Historia

Tenebris

pepe 1 9 lat temu 920 odsłon Czas czytania: ~11 minut

Był późny wieczór. Słońce zachodziło coraz niżej i niżej, rzucając znad horyzontu ostatnie promienie przedzierające się czerwonym blaskiem przez zielone liście leśnych drzew. Świergot ptaków powoli milknął ustępując cykaniu świerszczy. Coraz częściej dało się też słyszeć pohukiwanie sów. Faol jechał leśnym gościńcem na swym brązowym koniu. Słyszał nieco o owym lesie, zwanym od wieków, w dawnym języku – Silvalorn. Krążyło na jego temat mnóstwo (mniej lub bardziej realnych) opowieści, plotek i legend. Niektórzy powiadali, jakoby miał być niegdyś zasiedlony przez lud elfów. Inni zaś, iż jest to las nawiedzony, zamieszkały przez jakąś nieczystą siłę i nieznane, mroczne istoty. Nie przejmował się tym jednak zbytnio, znużony trudami podróży. Jechał wciąż przed siebie w nadziei na znalezienie odpowiedniego miejsca na nocleg, aby nie musieć spędzać nocy pod gołym niebem w otoczeniu drzew. Po niejakim czasie jego oczom ukazała się przydrożna gospoda „Pod Jelenim Rogiem”.

* * *

W jej wnętrzu panował półmrok. Jedyne światło dawały płonące na stołach świece oraz ogień na palenisku. W powietrzu unosił się dym, niosąc przyjemny zapach wędzonej pieczeni, lekko tylko zakłócany przez woń stęchłego piwa. Całe pomieszczenie wypełniały odgłosy rozmów oraz skrzypienia desek w podłodze. Faol usiadł przy jednym ze stołów i zajrzał do sakwy w nadziei, że będzie mógł wypić kufel piwa.

- Witajcie wędrowcze! - usłyszał po chwili głos a gdy podniósł głowę ujrzał naprzeciw siebie mężczyznę, w którym rozpoznał ogolonego na łyso mnicha odzianego w brązowy habit.

- Szczęść Boże! - odparł Faol.

- Wyglądacie mi na kogoś znudzonego trudami podróży. Pozwólcie więc, że postawię wam kufel piwa a potem chwilę porozmawiamy.

- Czemu nie. - odparł Faol uradowany. Gdy karczmarz przyniósł im obydwu po kuflu piwa, mnich kontynuował:

- Pozwólcie, że się wam przedstawię. Jestem Harelan. A wy jak się nazywacie? - spytał.

- Faol.

- Wyglądacie mi na kogoś, kto kawał świata zwiedził i niejedno widział.

- Możliwe. - przyznał Faol – A do czego zmierzacie ojcze?

- Jeśli mam rację, to chciałbym was o coś poprosić. Słyszeliście może co skrywa ten przeklęty las w jednej ze swych jaskiń?

- Nie. - odparł obojętnie Faol. - Słyszałem co nieco o tym lesie opowieści i plotek, jednak nigdy się nad tym zbytnio nie głowiłem.

- Powiadają bowiem, że chodził niegdyś po świecie człowiek szalony, który sprzeniewierzył się Bogu jedynemu wstępując na ścieżkę zła. - Faol podniósł do ust swój kufel i słuchał dalej z zaciekawieniem. - Podobno zaprzedał on swą duszę samemu Szatanowi, któremu oddawał cześć rytuały bluźniercze odprawiając. Powiadają także iż znał od język duchów nieczystych, którym mógł rozkazywać z woli Władcy Piekieł niczym własnym sługom. Imię jego brzmiało Vaxelzarius - „Kroczący z demonami”.

- I co się z nim stało? - spytał Faol. Na jego twarzy malował się stopniowo coraz głębszy lęk.

- Kiedy odwrócił się całkowicie od służby Panu i od swych bliskich, groziło mu spalenie na stosie więc aby ratować swe życie ruszył daleko w świat. Powiadają, iż udał się tedy na Łysą Górę, gdzie podpisał krwią cyrograf z Panem Ciemności duszę swą mu zaprzedając, a potem włóczył się długo po świecie tracąc resztki swego człowieczeństwa. Kiedy tak żył w osamotnieniu zaczął podobno pisać plugawą księgę, której treść sam Szatan mu podyktował. Zawierać ona miała opisy różnorakich, demonicznych rytuałów i obrzędów ku czci piekieł odprawianych, oraz wiedzę tajemną na temat istot piekielnych. A tytuł owego nieczystego rękopisu brzmi „Tenebris”, co w prastarym języku oznacza „Mrok”.

- Co z ową księgą? - spytał Faol pociągając z drewnianego kufla ostatni łyk piwa.

- Legenda głosi iż pewnej nocy przechodził on przez las Silvalorn i osiedlił się w jednej z jaskiń, które ten skrywa, aby dokończyć ów plugawy rękopis. Ten ostatni zaś spoczywa podobno po dziś dzień w głębi owej pieczary. Trapi mnie myśl, co by się stało gdyby wpadł on w niewłaściwe ręce podobnego szaleńca. W końcu Pan Ciemności nie śpi i Bóg jeden wie, czy nie zechce przekazać go w ręce innego śmiertelnika by kolejną duszę w otchłań piekielną zwabić. Jeżeli macie wędrowcze na tyle odwagi w tym mężnym sercu, możecie spróbować odszukać w głębi tej kniei mroczną jaskinię i przynieść mi ową piekielną księgę, aby mogła ona zostać spalona w imię Chrystusa miłosieBrnego. Bylibyście na to gotowi? - zapytał mnich starając się jak tylko mógł, aby jego sugestia brzmiała jedynie jak delikatna propozycja, choć z jego oblicza dało się wyraźnie odczytać wielką nadzieję.

- Ale przecież tak ogromny las musi kryć w sobie krocie jaskiń, grot i pieczar. Jak mógłbym znaleźć tą właściwą a w niej jeszcze jakąkolwiek księgę? - spytał Faol ze zdziwieniem i poczuciem żalu, jakby czuł iż owe zadanie jest jego obowiązkiem, którego nie może wykonać.

- Tym się nie przejmujcie. Mam tu coś dla was dobry człowieku. - rzekł mnich i sięgnął do sakiewki. Po chwili wyjął z niej naszyjnik w kształcie krzyża. Faol wziął go do ręki i gdy przybliżył do swej twarzy spostrzegł iż jest on wykonany ze szczerego złota na którym wygrawerowany został niewielki napis: „Si deus nobiscum quis contra nos?”. - Weźcie ten amulet, a Bóg ochroni waszą duszę przed zgubnym wpływem piekieł. - zapewnił mnich. - Miejcie go na szyi, a wskaże wam właściwą drogę. Tylko pod żadnym pozorem nie pozbywajcie się go, dopóki nie powrócicie tutaj cali i zdrowi z księgą „Tenebris”. Weźcie też to. - rzekł mnich kładąc na stół schowany w pochwie sztylet z pozłacaną rękojeścią. - To ostrze naznaczone zostało wodą święconą. Może wam się przydać. I broń was ręka boska przed otwieraniem owego rękopisu. Legenda bowiem głosi, że duszę śmiertelnika, który odważy się zajrzeć w jego przeklęte karty pochłonie piekło.

- Dobrze więc. - postanowił Faol. - Udam się teraz na nocleg, a w następną noc wyruszę w przeklęty las i przyniosę wam ojcze ten przeklęty rękopis. Pomódlcie się tylko za mnie, abym wrócił cały i zdrowy.

- Niechaj Bóg ci to wynagrodzi. - odparł mnich z wdzięcznością. - Ja zmówię tej nocy różaniec, aby siły niebieskie czuwały nad tobą. Zaufaj opatrzności bożej, a zło cię nie dosięgnie. Niech Bóg będzie z tobą. - Po tych słowach mnich wykonał ręką znak krzyża a Faol odszedł, aby się wyspać. Gdy minął następny dzień i zaszło słońce, włożył na szyję ów święty naszyjnik, przypasał sztylet, zapalił łuczywo i ruszył w las.

* * *

Znów podążał leśną ścieżką, tym razem pieszo, idąc w kierunku, w którym wskazywał mu... jakiś wewnętrzny głos. Poczuł, jakby znajdował się pod wpływem nieznanej siły, która prowadzi go bezpiecznie do celu przez gęstniejącą ciemność. Po krótkim czasie zauważył, że dzierżona przezeń pochodnia nie jest jego jedynym źródłem światła. Zwisający z jego szyi złoty krzyż także zdawał się wydzielać delikatny blask. Czyżby to jego moc prowadziła mnie właściwą drogą? - pomyślał idąc wciąż przed siebie bez zastanowienia. Postanowił na wszelki wypadek schować ów krzyż pod płaszcz. Między drzewami, coraz bujniej porastającymi mroczny las słychać było nadal nocne odgłosy świerszczy i ptaków, lecz po pewnym czasie zagłuszył je dobiegający do jego uszu, mrożący krew w żyłach skowyt wilków. Poczuł dreszcz na karku, lecz wciąż szedł dalej przedzierając się przez zarośla. Nagle wszedł na niewielką polanę i w jednej chwili płomień łuczywa zgasł. Zatrzymał się gwałtownie i spróbował rozejrzeć, lecz zobaczył jedynie egipskie ciemności. Drżącymi rękami sięgnął za pazuchę by upewnić się, czy ma przy sobie święty naszyjnik. Był on na miejscu i nadal lekko rozświetlał mrok. Faol chwycił go mocno w palce, jakby dawał mu on ostatnią nadzieję i zaczął prosić Boga o zmiłowanie i bezpieczeństwo wśród tej głuszy. Wiedział doskonale, że pochodnia nie zgasła sama z siebie. Poza tym wszystko dokoła zdawało się jakby ucichnąć. Nie słyszał już cykania świerszczy lub łopotu skrzydeł nietoperzy. Jedynym, co dobiegało do jego uszu było gwałtowne bicie własnego serca oraz nerwowy oddech. Po chwili poczuł, że coś jest nie tak. Jakby dokoła niego powietrze zrobiło się znacznie zimniejsze... Poczuł, że ogarnia go podejrzany chłód, przyprawiając o coraz silniejszy strach. Gorączkowo modlił się wpatrując w krzyż, lecz wkrótce do jego uszu dobiegł dziwny odgłos... niski, miarowy warkot, jakby ciężki oddech...

- Twój Bóg ci teraz nie pomoże! - usłyszał mrożący krew w żyłach głuchy szept. Zerwał się przerażony i rozejrzał gorączkowo, lecz nie zdołał ani nic zobaczyć, ani ustalić źródła dźwięku.

- Kto to powiedział?! - syknął gwałtownie po czym ponownie się rozejrzał.

- Nie zobaczysz mnie nędzny śmiertelniku. Jam jest Barbatos. Zostałem wysłany w ten przeklęty las przez tego, który siedzi na piekielnym tronie. Daleko doszedłeś z pomocą sił Nieba, ale tutaj kończy się twa historia. Już za chwilę pochłonie cię piekielny ogień. - po tych słowach Faol poczuł, jakby jakaś niewidzialna ręka chwyciła go w tym momencie za kark. Próbował bezskutecznie wyrwać się z morderczego uścisku demona. Jedyne co zdołał, to sięgnąć ręką za pazuchę i wyjąć ów święty naszyjnik. A gdy ponownie ujrzał jego blask poczuł, jakby siła uścisku osłabła. Za jego plecami rozległ się nagle dziki wrzask. Gdy zdołał się wyrwać, ujrzał za sobą upiorną postać, podobną do człowieka odzianego w czarną szatę z kapturem, spod którego widać było tylko dwoje demonicznych, czerwonych oczu, zaś spod rękawów wystawały nienaturalnie chude, białe ręce z długimi pazurami. Naszyjnik zaczął w jednej chwili świecić coraz intensywniej. Demon cofnął się o krok zasłaniając twarz rękoma. Faol bez zastanowienia dobył sztyletu i wrzeszcząc „Giń pomiocie Szatana!” jednym ruchem wepchnął ostrze w pierś bestii. Ta ponownie wydała z siebie ostry ryk, niczym odgłos stada lwów przypiekanych żywcem na wolnym ogniu. Ziemia wokół nich zadrżała, a ciało demona w jednej chwili stanęło w czerwonym płomieniu. Po kilku sekundach została z niego garść popiołu. Gdy wszystko ucichło, leżąca na ziemi pochodnia jakimś dziwnym zrządzeniem losu zapaliła się sama. Faol wciąż czuł kołatanie w piersi, ale dokoła niego nie było już nikogo. Podniósł łuczywo, przeżegnał się, schował sztylet do pochwy i ruszył dalej.

Nie miał pojęcia ile godzin minęło, odkąd wyruszył w drogę. Miał wrażenie, że im głębiej zapuszcza się w tę mroczną gęstwinę, tym mniejszy czuje strach. Może to zasługa wiszącego wciąż na jego szyi krzyża, który – jak mu się zdawało – świecił coraz intensywniej? Po dłuższej chwili przedzierania się przez gęste zarośla jego oczom ukazało się coś na kształt wydeptanej ścieżki, a gdy nią podążył po kilku krokach jego oczom ukazało się wejście do tajemniczej groty. Ostrożnie zbliżył się do niego i gdy mógł już dotknąć ręką skały, ujrzał wyryty w niej niewielki napis. Poświecił łuczywem i odczytał: „Ten, kto szuka tej jaskini, szuka wrót piekła”. Ogarnął go niemal paniczny strach, lecz zaciskając dłoń na amulecie zdołał się przełamać i wejść.

Przeciskał się coraz głębiej i głębiej między skalnymi ścianami czując wciąż na plecach oddech śmierci. Zdawał sobie sprawę, że jeśli coś czai się w głębi pieczary nie ma on szans na przeżycie, gdyż w niektórych jej ciasnych miejscach nie byłby w stanie nawet dobyć sztyletu. Nagle jego łuczywo znów zgasło. Nie miał pojęcia, czy na skutek zdmuchnięcia przez jakąś mroczną siłę, czy po prostu z powodu wilgoci i zmniejszonej ilości tlenu. Złoty wisiorek wydawał jednak dostateczną ilość światła, by mógł widzieć w ciemnościach jaskini. Zdjął go z szyi i wziął do ręki, oświetlając sobie drogę. Nagle tunel się skończył i Faol ujrzał pomieszczenie, prawdopodobnie niewielkie choć trudno było to ocenić pośród mroku. Krzyżyk nagle mignął kilka razy. Faol rozejrzał się po pomieszczeniu i mniej-więcej na środku podłogi dostrzegł dość sporych rozmiarów przedmiot. Podszedł do niego i gdy przykucnął, jego serce przyspieszyło. Była to gruba księga z drewnianymi okładkami, solidnie okutymi i powlekanymi skórą. Podniósł ją ostrożnie z ziemi i otwarł na pierwszej z pożółkłych, pergaminowych kart, na której odczytał w świetle amuletu czerwone, jakby napisane krwią słowo „Tenebris”. „Więc mam czego szukałem!” - pomyślał z satysfakcją, a gdy przewrócił kartkę ujrzał na następnej słowa:

„Który śmiertelnik zajrzy w te strony

Tego duszę, spod bożej opieki

Wyszarpią piekielne demony

I ogień pochłonie na wieki”

Tym razem nie poczuł strachu. Zbagatelizował tajemnicze ostrzeżenie i pochłonięty ciekawością począł przeglądać księgę dalej, lecz nic nie mógł z niej zrozumieć, gdyż była ona pisana w prastarej mowie, znanej zapewne tylko wtajemniczonym w świat magii. Wszystkie litery zdawały się być pisane krwią. Rysunki widniejące na jej kartach przedstawiały różnorakie, złowrogie symbole, gwiazdy pięcioramienne oraz znaki demonów i duchów. Faol poczuł się dziwnie. Ogarnęła go jakby dzika chęć odczytania całej treści przeklętego almanachu, nauczenia się tajemnego języka, jakim zapewne porozumiewają się magowie z demonami, stać się jednym z tych wtajemniczonych. I w tej właśnie chwili amulet w kształcie krucyfiksu zgasł a Faol zdjął go z szyi i rzucił za siebie niczym śmiecia. Chwilę potem zakrztusił się. Poczuł, że w powietrzu ulatniał się dziwny, gryzący dym, jakby... siarka? Zerwał się, lecz nic nie zobaczył, gdy nagle pieczarę rozświetliło padające nie wiadomo skąd, czerwone światło. Usłyszał szyderczy śmiech.

- Porzuć nadzieję żałosna wywłoko! - usłyszał niski, ochrypły głos, stokroć bardziej przerażający od głosu demona w lesie. - Jam jest Lucyfer!!! Władca piekła i ciemności. Witaj w mym królestwie. Stąd nie ma ucieczki! - Nim przerażony Faol zdążył sięgnąć po sztylet, ścianę pieczary przerwała nagle szczelina, zza której buchnął ogień. Poczuł, że jakaś niewidzialna siła wciąga go prosto w otchłań... i że nie ma już dla niego ratunku.

Oznacz jako: przeczytane ulubione chcę przeczytać

Komentarze

Świetne:)
Odpowiedz
Zaloguj się, aby dodać komentarz.

Inne od tego autora

Archiwum

Najnowsze i warte uwagi

Artykuły i recenzje