Historia

Chcę żyć

marcinov123 7 8 lat temu 13 847 odsłon Czas czytania: ~6 minut

- Życie wieczne?

Siedzący naprzeciwko mnie chłopak spał. Przynajmniej tak myślałem. Od przeszło godziny siedział z ciemnymi okularami na oczach i prawie w ogóle się nie ruszał. Podróż wlokła się niemiłosiernie - w Katowicach zaliczyliśmy prawie godzinny postój na peronie.

- Książka - wskazał palcem.

Ach tak. Zupełnie o niej zapomniałem - leżała na miejscu obok, koło mojej torby. „Wywiad z wampirem”, Anny Rice. Kupiłem za parę złotych na dworcowym bazarku. Zacząłem czytać jeszcze na peronie, ale szybko doszedłem do wniosku, że muszę mieć moją nocną lampkę i okulary.

Już nie widzę tak dobrze jak kiedyś. Kilka lat temu po operacji jaskry lekarz powiedział mi, że powinienem być wdzięczny za każdy wschód słońca który mogę zobaczyć.

Wziąłem sobie jego słowa do serca.

Obrzuciłem towarzysza podróży krótkim spojrzeniem. Czarny t-shirt z logiem jakiegoś zespołu, dresowe spodnie, adidasy, włosy obcięte na krótko. Z twarzy idealnie podobny do nikogo. Słuchawki dyndały na szyi, grając cicho jakąś muzykę. Mimo, że dochodziła osiemnasta nie zdjął ciemnych okularów. Pewnie wczoraj poimprezował.

- Czytałeś? - spytałem stukając palcem w okładkę.

Skinął głową.

- Niezła. Przereklamowana, ale niezła. Nie będę spoilował, przeczyta pan sam.

Uśmiechnąłem się. A podobno młodzież coraz mniej czyta. Pociąg wjeżdżał w las - co jakiś czas słyszałem, jak gałązki drzew uderzają w dach i okna.

- W sumie kiedyś myślałem, że to faktycznie może być ciężkie.

Popatrzyłem na niego średnio rozumiejąc.

- No wie pan, żyć wiecznie. Patrzeć, jak świat się zmienia, jak ludzie odchodzą. Jak wszystko pędzi do przodu - z każdym rokiem coraz szybciej - rozgadał się.

Cóż. Przynajmniej podróż szybciej zleci.

Serce lekko zakuło mnie pod mostkiem. Klepnąłem się w kieszeń na piersi - tam, gdzie trzymałem sprej z nitrogliceryną. Już nie te czasy - powiedziałem sobie w myślach. Zdecydowanie. Dzisiaj czułem się naprawdę źle.

- Wie pan, proszę tylko popatrzyć, jak wszystko się pozmieniało od czasów jak był pan dzieckiem. A proszę teraz pomnożyć to pięć razy, dziesięć. Rozumie pan co mam na myśli?

Pokiwałem głową.

- Chyba można by od tego oszaleć prawda?

Urwał na chwilę patrząc przez okno. Słońce powoli chyliło się ku zachodowi. Między drzewami widać było wieczorną łunę.

- Myślisz, że życie może się… znudzić? - zapytałem.

Wzruszył ramionami.

- Tym w książce się nudziło. Wydawało mi się, że mają rację, ale potem zacząłem myśleć inaczej. Bo niech pan spojrzy, ile to możliwości? Ilu rzeczy nie robimy, bo zwyczajnie nie starczy nam czasu? Bo po prostu już nie jesteśmy w stanie. Nauczy się pan jeszcze kick-boxingu? Pobije pan rekord w jakiejś dyscyplinie sportowej?

Pokręciłem głową.

- Nie te lata - uśmiechnąłem się smutno.

Znowu zakuło mnie pod mostkiem. Chyba się skrzywiłem, bo mój towarzysz podróży popatrzył na mnie podejrzliwie.

- Dobrze się pan czuje?

- Tak, starość, jak słusznie zauważyłeś…

Speszył się lekko.

- Wie pan, chciałem po prostu powiedzieć…

Uciszyłem go ruchem ręki.

- Nazywajmy rzeczy po imieniu.

Mimo wszystko byłem lekko zaniepokojony. Serce czasami bolało, ale te dwa ukłucia były naprawdę silne.

- No okej, dobrze – milczał przez chwilę -proszę się tylko zastanowić. Co oddałby pan, gdy mógł żyć wiecznie? Przecież nawet jakby spał pan na pieniądzach to przyjdzie w końcu moment, kiedy uświadomi sobie pan, że to tylko papier. Który z radością oddałby pan za jeszcze jedną godzinę. Żeby wypalić ostatniego papierosa, czy nie wiem kurwa, napić się wódki - kontynuował swoje rozmyślania bawiąc się kablem od słuchawek.

- I tak sobie wtedy pomyślałem, że mógłbym nawet zabijać kogoś co jakiś czas, gdybym tylko mógł odsunąć śmierć. Tak jak ci w tej książce - wskazał znów na moją lekturę.

- Mógłbyś? – spytałem nie dowierzając. Lekkość z jaką to powiedział sprawiła, że zrobiło mi się chłodno.

- Bez dwóch zdań. Myślę, że każdy by to mógł zrobić. W obliczu śmierci. Bez dwóch zdań. To przecież nie byłaby zbrodnia, zwykły imperatyw biologiczny. Przeżyć. Istnieć dalej - zaczął mówić dalej, ale ja przestałem go słuchać.

Ból zaatakował nagle i wycisnął mi z płuc powietrze. Czułem, jakby ogień rozlał mi się w piersiach. Lewa ręką zdrętwiała aż po czubki palców.

Boże! Błagam! Nie teraz!

-… i oni de facto nawet nie byli mordercami - to tak, jakby nazwać mordercą szczupaka, który poluje na inne ryby, on to robi, żeby żyć….

Oddychałem głęboko. Chłopak dalej gadał jak nakręcony, nie zwracając na mnie uwagi. Wiedziałem aż za dobrze co się właśnie działo.

W którymś z naczyń krwionośnych gruda zbitych kwasów tłuszczowych i innego świństwa oderwała się od ścianki i popłynęła do serca. Tam, przepychając się w coraz węższe rurki trafiła na taką, którą zatkała. Pech chciał, że było to naczynie wieńcowe. Pech chciał, że był to już trzeci raz. Pech chciał, że stało to się w pociągu, gdzie jedynym świadkiem był gówniarz wygłaszający swoje nawiedzone teorie.

Ból był wręcz paraliżujący - mam nadzieję, że nie będzie wam go dane doświadczyć. Zacząłem łapać powietrze otwartymi ustami, jak ryba. W uszach dzwoniło mi coraz bardziej. Dzieciak przerwał gadaninie i patrzył na mnie przestraszony. Chciał wstać i biec po pomoc, ale wyciągnąłem do niego rękę. Jezu jak bolało! W oczach zaczęły zbierać mi się łzy.

- Czekaj - zdołałem wykrztusić.

Mój głos był bardzo słaby. Matowy. Jakby ktoś napchał mi do gardła waty. Wyjął z kieszeni telefon, ale go upuścił. Aparat rozleciał się i widziałem, jak bateria wpadła pod siedzenia. Czułem, że zaczynam odpływać. Złapałem go za rękę. Ścisnąłem mocno, z całej siły.

- Masz rację - wykrztusiłem, chociaż każde słowo bolało tak, jak gwóźdź wbijany w serce.

Patrzył na mnie w milczeniu, widziałem swoje odbicie w jego okularach.

- Za każdym razem przysięgałem sobie… żeby już nigdy… tego nie robić… - wydyszałem resztą sił.

Patrzył na mnie zaskoczony, nic nie rozumiejąc.

Zmiana dokonała się szybko. Bałem się, że przez czterdzieści lat zapomniałem jak to się robi. Myliłem się.

Moja-jego ręka zaciskała się ze zdumiewającą jak na starca siłą.

Moje-jego usta otwierały się bezgłośnie próbując coś powiedzieć, ale nie miał już siły.

Osunął się z siedzenia na podłogę przedziału.

Starzec, którym przed chwilą byłem patrzył na mnie z przerażeniem, szeroko otwartymi oczami.

- Za każdym razem przysięgałem sobie, że to już koniec - powiedziałem jego głosem. Zdjąłem jego-moje ciemne okulary i włożyłem je do kieszeni.

Kolory były tak intensywne, a obraz tak wyraźny. Drugą ręką cały czas trzymałem moją-jego starczą dłoń.

- Wszystko zaczęło się od postrzału w głowę, jeszcze na wojnie. Pierwszej… -dodałem.

Był blady, na czole pojawiały się kropelki potu. Łapał powietrze jak ryba wyrzucona na brzeg.

- Zmieniłem się z lekarzem, który próbował mnie uratować. To było proste, równie intuicyjne jak mrugnięcie okiem. Uwierz mi, prawie padłem ze strachu, kiedy zobaczyłem że stoję ze skalpelem w nad swoim ciałem na stole operacyjnym. Zrobiłem to potem jeszcze cztery razy. Nie wiem, dlaczego tak potrafię.

Po twarzy spływały mu łzy.

Podniosłem starcze, chude ciało z łatwością i posadziłem go z powrotem na siedzeniu.

Oddychał z coraz większym trudem.

- Jak.. jak to… - próbował mówić, ale ból był zbyt silny.

- To ciało ma zawał. Ciężki. Uwierz mi, naprawdę chciałbym, żeby dało się inaczej. Możesz mnie nazwać potworem, mutantem.

Wyciągnąłem sprej z nitrogliceryną z mojej-jego kieszeni i wyrzuciłem go za okno.

- …ale ja po prostu chce żyć

Stałem przez chwilę patrząc na moje nowe ciało odbijające się w oknie. Oddychał nieregularnie, był w szoku. Nie mógł już mówić. Patrzył tylko na mnie z czystym przerażeniem. Usiadłem obok niego.

-W jednej rzeczy się pomyliłeś przyjacielu… - uśmiechnąłem się smutno - nie robię tego bez wyrzutów sumienia.

Zostałem z nim do końca. Nikt nie zasługuje, żeby umierać w samotności. Oddech zrobił się płytki, przerwy coraz dłuższe. Nie musiałem długo czekać.

Wysiadłem na następnej stacji.

Oznacz jako: przeczytane ulubione chcę przeczytać

Komentarze

Świetna!! nie spodziewałam się takiego zakończenia ;)
Odpowiedz
Napisane fajnie, ale pomysł jak nic zerżnięty z filmu "Klucz do koszmaru" :)
Odpowiedz
na początku pomyślałam że ten małolat jest wampirem :D
Odpowiedz
Ekstra :)
Odpowiedz
Dla mnie bomba, bo się nie spodziewałam takiego zakończenia :-) choć może troszeczkę, ale jednak innego. Super!
Odpowiedz
Lubię :3
Odpowiedz
Świetne opowiadanie :D Polecam!
Odpowiedz
Zaloguj się, aby dodać komentarz.

Inne od tego autora

Archiwum

Najnowsze i warte uwagi

Artykuły i recenzje