Historia

Pokój Pełen Wyjaśnień - KONIEC

within123 7 8 lat temu 2 974 odsłon Czas czytania: ~15 minut

Część 1 - http://straszne-historie.pl/story/11353-Pokoj-Pelen-Wspomnien

Część 2 - http://straszne-historie.pl/story/11377-Pokoj-Pelen-Tajemnic

Część 3 - http://straszne-historie.pl/story/11389-Pokoj-Pelen-Bolu

Adam kuśtykał w ciemność. Nie zważał na narastający ból w nodze. Ryk

stwora niczym odgłosy bitewnych rogów rozległ się za jego plecami. Nie wiedział czy nadal jest ścigany. Nie słyszał bowiem żadnych kroków, posapywań czy świstów tasaka, przecinających powietrze za nim. Ból w rannej nodze stawał się nie do zniesienia. Zacisnął mocno zęby, zamknął powieki i dalej ślepo biegł przed siebie. Ryki powoli cichły, pozostawiając po sobie głuche echo. Adam poczuł zmianę powierzchni pod stopami. Z wielkim trudem uchylił jedną z powiek. Spojrzał w dół i ujrzał brukowaną kostkę. Nie zdążył już zauważyć krawężnika. Runął jak długi prosto na ulicę.

Usłyszał dźwięk klaksonu. Do jego nozdrzy dostała się przyjemna woń palonej gumy. Nie zdążył odchylić drugiej powieki aby zorientować się w jakiej sytuacji się znajdował. A znajdował się właśnie pod kołami pędzącego auta. Poczuł lekkie mrowienie w boku. Wszystko nagle ucichło i oddaliło się. Nie czuł słodkiego, według niego, zapachu palonych opon. Donośny odgłos klaksonu również rozwiał się gdzieś nad jego głową. Otworzył oczy. Nadal leżał na jezdni. W trzech pokojach, do jakich wkroczył widział różne okropne rzeczy, lecz ta była… sam nie wiedział co o tym myśleć. Po raz pierwszy widział, jak auto gnające niczym rydwan na wyścigach konnych wokół Koloseum, rozbija się o kogoś… dosłownie. Adam dalej leżał na asfalcie, nie doznawszy żadnych obrażeń. Dookoła niego latały drobne części karoserii, foteli… kierowcy. Wszystko to rozproszyło się na drobinki, jak tłuczona szyba, której odłamki powinny go teraz ranić. Ale tego nie robiły. Jeśli jakiś odłamek zetknął się z jego ciałem, rozpraszał się na jeszcze mniejsze kawałki. Te mniejsze kawałki rozbijały się na jeszcze i jeszcze mniejsze, robiły to tak długo, aż nie uległy całkowitej destrukcji. Z rozchylonymi ustami spoglądał jak pojazd wraz z osobą kierującą go rozpadał się i zniknął tuż przed jego nosem. Odebrało mu mowę. Potrząsnął głową i uniósł ją aby przyjrzeć się pobliskiemu otoczeniu. Leżał na jednej z niebezpiecznych przecznic, jakie znajdowały się w jego mieście. Przed nim rozciągał się obskurny blok, umiejscowiony zaledwie kilka ulic od jego własnego budynku mieszkalnego. Podźwignął się z klęczek.

Okolica, którą znał dość dobrze, była całkowicie wyludniona. „Cholera, to nie ma najmniejszego sensu…: - pomyślał Adam. – „Wybiegam z ciemności wprost pod koła rozpędzonego wozu, ten wyparowuje jak zaczarowany nic mi nie robiąc, na ulicy nie ma żywej duszy… czy może przypadkiem… ponownie jestem w tym samym koszmarze?” Rozejrzał się dokładnie dookoła. Co prawda ból w nodze nadal nie ustępował, ale także nie przeszkadzał w powolnym poruszaniu się. Podszedł do bloku, pozaglądał w okna mieszkań znajdujących się na parterze. Po ludziach nie pozostało ani śladu. Było tak samo, kiedy to znalazł się pod swoim blokiem i rozmawiał z potworem w ciele sąsiadki Malinowskiej. Zarówno wtedy jak i teraz spotkał tylko jedną osobę.

- Cóż, z tą tutaj raczej sobie nie porozmawiam – stwierdził sarkastycznie pod nosem. Wziął głęboki oddech. Ulżyło mu. Co prawda, Adam nie wiedział co się przed chwilą stało, lecz przynajmniej to wielkie czarne gówno z tasakiem, ani nic innego, nie próbowało go zabić. To już było coś. Przetarł oczy kawałkiem brudnego mankietu od koszuli i zdecydował się pokuśtykać w stronę, z której nadjechało auto. Droga ta prowadziła również na jego ulicę. Wzdrygnął się i obejrzał za siebie. Uspokoił się, gdy nie ujrzał żadnej otchłani zbliżającej się ku niemu. Idąc wzdłuż ulic martwego miasta, zastanawiał się co tym razem się stanie. Bo coś w końcu stać się musiało. Po przejściu poprzez trzy drzwi, prowadzące do trzech różnych koszmarów, w których jego jedynym towarzyszem był lęk, a teraz znajdując się za czwartym przejściem, czuł się… lżejszy na duchu i o wiele bardziej spokojniejszy. Skarcił się w myślach od razu za te udawane poczucie bezpieczeństwa, bowiem wiedział, że i tak coś się stanie. A jednak nie mógł się na chwilę obecną bać. Kuśtykanie poprzez obumarłe miasto… uspokajała go. „Cholera jasna! Przestań wreszcie czuć ten pieprzony spokój, bądź czujny!” – upominał samego siebie. Wlekąc swe kalekie ciało po brudnych ulicach powoli docierał do rejonu, gdzie mieszkał.

- Jeszcze chwilka i tam będę – wysapał. Czuł wewnątrz, coś mu to podpowiadało, że musi iść właśnie do swojego mieszkania. Ponownie. „Jebany spokój!” – Adam był rozdarty w środku. Jedna jego połówka całym swym jestestwem chłonęła ogarniający go błogi spokój. A druga jak najsilniej starała się to uczucie odrzucić, wymazać z niego… zniszczyć go.

Po dość długiej i męczącej wędrówce dotarł do ulicy, na której stał jego blok. Wszedł w nią… i zesztywniał. Jego bloku nie było. Znaczy się prawie go nie było. Był on w połowie rozpadu. Drobinki tynku, mebli i… najprawdopodobniej ludzi, unosiły się ku niebu. Destrukcja docierała do parteru. Wzrokiem bezbronnej owieczki zapędzonej w róg, omiótł resztę osiedla. Pojedyncze reszty infrastruktury osiedla, takie jak blok obok czy garaże powoli znikały z powierzchni tego świata. Odwrócił się z zamiarem rozpoczęcia niezgrabnej ucieczki.

- Stój! – dobiegł go znajomy głos.

Adam rozejrzał się, wiedząc kogo za chwilę ujrzy. Ze strony rozkładającego się osiedla biegł w jego stronę prezenter.

- Znaczy się - wydyszał. - Biegnij! Uciekamy!

- Gdzie? Tak po prostu przed siebie!? - rzucił Adam nawet nie oglądając się za siebie.

- Nad rzekę! - usłyszał w odpowiedzi.

Adam biegł tak szybko na ile tylko pozwalała mu noga. "Nad rzekę?" Po co kazał mu biec aż tam? Rzeka znajdowała się niecały kilometr od jego bloku. "W ogóle... czemu jest tu ten prezenter? Spodziewałem się ujrzeć..." - urwał w myślach i spojrzał za siebie. Prawie nie zwolnił biegu aby tylko dokładnie przyjrzeć się temu co się działo za jego plecami. Destrukcja infrastruktury była tylko wierzchołkiem góry lodowej. W miejsce zniszczonych budynków pojawiały się czarne, grube pręty. Łączyły się, tworząc dziwne konstrukcje. Ziemia za nimi zaczęła pękać. Ze stworzonych przez nieznaną siłę dziur na drodze zaczął wyciekać czarny jak smoła dym. Adam i prezenter dalej biegli przed siebie, smog powoli opadał. Nowe pęknięcia w nawierzchni zaczęły pojawiać się już przed nimi. Adam rękoma zasłaniał się przed wyciekającym gazem, który drażnił jego nozdrza i napływał kłębami do oczu. Adam przedostawszy się przez opary, ponownie spojrzał za siebie. Kiedy dym całkowicie opadł, w miejscu pęknięć pojawiło się to, czego Adam już nigdy nie chciał widzieć. Armia czarnych trupów spoglądała w jego stronę. Każdy z nich szczerzył żółte, wykrzywione zęby w jego stronę.

- No nie... - wysapał, szeroko otwierając oczy w niedowierzaniu.

- Nie oglądaj się za siebie! - krzyknął prezenter. - Biegnij dalej! Już niedaleko!

Fakt, rzeka płynęła jakieś dwieście metrów przed nimi. Adam z całej siły spróbował zmusić się do szybszego biegu, gdy zza jego pleców dobiegły go odgłosy rzężenia i biegnących w jego stronę stóp.

- Adhaaam! Adhaaam! - armia czarnych potworów wrzeszczała jego imię. Doganiali ich. Adam rozejrzał się, błądząc wzrokiem za osobą prezentera.

- Tu jestem! - usłyszał. Spojrzał przed siebie. Ujrzał go, stojącego nad brzegiem leniwie płynącej wody. Zszedł z chodnika. Potknął się o jakiś wystający korzeń. Starał się nie upaść, lecz próżne były jego starania. Pokoziołkował w dół, ku wodzie. Starał się zahamować, chwytając palcami wszystkiego co przelatywało mu pod dłońmi. Spadając tak, coraz wyraźniej słyszał swoje imię skandowane przez czarne trupy. Usłyszał krótkie łupnięcie. Poczuł jak ból przeszywa go od pleców, przechodząc po koniuszki palców u stóp i czubek nosa. Odgłosy były coraz bliżej. „Zaraz się tutaj znajdą.” Otworzył oczy. Ujrzał nad sobą prezentera, który wyciągał ku niemu rękę. Pomógł mu się podźwignąć z ziemi. „Adhaaam” – dobiegało ich wyraźne już krzyki. Spojrzeli po sobie, potem na szczyt wzniesienia, w dole którego płynęła rzeka. Horda truposzy stała na krawędzi, niektórzy z nich zbiegali już na dół, śliniąc się i wykrzykując jego imię.

- Szybko – rzekł prezenter. – Wskakuj do rzeki.

- Co? Po co mam to robić?

- Zrób to, jeśli chcesz przeżyć! Rozkład dotyka rzeczy, które znajdują się najbliżej nieba…

- … Co!? – przerwał mu Adam.

- Aaah! Słuchaj! – Wszystko znajdujące się powyżej powierzchni ziemi, zostanie zniszczone. Wskakując do tej wody, masz szansę ocaleć. Płyń jak najdalej w głąb. Jeśli ci się poszczęści, zdołasz przeżyć, ta… destrukcyjna moc powinna cię nie do…

Nie zdołał dokończyć. Chmara wyciągająca ku nim ręce trupów wylała się na brzeg rzeki. Prezenter bez dalszych wyjaśnień pchnął Adama do rzeki.

- Płyń w głąb! – ostatnie słowa zdołały wydostać się z jego ust, zanim czarne trupy go nie okrążyły. Adam wleciał do rzeki. Zimno przeszyło całe jego ciało. Fala wody zmusiła go do zamknięcia oczu. Czuł jak ociężałe ciało zabierane jest niewidzialną siłą na samo dno mulistej rzeki. Zagłuszone przez wodę odgłosy chluśnięcia dobiegły do jego uszu. Poczuł jak coś ociera się o jego łydkę. Zmusił się do otwarcia oczu. Ujrzał tylko chmarę czarnych potworów, wyciągających do niego swe długie, kościste palce. Zbliżały się. Świat przed oczami Adama poczerniał. Nie wiedział, czy to przez armie otaczających go stworów, czy przez to, że ponownie zamknął oczy.

Kap, kap, kap. Do uszu Adama docierało, jakże wkurwiające go, kapanie. Blask wąskiej wiązki światła przedarł się przez powłokę jego oczu i dotarł do mózgu, powodując tępy ból. Bolała go również skrępowana noga, najprawdopodobniej złamana. Gruby sznur uniemożliwiał mu poruszanie się. Odruchowo odchylił głowę w tył.

- Uuuh… - zamrugał oczami. Jakiś ciemny kształt zamajaczył przed nim.

Mocniej zacisnął powieki. Powoli zaczął je otwierać. „Kto…? Co…?” Usłyszał szczęk żelaza i poczuł silny ból na policzku. Jego głowa odleciała w bok.

- Argh! Co ty kurwa..

Nie zdążył dokończyć kiedy to został uderzony w drugi policzek z taką samą siłą. Głowa odleciała mu w drugą stronę. Wyprostował ją. Splunął. Z mieszaniną śliny i krwi, z jego ust wyleciał także ząb. Podniósł wzrok z podłogi na oprawcę. Nie tego spodziewał się ujrzeć. Niecały metr od niego stała znajoma mu, opancerzona postać. Wydawało mu się, że oczy spod okropnej maski-czaszki patrzą wprost na niego, przeszywając mu duszę. Rycerz pochylił się.

- A więc – zaczął. – Tak czy siak, w końcu jesteś mój. Tylko mój.

- Co… O co tutaj… dlaczego – rzekł z niedowierzaniem Adam.

- Co dlaczego? Chcesz wiedzieć dlaczego się tutaj znalazłeś? Dlaczego stoi przed tobą ktoś, komu zaufałeś? – przerwał. Zbliżył swoją twarz do twarzy skrępowanego Adama i dokończył prawie szeptem. – Dlaczego zaraz zginiesz?

- Czemu… czemu akurat ty?

- Czemu ja, a nie ten czarny potwór, pytasz? Toż to bardzo proste. Przyglądaj się uważnie – zbliżył rękę do maski. – Bo będę chciał się delektować wyrazem twojej przerażonej twarzy przez długi czas.

Opancerzona dłoń chwyciła maskę. Rycerz zacisnął na niej palce po czym powolnym ruchem zdjął ją, ukazując swą twarz. Adam z świstem wypuścił powietrze z płuc. Nie wiedział czy ma się teraz rozpłakać czy może zacząć krzyczeć.

- Haha! Tak! O tak, o taki wyraz twarzy właśnie mi chodziło! – zaśmiał się szyderczo glitch patrząc prosto w przerażoną minę Adama. – Zdziwiony jesteś, co?

Przez całe ciało Adama przeszedł przeszywający go dreszcz. W jednym momencie głowa rozbolała go niemiłosiernie. Wspomnienia ze wszystkich poprzednich pokoi przelewały się przez jego umysł. Ten, któremu zaufał, stał teraz nad nim, okazawszy się oprawcą. Adam wyksztusił pierwsze pytanie, jakie pojawiło się w jego głowie.

- Czemu ty? Pomagałeś mi, doradzałeś… chroniłeś.

- Taaak – powiedział przeciągle glitch. – No wiesz, muszę cię zasmucić – kłamałem. Cały ten czas kłamałem.

Chwycił dłonią rękojeść miecza spoczywającego w pochwie, przypiętej do jego pasa. Wysunął go lekko, ukazując część błękitnego, jak najczystsza woda, ostrza.

-Ale uświadczysz aktu łaski z mojej strony. Zanim zginiesz, opowiem ci wszystko:

- Chcesz wiedzieć gdzie się znajdujesz? Na to pytanie odpowiem na samym końcu. Próbowałem dopaść cię w twoim domu. Pamiętasz ten moment, kiedy ujrzałeś krwawe znaki na ścianach i suficie oraz martwą kobietę na twoim łóżku? Oczywiście, że pamiętasz. Sam to zrobiłeś. Ja ci kazałem to zrobić. Ale wszystko w swoim czasie. Pierwszy pokój, do którego wszedłeś – twój stary pokój. Tam prawie ciebie dopadłem. Byłeś w korytarzu znajdującym się za szafą. Zabiłeś Emilię, odstrzeliłeś jej głowę. Bo ci kazałem. Nie widziałeś jej twarzy, ale to była ona. Stanowiła barierę, którą musiałeś zniszczyć abym mógł dostać się do twojego umysłu. Oczywiście mogłeś tego uniknąć, przekręcając klucz w stronę odkupienia. Wtedy też by umarła… ale ty byś tu nie siedział. Może. Widząc twoją minę odpowiem od razu – nie, nie ja nasłałem na ciebie tego czarnego stwora. A dokładniej – twojego Sumienia. Jedynej rzeczy, która ciebie chroniła. Ha! Ten wyraz twarzy podoba mi się jeszcze bardziej! Tak, to coś, które według twego mniemania chciało cię zabić, tak naprawdę ratowało cię przez cały ten czas. Zrobiło to, karząc wymówić ci imię zabitego przez ciebie zwierzęcia, Adamie. Wtedy twoje Sumienie pokrzyżowało mi lekko plany. Częściowo się wtedy uratowałeś, przypomniałeś sobie swoje grzechy. Drugi pokój, ten, w którym spotkałeś mnie. Przeniosłem cię do twojego bloku. Twoje Sumienie znowu tam było, ale je odrzuciłeś. Zabiłeś je. Znowu z moją pomocą – glitch zaszumiał, jego twarz zmieniła się w twarz prezentera, po czym znowu wróciła do swojej ciemnej postaci twarzy Adama. – Po przekroczeniu bariery, jaką było zabicie kobiety w korytarzu, już bez przeszkód byłeś w stanie zabić swoją pierwszą miłość. Zabiłeś ją z zimną krwią, wymazałeś całe mieszkanie krwawymi znakami. Od tamtej pory twoje Sumienie umarło. Byłem na tyle łaskawy, że wymazałem z twojej głowy te kilka okropnych chwil. Dzięki temu bardziej mi zaufałeś. W trzecim pokoju dałem ci radę – nie miałeś słuchać swojego Sumienia! – zagrzmiał. – Nasłałem nawet twoje koszmary na ciebie! Ale jednak… udało ci się uciec przed nimi… i jakimś cudem Sumienie znowu powróciło do ciebie. Kazało tobie okrutnie potraktować mordercę twojej dziewczyny – Emilii. Przypomnij tylko sobie tę noc. Noc w której ten mężczyzna zamordował jedyną osobę, którą kochałeś. A ty, nie będąc lepszym od niego, udusiłeś jego psa. Myślałeś, że nie zamknąłeś drzwi od mieszkania i że tylko zabłąkany pies wszedł do niego i zaatakował was, otumaniony wścieklizną. Udało ci się go złapać w kołdrę. Usłyszałeś krzyk! Wszedł ten brodacz, naćpany, zakrwawiony. Miał na sobie krew biednej Emilii. Biednemu Borysowi już brakło powietrza. Pech chciał, że wybrał akurat wasz dom jako cel do obrabowania. Wyrwałeś mu nóż z ręki, raniłeś go, ale nie zabiłeś. Sąd dał mu tylko piętnaście lat. Dlatego dokończyłeś to, co zacząłeś. Ale uderzenie kija nie dosięgło go, tylko ciebie. Czułeś wtedy ten okropny ból. Ten sam, jaki morderca poczuł, uświadamiając sobie, co uczynił. On też stracił jedynego towarzysza życia, którego kochał. Zabiłeś jego psa. Ale odczułeś ten ból… byłeś na dobrej ścieżce do uzyskania odkupienia. Na szczęście udało mi się dostać do zakamarku twojego umysłu i przeszkodziłem Sumieniu. Uciekłeś z tego pokoju. Znowu nasłałem na ciebie ucieleśnienie koszmarów, nie mogłem czekać. Zobaczyłeś wykreowany przeze mnie rozpadający się świat, Zaufałeś prezenterowi i wskoczyłeś do rzeki. I tak oto znajdujesz się tutaj. Znajdujesz się w swoim umyśle.

Glitch powoli wyciągał miecz z pochwy. Adam zamknął oczy. Myślał nad tym co właśnie usłyszał. Zaczął otwierać i zamykać usta, szukając odpowiednich słów. Rycerz zaczął wymierzać cios.

- Jakieś ostatnie słowa, Adamie?

***

Stał na stołku. Lina zwisała przed jego twarzą, pochwycił ją. Wolnym ruchem zaczął zakładać ją sobie na szyję.

***

Znalazł je. Ostrze leciało w stronę jego szyi. Zdążył je wypowiedzieć.

***

Chwycił nóż. Odciął gruby sznur zwisający z sufitu. Zszedł na podłogę. Ubrał się. Otworzył drzwi mieszkania i ruszył w stronę promieniejącego światła dnia.

***

Ostrze dotknęło jego szyi. Rozpadło się ma milion drobnych kawałków. Głuchy wrzask dobiegał z ust glitcha. Jego zbroja powoli rozpadała się na podobne, drobne okruszki, takie same na jakie rozlatywał się wykreowany przez niego świat. Więzy krępujące Adama opadły z jego ciała. Wstał z krzesła. Rozpadający się glitch zakrył swoją twarz w dłoniach. Krzyknął coś… i zniknął. Zniknęło również światło, odgłosy kapania, całe pomieszczenia. Adam znowu leciał w dół, ku paszczy ciemności.

Adam stał pośrodku jasno oświetlonego pokoju. Noga już go nie bolała. Nic go nie bolało. Czuł się jak nowo narodzony.

- No, no. Udało ci się – usłyszał głos za sobą.

Odwrócił się. ujrzał swoje Sumienie, nadal czarne jak noc. A obok niego stała Emilia.

- Heh. Stało się? Już jestem w niebie? – uśmiechnął się do nich.

- Haha! jeszcze nie, głuptasie! – Emilia podbiegła do niego i czule objęła.

- Gratulacje, Adamie – odezwało się Sumienie. – Uzyskałeś pełne odkupienie. Po śmierci twojej ukochanej błąkałeś się przez długi czas. Pragnąłeś zemsty. Chciałeś nawet się zabić. A teraz… no cóż, walka w twoim umyśle się skończyła. Zrobiłeś to, niedługo powrócisz do swojego prawdziwego ciała. Twoje życie obróci się o sto osiemdziesiąt stopni. Zmieni się na lepsze.

- Tylko dlatego, że…?

- Tylko? Haha! Wielu podobnych tobie przegrywa tę okrutną grę z sumieniem – uśmiechnął się krzywo. – A tobie udało się wygrać. To nie jest dzięki „tylko” wypowiedzianym słowom. To jest „aż” dzięki nim.

- Czyli ten glitch… opowiedział mi wszystko i dzięki temu, że ja…

- Tak. Wszystko dobrze pojąłeś. Twoje słowa wypowiedziane wtedy cię uratowały.

- Kim on w ogóle był?

- Ciemnością. Zwątpieniem. Strachem… Przeszłością. Miał wiele imion.

Adam poczuł kwiecisty zapach włosów swojej ukochanej. Uronił łzę. Już prawie wszystko rozumiał.

- No, no – powiedziało Sumienie ponownie. – Nie rozklejaj się, pożegnajcie się ładnie i wracasz do rzeczywistości. Raz, dwa!

Kochankowie czule się objęli. Pocałowali się. Pożegnali. Po czym wszystko zaczęło znikać. Adam chciał znać jeszcze kilka odpowiedzi na trudne do wyjaśnienia pytania. Ale pogodził się z tą niewiedzą. Leciał w dół, ku ciemności. Tym razem był to już ostatni taki lot.

Ocknął się. Zamrugał powiekami. Zacisnął palce na kierownicy swojego auta po czym je rozluźnił. Podniósł głowę znad kierownicy. Wysiadł z pojazdu. Pokierował się w stronę swojego mieszkania. Wspomnienia o stoczonej bitwie w jego umyślę krążyły po jego głowie. Uśmiechnął się pod nosem na myśl o wygranej. Czuł się o niebo lepiej. Już nigdy nie będzie smutny. No, może troszeczkę.

- Jutro na pewno składam wymówienie temu pojebowi – mruknął pod nosem, uśmiechając się.

Minęło kilka dni od uwolnienia się od jego przeszłości. Dziś jest rocznica jej śmierci. Stał z kwiatami nad jej grobem. Wiatr zawiał, zwiewając mu włosy na twarz. Liść zleciał z gałęzi drzewa i musnął jego policzek.

- Haha. Tak, też cię nadal kocham – wyszeptał.

Położył kwiaty na marmurowej płycie. Stał tak jeszcze chwilę w milczeniu, tocząc niemy dialog z Emilią. Uśmiechnął się po czym skierował swoje kroki w stronę mieszkania. Idąc tak, ulicami jesiennego miasta, spojrzał w górę, w stronę słońca. Przypomniał sobie te słowa, dzięki którym mógł żyć dalej. Dzięki którym cieszył się życiem. Przyspieszył kroku, chichocząc pod nosem. Przechodnie patrzyli na niego ze zdziwieniem, malującym się na ich twarzach. Ale tylko on czuł prawdziwe szczęście płynące prosto z serca, które zagwarantowały mu wypowiedziane słowa:

„Wybaczam ci.”

KONIEC

Oznacz jako: przeczytane ulubione chcę przeczytać

Komentarze

Ta... Historia... Boże cała się po niej telepie super!!
Odpowiedz
Cudowna seria ? tak samo jak zakończenie, jedno z moich ulubionych opowiadań ?
Odpowiedz
Kurcze seria jakich mało ponieważ tak mnie wciągnęła że 4 części naraz przeczytałem... :D Jeśli mogę prosić to podałbyś linka do innych prac Mam nadzieję że te 4 opowiadania to nie wszystko :)
Odpowiedz
Swietne. Gdýbym mugył dalbym jà Tobje dudku Osykara w dzièdzinje ksionżykowej.
Odpowiedz
przeczytałam wszystkie części naraz i stwierdzam, że historia jest świetna i pełna nadzieji... a zakończenie bardziej niż dobre... fakt było trochę drobnych błędów, ale nie przeszkadzały aż tak bardzo :) najważniejsze moim zdaniem jest to, iż zmusza do przemyślenia własnych decyzji życiowych... wielkie gratki ode mnie za bardzo udany i ciekawy tekst... :)
Odpowiedz
myślałam że się nie doczekam żyłam w niepewności
Odpowiedz
Ha, czekaliśmy i oto jest! :) Póki co tylko wyrażam swoją radość, sam tekst przeczytam później lub jutro, zależy jak u mnie będzie z czasem :)
Odpowiedz
Zaloguj się, aby dodać komentarz.

Inne od tego autora

Archiwum

Najnowsze i warte uwagi

Artykuły i recenzje