Historia

Prawdziwa historia farmy Hinterkaifeck

elmstreet 3 9 lat temu 11 839 odsłon Czas czytania: ~3 minuty

Od tej zbrodni minęło ponad 90 lat, a jednak do dziś nie wiadomo, co tak naprawdę wydarzyło się na farmie Hinterkaifeck. Faktem jest, że nocą 31 marca 1922 roku ktoś zamordował całą rodzinę Gruberów razem z ich służącą. Wszyscy zginęli od ciosów kilofem. Mimo śledztwa na ogromną skalę i przesłuchania ok. 100 podejrzanych nikt nie został zatrzymany, a plotki o rzekomym nawiedzaniu farmy i wydarzenia poprzedzające masakrę sprawiają, że historia staje się jeszcze bardziej tajemnicza.

Hinterkaifeck było niewielkim gospodarstwem położonym między dwoma bawarskimi miejscowościami - Ingolstadt i Schrobenhausen (około 70 km na północ od Monachium). Farmę zamieszkiwał 63-letni rolnik Andreas Gruber razem ze swoję żoną Cäzilią, owdowiałą córką Viktorią i dwójką jej dzieci - 7-letnią Cäzilią i 2-letnim Josefem. Rodzina nie cieszyła się sympatią sąsiadów, Andreas był postrzegany jako gbur i brutal, a jego 72-letnia żona była chorowita i rzadko pojawiała się między ludźmi. Krążyły również plotki o kazirodczym związku gospodarza z Viktorią, a owocem ich romansu miał być mały Josef.

Na farmie była również służąca - Kreszenz Riegier, jednak pół roku przed tragedią odeszła z pracy twierdząc, że gospodarstwo jest nawiedzone i nie jest w stanie dłużej tam wytrzymać. Twierdziła, że domu i na strychu słychać było dziwne odgłosy i stukanie, zwierzęta były podenerwowane, coś je ciągle płoszyło, sprzęty się psuły albo przestawały działać, zapalone świece same gasły, a różne rzeczy przemieszczały się po mieszkaniu lub ginęły. Mówiło się także o dziwnych znakach na drzwiach budynków gospodarczych, a także tajemniczym mężczyźnie z wąsami, który stał na skraju lasu i obserwował gospodarstwo. Niedługo przed śmiercią rodziny Gruberów zniknęły zapasowe klucze, a w domu pojawiły się nietutejsze gazety chociaż listonosz zapewniał, że ich nie przynosił.

31 marca na farmie zaczęła pracę nowa pokojówka Maria Baumgartner i jeszcze tego samego dnia straciła życie razem z rodziną Gruberów.

Kiedy ostatni raz widziano Andreasa Grubera był przerażony. Mówił we wsi o tym, że odkrył ślady prowadzące do jego domu, a śnieg był poplamiony krwią. Najbardziej jednak przerażał go fakt, że ślady prowadziły w stronę domu, ale już z niego nie wychodziły. Razem z sąsiadami przeszukał gospodarstwo, ale niczego niepokojącego nie udało się znaleźć. Tej samej nocy cała rodzina została zamordowana.

Zmasakrowane ciała odkryto 4 kwietnia, kiedy paru sąsiadów udało się na farmę Gruberów. Zaniepokoił ich fakt, że nikogo z rodziny nie widziano przez cztery dni, nie pojawili się w kościele, a mała Cäzilia nie przyszła do szkoły. Ponadto listonosz twierdził, że przynoszona przez niego poczta nadal leży tam, gdzie ją zostawił.

Zwłoki Viktorii, Cäzilii, Andreasa i małej Cäzilii znaleziono w stodole, do której prawdopodobnie zostali w jakiś sposób zwabieni. Późniejsze dochodzenie wykazało, że 7-letnia dziewczynka żyła jeszcze kilka godzin po ataku, w wyniku którego zginęli jej dziadkowie i matka. Leżała w słomie i garściami wyrywała włosy z głowy. Sprawca następnie przeszedł do domu, gdzie zamordował służącą i 2-letniego Josefa.

Inspektor Georg Reinbruber i jego współpracownicy z Komendy Policji w Monachium przesłuchali mieszkańców z okolicznych wiosek, wędrownych sprzedawców i włóczęgów, jednak śledztwo nie przynosiło żadnych rezultatów. Wykluczono napad o podłożu rabunkowym, bo z domu nie zginęły cenne rzeczy ani pieniądze. Mimo śniegu wokół farmy nie znaleziono śladów ucieczki mordercy czy morderców. Co najdziwniejsze - sąsiedzi zeznali, że w ciągu paru dni między śmiercią Gruberów, a odkryciem ich ciał, widać było dym unoszący się z komina, kuchnia na farmie była używana, a zwierzęta zadbane i wykarmione.

Podważono nawet akt zgonu Karla Gabriela, męża Viktorii, który miał zginąć w okopach we Francji w 1914 roku. Został uznany za zmarłego, mimo że jego ciała nigdy nie odnaleziono, podejrzewano więc, że mógł wrócić, by zabić żonę i jej rodzinę, ale i ta teoria szybko upadła.

Lekarz sądowy, dr Johann Baptist Aumüller, po określeniu przyczyn śmierci i narzędzia zbrodni zdecydował się na dość nietypowe działanie - odciął głowy ofiar, które zostały odesłane do Monachium, tam z kolei zostały zbadane przez jasnowidzów, ale i ta metoda nie przyniosła żadnych rezultatów.

Masakra na farmie Hinterkaifeck wzbudziła wiele emocji wśród mieszkanców wsi. Zaczęły krążyć różne plotki, przypominano sobie opowieści byłej służącej, a słabe wyniki policyjnego śledztwa tylko podsycały domysły o nadprzyrodzonej naturze zbrodni. Ludzie bali się zapuszczać w okolicę przeklętego gospodarstwa, szeptano, że w domu znaleziono diabelskie amulety i tzw. drzewo wiedźmy, a rodzina padła ofiarą ducha lub diabła.

W 1923 roku farma została wyburzona, a w trakcie rozbiórki podobno znaleziono narzędzie zbrodni, ukryte pod podłogą na strychu. W miejscu gospodarstwa stoi kapliczka, ma ona chronić przed złem, które opanowało dom Gruberów.

Ofiary morderstwa zostały pochowane w Waidhofen. Czaszki nigdy nie wróciły z Monachium, zaginęły w chaosie wojny. Śledztwo w sprawie tajemniczej tragedii trwało do 1986 roku, potem akta trafiły do archiwum.

Oznacz jako: przeczytane ulubione chcę przeczytać

Komentarze

Zajebista pasta
Odpowiedz
To nie jest pasta tylko prawda
Odpowiedz
Bardzo interesujące :)
Odpowiedz
Zaloguj się, aby dodać komentarz.

Archiwum

Najnowsze i warte uwagi

Artykuły i recenzje