Historia

Kolacja wigilijna

justi606 12 8 lat temu 11 900 odsłon Czas czytania: ~4 minuty

Tego dnia na ulicach panował świąteczny gwar. Witryny sklepów, oświetlone kolorowymi lampkami, kusiły przechodniów. Punktualnie o godzinie 16 z cukierni "Pan Pączek" wyszły dwie postacie - wysoki i pulchny mężczyzna oraz mała urocza dziewczynka ubrana w za duże palto, najprawdopodobniej jego córka. Choć od tych ludzi z daleka można było wyczuć, że nie są zbyt zamożni, to zarażali uśmiechem każdą z mijanych osób. Zdecydowanie nie można było pozostać przy nich smutnym. Dziecko podskakiwało wesoło, a ojciec trzymał je za rączkę i snuł plany o tym, co zjedzą na wigilijną kolację.

Nagle dziewczynka przystanęła. Ojciec spojrzał na nią zaskoczony. Ta nic nie powiedziała, jedynie wystawiła paluszek w kierunku zaciemnionego rogu między zakładem szewskim a apteką. Mężczyzna musiał dobrze wytężyć wzrok, aby cokolwiek dojrzeć. W końcu udało mu się zauważyć skuloną postać. Kiedy podszedł bliżej, rozpoznał w niej starego, zarośniętego mężczyznę ubranego w znoszone "łachy". Dziewczynka szepnęła:

- Tatusiu, musimy mu pomóc.

Ojciec zastanowił się i sięgnął do kieszeni. Wyjmował z niej kolejno: zużytą chusteczkę, futerał od okularów, guzik, aż w końcu znalazł monetę. Wręczył ją dziewczynce, a ta - dumna ze swojego uczynku - podała ją bezdomnemu.

- Proszę, to dla ciebie. Będziesz mógł za to kupić sobie dom, samochód i co tylko będziesz chciał.

Mężczyzna podziękował nieznacznym skinieniem głowy, a zadowolone dziecko wróciło do ojca. Ten wiedział, że pieniążek ledwo starczy biednemu na bochenek chleba, jednak postanowił, że nie będzie zasmucać córki.

Kiedy wrócili do domu, dziewczynka od razu pobiegła do kuchni. Mimo iż nie było to pomieszczenie zbyt bogato urządzone, to czuło się w nim cudowną, rodzinną atmosferę. W tym momencie wypełniał je dodatkowo zapach szarlotki i domowych pierożków. Przy starodawnej kuchence stała pochylona kobieta. Kiedy uniosła głowę, dziecko zobaczyło jej piękną, choć pokrytą zmarszczkami twarz i oczy o barwie czekolady. Przytuliło się do niej mocno i powiedziało:

- Mamusiu! A my z tatusiem byliśmy dzisiaj w cukierni i kupiliśmy dwa takie lukrowane lizaczki, bo pani Basia dała nam na nie zniżkę i tata powiedział, że możemy sobie dziś na nie pozwolić!

- To cudownie, kochanie - odpowiedziała mama - Może pomożesz mi w mieszaniu tej sałatki?

Kobieta i córka zabrały się do pracy, a ojciec ruszył przygotowywać obrus i rozstawiać naczynia.

O 18, gdy na niebie pojawiła się pierwsza gwiazdka, cała rodzina zebrała się w pokoju dziennym. Po odmówieniu krótkiej modlitwy, wszyscy zasiedli do stołu. Uwagę dziewczynki przykuł czwarty, dodatkowy talerz.

- Tatusiu, przecież nas jest tylko troje, po co aż tyle talerzy? - spytała.

- To jest taka tradycja. Dodatkowe naczynie stawia się na pamiątkę po zmarłym lub dla niespodziewanego wędrowca. - odpowiedział ojciec.

- My akurat umieściliśmy go tu na dla pani Danusi. Pamiętasz ją kochanie? To była nasza sąsiadka, zmarła akurat rok temu, w wigilię. Ahh, wielka strata... - mama dziewczynki powiedziała ze smutkiem w głosie.

- A jak ona zmarła? Była chora? - spytała dociekliwie mała.

- Kochanie, to... - ojciec nie zdążył dokończyć, bo niespodziewanie rozległo się pukanie do drzwi. Rytmiczne dźwięki: puk, puk, puk.

- Ja otworzę - ochoczo zaproponowało dziecko - Pewnie to ten niespodziewany wędrowiec.

Rodzice spojrzeli po sobie. Nikogo więcej się już dziś nie spodziewali. Po kilku minutach do pokoju wkroczyła ich córeczka i stary, brodaty mężczyzna.

- Mamusiu, temu panu dziś z tatą daliśmy pieniądze, żeby już nie był biedny! - zawołało dziecko.

Kobieta rzuciła pytające i lekko przestraszone spojrzenie mężowi. Bezdomny natomiast jedynie patrzył w ziemię. W końcu ojciec dziewczynki przełamał nieprzyjemną ciszę i rzekł z życzliwym uśmiechem:

- Proszę, niech pan siada, zje pan z nami.

Poszedł po dodatkowy talerz, a tymczasem mężczyzna zajął wolne miejsce koło dziecka.

- Fajnie, że pan przyszedł - powiedziała mała - To niedobrze jest dziś być samemu.

Wszyscy jedli, a ojciec i córeczka zadawali różne pytania bezdomnemu - "Smakuje panu?", "Ma pan jakąś rodzinę?", a nawet "Lubi pan pluszowe krówki?". Mężczyzna pozostawał jednak bardzo skryty i udzielił twierdzącej odpowiedzi jedynie na pierwsze pytanie. Nikt jednak nie zauważył, że matka nie odezwała się w ciągu całej kolacji ani jednym słowem.

W końcu mężczyzna wstał od stołu i cicho podziękował. Po chwili namysłu dodał:

- Przepraszam, że o to proszę, jednak chciałbym porozmawiać chwilkę z tą uroczą małą dziewczynką na osobności. Mogę?

Ojciec przytaknął, nie zwracając uwagi na minę swojej żony. Tak więc mężczyzna zabrał dziecko do kuchni. Gdy wyszli, kobieta głosem wypełnionym czystym przerażeniem zwróciła się do męża:

- Wojtek, wydaje mi się, że to on.

- Jaki on?

- Mąż Danusi, która zmarła dokładnie rok temu.

- To niemożliwe, kochanie...

- Policja stwierdziła, że to było morderstwo! Że on ją zasztyletował! Nie znaleźli go do dziś! On oszalał!

- Ale przecież on wyglądał zupełnie inaczej.

- Zapuścił brodę, osiwiał, stoczył się na dno, ale wszędzie poznałabym jego rysy twarzy!

- Spokojnie, myślę, że przesadzasz.

- W takim razie spójrz na jego nakrycie na stole.

Pan Wojciech zwrócił swoje spojrzenie we wskazane miejsce, jednak nie zauważył nic specjalnego oprócz resztek śledzia na talerzu. Jednak nagle go olśniło:

- Kochanie, czy przy każdym nakryciu kładłaś nóż?

- Tak!

- Ale... - głos mu się załamał - Tu go nie ma!

Jak na komendę ruszyli w stronę kuchni. Kobieta miała na twarzy łzy. Otworzyli drzwi.

Dziecko siedziało na krześle i z uśmiechem machało nogami.

- Pan Andrzej powiedział, że ma dla nas prezenty!

Matka, ledwo żywa z przerażenia, podeszła do córki.

- Czy on... coś ci zrobił? - wyszeptała.

- Dał mi to - powiedziała i wskazała mamie rzemyk na szyi - Wziął monetę, którą mu podarowałam i przedziurawił ją nożem, a później zawiesił na sznurku!

- Kochanie, czy on jeszcze coś mówił? - spytał wstrząśnięty pan Wojciech.

- Nie - odrzekła spokojnie córka - Ale dla was też ma prezent.

Wstała i ruszyła w stronę parapetu. Podniosła z niego brudną, wygiętą kartkę i podała ją rodzicom. Ojciec rozwinął ją i zaczął czytać:

"Ten dzień miał się dla was skończyć inaczej. Byliście kolejni. Jednak mała obroniła i siebie i was tą monetą. Nie pozwólcie córce się zmienić. Inaczej po was przyjdę. A los kolejnych się spełni."

Oznacz jako: przeczytane ulubione chcę przeczytać

Komentarze

Wow <3
Odpowiedz
Nie straszne, ale z przekazem. 6,5/10.
Odpowiedz
jak juz raz nakrylas dla goscia ,ktorego nie ma.........po co maz latal po dodatkowe nakrycie?
Odpowiedz
był talerz, a poleciał po sztućce XD przynajmniej u mnie w domu tak jest, że stoi jedynie dodatkowy talerz, bez szklanki, noża itp
Odpowiedz
Bardzo fajne, jesli moge podpowiedziec, to czasem lepiej skonczyc fragment na czyms co poruszy wyobraznie np. "Kochanie, czy przy kazdym talerzu kladlas noz?" A potem juz ruszaja do kuchni i wtedy musimy sie zastanowic :-D ale tak ogolem to mega, bardzo fajnie sie czytalo :-)
Odpowiedz
Może dla niektórych ciekawe, może też z przekazem, ale mi się po prostu nie podoba ;).
Odpowiedz
Bardzo fajne :) troszkę mało straszne ale bardzo fajnie napisane :)
Odpowiedz
Gdzieś już to czytałam. Przekaz wepchnięty na siłę, karteczka na końcu tez mogła zostać czymś zastąpiona, wydaje się byc zbyt dziecinnie napisana. Jednak bardzo trzyma w napięciu, całkiem dobra historia.
Odpowiedz
Hmm. tak, gdzieś to czytałaś... Ciekawe gdzie, skoro napisałam to 3 dni temu i nigdy nie widziałam podobnej historii XD
Odpowiedz
Wiktorio, nie dostrzegłabyś przekazu, nawet gdyby podszedłby do ciebie i kopnął w tyłek. P. S. Świetna historia :-)
Odpowiedz
Bardzo dobrze napisane i z ciekawym przekazem. Oby tak dalej!
Odpowiedz
fajne, tylko troszkę mało straszne - 6/10
Odpowiedz
Zaloguj się, aby dodać komentarz.

Inne od tego autora

Archiwum

Najnowsze i warte uwagi

Artykuły i recenzje