Historia

Wakacje

athalin 0 9 lat temu 1 521 odsłon Czas czytania: ~3 minuty

Kto nie lubi jeździć na wakacje? Zwłaszcza w fantastyczne miejsce z przyjaciółmi. Dla mnie to idealne połączenie miało mieć miejsce blisko rok temu.

Miałam jechać ja, Weronika, Tomek, Igor i Bartek. Trzymaliśmy się razem od podstawówki, i z okazji zdanej matury planowaliśmy wyprawę nad Gopło. Tak, to samo Gopło, o którym mowa w "Balladynie". Moja babcia mieszkała kilkanaście kilometrów od jeziora i co najlepsze, wynajęła nam domek nad samym brzegiem. "Tylko bądźcie grzeczni"- powiedziała.

Jasne, babciu nie masz się o co martwić. Akurat żadne z nas nie sprawiało problemów.

Podróż pociągiem trwałą ponad cztery godziny. Na stacji czekał na nas dziadek. Zawiózł nas na dwie tury do domku i powiedział, byśmy wpadli w niedzielę na obiad. Obiecał, że możemy dzwonić do niego o każdej porze dnia i nocy, w razie gdyby coś się działo. Akurat moi dziadkowie nie należeli do ludzi nachalnych i przewrażliwionych, więc wiedziałam, że inicjatywa musiałaby wyjść od nas. Bardzo dobrze. Będziemy mieć święty spokój.

Rozpakowaliśmy się niechlujnie i nie zmieniając ubrań poszliśmy popływać. Przypomniały mi się radosne chwile dzieciństwa. Ta beztroska była czymś cudownym.

Wieczorem urządziliśmy sobie ognisko. Siedzieliśmy do drugiej w nocy opowiadając sobie straszne historie. Tak, zachowywaliśmy się jak dzieci. To właśnie czyniło nasz wyjazd magicznym.

Pierwsze trzy dni minęły bardzo podobnie. Pływanie, zabawa, wieczorne ogniska... mogę spokojnie powiedzieć, że to mogły być najpiękniejsze chwile naszego życia.

W piątek poszliśmy spać nieco wcześniej, w zasadzie bez powodu. Zdawało mi się, że dopiero co zasnęłam, a już poczułam czyjeś dłonie na ramionach.

- Ej!

- Magda, wstawaj! Mamy super pomysł- Igor pochylał się nade mną jak psychopata- Wera, ty też się rusz!

- Boże- usłyszałam głos Weroniki- która jest godzina?

- Idealna na nocny przepływ po jeziorze- odparł Igor wyraźnie podniecony.

Jego pomysł nam się spodobał. Ubrałyśmy się szybko. Przed domkiem siedzieli już Tomek i Bartek. Na brzegu jeziora była zacumowana łódź.

- Dogadaliśmy się z jednym facetem- wyjaśnili.

Ochoczo weszliśmy do łodzi. Wypłynęliśmy kilkanaście metrów w głąb jeziora.

- Słyszałeś?- zapytał Bartek.

- Niby co?

- No... ktoś śpiewa.

Wsłuchiwaliśmy się w ciszę. Dopiero zauważyłam, że jest pełnia.

- Nic się nie dzieje- powiedziałam pewnie.

-Tak?

Wtedy usłyszeliśmy już bardzo wyraźnie słowa piosenki. Głos, który ją śpiewał, bez wątpienia żeński, bardzo czysty i wysoki zdawał się dobiegać z wysepki na środku jeziora.

Leć głosie po rosie

Do Jasieńka mego

I powiedz mu, powiedz

Że tęsknie do niego....

- Ej co to ma być?!- Weronika chciała powstrzymać Igora i Tomka, którzy zgodnie jak jeden mąż zaczęli kierować łódź w stronę wyspy.

Sama próbowałam rozmawiać z Bartkiem, jednak on prędzej skoczyłby do wody, niż powstrzymał kumpli.

- Magda... może coś jej się stało. Trzeba to sprawdzić.

Spojrzałyśmy na siebie z Weroniką. Wzruszyłam ramionami.

Chłopcy zostawili łódź kilka metrów od brzegu wysepki. Resztę drogi przepłynęli w zaskakująco szybkim tempie. Ponownie usłyszałam słowa piosenki.

- Mam złe przeczucie- szepnęła Weronika- bądźmy cicho.

Kiwnęłam głową.

Przez piętnaście minut milczałyśmy.

- Boże, dlaczego oni nie wracają?- nie wytrzymałam.

- Dobra, podpłyńmy tam, ale błagam, bądźmy cicho. Weronika wsunęła się do wody i i ograniczając ruchy do minimum przedostała się na wyspę. Zrobiłam to samo. Przeszłyśmy kilkadziesiąt kroków i stanęłyśmy za drzewem.

Na polanie, zupełnie niewidocznej z łodzi siedziała dziewczyna. Chociaż słabo ją widziałam, musiałam przyznać, że jest piękna. Na jej kolanach spoczywała głowa Tomka. Już miałam do nich podbiec, gdy Wera, szarpnęła mnie za rękaw. Była kredowo biała. Wskazała ręką na coś w krzakach. Na szczęście nie krzyknęłam, kiedy zobaczyłam ciało Bartka. Przyklękłyśmy przy nim.

Na szyi miał paskudne zasinienia. Usłyszałam, że na polanie coś się poruszyło. Patrzyłam jak tajemnicza dziewczyna odrzuca Tomka na bok i jak podchodzi do niej Igor.

Był jak zaczarowany. Dziewczyna ucałowała go w usta, co już zupełnie go omamiło. Nie mogłyśmy nic zrobić. Widziałyśmy jak skręca mu kark. Dopiero wtedy zauważyłam jak długie są jej palce.

Szarpnęłam Weronikę, która zalewała się łzami. Na szczęście płakała bezdźwięcznie.

Po minucie byłyśmy ponownie w łodzi.

- Co to...

- Proszę nic nie mów. Wracajmy.

Jakimś cudem udało nam się dotrzeć do domku.

Płakałyśmy. Co miałyśmy robić? Dzwonić na policje? Wtedy przypomniałam sobie o słowach dziadka.

Nie opowiedziałam mu co się działo. Nie byłam w stanie. Kiedy usłyszał, że płaczę. powiedział, że zaraz będzie.

Opowiadałyśmy mu chaotycznie co się działo.

- Wierzę wam. To była rusałka, ale ona już nie wróci, nie bójcie się. Wzięła czego chciała. Cóż, moja żona miała rację...

- O czym ty..

Westchnął.

- Miesiąc temu zabiła się tu jedna dziewczyna. Chłopak zostawił ją dla innej. Halina powtarzała, że może wrócić i zabrać paru młodzieńców ze sobą.

- Nikt poza tobą nam nie uwierzy... co my mamy robić?

- Nie możecie już im pomóc. Do rana zeżre ich ciała i sobie pójdzie. Muszę powiedzieć o wszystkim Halinie... Niech się pomodlą za duszę tej biedaczki, może Bóg ją do siebie weźmie.

Oznacz jako: przeczytane ulubione chcę przeczytać

Komentarze

Zaloguj się, aby dodać komentarz.

Inne od tego autora

Archiwum

Najnowsze i warte uwagi

Artykuły i recenzje