Historia
Niedrzwi
Matka zaczęła mówić, a wówczas Harriet wycofała się do drzwi. W kątach pokoju panował półmrok, choć była dopiero druga po południu. Wiszące w oknie ciężkie aksamitne kotary blokowały dostęp światła. Jedynym oświetleniem w pokoju była lampa pośrodku owalnego stołu, dookoła którego siędziało osięm kobiet. Ich zastygłe w wyrazie oczekiwania twarze lśniły trupio w jej zielonkawym blasku.
- Czy ktoś tam jest? - spytała matka Harriet z dziwnie modulowanym głosem dochodzącym jakby z wnętrza studni. Jej klientki uważały go chyba za nawiedzony, lecz Harriet zwykle on śmieszył.- Czy ktokolwiek ze świata duchów chciałby tu dzisiaj przyjść i nawiązać kontakt z ukochanymi osobami?
Prawda wyglądała tak, że Maud nie była matką Harriet - a to nie było bynajmniej jedyne kłamstwo, jakie obie wypowiadały. Wmawiały ludziom, że są matką i córką, bo wówczas czuli się w ich towarzystwie znacznie swobodniej. Były wystarczająco do siębie podobne, żeby za takie uchodzić.
Oszustwo polegało na tym, że dały ogłoszenie do jednego z eleganckich magazynów dla kobiet, przedstawiając się jako doświadczone medium wraz z kochającą córką.
Spirytyzm był wówczas w modzie, a oszustki wkrótce się przekonały, że ich łatwowierna klientela nie potrzebuje zbytniego przekonania. Rolą Maud było porozumiewanie się z duchami zmarłych. Podczas gdy uczestnicy seansu z przejęciem słuchali jej jęków i mamrotania, Harriet przeczesywała torebki i kieszenie płaszczy, kradnąc niewielkie sumy pieniędzy lub wartościowe drobiazgi, których braku zrazu nie spostrzegano.
Harriet tyłem wymknęła się do holu, jak to czyniła w tylu domach przez ostatnie kilka miesięcy. Kiedy znalazła się poza mrocznym salonem zamrugała oślepiona jasnością popołudniowego słońca.
Słyszała jak w salonie Maud zawodzi drżącym głosem. Harriet uśmiechnęła się do siębie i ruszyła po schodach na górę.Otworzyła cicho drzwi i zajrzała do środka, gotowa przeprosić i wyjaśnić, że się zgubiła, gdyby ktoś w nim się znajdował. Był jednak pusty i bez wątpienia należał do dzieci, pewnie dziewczynek, zważywszy na liczbę koronek i olbrzymi dom dla lalek. Harriet nie miała tu czego szukać więc zamknęła drzwi i poszła dalej.
Żaden z pokoi nie okazał się interesujący. Chociaż Harriet udało się skubnąć kilka cennych drobiazgów i nieco gotówki z torebek i kieszeni gości, łup nie był zadowalający.
Wróciwszy na parter, spostrzegła na lewo dwoje drzwi, których wcześniej nie zauważyła, wiec zaczęła rozważać, czy warto za nie zajrzeć. Nacisnęła klamkę i wzdrygnęła się na dźwięk głosu za plecami.
- Nie wchodziłabym tam na twoim miejscu.
Odwróciwszy się Harriet ujrzała nieco młodszą od siębie dziewczynę. Miała na sobie kosztowne, choć staroświeckie odzienie.
- O, witaj - rzekła Harriet ze swoim zniewalającym uśmiechem. - Jak masz na imię?
- Olivia.
- Olivia? - powtórzyła Harriet.-Jakie śliczne imię. Przepraszam cię, Olivio, ale chyba się zgubiłam.
- Zgubiłaś się?-prychnęła z leciutką pogardą dziewczyna.
- Owszem – przytaknęła. - Ale drzwi były zamknięte. Teraz wizę, że pomyliłam drogę.
- Drzwi wcale nie sa zamknięte - odrzekła Olivia, przysuwajac się bliżej.-Są zablokowane. Nazywamy je "niedrzwi".
- Niedrzwi?-powtórzyła niepewnie Harriet. - Nieważne. Muszę już iść. - Ruszyła w kierunku salonu, w którym odbywał się seans. Otwierając drzwi, spojrzała przez ramię, ale dziewczyna zniknęła. Wślizgnęła się do salonu równie niepostrzeżenie jak go opuściła.
Wtem Maud zaczęła wrzeszczeć jak opętana.
- Błagam! - krzyczała. - Maud! Na miłość boską! Pomóż mi! Pomóż!
Jej głos brzmiał tak przerażająco, że wszystkie kobiety aż się zachłysnęły. Harriet była równie przestraszona, zwłaszcza że Maud wykrzykiwała własne imię. Na moment wrosła w ziemie.
-Pomóż mi! - wrzeszczała Maud. - Pomóż mi! Maud! Maud!
Harriet rzuciła się do Maud, chwyciła ją za ramiona i próbowała uspokoić. Gdyby nie wiedziała, że kobieta jest oszustką, uznałaby ją za opętaną. Jej ciało wygięło się w łuk i zesztywniało.
- O Boże - wykrztusiła kobieta po lewej. - Czy pani Lyons dobrze się czuje?
- Owszem - odparła zwięźle Harriet. Maud faktycznie zdawała się dochodzić do siębie, bo zamrugała powiekami.
- Czy ktoś zna Maud? - spytała pani Barnard, zwracając się do zebranych.
- O co chodzi? - wtrąciła słabym głosem Maud słysząc swoje imię.
Harriet i pani Barnard pożegnały kobiety i pani Barnard zaproponowała Maud szklaneczkę sherry. Maud z Harriet weszły do środka. Maud chwyciła za najbliższą klamkę.
- Nie, nie, mamo - powstrzymała ja Harriet. -Te drzwi są zablokowane.
- Zablokowane? - zdziwiła się Maud.
- Tak. Podobno mówią na nie "niedrzwi".
- Skąd ci to w ogóle przyszło do głowy?-Pani domu gapiła się na nią z niebotycznym zdumieniem.
Zakłopotana Harriet przestąpiła z nogi na nogę, uświadomiwszy sobie, że właśnie popełniła błąd, dając do zrozumienia, iż myszkowała po domu podczas seansu. "Nigdy nie kłam więcej niż trzeba - powiedziała sobie. - Prawda zawsze brzmi bardziej wiarygodnie".
- Powiedziała mi o tym pani córka - rzekła, odzyskawszy opanowanie.
- Moja córka? - Pani Barnard wyglądała na zaskoczoną.
- Olivia - dodała z uśmiechem Harriet.
- Olivia? - wyjąkała gospodyni. - Spotkałaś Olivię?
- Wyszłam zaczerpnąć świeżego powietrza - mówiła z ożywieniem Harriet. - Pomyślałam sobie też, że może znajdę szklankę wody. Już miałam nacisnąć klamkę, gdy...
- ...Olivia - ponagliła ją pani Barnard.
- Gdy zjawiła się Olivia i wyjaśniła, że te drzwi prowadzą donikąd i nazywacie je niedrzwiami.
- Tak powiedziała Olivia? Coś takiego. Proszę tędy.
Pani Barnard ruszyła w kierunku schodów. Po chwili obie podążały za nią.
na górze gospodyni otworzyła te same drzwi, które otworzyła wcześniej Harriet.
- Jestem pewna, że Olivia nie będzie miała nic przeciwko temu - oznajmiła.
- Jaki śliczny domek dla lalek. Nigdy nie widziałam równie ładnego. - powiedziała Maud.
- Tak - powiedziała pani Barnard. - To kopia domu, w którym się znajdujemy. Gdy nasz ojciec go kupił, domek dla lalek już tu był. Odziedziczyłyśmy go po poprzednich właścicielach.
- Jeśli ma być szczera, nigdy go nie lubiałam. Dzieliłam ten pokój z moją siostrą, właściwie domek należał do niej. Bawiła się nim godzinami. Jednak było w nim coś takiego co mnie przerażało i chyba dalej przeraża.
- Jak to, proszę pani? - spytała Harriet. - Dlaczego?
- Otóż - zaczęła pani Barnard ze smutkiem w glosie - moja siostra miała na jego punkcie prawdziwą obsesję. Siadywała przed nim jak do modlitwy i mamrotała pod nosem. Gdy zdarzyło mi się choćby dotknąć jednej z lalek wpadała we wściekłość. Traktowała je jak żywe.
- Czyż nie robią tak wszystkie dzieci? - wtrąciła Harriet.
- Owszem - potwierdziła smutno gospodyni. - Ale moja siostra zachowywała się inaczej. Straciła... poczucie rzeczywistości. Pewnego dnia znalazłam ją skuloną w kącie pokoju. Miała dzikie spojrzenie i śmiała się jak szalona, pokazując ręką domek dla lalek. Nigdy nie odzyskała rozumu. W końcu serce nie wytrzymało. Miała zaledwie dwanaście lat.
- Musiała to pani bardzo przeżyć - odezwała się ze współczuciem.
- Tak - odparła pani Barnard. - Tu wiac pokój przed wyburzeniem ściany. W domku dla lalek niedrzwi otwierają się na malutki pokoik. Czy panie to widzą?
- Może to się przyda - rzekła podając Harriet szkło powiększające. - Można zobaczyć najdrobniejsze szczegóły.
Harriet przyjrzała się figurkom. Było w nich coś niepokojącego. Część z nich miała starannie namalowane rysy na główkach z chińskiej porcelany, inne zas pozostały czyste, pozbawione wszelkiego wyrazu.
- No cóż... - zaczęła Maud zaniepokojona nieco faktem, że tak długo zabawiły. - Powinnyśmy chyba podziękować pani Barnard za oprowadzenia nas po domu...Ale teraz naprawdę musimy iść.
- Oczywiście - zgodziła się pani Barnard. - Nie chce pań zatrzymywać.
- Czy domkiem ktoś się jeszcze bawi? - spytała Harriet na schodach.
- Olivia bawiła się nim nieustannie - odparła pani Barnard. Zatrzymała się i spojrzała Harriet prosto w oczy. - Między nami mówić, myślę, że nadal to robi.
Pani Barnard odprowadziła je do drzwi, a potem wyszła z nimi do ogrodu. Gdy doszły już do furtki, zawołała żeby poczekały, i wbiegła do domu.
- Jak wróci - szepnęła z naciskiem Harriet - zagadaj ją, a ja wpadnę na chwile do środka. Spodobały mi się te sreberka w szafce na dole.
- Jasna sprawa.
Na widok pani Barnard odsunęły się od siebie. Przystanęła przy nich w cieniu i wyjęła z kieszeni banknot.
- Doprawdy, to zbyteczne - krygowała się Maud biorąc pieniądze.
- Ależ tak... - nie skończyła, ponieważ Harriet krzyknęła z bólu. - Co się stało panno Lyons?
- Obawiam się, że sherry mi zaszkodziła. Nie nawykłam do alkoholu. Czy mogę skorzystać z łazienki?
- Oczywiście. - Odeszła pośpiesznie zgięta w pół.
- Biedna dziewczyna - mruknęła pani Barnard.
- Och, ona jest niezwykle delikatna.
- Przypuszczam że spotkanie z Olivią ma z tym coś wspólnego. Nie wiedziałam, ze pani córka jest obdarzona.
- Harriet? Obdarzona? Niezupełnie panią rozumiem pani Barnard.
- Przecież spotkała w holu Olivię.
- Pani córkę? Nie pojmuję jak...
- Nie mam dzieci. Olivia to moja siostra.
- Chyba nie do końca rozumiem.
- Olivia umarła, kiedy byłyśmy dziećmi. Wspomniałam o tym na górze. Harriet miała szczęście rozmawiać z jej duchem.
Harriet ze zdumieniem zauważyła, że niedrzwi są lekko uchylone. Cała ta historia to nonsens! Może powinna się szybciutko rozejrzeć?
Gdy tylko otworzyła szerzej drzwi i weszła do środka, oślepiło ją jaskrawe światło dobywające się z jednej strony pokoju. Odwróciła się, żeby odejść. Chwyciła za klamkę, ale ta ani drgnęła. Drzwi były zamknięte.
Harriet obejrzała się żeby sprawdzić, czy z pokoju jest inne wyjście. Wtem z oślepiającej jasności ruszyła ku niej postać. Za nią ujrzała zarysy innych dziewcząt na porozrzucanych po pokoju krzesłach, które gapiły się w przestrzeń niczym w okropnym transie. Twarze miały pomalowane różem, wyskubane brwi wygięte w łuk, a siedziały sztywno w dziwnych, nienaturalnych pozach.
Początkowo myślała, że nie rozpoznaje ryzów zbliżającej się dziewczyny ze względu na blask za jej głową, ale teraz, z okropnym uczuciem spadania w przepaść spostrzegła, ze nie ma ona twarzy. Harriet zaczęła walić pięścią w drzwi.
- Błagam! - krzyczała. - Maud! Na miłość boską! Pomóż mi! Pomóż!
Ale nikt nie słyszał jej cichuteńkiego stukania w drzwi domku dla lalek. Nikt poza Olivią.
Komentarze