Historia
Śniący, część III
Poprzednie części:
http://straszne-historie.pl/story/9367-sniacy
http://straszne-historie.pl/story/9487-sniacy_czesc_ii
Spojrzałem na siedzącą na metalowej poręczy od schodów nastolatkę. W prawej dłoni trzymała już prawie spalonego papierosa. Światło księżyca rozświetlało jej pryszczatą twarz. Zaciągnęła się po raz ostatni. Kiedyś po prostu ochrzaniłbym ją za to, co robiła ze swoim zdrowiem w tak młodym wieku, ale teraz było mi jej żal. A to tylko dlatego, że wiedziałem. Wiedziałem, co zaraz ją spotka. Miało to być to samo, co setki osób przed nią - śmierć. Dla właściciela tego ciała – którego zacząłem nazywać w myślach Koszmarem - była ona tylko kolejną ofiarą. A dla mnie była człowiekiem.
Nie opierałem się, kiedy stwór przebił jej głowę na wylot. Nie walczyłem, gdy zaczął chłeptać szkarłatną krew. Sprzeciw był bez sensu. Nie miałem do tego wystarczającej siły. Przekonałem się o tym wiele razy wcześniej, kiedy miałem jeszcze nadzieję na wolność. Nie chciałem przyjmować więcej bólu i cierpienia. Po prostu zacząłem patrzeć na to wszystko obojętnie. Wtedy nie dręczył mnie tak bardzo. Nie pokazywał obrazów ludzi, których zabiłem. Pauliny. Marka. Szefa oraz wielu innych, liczących się dla mnie osób.
Nadszedł dzień. Jak zwykle skrył się w jakimś ciemnym miejscu, gdzieś, gdzie żaden człowiek łatwo by go nie odnalazł. Tym razem wśliznął się do dziupli w próchniejącym jesionie, który stał w środku miejskiego parku. Mijały kolejne godziny. Słońce zaczęło górować. Patrzyłem tępym wzrokiem na otaczającą mnie przestrzeń tętniącą życiem. Najbardziej bolało mnie to, że chociaż zdarzyło się tak wiele, świat nadal kręcił się tak samo. Większość ludzi nawet nie zwróciła uwagi na zniknięcie przeciętnego Kowalskiego.
Przed drzewem przechodziła młoda matka z być może sześcioletnim synkiem.
– Widzisz tego pulchnego blondynka? – spytał donośny głos z głowy. Długi, czarny jęzor przesunął się po twarzy. – Dzisiaj zjemy jego mamuśkę na kolację, on zostanie na deser. Czujesz, jak słodko pachną?
Z politowaniem spojrzałem na nasze kolejne, niczego nieświadome ofiary. Nagle chłopiec spojrzał na dziuplę, z której wyłoniła się wodnista twarz, uśmiechająca się do niego obrzydliwie. Dzieciak wrzasną przeraźliwie i przytulił się do matki, która spojrzała na nasze schronienie. Do tego momentu Koszmar zdążył już się ukryć.
Nadszedł wieczór. Na niebie pojawiła się biała poświata, chociaż półksiężyc skrył się za ciemnymi chmurami. Większość ludzi siedziała już w swoich domach. Myśliwy rozpoczął polowanie.
Było tak, jak wtedy, kiedy to ja panowałem nad ciałem tego monstrum. Koszmar z nieludzką prędkością przemykał między dziesiątkami budynków. Czułem jego zew. Pragnął krwi, której posiadaczy wybrał wcześniej.
Nawet nie zatrzymał się przed drzwiami bloku. Po prostu prześlizgnął się pod nimi i zaczął wbiegać po granitowych schodach. Jego podniecenie wzrosło jeszcze bardziej. Stanął pod czarnymi drzwiami i z ekscytacją zaciągnął się zapachem przyszłych ofiar. Myśli Koszmaru o najbliższych minutach wprawiały mnie w obrzydzenie.
Tym razem trochę się przeliczył. Nie mógł zostać nieusłyszany. Tak bardzo skupił się na ofiarach, że nie zwrócił uwagi na jeszcze jeden zapach. Przed wejściem leżał ogromny doberman. Pies od razu wyczuł włamywacza i rzucił się na niego. Koszmar nie zdążył uniknąć ataku zwierzęcia. Kiedy psisko skoczyło na niego, upadł na drewnianą podłogę i uderzył w szafę z lustrem, które się stłukło. Dodatkowo pies zaczął szczekać i warczeć. Po chwili leżał pozbawiony krwi na podłodze, ale to nie zmieniało faktu, iż właściciele domu obudzili się i wiedzieli, że w przedpokoju doszło do czegoś niedobrego. Koszmar był przez to wszystko zdezorientowany. Chyba jeszcze nigdy nie zaliczył takiej wpadki. Przecież był profesjonalistą. Tyle zabójstw, a nikt go nie nakrył. W jego mordach nie było żadnego wzoru.
Nagle wszystko zwolniło. Świat się zatrzymał. Uderzyłem z całym gniewem, który do tej pory się we mnie wezbrał, w osłabiony umysł monstrum. Poczułem jego przerażenie. Wiedział, że zaraz wszystko pójdzie źle, wręcz beznadziejnie. Próbował zripostować atak, ale nic nie było w stanie pokonać mojej nienawiści w tamtym momencie. To była dla mnie jedyna taka szansa. Nie mogłem jej zaprzepaścić. Przejąłem kontrolę nad ciałem. Przebiłem się przez matową szybę w pierwszych drzwiach na lewo. Odskoczył od nich ze strachem wymalowanym na twarzy, ubrany do pasa brunet, zapewne ojciec chłopca. Z jego dłoni wyleciał aluminiowy kij od baseballu. Na wielkim łożu siedziała wystraszona matka.
Miałem jeszcze możliwość zatrzymania się. Wiedziałem, że tym, co planowałem zrobić, zabiję nas obu. Jednak nie zatrzymałem się. Nie chciałem już tego cholernego życia. Wyskoczyłem przez okno, którego kawałki rozleciały się we wszystkie strony. Nie prześlizgiwałem się. Potrzebowałem impetu.
Leciałem prosto na linie wysokiego napięcia, które zobaczyłem po drodze do bloku. Nadal wszystko działo się strasznie wolno. Słyszałem obłąkany, rozsadzający głowę wrzask. Koszmar nie chciał stracić życia. Wszystkich swoich obrzydliwych osiągnięć. Nie mogłem pozwolić mu na dalsze istnienie. Był najgorszą marą.
Przekształciłem obie ręce w dziesiątki macek, które oplotły się wokół przewodów. Poczułem, jak do mojego ciała zaczyna wnikać energia. Przeszył mnie ogromny ból. To był już koniec. Oddałem kontrolę Koszmarowi, którego krzyk wzniósł się ponad wszystkie miary. Wycofałem się w najodleglejszy kraniec umysłu, gdzie w spokoju mogłem poczekać na śmierć.
Nagle przebudziłem się. Zauważyłem tylko kilka zielonych postaci stojących nade mną i znów straciłem przytomność.
Obudziłem się z okropnym bólem głowy. Jakim cudem to przeżyłem?! Bez podnoszenia się, widziałem, że jestem w szpitalnej sali. Podniosłem do góry prawą dłoń. Moją dłoń! Moją ludzką dłoń! Znów miałem swoje ciało! Jednak ekscytacja zniknęła, zanim zdążyła naprawdę wrosnąć. Po co mi teraz życie, kiedy nie pozostało mi już nic? A skoro ja przetrwałem, to może i on…
Podniosłem się i oniemiałem. Siedząca po mojej lewej stronie dziewczyna podniosła zmęczoną twarz. Spojrzałem w jej podkrążone, niebieskie oczy. Paulina! Ale… jak?!
Spojrzała na mnie tępym wzrokiem. Dopiero po chwili wyraz twarzy się zmienił. Zerwała się z krzesła i dopadła do mnie. Nie myślałem już o tym, jakim cudem ona żyła. Oderwałem wszystkie podłączone do mnie elektrody i przytuliłem moją ukochaną. Wtuliłem głowę w jej kruczoczarne włosy i zacząłem płakać tak, jak nigdy. Nie miałem czego się wstydzić. Odzyskałem ją! Paulina także zalała się łzami. Nasze usta przez długi czas trwały w miłosnym zetknięciu.
– Myślałam, że straciłam cię na zawsze! – krzyknęła.
– A co mam mówić ja? Po tym wszystkim cię odzyskałem! Ale wciąż nie mogę się domyślić, jakim cudem przeżyłaś? Przecież trzymałem twoje ciało…
– O czym ty gadasz? – spytała ze zdziwieniem.
– Przecież to wszystko, co się działo… Ten potwór, szpital, mord… – Zatrzymałem się. Do głowy przyszło mi coś absurdalnego. – Powiedz mi, skąd ja się tutaj w ogóle wziąłem?
– Jak to skąd? Niczego nie pamiętasz? Potrącił cię jeep, kiedy wracałeś ode mnie. – Próbowałem coś sobie przypomnieć, ale czułem tylko lukę w pamięci. – Wtedy, kiedy się pokłóciliśmy. Wpadłeś w śpiączkę. Bałam się, że się nie wybudzisz. Leżysz tutaj już tydzień. Ale jeszcze gorsze rzeczy działy się wczoraj, kiedy straciłeś puls. Myślałam, że to już naprawdę koniec. Na szczęście uratowali cię respiratorem. Wyjawili mi, że nawet na moment się przebudziłeś, ale niemalże od razu straciłeś przytomność. Nie do końca im wierzyłam, ale teraz… mieli rację. – Przytuliła się do mnie jeszcze mocniej.
–A więc to wszystko to był tylko jeden wielki koszmar…? – spytałem sam siebie. Nie mogłem w to uwierzyć. Wiedziałem, że nawet jeśli tak, to zapamiętam go do końca życia.
– Jaki koszmar?
– Nawet nie wiesz, przez co przeszedłem. Już całkowicie straciłem nadzieję. To było takie realistyczne… Nawet nie wiedziałem, że śnię.
– Opowiedz mi – poprosiła.
Cofnąłem się do samego początku i zacząłem odświeżać wszystkie wspomnienia. Dotarłem do momentu, w którym po raz pierwszy znalazłem się w ciele oprawcy. Nagle usłyszałem, jakby jakiś płyn rozlał się koło drzwi. Momentalnie odwróciłem się w tamtą stronę. Zauważyłem kilka czarnych kropel znikających pod progiem. Przetarłem oczy. Nie było żadnego śladu. Mam nadzieję, że to tylko mi się zdawało…
Część czwarta: http://straszne-historie.pl/story/11298-Sniacy-czesc-IV
Zapraszam wszystkich do komentowania, lajkowania i oczywiście do polubienia mojej strony na Facebooku, gdzie pojawiają się wszystkie aktualności na temat mojej twórczości.
https://www.facebook.com/mrocznywilkpl
Jest to dla mnie wynagrodzenie za pracę, którą wkładam w opowiadania i motywacja do dalszego pisania. ;)
Komentarze