Historia
Historia Zosi
Na leśnej polanie rosła ogromna wierzba. Okoliczni mieszkańcy wierzyli, iż posiada ona jakąś złą energię. Starsi ludzie opowiadali, że dawniej owa polana była miejscem spotkań czarownic. Sabaty odbywały się w każdą pełnię księżyca, a w ofierze złym mocom oddawana miała być czysta niewiasta, która miała przyjąć na siebie złego ducha. Wiedźmy wierzyły, że w ten sposób wzmocnią swoje magiczne właściwości. Pewnej letniej nocy, gdy cieniutkie obłoczki delikatnie zasłaniały tarczę pełnego księżyca, niczego nieświadoma Zosia wracała z zabawy z okazji Nocy Świętojańskiej.
Szła spokojnie rozmyślając o chłopaku, którego tam poznała aż nagle ni stąd, ni zowąd znalazła się przed nią staruszka. Dziewczyna miała ogromny szacunek do osób w podeszłym wieku, więc zapytała się, czy nie może jej w czymś pomoc. Coś jednak odpychało ją od nieznajomej, lecz zignorowała to. Jędza ofiarowała jej czerwone jabłko w zamian za troskę Zośki i odrzekła, że wszystko jest w porządku. Dziewczyna wahała się, ale przyjęła prezent, spoglądając ufnie w czarne oczy kobiety. Gdy zamknęła powieki i znowu otworzyła, starej już przy niej nie było. Na początku Zośka się zdziwiła, lecz nie potraktowała tego incydentu poważnie, zrobiła krok w przód i ugryzła kawałek owoca. Poczuła się dziwnie, czuła jakby coś w nią weszło, coś złego. Błyskawicznie w jej głowie pojawiło się mnóstwo złych myśli.
Wróciła do domu i poczuła wilczy apetyt. Nienaturalnie niskim głosem zawołała matkę, aby przygotowała jej posiłek. Gdy zdziwiona pani Stanisława wróciła z ulubioną owsianką córki, Zośka wybuchła. Odrzuciła tależ w stronę szafy z ogromną siłą i nakazała matce przynieść trzy szynki. Następnego dnia trzy mendle jaj, a kolejnego - trzy chleby i gar gotowanego mleka z kożuchem. Rodzice Zosi byli bezsilni, wkrótce domyślili się, że ich córkę opętały złe moce - te ogrome porcje jedzenia i wciąż powtarzająca się liczba trzy. Chcąc upewnić się w tym przekonaniu postanowili jak codzień przynieść jej nowe produkty do spożycia, ale tym razem niektóre z nich skropić wodą święconą. Kiedy przynieśli dziewczynie posiłek, zaczęła go szybko pochłaniać, lecz elementy, które zostały poświęcone odrzuciła.
Z dnia na dzień, tracąc nadzieję na odzyskanie córki oraz patrząc na stopniowo opróżniającą się spiżarnię, rodzice dziewczyny wezwali księdza. Stary kapłan przyjechał jeszcze tego samego dnia. Gdy zaczął się modlić przy łóżku Zosi, ta wpadła w furię. Zaczęła się wić i śmiać dziwnym głosem:
"Ha, stary klecho słyszę przerażonego serca echo!
Nie uda ci się mnie wyrwać z tego młodego ciała,
ona na zawsze będzie biesa przy sobie miała!
Ja bowiem pamiętam grzech twój z dzieciństwa,
jak bułkę ukradłeś ze stoiska.
Odpędzić mnie może tylko tylko dusza wyświęconego bez grzechu, ha!
Takiego ze świecą szukaj, powodzenia,
a i nie dziękuj, bo to podobno utrzymuje w pechu!".
Proboszcz żył bez grzechu, lecz kiedy był małym chłopcem zdarzyło mu się ukraść kawałek pieczywa ze straganu, ponieważ był głodny, a jego rodzina nie miała pieniędzy na jedzenie. Pleban ofiarował się pomóc rodzinie Zosi i udał się w poszukiwaniu "wyświęconego bez grzechu". Wrócił po trzech dniach, a młody sercanin zadeklarował, iż jest czysty od złych uczynków. Kiedy obaj duszpasterze weszli do izby, Zośka rzuciła się w kąt z przeraźliwym krzykiem. Mężczyźni rozpoczęli modlitwę. Dziewczyna wiła się, pociła, krzyczała, drapała deski podłogi. Egzorcyzmy trwały całą noc.
W końcu Zosia wygięła się w przód i wypluła kawałek jabłka. Zmęczona, ale i wolna opadła na łóżko i zasnęła.
Komentarze