Historia
Pani Pozytywka
Po śmierci babki dostałem w spadku dom. Wraz z moją żoną Alicją oraz 8-letnią córeczką Klaudią gnieździliśmy się wcześniej w małej kawalerce praktycznie w samym środku wielkiego miasta, nic więc dziwnego, że nie wahaliśmy się ani chwili i dzień po pogrzebie babci rozpoczęliśmy przeprowadzkę. Domem był duży, zabytkowy dworek na wsi, z dala od zgiełku miasta. Każde z nas otrzymało osobny pokój na prywatne sprawy, do tego ja z Alicją mieliśmy wspólną sypialnię, a w domu znajdowały się też salon, ganek, dwie łazienki, kuchnia, piwnica i stryszek.
To właśnie na stryszku znalazłem - czy też raczej na mnie spadła - staroświecką, drewnianą pozytywkę. Po chwili namysłu otworzyłem ją, a do moich uszu napłynęła jakaś powolna melodyjka, do której z wolna poruszała się tancerka. Była ona chyba najbrzydszą pozytywkową tancerką, jaką można sobie w ogóle wyobrazić - gruba, z jedną ręką wyraźnie dłuższą od drugiej, o bladej cerze, piegowata i z rudowłosą fryzurą typu "na hełm". Jej twarz była kompletnie pozbawiona wyrazu. Muzyka jednak była całkiem przyjemna, choć, jak wcześniej wspominałem, wyjątkowo powolna. Chwilę posłuchałem, po czym pomyślałem, że pokażę ją mojej córce. Ta wytrzeszczyła na nią oczy z wrażenia. Krzyknęła, że ma rude włosy, tak jak ona, że lubi tańczyć tak jak ona i że w ogóle są takie same. Pobawiła się nią przez chwilę i zapytała mnie, czy może ją zatrzymać. Zgodziłem się, a moja żona również nie miała nic przeciwko. W końcu dlaczego którekolwiek z nas miałoby mieć?
Tego wieczora dźwięk pozytywki praktycznie już nie ucichł.
Nazajutrz nasza córka poprosiła o możliwość pozostania w domu, gdyż twierdziła, że boli ją głowa. Wspólnie z żoną zastanowiliśmy się i uznaliśmy, że to pewnie przez stres związany z nowym miejscem zamieszkania i koniecznością zmiany szkoły. Postanowiliśmy jednak nie przymuszać jej do tego w pierwszy dzień po wprowadzeniu się. Zgodziliśmy się. Klaudia uścisnęła nas i natychmiast pobiegła do swojego pokoju. Wkrótce usłyszeliśmy dźwięk pozytywki. Popatrzyliśmy na siebie z Alicją, lecz nic nie powiedzieliśmy. To w sumie dobrze, że małej podoba się nowa zabawka. Przynajmniej możemy ją mieć na oku.
W porze obiadowej wniosłem parujący talerz z zupą serową do pokoju córki. Siedziała przy swoim biurku, nadal obserwując tancerkę i wsłuchując się w muzykę. Na podłodze leżały porozrzucane książki szkolne.
- Kochanie, pozwoliliśmy ci zostać, ale nie możesz tak traktować książek. - powiedziałem, kładąc przed nią talerz.
- Tato! - uśmiechnęła się, jakby dopiero mnie zauważyła - Patrz! Pani Pozytywka uśmiecha się do mnie!
Spojrzałem na nią zaskoczony, po czym przeniosłem wzrok na urządzenie. Rzeczywiście, na twarzy tancerki błąkał się ledwo widoczny zarys uśmiechu. Cóż, wczoraj na strychu było jednak dość ciemno, w końcu byłem tam o zachodzie słońca, a nie ma tam żarówki lub innego źródła światła. Wzruszyłem ramionami.
- To dobrze, skarbie. - Powiedziałem, wychodząc z pomieszczenia.
Późno w nocy, bądź wcześnie rano obudził mnie potworny płacz Klaudii. Razem z żoną wbiegliśmy do jej pokoju. Miała 39 stopni gorączki i dreszcze. Rzecz jasna o szkole nie mogło być mowy. Żona podała jej aspirynę, po czym mała zasnęła. Po wybudzeniu się pierwsze co zrobiła to zapytała, czy może pobawić się z Panią Pozytywką. Na pewno bardzo za mną tęskni, powiedziała.
Kiedy kolejnego ranka gorączka skoczyła do czterdziestu stopni a na twarzy, głównie na policzkach Klaudii pojawiły się dziwne, czarne wypryski, uznaliśmy że nie ma na co czekać. Żona wzięła małą i czym prędzej pojechała do najbliższego szpitala. Uzgodniliśmy, że ja zostanę i będę pilnował domu - jakkolwiek to nie zabrzmi, zgubiły się nam wszystkie klucze. Żona miała problemy z odpaleniem, lecz za piątym lub szóstym razem jej się to udało. Obiecała, że zadzwoni, jak będzie na miejscu. Córka prosiła o możliwość wzięcia pozytywki, gdyż za kilka okresów muzyki miała zatańczyć razem z Panią Pozytywką, lecz odmówiliśmy jej, twierdząc, że lekarze mogą się nie zgodzić trzymać w szpitalu coś tak niehigienicznego.
Krążyłem więc po domu nie mogąc znaleźć miejsca dla siebie. Wypiłem dwie kawy, wypaliłem pierwsze w życiu papierosy podebrane z torebki mojej żony, lecz za nic nie mogłem się uspokoić. Wreszcie zadzwoniła Alicja. Powiedziała, że nasza Klaudia została przyjęta do szpitala i śpi już w szpitalnym łóżku. Odetchnąłem z ulgą, rozluźniłem się nieco. Po pół godzinie zupełnie bezcelowo wszedłem do pokoiku Klaudii. Na biurku nadal stała otwarta pozytywka. W świetle pierwszych promieni słońca jej oczy błyszczały dziwnie. Teraz już wyraźnie widziałem jej uśmiech. Rozsiadłem się na krzesełku i włączyłem ją tancerka drgnęła, początkowo niemrawo i ruszyła w pląs. Przypatrywałem się jej ruchom, nie mogąc zrozumieć, co takiego widzi w niej moja córka. Zwykła, stara, niezbyt ładna pozytywka. Nie zmieniło to jednak faktu, że po zakończeniu tańca aktywowałem ją ponownie jeszcze kilka razy. Przez grę światłocienia wydawało mi się, że jej ruchy są coraz żwawsze,a uśmiech coraz szerszy.
Wreszcie odpuściłem sobie bezcelowe wpatrywanie się w pozytywkę. Poszedłem sobie zrobić kanapkę i włączyć jakiś mecz. Na alkohol w zaistniałej sytuacji nie miałem najmniejszej ochoty. Ledwo rozsiadłem się na kanapie przed telewizorem w salonie, rozległ się dźwięk mojego telefonu. Pogrzebałem chwilę w kieszeni i wyciągnąłem go.
- 'Aluo - rzuciłem z pełnymi ustami
Usłyszałem po drugiej stronie cichy płacz i łapanie oddechu
- Halo? Co się stało?
- Jacek... Klaudia... ona... ona... nie żyje.
Serce stanęło mi w jednej chwili, zakrztusiłem się kanapką.
- Co? Jak to? - wydyszałem
- Nie wiem... nagle... podczas snu... zaczęła się miotać...
Upuściłem telefon, który rozłączył połączenie. Usłyszałem cichą, powolną melodię, dochodzącą z przeciwnego pomieszczenia. Udałem się tam w jak w amoku, jak w jakimś transie. To grała pozytywka, a tancerka uśmiechała się promiennie.
Komentarze