Historia

Szepty

marcinov123 4 8 lat temu 9 033 odsłon Czas czytania: ~3 minuty

- Mamo?

- Tak? - przerwała na chwilę prasowanie i odwróciła się w stronę syna.

- Tatuś kiedyś wróci? - powiedział po chwili, przytulając do piersi misia i stojąc w progu.

Był boso, w samej piżamce. Pewnie obudził się przed chwilą, kiedy ściągając pranie na tarasie przewróciła składane krzesło. Odkąd wyprowadzili się z Vermont jej synek sypiał zdecydowanie gorzej. Często budził się w nocy i przychodził spać do niej.

Podobno, kiedy przez parę miesięcy zajmowali się nim dziadkowie nie było tak źle. Dopiero po przeprowadzce.

Kiedy wyjechali na drugi koniec stanu i zmienili nazwiska. Na całe szczęście Brian był wtedy jeszcze za mały, żeby cokolwiek pamiętać. Do szkoły pójdzie dopiero za roku, to szmat czasu. Czas leczy rany - tak mówili. Nie do końca się z tym zgadzała. Czas po prostu pozwala przejść nad pewnymi rzeczami do porządku dziennego.

Wyłączyła żelazko i usiadła na kanapie. Brian dalej ściskając misia wgramolił się obok niej. Dochodziła dziesiąta rano, była sobota. Deszcz padał przez całą noc. Nawet teraz krople spływały po szybach, rysując na nich dziwaczne kształty. Pogładziła chłopca po włosach. Kasztanowe, lekko falujące. Dokładnie takie jak u ojca. Miał też oczy Hermana. Jasnoniebieskie. Przenikliwe. Czasem sprawiał wrażenie znacznie bardziej rozgarniętego i inteligentnego jak na sześciolatka.

- Tatuś musiał pojechać bardzo daleko Brian, dlatego...

- A tata Kyle’a pojechał też daleko. Ale wrócił samolotem na święta, i był z nimi pięć tygodni! - przerwał jej Brian z oburzeniem.

McAdamsowie mieszkali piętro nad nimi. Marry miała syna w wieku Briana, wiec siłą rzeczy ich dzieci skumplowały się na osiedlowym placu zabaw. Mąż Marry kończył za dwa miesiące trzecią turę w Iraku. Zaprzyjaźniły się w ten specyficzny sposób, w jaki przyjaźnić się wdowa z kobieta, która każdego dnia boi się, że też nią zostanie.

Oczywiście Marry nie znała prawdy. Nie do końca. Powiedziała jej, że straciła męża w wypadku samochodowym. Inaczej wątpiła, żeby pozwoliła Kyle’owi bawić się z jej synkiem.

- Tatuś był dla nas dobry. Pamiętam jak puszczaliśmy petardy na czwartego lipca, albo jak brał nas na hot dogi na stadion. Pamiętasz?

Pamiętała. Pamiętała aż za dobrze. Pamiętała to wręcz z każdymi detalami. Swojego cudownego, przystojnego męża który traktował jak księżniczkę. Zapiekły ją oczy. Mrugnęła kilka razy, próbując za wszelką cenę nie rozbeczeć się przy synu.

- Chciałbym zobaczyć tatusia - mruknął znowu Brian kładąc jej głowę na ramieniu.

„Widziałeś” - pomyślała - „Widziałeś kilka razy w telewizji, często w gazetach. Swego czasu było dość głośno o tatusiu. I musiałeś go widzieć, mimo że od razu zmieniałam kanał albo odciągałam cię od kiosku, mimo że chciałeś żebym coś ci kupiła”.

- Mamo, a jakbyśmy my pojechali do taty? Dałoby się tak?

Zacisnęła dłonie w pieści. Za dużo. Nienawidziła tych rozmów, ale za każdym razem nie dawała po sobie tego poznać.

- Brian, mamusia ma dużo pracy. Może pójdziesz się pobawić? Albo pograć na Xboksie?

Popatrzył na nią z wyrzutem, zabrał misia i zszedł z kanapy. Oddalił się do swojego pokoju, człapiąc bosymi stópkami po podłodze.

- To idę jeszcze spać - mruknął.

- Nie wyspałeś się?

- Nie - powiedział - budziły mnie dzieci za oknem. Coś chciały mi powiedzieć, ale nie słyszałem bo padał deszcz.

Brian wszedł do pokoju. Dopiero wtedy, na miękkich nogach wstała i poszła do kuchni. Nalała sobie whisky do szklanki i wypiła trzy duże łyki. Deszcz dalej padał, jakby w niebie ktoś odkręcił hydrant.

Zacisnęła ręce na szklance i upiła kolejny łyk. Piła dużo. Trochę za dużo.

„Może byśmy pojechali do taty?”

Łyk.

Dolewka.

Nie.

Nie pojedziemy do taty Brian.

Nie pojedziemy do taty, bo tatuś leży na cmentarzu więzienia stanowego.

Tatuś dostał śmiertelny koktajl z paru różnych lekarstw, a kiedy umarł wpakowali go do prostej trumny i zakopali.

Nie było nawet księdza.

Nie było nabożeństwa.

Nie robi się katolickiego pogrzebu komuś, kto porywa i zabija dzieci Brian.

Nie pali się świeczek na grobie komuś, kto udaje troskliwego męża i ojca, a naprawdę jest zwykłym drapieżnikiem.

Rozmawiała o tym z terapeutą wiele razy. Jej zdaniem terapia gówno dawała, ale robiła wszystko żeby nie próbowali odebrać jej synka. Był jedynym, co jej zostało. Dlatego chodziła na terapię, kryła się z piciem. Nawiązywała kontakty z sąsiadami i udawała, ze odbudowuje sobie życie. Była ze swoim psychologiem szczera na ile mogła.

... ale nie mówiła, że od jakiegoś czasu Brian ją przeraża.

Przeraża ją to, co mówi.

„Budziły mnie dzieci za oknem. Coś chciały mi powiedzieć, ale nie słyszałem bo padał deszcz”.

Mieszkali na 3 piętrze.

---

Sprawdźcie też historię Tatusia: http://straszne-historie.pl/story/10960-Diabel-z-Vermont

Oznacz jako: przeczytane ulubione chcę przeczytać

Komentarze

Zastanawiają mnie ludzie którzy piszą pod tym opowiadaniem "napisz 2 część". To jest druga część puste gimbusy, druga część Diabła z Vermont!
Odpowiedz
Przydałaby się druga część :P
Odpowiedz
Dobre =) tylko nie daje mu spokoju, po co wieszaki pranie skoro od kilku dni padał deszcz.. Reszta zajebista
Odpowiedz
Mi* wieszała * Kochane słowniki w tel.
Odpowiedz
Zaloguj się, aby dodać komentarz.

Inne od tego autora

Archiwum

Najnowsze i warte uwagi

Czas czytania: ~19 minut Wyświetenia: 22 227

Artykuły i recenzje