Historia

Medium

ledydarknes 4 11 lat temu 1 615 odsłon Czas czytania: ~5 minut

To pierwsza, spokojna część opowieści. Osiemnastoletnia Simona przeprowadza się do nowego domu odziedziczonego po babce – medium. Tam czekają na nią siły zła chcące odebrać jej rodzinę i życie. W tej części nie będzie nic strasznego, ale następna będzie już bardziej krwawa.

________________________________________________________________________________

Przeprowadziliśmy się do nowego domu. Wielkiego i przytulnego. Otrzymaliśmy go w spadku po babci. Ona nigdy w nim nie mieszkała. Bez skutecznie próbowała go sprzedać. Tata namawiał ją, by wprowadziła się do niego. Ale babcia, jak to „wróżka”, wymyślała jakieś bujdy o złych mocach drzemiących w czeluściach sypialni i jakieś dziwne teorie o toksycznej okolicy. Mi przypadł do gustu pomysł z zamieszkaniem w luksusowej willi. Nie przeszkadzały mi dziwaczne historyjki babci.

Ładna okolica, bogaci znajomi. Prestiż nie z tej ziemi.

Do nowego domu wprowadziliśmy się pod koniec lipca? Tak, to było pod koniec lipca. Promienie słońca przyjemnie ogrzewały odkryte ciała. Zawzięcie wnosiliśmy pudła do domu. Z racji tego, że miałam tylko jednego starszego brata udało mi się wywalczyć największą sypialnie łóżkiem wodnym. Pomalowałam jedną ścianę na czarno a pozostałe trzy na czerwono. W kąciku pokoju postawiłam swój ukochany łuk. Błękitnoczarny hoyt zawsze gotowy do użycia. Na małej półeczce postawiłam kołczan ze strzałami. Ostre carbony z różowymi lotkami wystawały z niego.

Wieczorem mama przyrządziła wyśmienitą kolacje. Była dopiero godzina dziewiętnasta więc postanowiłam przespacerować się po malowniczym osiedlu. W króciutkich spodenkach i bluzce na ramiączkach wyszłam przed dom. Osiedle liczyło dokładnie siedem domów. Co jeden to piękniejszy.

Przechadzałam się chodnikiem oglądając ogródki sąsiadów. Przechodziłam właśnie obok pomarańczowego domu z czerwonymi okiennicami, gdy poczułam mocne uderzenie w skroń. Upadłam na chodnik przyciskając policzek do chłodnej kostki. Usłyszałam czyjś krzyk. Głośne kroki rozbrzmiały nad moją głową. Szumiało mi w uszach. Nie mogłam zebrać myśli. Mocno dostałam.

- Nic ci nie jest? – usłyszałam czyjś zatroskany głos. Usiadłam na chodniku rozcierając obolałą skroń. Przede mną przykucnął chłopak. Bardzo przystojny chłopak. Miał ciemną karnacje. Pełne karminowe usta. Kruczo czarne włosy nad uszami zaplecione w warkoczyki, a górą przycięte na krótko. Najpiękniejsze co w nim było to oczy. Zielone i zwierzęce. Ubrany był w luźne spodenki za kolano i koszule na grubych ramiączkach.

- Nie, raczej nie – burknęłam niewyraźnie.

- Wybacz to było nie chcąco. Zbyt mocno podałem i Denis nie dał rady złapać. – Podał mi rękę i pomógł wstać. Za nim stali bliźniaki. Ubrani w stroje koszykarskie patrzyli się na mnie i śmiali się cicho. To był przyjazny chichot. Wyglądali bardzo przyjaźnie. Dwa rudzielce z piegami na nosie i policzkach. Błękitne oczy błyszczały im radośnie.

- To moja wina. Powinnam patrzeć so się wokół mnie dzieje. – Uśmiechnął się odsłaniając białe zęby. Jego kły były dłuższe niż przeciętnego człowieka.

- Pierwszy raz cię tu widzę. Martin – Poczułam jak policzki mi czerwienieją. Cały czas patrzył mi się w oczy. To było… hmm… A nie ważne.

- Simona – Podałam mu rękę, którą uścisnął. Dopiero co się wprowadziliśmy.

- Gdzie? – zapytał

- Do tego białego domu. Dostaliśmy go w spadku, po babci.

Martin zmarszczył brwi. Bliźniacy przestali się chichotać. Miałam wrażenie, że powiedziałam coś złego.

- Dlaczego się tam wprowadziliście? – zapytał jeden z bliźniaków.

- Rodzice chcieli. – odpowiedziałam krótko. – Muszę iść.

Odeszłam szybko. Martin chciał coś jeszcze powiedzieć, ale nie zdążył. Biegłam już chodnikiem potykając się o własne nogi.

NOC

W nocy nie mogłam spać. Przewracałam się z boku na bok. Gdy tylko zamykałam oczy pojawiał się obraz o sąsiadów. Oni byli przerażeni. Przerażeni tym, że mieszkam w tym domu. Położyłam się na plecach i jak ułom gapiłam się w sufit. Myślałam o babci. Mojej kochanej, szalonej babci. Nie raz wróżyła mi z kart. Jej wróżby zawsze się spełniały. Czasem chodziła w nocy po domu i mówiła bzdury dziwnym, ochrypłym głosem. Jak byłam mała to się jej bałam.

Czasem w środku nocy, gdy nie mogłam zasnąć szłam do niej i wdawałam się w pogawędkę. Mówiłam jej, że boję się duchów. Ona spokojnie tłumaczyła mi, że nie wszystkie duchy są złe. Niektóre potrzebują ciepła i miłości. Nieliczne nawet przybierają ludzkie ciało i żyją wśród nas. Jest to możliwe tylko i wyłącznie wtedy, gdy ukochana osoba odda za ciebie życie.

Wierzyłam jej opowieścią. Czasem gdy czytała mi wiersze stronnice w książce same się przewracały. Babcia wybuchała wtedy śmiechem i mówiła: „ Nie Edgarze, ona nie lubi takich wierszy. Za młoda jest, je zrozumieć”. Nie rozumiałam wtedy o co właściwie chodzi. To było dziwne, ale nie straszne.

Czasem jednak babunia opowiadała o tych złych. Powiedziała, że gdy spotkam któregoś z nich powinnam prosić dobrego ducha o pomoc. Samemu nigdy nie porazimy sobie ze zjawą. To ponad człowiecze siły. Brałam sobie jej uwagi do serca.

Nocami, gdy bałam się to prosiłam dziadka o pomoc. Prosiłam, by przyszedł i zabrał złe duchy z szafy, bo przez nie, nie mogę zasnąć. O dziwo, skutkowało. Otaczał mnie wtedy przyjemny chłód, niosący ukojenie zmysłom.

Leżałam na tym cholernym łóżku, nie mogąc zasnąć, choć czułam zmęczenie. Nagle w ciszy usłyszałam cichy trzask. Nasłuchiwałam uważnie. W kącie pokoju dostrzegłam ruch. Myślałam, że to pies mojego brata buszuje mi po pokoju. W ciemności nie mogłam niczego dostrzec. Zatrzeszczały ramiona w moim łuku. Dopiero w tamtym momencie uświadomiłam sobie, że ktoś… a może coś, mierzy do mnie z mojego własnego łuku. Przestraszyłam się. Carbonowa strzała przebije człowieka na wylot z odległości do trzydziestu metrów, a napastnik stał zaledwie trzy, no może cztery metry ode mnie. Wstrzymałam oddech. W myślach błagała ducha mojej babci i ducha mojego dziadka o pomoc, by zabrali to coś. Słyszałam, jak strzała ociera się o podstawkę. Niepisana zasada łuczników: Klikier strzela, to ja też! Małe kliknięcie blaszki o metalowy majdan. Koniec! Świst! Strzała z trzaskiem wbiła się ściana tuż obok mojej głowy. Gula, która rosła w gardle tyle czasu zniknęła. Zaczęłam wrzeszczeć. Łuk z trzaskiem upadł na podłogę. Usłyszałam też dźwięk kołczanu uderzającego o podłogę.

Ruch na korytarzu. Do pokoju wpadł Bastian – mój brat. Zapalił. Zobaczył łuk na podłodze i strzałę w ścianie. Zbladł momentalnie. Ja mu się nie dziwiłam. Rozejrzał się po pokoju. Napastnik zniknął. Wybuchłam płaczem. Mogłam zginąć, ale nie zginęłam. Dziękowałam babci i Dzidkowi. Dziękowałam za to, że mnie nie zawiedli. Ja już wiedziałam, że babcia miała racje. Trzeba było sprzedać ten cholerny dom, a nie się do niego wprowadzać. Bastian przytulił mnie i pogładził po włosach. Do pokoju wbiegła mama i tata.

- O Jezu przenajświętszy! – krzyknęła mama łapiąc się za głowę.

- Babcia miała racje! – wrzasnęłam. – Oni nas pozabijają! Nie chcą nas tu i powinniśmy uszanować ich decyzję.

Uspokajali mnie na wiele sposobów. W końcu zasnęłam z wyczerpania wtulając się w poduszkę. Czułam przy sobie obecność babci i czyhające na mnie zło.

CDN.

Oznacz jako: przeczytane ulubione chcę przeczytać

Komentarze

Dziękuję za komentarze. Staram się :)
Odpowiedz
Jedna z lepszych histori jaką tu przeczytałem, masz talent, czekam na 2 część
Odpowiedz
czekam na Cz2. ;P 10/10 :D
Odpowiedz
Dobre. Wciąga, zupełnie jak książia, zwłaszcza z tymi opisami. Z niecierpłiwością czekam na kontynuację
Odpowiedz
Zaloguj się, aby dodać komentarz.

Inne od tego autora

Archiwum

Najnowsze i warte uwagi

Artykuły i recenzje