Historia

Walka o Życie
Usłyszałem dźwięk budzika. Wciąż z zamkniętymi oczami wstałem i przeciągnąłem się. Sięgnąłem ręką po budzik, w celu wyłączenia go, lecz nie znalazłem go tam, gdzie być powinien. Otworzyłem oczy i jak się okazało, nie byłem w swojej sypialni. Obudziłem się w starej, zakurzonej sali operacyjnej. Głowa bolała mnie jak cholera, było dość ciemno, jako jedyne źródło światła służyła zwisająca z sufitu żarówka. Wstałem z miejsca i obejrzałem się dookoła. Znajdowałem się w niewielkim pomieszczeniu, w którym znajdowała się jedna szafka, niewielkie biurko i stół operacyjny, na którym leżałem. Brak tam było jakichkolwiek okien, a jedyna droga wyjścia prowadziła przez zamknięte, metalowe drzwi. W jednym rogu wisiał kwadratowy, duży telewizor. Nie miałem pojęcia jak się tam znalazłem, ostatnie, co pamiętam to to, że urwał mi się film na jakiejś imprezie. Popatrzyłem na budzik. Przestał dzwonić, na jego wyświetlaczu za to zauważyłem, że odlicza czas 10 minut. Byłem ubrany w czarny kostium z zielonymi paskami na ramionach. Nie wiedziałem, o co chodzi, więc podszedłem do biurka, na którym coś leżało. Była to kartka i drewniana pałka, podobna do kija baseballowego. Podniosłem kartkę i obejrzałem z obu stron. Widniało na niej kilka słów, lecz było zbyt ciemno, żebym mógł je przeczytać. Podszedłem do żarówki i wyciągnąłem ku niej kartkę.
"Przygotuj się" głosił napis na skrawku papieru.
"Przygotuj się?" pomyślałem, "Do czego!?" Nie wiedząc, co o tym sądzić podszedłem do drzwi prowadzących na zewnątrz pomieszczenia. Nacisnąłem klamkę i pchnąłem je, ale były zamknięte. Postanowiłem przeszukać pomieszczenie - może uda mi się znaleźć kilka odpowiedzi, bądź coś innego, co mi się przyda. Pierwszym miejscem, do którego zajrzałem była szafka. Znajdowały się w niej trzy niewielkie szuflady. Przeszukałem wszystkie, w środku znalazłem spracowany młotek oraz kilka gwoździ.
Obszedłem cały pokój kilka razy zaglądając we wszystkie kąty, ale nic więcej nie znalazłem. Stoper pokazywał teraz czas sześciu minut. Byłem przerażony, ale mimo wszystko musiałem myśleć racjonalnie. Usiadłem na stole i postanowiłem przemyśleć, co wydarzyło się przed tym, zanim tu trafiłem. Mimo wysiłku nic nie udało mi się zrozumieć. Nie było osoby, której bym się aż tak naraził, najwidoczniej jakiś psychol musiał mnie uprowadzić, podczas kiedy ja spałem.
Nie pozostało mi nic innego, jak czekać. Po minucie telewizor uruchomił się, a ja zobaczyłem ubranego w czarny garnitur mężczyznę. Za nim wisiał kalendarz, pokazujący rok 2013. Po chwili człowiek odezwał się.
- Witaj graczu! Możesz być z siebie dumny, ponieważ właśnie zostałeś uczestnikiem walki o życie! Pewnie jesteś zdziwiony tym, co słyszysz, ale jest to szczera prawda. Znajdujesz się na terenie szpitala, gdzie będziesz walczył z 9 innymi ludźmi do czasu, aż zostanie tylko jeden z was. Czyż to nie wspaniałe!? - powiedział uśmiechając się. - Na wygranego czekają wspaniałe nagrody! Kiedy upłynie czas na stoperze drzwi się otworzą, a rozgrywka się rozpocznie. Aha, zapomniałem wspomnieć, w polu gry możesz znaleźć inne, lepsze bronie do walki i obrony. Powodzenia i miłej gry!
Telewizor zgasł. Stałem osłupiony wpatrując się w czarny ekran. "Gra?", "Walka o życie?", "Kim do cholery był ten facet?". Wiele pytań krążyło mi po głowie nie znajdując odpowiedzi. Mimo wszystko, musiałem się jakoś przygotować. Jeżeli chciałem przeżyć - a chciałem - nie mogłem pozwolić sobie na latanie z gołą pałką, gdy miałem pod ręką młotek i gwoździe. Nie chciałem zabijać, ale nie wykluczałem opcji, że będę do tego zmuszony. Wziąłem kij, położyłem go na stole i trzęsącymi się rękoma zacząłem wbijać gwoździe. Gdy broń była gotowa spojrzałem na stoper - minuta. Ponownie usiadłem na stole i spoconymi dłońmi przetarłem twarz. Nie chciałem tu być. Nie chciałem brać w tym udziału. Nie chciałem nikogo krzywdzić.
Siedziałem tak, dopóki budzik nie zadzwonił. Wyłączyłem go i stanąłem przed drzwiami. Usłyszałem ciche kliknięcie i drzwi stanęły otworem. Wyszedłem na oblany mrokiem korytarz rozgałęziający się na obu końcach. Zauważyłem także kilka par drewnianych drzwi. Nie widziałem nigdzie żadnych okien. Powoli, starając się robić jak najmniej hałasu wyszedłem z pokoju, trzymając w prawej ręce broń i skierowałem się do najbliższych drzwi. Nic nie słyszałem oprócz swoich kroków i przyspieszonego oddechu. Nacisnąłem klamkę i wkroczyłem do środka. Było to pomieszczenie całkiem podobne do tego, w którym przed chwilą przebywałem. Na suficie znajdowała się żarówka oświetlając wszystko wokół. Cicho zamknąłem drzwi i spojrzałem na biurko. Pokój był identycznie umeblowany jak ten, w którym się znalazłem po obudzeniu.
Na stoliku leżała latarka, obok jakaś kartki. Podniosłem ją i zobaczyłem, co na niej pisze. "Niech oświetli mrok korytarzy". Wziąłem przedmiot do lewej ręki i uruchomiłem go. Latarka działała. Szybko przeszukałem pokój, ale jedyne, co znalazłem to zakurzoną baterię, leżącą pod szafką. Schowałem ją do kieszeni i wróciłem na korytarz. Z nikąd nie dochodziły do mnie żadne dźwięki.
Zapaliłem latarkę i poświeciłem na koniec korytarza. Zobaczyłem kawałek ceglanej ściany, która zdecydowanie różniła się od reszty. Normalnie ściany były koloru białego i nie prześwitywały z nich żadne cegły. Kawałek ceglanej ściany był prostokątny i jak zauważyłem, coś zakrywał. Prawdopodobnie okno, aby nikt z wewnątrz nie mógł uciec. Coraz bardziej przerażała mnie osoba, lub osoby, które za to odpowiadają. Skierowałem się ku końcowi korytarza i spojrzałem w lewo. Kolejne pary drzwi, kolejne zamurowane okna. Światła wszędzie były zgaszone, z wyjątkiem tych, w niektórych pomieszczeniach. Spojrzałem w drugą stronę i zobaczyłem uchylone drzwi, z których wylewało się światło. Zgasiłem latarkę i najciszej jak mogłem podszedłem, aby spojrzeć, co jest w środku.
Czym bliżej byłem, tym głośniej słyszałem dźwięki dochodzące z wnętrza. Brzmiało to jak czyjś głos, ale jego właściciel nie mówił w żadnym znanym mi języku. Przypominało to coś na wzór arabskiego, ale zrozumiałem ani jednego słowa. Nie znałem tego języka. Spojrzałem przez lukę i zobaczyłem kobietę. Miała na sobie taki sam kostium jak ja, tyle, że z żółtymi paskami. Była odwrócona do mnie tyłem. Siedziała na kolanach i co chwila kłaniała się dotykając rękami ziemi. Wyglądało to na coś, na wzór modlitwy.
Postanowiłem zostawić ją w spokoju. Nie wydawała się niebezpieczna, a już na pewno nie chciałbym jej krzywdzić. Bardzo cicho odszedłem od drzwi i poszedłem wzdłuż korytarza. Kolejne rozgałęzienie. Postanowiłem skierować się ku najbliższym drzwiom, w celu poszukania czegoś przydatnego. Wszedłem do najbliższego pokoju i znalazłem dosłownie identyczny w każdym calu pokój, w którym byłem już dwa razy. Na biurku leżała kartka "Get ready". Zdałem sobie sprawę, że to pomieszczenie należało do gracza, co oznacza, że może być gdzieś w pobliżu. Ta myśl przeraziła mnie, ponieważ wróg mógł być tuż za rogiem. Przeszukałem szafkę, możliwe, że "gracz" coś przeoczył. Szafki były pełne tego samego, co u mnie. Uspokoiło mnie to, ponieważ oznaczało to, że uczestnik nie jest groźnie uzbrojony. Schowałem gwoździe do kieszeni i wyszedłem z pomieszczenia.
Kiedy znów stanąłem na korytarzu usłyszałem szybkie kroki dwóch osób. Wyglądało na to, że biegły. Wydawało się, że dźwięki dochodzą ze wszystkich stron. Spanikowany wróciłem do pomieszczenia, które przed chwilą opuściłem. Nie wiedziałem, czy napastnicy gonią siebie nawzajem, czy może zawarli sojusz i szukają ofiary. Nie musiałem się długo nad tym zastanawiać, ponieważ po chwili odgłosy kroków doszły do drzwi pokoju. Spojrzałem pod nie i wśród wszechogarniającej ciemności spostrzegłem dwie pary nóg. Najciszej jak potrafiłem schowałem się za drzwiami i nasłuchiwałem. Usłyszałem rozmowę. Nie wiedziałem, o czym ci ludzie rozmawiają, ponieważ porozumiewali się za pomocą innego języka. Był to hiszpański, bądź włoski, ciężko mi było rozróżnić, ponieważ mówili bardzo cicho. Złapałem mocniej kij i przygotowałem się do ciosu. Ręce mi się trzęsły, kropelki potu skapywały z mojego czoła. Byłem przerażony.
Stałem tak i stałem, aż ucichł każdy dźwięk dobiegający zza drzwi. Po chwili klamka lekko się nacisnęła. Zacisnąłem oczy i już miałem uderzyć, gdy usłyszałem dwa strzały. Klamka wróciła do swojej pierwotnej pozycji, a o ziemię uderzyło coś ciężkiego. Prawdopodobnie były to ciała. Znów dało się słyszeć czyjeś kroki. Ktoś podszedł do drzwi a następnie - jak wynikło z odgłosów - przeszukał ciała martwych uczestników, po czym oddalił się w głąb korytarza.
Czekałem jeszcze kilka minut, zanim odważyłem się wyjść. Nacisnąłem klamkę i pociągnąłem drzwi, a już po chwili na ziemię osuwał się trup w czarnym kombinezonie, z niebieskimi pasami na ramionach. W jego głowie znajdowała się dziura, z której sączyła się krew. Drugi z zawodników miał paski koloru czerwonego. Bardzo ostrożnie, hamując wymioty ominąłem zwłoki i poszedłem w przeciwną stronę przeciwną do tej, w którą poszedł napastnik. Miałem dość tego miejsca. Miałem dość ciemności, dość widoku śmierci, dość przemocy.
Zostało 7 osób. Zawodnicy Czerwony i Niebieski zostali zabici przez jedną, która posiadała broń palną. Niedaleko znajdowała się także Żółta Zawodniczka. Ja byłem Zielony. Nie znałem lokalizacji jeszcze 5 osób.
Postanowiłem zajrzeć do pokoju, w którym modliła się Zawodniczka Żółta. Niestety, była martwa. Z tyłu głowy miała podłużną dziurę od jakiegoś ostrego przedmiotu. Nie wątpiłem, że sprawcą mógł być osobnik, który zabił moich prześladowców. Bałem się, że mnie też to spotka.
Zrezygnowany wyszedłem z pomieszczenia i zaświeciłem latarką na pobliską ścianę. To, co zobaczyłem przeraziło mnie. Był to jeden z zawodników. Na ramionach miał purpurowe pasy. W ręku trzymał pistolet. Nie miałem szans, do najbliższego pomieszczenia lub zakrętu było kilka metrów. Mimo wszystko, wolałem umrzeć próbując, niż czekając na śmierć. Rzuciłem w napastnika latarką i rzuciłem się do biegu. Przedmiot trafił wroga kierując pocisk na najbliższą ścianę. Biegłem ile sił w nogach, zakręcając w korytarzach jak najwięcej razy. Nie słyszałem jednak, żeby przeciwnik mnie gonił. To dobrze.
Po kilku minutach biegu zatrzymałem się żeby odsapnąć. Wszedłem do najbliższego pokoju i zamknąłem za sobą drzwi. Tym razem, było to coś na kształt biura. Dwa krzesła na przeciwko siebie, duży stół, kilka szafek. Światło było zaświecone, dzięki czemu można było zobaczyć pokój w pełnej okazałości. Przyglądałem się zmęczony przedmiotom na stole, gdy nagle do moich uszu dobiegł czyjś głos.
-прости меня - powiedział, po czym opuściły mnie wszelkie siły. Spojrzałem w dół i dostrzegłem, że jestem przebity czymś na kształt maczety. Obraz zaczął się rozmywać. Zamknąłem oczy. To był koniec gry. Przynajmniej dla mnie.
Zawodnik Czarny wyciągnął zakrwawiony sierp z głowy przeciwnika. Kiedy to zrobił w całym budynku zapaliły się światła, a korytarze przeszył głos Prowadzącego, dochodzący z rozmieszczonych gdzieniegdzie głośników.
- I tak oto zakończyła się kolejna gra! Zwycięzcą jest Zawodnik Czarny! Dziękujemy wszystkim widzom za oglądanie, wygrany zawodnik dostąpi teraz zaszczytu i zdobędzie największą ze wszystkich nagród. Niestety, jak zwykle, niedane jest wam wiedzieć, co to, ale pamiętajcie! W następnej grze, ktoś z was może brać udział! Oczywiście, jak zwykle, według własnej woli, ale kto by się tym przejmował, mogąc uczestniczyć w takim wydarzeniu!? Dziękujemy wam, po raz kolejny, widzimy się w kolejnej grze!
Wszystko ucichło. Zawodnik Czarny stał na środku korytarza trzymając wciąż w ręce zakrwawioną broń. Ciężko oddychał. Po chwili z jednej strony korytarza wyszedł mężczyzna ubrany w garnitur, trzymając w ręce czarny przedmiot.
Stanął w niewielkiej odległości od zwycięscy i rzekł:
- Witaj Zawodniku. Gratuluję wygranej. Teraz dostaniesz swoją nagrodę. - uśmiechnął się szyderczo. Wyciągnął czarny przedmiot i nacisnął spust. Na terenie szpitala rozległ się strzał.
_______________________________
Jeżeli jesteś zainteresowany/a moją dalszą twórczością, zapraszam na Fanpage: https://www.facebook.com/mrdonut064?fref=ts
_______________________________
Komentarze