „Jest tylko jeszcze jedna, mała sprawa. Musimy cię obudzić.” Wbił w moje ramie szpony. Obślizgłe pazury raniły moją skórę. Zaczęłam krzyczeć z bólu, chciałam się wyrwać z uścisku. Spojrzałam na niego z przerażeniem, trzymał dziewczynkę blisko siebie ukrywając jej twarz w dłoniach. Odwróciłam wzrok na szpony wbite w ramie i ich właściciela. Zza kotary wychylił się potwór o żółtych oczach i zębach o tym samym ubarwieniu. Skórę pokrywał śluz, który na posadzce mieszał się z moją krwią. Upadłam na zimne kafelki i stwór mnie puścił. Poczułam jak ktoś gładzi mnie po włosach, skuliłam się oczekując kolejnej fali bólu. „To było konieczne. Czy to nie było prawdziwe? Teraz nie musisz wracać do tamtych koszmarów.” Spojrzałam w jego zimne, czarne oczy. „To nie potrwa długo, musisz się obudzić.” Zrobiło mi się zimno, nie miałam siły by się podnieść. Chciałam uciec. To nie był sen. Wszystko zaczęło się rozmywać. Gładził mnie po dłoni wciąż powtarzając, że będzie dobrze i muszę się obudzić.
Usiadłam gwałtownie na łóżku, poczułam silny ból w ramieniu i łapiąc gumową rurkę wyrwałam igłę z ramienia. Zaczęłam płakać na widok mojej mamy, która siedziała przy łóżku szpitalnym i uśmiechnęła się. „Tak się o ciebie bałam.” Poczułam ulgę i opadłam z powrotem na poduszki. Ból w klatce piersiowej nie pozwolił mi na dalsze ruchy.
Dzień ?
Byłam reanimowana, to by wyjaśniało potworny ból w klatce piersiowej. Według lekarzy i wszystkich wokół próbowałam popełnić samobójstwo podcinając sobie żyły. Gdy powiedziałam, że zrobił mi to potwór z mojego snu uznali mnie za wariatkę i wysłana zostałam do ośrodka psychiatrycznego.
Dzień... 1
Mam tu dużo czasu by przemyśleć to co się wydarzyło. Straciłam niecałe dwa miesiące życia we śnie. Nie mogę zrozumieć dlaczego tak bardzo zależy mu na mojej śmierci. Niczego nie zyska, świat zniknie razem ze mną. Prawda?
Dzień 4
Spotkania to piekło, nikt mi nie wierzy a ja zaczynam wariować. Dzięki podawanym mi lekom nie mam snów, ale widziałam go dziś rano, obok mojego łóżka.
Dzień 6
Wciąż go widzę. Prześladuje mnie. Dodzwoniłam się do rodziców i prosiłam ich o zabranie mnie stąd. Nigdzie nie jestem bezpieczna. Odmówili mi sądząc, że to dla mojego dobra.
Dzień 7
Zadzwoniłam do swojego terapeuty i poprosiłam o spotkanie. Zgodził się.
Dzień 8
Ciągle budzę się w nocy i widzę go w lustrze, na korytarzu i mojej głowie. Patrzy na mnie i pokazuje bym do niego przyszła. Za nim stała ta obrzydliwa kreatura. Boję się zasnąć.
Dzień 9
Te głosy mnie wykańczają „Obudź się, OBUDŹ SIĘ!”. Jestem zmęczona, nie mogę spać. Widziałam go w odbiciu okna, zbiłam je ręką. Nie poczułam bólu.
Dzień 10
Przyszedł, udostępniono nam coś w rodzaju sali lekcyjnej. Skuliłam się w najjaśniejszym kącie i opowiedziałam mu o moich przeżyciach. Mogłam się tego spodziewać, nie uwierzył mi.
Dzień ?
Po zbiciu jeszcze jednego okna, dla mojego bezpieczeństwa zamknięto mnie w izolatce. Szepty zmieniły się w głosy. Wciąż powtarzał mi, że jestem bezużyteczna i tylko on sprawi, że będzie inaczej. Wystarczy, żebym się obudziła. Krzyczałam. Czułam jego obecność.
Dzień ?
Wypuszczono mnie na spotkanie z terapeutą, który poprosił mnie o narysowanie tego „czegoś”. Nie potrafię sobie przypomnieć jak wygląda, choć wciąż go widzę.
Dzień ?
Skoro to dzieje się w mojej głowie, dlaczego leki sprawiają, że widzę go wyraźniej? Miały mi pomóc, obiecali mi, że wszystko minie tylko muszę je brać. ONE NIE DZIAŁAJĄ! Co mam robić?
Dzień ?
Na zajęciach grupowych stwierdzili, że jestem spokojniejsza. To nie prawda, nie mam sił i czasu na tłumaczenie im, że on stoi obok mnie. Widzę go wyraźnie, tak jakbym mogła go dotknąć. Czemu oni go nie widzą? Rano pomieszał dokumenty pielęgniarek i nie dostałam swoich leków. Krzyczałam na psychiatrę, że chce mnie zabić. Chyba wystraszyłam grupę swoim zachowaniem. Nie chcę dalej słuchać o ich problemach: „boję się przestrzeni, jest taka przytłaczająca” albo „Mam wrażenie, że ktoś za mną stoi i mnie obserwuje”. Mnie chcą zabić sny, coś co powinno pomagać.
Dzień ?
Pozwolono mi posiedzieć i „pobawić się” w świetlicy. Dorwałam się do kolorowanek, jak bardzo pomocne potrafią być rysunki księżniczek i zamków. Przerobiłam kilka. Pamiętam jak wyglądał mój zamek i mieszkańcy mego ogrodu. A dzięki temu, że On nie opuszcza mnie nawet na krok udało mi się go narysować. Wszystkie swoje dzieła zwinęłam w rulonik i schowałam w bucie.
Dzień ?
Na spotkaniu z terapeutą pokazałam mu rysunki. Mogłam się spodziewać, że mi nie uwierzy. Stwierdził, że żaden wariat jak dotąd nie trzymał się jednej wersji i wciąż ją udoskonala. Nie mam takiej potrzeby i bez tego boję się spać i być sama.
Przyszedł do mnie z hipnotyzerką, powiedzieli mi, że najlepszym sposobem na poznanie przyczyny moich urojeń jest zrozumienie ich, a skoro zaczęło się od snu postanowili mnie uśpić i zapoznać się z nim. Nic się nie dowiedzieli, pytali mnie o jego imię ale ja go nie znam. Za to dokładnie mogłam opisać im goniącą mnie bestię. Niech w końcu ktoś mi uwierzy. Proszę.
Miał koszmar, widział go. Na spotkaniu powiedział mi o swoim śnie, miał koszmar z opisanym przeze mnie potworem. Najciekawsze było miejsce gdzie go widział, to był mój ogród, mój ukochany ogród. Przerwałam mu w trakcie opisywania i dokończyłam za niego. Nareszcie mi uwierzył. Nigdy nie opisywałam mu śnionego ogrodu, a na pewno nie tak dokładnie.
Przestałam go widzieć, uspokoiłam się. Lekarze dostawili moje leki i gratulowali mi wyjścia z obłędu. Nie zastanowiło ich, że ustało to tak nagle? Od dwóch miesięcy mam spokój, jeszcze nigdy się tak nie wyspałam. Rodzice przyjadą po mnie wieczorem, nareszcie wrócę do domu, choć wciąż będę pod obserwacją.
14 maj 2013
To już drugi pogrzeb w tym roku na którym nie płaczę. Nie potrafię zliczyć ile ofiar już zabrał ze sobą. Wiem, że najbardziej chciałby mnie ale gdy dwa lata temu zabrał z tego świata mojego jedynego przyjaciela zrozumiałam, jak się obronić. Znajdę sposób by go zabić, to jest wojna, a na wojnie ofiary są konieczne. Możecie nazwać mnie mordercą, ale to nie ja ich zabiłam, według lekarzy to samobójstwo. Wszystkie jego ofiary mają podcięte żyły, a on teraz spogląda na mnie z uśmiechem pokazując wszystkie swoje kły. Nie jestem jedyna, byli też inni a ja teraz muszę przekazać naszą historię dalej.
Wybacz mi, jeśli go zobaczysz to znaczy, że dołączysz do jego ofiar. Strzeż się, każdy z nas pozostawił w jego świecie jakąś część. Może natrafisz na ruiny mojego świata, tak jak ja natrafiłam na moją poprzedniczkę. Może znajdę rozwiązanie zanim cię zabije.
Komentarze