Historia

Jedna Noc

pariah777 11 8 lat temu 17 188 odsłon Czas czytania: ~4 minuty

Spojrzał na zegar. Była trzecia w nocy. Na myśl przyszedł mu obraz wschodzącego słońca, a wraz z nim tęsknota. Niewyjaśniona, bez racjonalnych podstaw, tak po prostu, spadła na jego barki niczym wyrok śmierci. Tym właśnie jest, pomyślał.

Siedział wygodnie w fotelu. Zapalone światło dodawało mu otuchy, a rozbrzmiewająca gdzieś w tle audycja radiowa sprawiała, że nie czuł się samotny. Dokoła siebie nakreślił solą krąg. W dłoni ściskał nóż, a w drugiej różaniec. Nie modlił się, nie zwracał ku Bogu, ten wisiorek to tylko na wszelki wypadek. Zbytnio się brzydził tego, co teraz robi, żeby angażować w to niepotrzebnie Pana. Najcichsze dźwięki sprawiały, że się wzdrygał. Zegar swoim tykaniem przeciągał każdą chwilę w nieskończoność. Księżyc schował się za chmurami. Co za noc – prowadził swoje rozmyślania – spokojna jak nigdy, a jednak przepełniona czymś złym, jadowitym, nikczemnym. Powstrzymywał się przed zaśnięciem jak tylko mógł. Zamknięcie oczu na dłużej niż sekundę stanowiłoby jego koniec. Nie wiedział, z czym walczy. I właśnie dlatego musiał być czujny.

Światło zgasło. Nie zareagował. Starał się skupić na zmysłach aniżeli na myśleniu. Podłoga zaskrzypiała. Wstrzymał oddech. Znów zaskrzypiała. Tym razem bliżej. Nie potrafił określić, skąd to nadciąga. Wiedział tylko, że ku niemu. Coś się poruszyło w trzewiach ciemności. Radio zaczęło szumieć. Traciło i odzyskiwało sygnał. Miał pewność, iż coś je reguluje, coś przy nim stoi i robi to celowo. Chce go sprowokować. Wyczulił słuch. To musiał być jakiś przekaz. Pomiędzy szumami pojawiały się pojedyncze słowa zaczerpnięte z różnych stacji radiowych. „Jestem tutaj nie udawaj słuchaj ”. Więcej słów się nie pojawiło. Sięgnął po latarkę leżącą pod fotelem. Snop światła skierował na tarczę zegara. Ten nadal wskazywał trzecią w nocy, żadna ze wskazówek się nie poruszała. Wyłączył ją. Bał się, że gdy ręka mu zadrży, jakiś zbłąkany promień natrafi na to coś i ujawni je. Nie chciał patrzeć, nie chciał widzieć tego, czego nie musiał. Powtarzał sobie, że jest bezpieczny.

Nagle pokój znów zalało światło. Oślepiło go na krótką chwilę. Z ulgą rozejrzał się wokoło. Ani śladu czegokolwiek obcego. W radiu dalej leciała audycja. Tylko czegoś mu brakowało. Tykanie. Było jakby odległe. Dobiegało zza drzwi. Stanowcze, ale przytłumione. Nie musiał patrzeć w kąt, by wiedzieć, że ogromny zegar stojący zniknął, tak po prostu. Nie musiał sięgać po telefon, by wiedzieć, że jego bateria padła. Za oknem nadal królował mrok. Zadawał sobie pytanie, jak długo jeszcze zanim to wszystko się skończy? Krąg soli był jego bezpieczną przystanią. Wystarczyło w niej pozostać. I nie spać. Spanie było zbyt niebezpieczne, bo co, gdy krąg jednak zawiedzie? Gra toczy się zbyt wielką stawkę.

O szyby zaczął dudnić deszcz. Wiatr przybrał na sile. Przeczuwał, co nastanie. Światło stopniowo przygasało, ustępując miejsca mackom ciemności. Znowu, szepnął sam do siebie, nadchodzi. Ostatkiem sił zamigotało, a następnie całkowicie ugięło się pod ciężarem mroku. Coś zastukało w szybę. Spojrzał się w tamtą stronę. Przez smugi deszczu nie był w stanie nic dostrzec. Inny dźwięk rozdarł ciszę. Uderzył go jak grom, choć był cichy, ledwo słyszalny. Za drzwiami, w korytarzu, słychać było ciche szlochanie. Znajome szlochanie. Przypominało mu coś. Kiedyś było nieodłączną częścią jego życia, symbolem jego porażki i winy, ale nie sądził, że kiedyś je jeszcze usłyszy. Nie po tym, jak ona rzuciła się pod pociąg, pozostawiając go samego na tym przeklętym świecie. Dochodziło do tego tykanie zegara. Radio znów szumiało. „Jak cierpi słuchaj jak cierpi”. Słowa się zapętlały. W dodatku nie były one wypowiadane przez spikera radiowego. Ten głos przypominał warczenie, bulgotanie, charczenie. Przez drzwi słyszał szloch przekształcający się w płacz, a potem w histeryczne wrzaski. Rozsadzały jego głowę. Przytłumiały wszystko inne. Ześlizgnął się z fotela, opadł na podłogę. Po policzkach spływały mu łzy. Dlaczego mi to robisz, krzyczał, przestań! Jego ciałem wstrząsały dreszcze. Zostaw ją, błagał, to nie jest jej wina!

Wszystko ucichło. Powoli uniósł głowę. Słońce rozświetlało pokój. Przetarł oczy ze zdumienia. Wstał. Był ranek. Wygrał. Sięgnął do kieszeni. Wyjął zwitek pergaminu. Rozwinął cyrograf i przeczytał go jeszcze raz. Ktoś wypowiedział jego imię. Dochodziło zza drzwi. Zbliżył się. Znów. Znajomy głos. Najpiękniejszy, jaki w życiu słyszał. Jego ukochanej. Wołał go. Chwycił za klamkę i pociągnął.

Zegar. Za drzwiami stał tylko zegar. I tykał. A wskazówki nadal tkwiły w miejscu. Trzecia w nocy. Obrócił się na pięcie. Była nadal noc, a on dał się nabrać. Zanim zdążył zadać sobie pytanie, jak to się stało, ujrzał przerwany krąg soli. Pozwolił temu czemuś wtargnąć do jego umysłu i go mamić. Kiedy on to zrobił? Nie wiedział. Przecież cały czas siedział w fotelu, aż do momentu, kiedy... usłyszał jej płacz. Nadal go słyszał. Wyczuwał go. Na początku nie mógł zlokalizować jego źródła, aż w końcu zdziwiony przyłożył ucho do ostrza noża. „Chodź do mnie”, mówiła mu. Wiedział, że to podstęp, i że to nie ona to mówi. Ale nie mógł się oprzeć. To był koniec, nie ważne, co by zrobił. Sam zniszczył swój azyl, nie miał czym się bronić.

Rozciął swoje żyły. Nie w poprzek, jak amator, ale wzdłuż. Następnie czekał, a im dłużej czekał, tym jej głos stawał się wyraźniejszy.

Aż znalazł się naprzeciw niej. Płakała. Nie patrzyła na niego, ale na coś za nim. On też się tego bał. Czuł lepki oddech na karku. Chciał zrobić krok naprzód, jednak coś go powstrzymywało. Łzy znów pociekły mu po policzkach. Patrzył na nią po raz ostatni, nigdy więcej już mu to nie będzie dane. Odwrócił się i odszedł. Prosto w ciemność, która go wchłonęła, jakby była żywą masą. Nie miał wyboru.

– Tutaj noc jest wieczna – doszedł go przesączony siarką szept.

Znalazła go matka. Leżał martwy w kałuży krwi zmieszanej z solą rozsypaną po pokoju. Obok walały się puste butelki po wódce. W dłoni ściskał kartkę z koślawo nabazgranymi słowami:

„Przysięgam Tobie, Samaelu, oddać swą duszę pod Twoje władanie na jedną noc. W zamian za to uwolnisz moją ukochaną od grzechu samobójstwa i pozwolisz jej odejść tam, gdzie jej miejsce – do Nieba”

Alkoholik i schizofrenik, którego nękało poczucie winy po samobójstwie jego dziewczyny – tylko tyle powiedziała na ten temat policja.

Oznacz jako: przeczytane ulubione chcę przeczytać

Komentarze

fantastyczny koniec .....no ciekawe.
Odpowiedz
Straszne nie jest, ale świetnie napisane. Wielki + ;)
Odpowiedz
Nietypowe :).
Odpowiedz
Interesujące :)
Odpowiedz
Świetne. Niezbyt straszne ale trzymające w napięciu... bardzo mi się podoba :) 9/10
Odpowiedz
Dobre.
Odpowiedz
Świetne :D
Odpowiedz
nikczemne...? UUU...doktorze Nikczemniuk...zgrywasz się ...?
Odpowiedz
Rzadko spotyka sie takiego typu pasty :) 8/10
Odpowiedz
Nie straszne, ale jest fajne
Odpowiedz
Dobry koniec, ale nie straszne. 4,5/10.
Odpowiedz
Zaloguj się, aby dodać komentarz.

Inne od tego autora

Archiwum

Najnowsze i warte uwagi

Artykuły i recenzje