Historia

Kronos 2

emma cole 15 8 lat temu 11 487 odsłon Czas czytania: ~10 minut

Część pierwsza: http://straszne-historie.pl/story/11764-Kronos

Bardzo szybko stało się dla nas jasnym, że nasz świat właśnie rozpadł się w kawałki, a nikt prócz nas nie jest w stanie podnieść go z gruzów. Zdawaliśmy sobie sprawę, że będzie to zadanie prawdopodobnie ponad ludzkie siły, tym bardziej, że od chwili uderzenia meteorytu zaczęła szwankować także łączność. W ciągu mniej niż jednej doby cofnęliśmy się niemal do epoki kamienia łupanego i jak dzieci we mgle staraliśmy się zapanować nad chaosem.

Mieliśmy wiele szczęścia chroniąc się głęboko po Ziemią, a technika, którą dysponowaliśmy była na tyle rozwinięta, że mogliśmy przetrwać tam wiele dni. Choć rząd upadł, do głosu już kilka dni później doszło wojsko. Bardzo szybko odbudowali szyb windy, widząc w ośrodku szansę na wskrzeszenie starego porządku. Wtedy również dowiedzieliśmy się, że część naszych współpracowników zginęła próbując zjechać na dół. Były to wybitne jednostki, których stratę bardzo ciężko przeżyliśmy. Dotknęło to szczególnie Lidię, ponieważ wśród nich był jej narzeczony.

Nikt nie zatroszczył się o odbudowanie nadziemnej części ośrodka, zabetonowano, co się dało, a teren ogrodzono i postawiono straże. Kiedy na niższych piętrach zamontowano monitoring i oznajmiono nam, że od tej pory ośrodek staje się Instytutem Wojskowym, wiedzieliśmy, że na naszych barkach będzie stworzenie Deep Shield od samych podstaw.

Szczęściem w nieszczęściu było to, że placówka posiadała własne systemy zasilania, również awaryjnego. Osłony w dużej mierze przyczyniły się do ochrony budynku, tym samym wszystko to, nad czym pracowałem ocalało. Całe piętro było zrujnowane i kiedy w eskorcie dwóch wąsatych facetów obładowanych bronią otwierałem drzwi, już wiedziałem, że samo zaprowadzenie tu porządku zajmie mnóstwo czasu. Z sufitu smętnie zwisały potłuczone jarzeniówki. Białe, emaliowane stoliki, metalowe szafy wypełnione prototypami, notatki, a nawet monitory - wszystko razem bezładnie rozrzucone po całej podłodze laboratorium. Mimo to byłem pełen nadziei, ponieważ dyski ze wszystkimi niezbędnymi danymi ocalały - na ich podstawie zbudowanie Deep Shield przy pomocy reszty nie było wyzwaniem.

Rościli sobie prawo do wszystkiego, a prace nad projektem trwały niemal całą dobę. Jeśli udawało mi się złapać chociaż trzy godziny snu, mogłem się nazywać szczęściarzem. Pierwsze dwa prototypy, które udało nam się skonstruować okazały się wadliwe, miały zbyt małą moc, aby wystrzelić aluminium ponad chmury. To spowodowało, że generał bardzo szybko zaczął patrzeć nam na ręce, a każdy wojskowy upoważniony był do kontroli i działania, gdyby przypadkiem któreś z nas chciało zadziałać na szkodę Deep Shield. Tłumaczenia, że nam również zależy na tym, aby projekt ukończył się sukcesem nie przynosiły żadnego rezultatu.

Wkrótce zaczęto rygorystycznie sprawdzać przepustki. Początkowo nic nie zapowiadało tragedii, widzieli przecież, że Adia jest z nami odkąd zeszli na dół. Niestety pojawił się jeden nadgorliwy człowiek. Któregoś dnia, kiedy chcieliśmy wejść w trójkę do laboratorium, po prostu zaszedł jej drogę. Dwumetrowy drab patrzący z góry na wszystko i wszystkich po prostu wyciągnął w jej stronę rękę i rzekł:

- Pani przepustka.

- Proszę pana, ona pracuje z nami - powiedziałem najspokojniejszym głosem, na jaki było mnie stać w tej chwili.

- To pokaże przepustkę - wzruszył ramionami i dalej stał niewzruszony jak skała.

Adia zaczęła metodycznie przeszukiwać kieszenie fartucha, zerknęła także do kieszeni prostych jeansów, po czym spojrzała w oczy żołnierzowi i rozbrajająco oznajmiła:

- Chyba zgubiłam przy tym zamieszaniu - po czym dodała: - Ale może pan sprawdzić, że tu pracuję.

- Archwium nie funkcjonuje, a pani bez przepustki jest cywilem - zmrużył ślepia i ujął ją zdecydowanie za ramię. - Natychmiast opuści pani teren Instytutu i uda się do najbliższego...

- Baranie, to jest moja żona! - Ryknąłem w końcu, bo puściły mi nerwy. - Przestań się wpieprzać, ona jest tu niezbędna, bo doskonale zna projekt!

Powstało małe zamieszanie, Lidia dała się ponieść emocjom, na naszym piętrze pojawiło się więcej żołnierzy. Nasze krzyki i zamieszanie niewiele dały, rozdzielono mnie z Adią. Byłem wściekły, a to, że przy okazji zarobiłem w szczękę także nie poprawiało sytuacji. Od tamtej pory cały czas miałem przed oczami obraz szarpiącej się Adii, otoczonej przez wojskowych, którzy wprowadzają ją do windy i zabierają na powierzchnię. Przerażenie w jej oczach, krzyki naszej trójki i rozpacz. Dopiero straciłem dziecko, a teraz odbierali mi żonę. Tam była narażona na bolesną i powolną śmierć.

Miałem ochotę roznieść cały Instytut w drobny mak. Przede wszystkim byłem naukowcem, ode mnie zależało, czy uda nam się ochronić ludzi, a postawiono mnie w takiej sytuacji, że nie mogłem skupić się na Deep Shield. Zauważono, że nie przykładam się należycie do pracy i wylądowałem na dywaniku u samego generała, który w dość dobitnych słowach wyjaśnił mi, że takie są procedury i wszyscy musimy się do nich stosować. Usiłował mnie także przepuścić, że miejsce w którym obecnie jest moja żona jest bardzo dobrze urządzone, niedawno doprowadzono nawet bieżącą wodę. Kiedy i te wyjaśnienia mnie nie przekonały, pośrednio dano mi do zrozumienia, że jeśli moja praca nie będzie satysfakcjonująca, moja żona może zostać przeniesiona znacznie dalej, a wcale nie jest powiedziane, że podróż ta może zakończyć się dobrze.

Takim oto sposobem wylądowałem między młotem i kowadłem. Wściekły i rozżalony robiłem wszystko, aby Deep Shield działało jak należy. Zaledwie tydzień od momentu, gdy odebrano mi Adię pierwsze urządzenie generujące tarczę z chmur było gotowe. Oczywiście, najpierw rozciągnięto je nad Instytutem i najbliższym terenem. Ze względu na to, że nie było to jeszcze idealne rozwiązanie, subtelna tarcza z chmur i płatków aluminium co chwilę szwankowała i wciąż trzeba było działać by ją udoskonalić. Plusem było to, że dostałem nieco więcej swobody, lecz nadal nie mogłem liczyć na to, że uda mi się ją zobaczyć.

Kiedy ja udoskonalałem założenia Tellera, oznajmiono nam, że stoimy w obliczu kolejnego wielkiego zagrożenia - odkąd warstwa ozonu zniknęła, temperatura na Ziemi znacznie się podniosła, tym samym zauważono pierwsze oznaki topnienia lodowców. Poziom wody w oceanach zaczął się podnosić, póki co nieznacznie, ale skoro nie było warstwy ozonu, wszystko wskazywało na to, że grozi nam zalanie dużej części planety. Za późno, aby na biegunach umieścić generatory - pękał lód, grunt był niestabilny i istniały poważne obawy, że wyprawa się nie powiedzie. Generatory także nie dawały żadnej gwarancji, ponieważ wytworzone Deep Shield cały czas było niestabilne.

Po przeprowadzeniu wstępnych symulacji określiliśmy, że poziom wody może wzrosnąć nawet o siedemdziesiąt metrów. Linia brzegu miała ulec ogromnej zmianie. Dowiedzieliśmy się, że już zaczęto ewakuować ludność z miejsc bezpośrednio zagrożonych zalaniem. Londyn, Ryga, Bruksela, Amsterdam, Odessa, Rzym i wiele innych na zawsze miało znaleźć się pod wodą. Wiedzieliśmy, że nie ominie to również Polski. Początkowo wojsko wyszło z pomysłem podniesieniem linii brzegu, nie stanowiło to jednak wyjścia, pozostała jedynie ewakuacja na tereny wyżej położone.

Martwiło nas to również z powodu położenia kilku ośrodków badawczych - poziom wody podnosił się z każdym dniem. Nie tylko w Instytucie pracowano bowiem nad bronią biologiczną. Na północy Polski prosperowało laboratorium zajmujące się czymś, co mogłoby położyć kres nie tylko naszemu krajowi, a także wszystkim sąsiednim. Już w momencie uderzenia meteorytu zbiorniki zostały poważnie uszkodzone. Wszyscy naukowcy opuścili budynek, część z nich borykała się ze skutkami uwolnienia zmutowanej bakterii rodzaju Clostridium.

Pracowano głównie na laseczkach Clostridium perfringens, odpowiedzialnych za wywoływanie zgorzeli gazowej. O ile w normalnych warunkach do zakażenia bakteryjnego dochodziło głównie w przypadku rozległych zranień, nasi naukowcy postanowili doprowadzić do tego, że będą wnikały do organizmu także innymi drogami. Wyjątkowo agresywne, doprowadzały do wyniszczenia ciała w błyskawicznym tempie - wytwarzając czternaście toksyn. Za najbardziej inwazyjną uznaje się toksynę alfa. Enzymy pojawiające się przy zakażeniu doprowadzają do rozpadu erytrocytów, białka rozpadają się zaś na peptydy i aminokwasy. Clostridium wytwarzało także hialuronidazę, która ułatwiała rozprzestrzenianie się drobnoustrojów w organizmie oraz enzym, który odpowiada za rozpad DNA na krótsze łańcuchy.

- Mówię ci, jeśli zmutowali te bakterie, to jesteśmy ugotowani - powiedziała Lidia powoli sącząc kawę w moim laboratorium - Znając życie, żeby były skuteczniejsze, postanowili uodpornić je na antybiotyki.

- Czyli o penicylinie można zapomnieć? - zapytałem.

- Adam! - zaśmiała się gorzko. - Co to byłaby za broń biologiczna, gdybyś mógł ją załatwić penicyliną? No pomyśl.

Westchnąłem i przeczesałem nerwowo włosy. Niewielu ludzi przetrwało uderzenie meteorytu, a teraz jednocześnie nadciągały dwie katastrofy. Ze względu na wiedzę, którą dysponowała Lidia, pracująca wcześniej z Adią nad mikrobami, postanowiono ją wcielić do grupy, która uda się na północ, aby zabezpieczyć teren laboratorium i okolicę. Nie wiedzieliśmy, jak wielkie jest obecnie skażenie, mogliśmy tylko mieć nadzieję, że uda się powstrzymać bakterię przed dostaniem się do wody - wtedy bylibyśmy już wszyscy niemal martwi.

Jedno z pięter Instytutu, które znajdowało się stosunkowo najbliżej powierzchni zostało przemienione na kwatery. Pod groźbą kary nie wolno nam było opuszczać budynku, a do dyspozycji dostaliśmy małe klitki bardziej przypominające istniejące dawniej w Japonii hotele kapsułowe. Nie mieliśmy zbyt wiele miejsca ani zbyt wiele rzeczy osobistych, ot, tyle, żeby przeżyć. Kiedy więc wchodziłem do pokoju Lidii, zdziwił mnie bałagan, jaki zdążyła tam zrobić. Ze względu na jej wiedzę i doświadczenie postanowiono ją wcielić do grupy, która będzie sprzątała bałagan po kolegach z północy Polski.

- Dlaczego się zgodziłaś? - oskarżycielsko brzmiące pytanie wymsknęło mi się z ust zanim zdążyłem pomyśleć. Od kilku dni spędzało mi sen z powiek, więc w końcu nie mogłem się powstrzymać. Lidia była mi bliska niemal tak jak Adia.

- Oficjalnie jesteśmy teraz naukowcami wojskowymi - powiedziała, przez chwilę wpatrując się w grubą bluzę, po czym wzruszyła ramionami, zwinęła ją i cisnęła do torby. - Jeśli się nie zgodzę, zostanie to uznane za dezercję...

- Ale co z tego, kobieto, przecież praktycznie nie masz tam żadnych szans na przeżycie!

- ...a dezercja obecnie jest karana śmiercią - dokończyła. Po czym dodała uśmiechając się lekko: - Musiałam podpaść im, kiedy machałam pistoletem, żeby wprowadzić Adię.

Przy takim postawieniu sprawy stać mnie było tylko na soczyste przekleństwo. Jakim człowiekiem trzeba być, żeby wysyłać kobietę, która dopiero straciła narzeczonego na drugi koniec kraju, w dodatku do miejsca z którego prawdopodobnie nie wróci. Tak, wiedziałem doskonale, że Lidia jest doskonałym mikrobiologiem, ale nie zmieniało to faktu, że całą sytuację uznałem za chorą.

Wielkie skupiska ludności charakteryzują się ogromnym ściskiem, hałasem, podatnością na epidemie. Wiedziała o tym od samego początku, od chwili kiedy otworzono drzwi opancerzonej ciężarówki w której przewożono ją i innych ludzi, którzy znaleźli się na terenie Instytutu bez stosownych przepustek. W środku panowała ciemność i zaduch, co chwilę wpadali na siebie, kiedy samochód zarzucał na zakrętach.

Prowadzono ich jak bydło na rzeź. Miejsce, w którym mieli teraz przebywać przypominało Adii obozy uchodźców. Częściowo udało im się przystosować budynek dawnego szpitala, jednak wciąż widać było jakie szkody wyrządził meteoryt. Większość okien zabito deskami, ale jak chwaliła się kobieta zarządzająca miejscem - mieli już bieżącą wodę. Rzeczywiście, był to ogromny powód do radości.

- Ta tutaj, to jakaś lekarka - rzucił od niechcenia mundurowy wskazując na Adię.

- Ależ... - Chciała zaprotestować słabo.

- O, naprawdę? - przysadzista kobieta poprawiła na nosie okulary w złotych oprawkach - To się kochana tutaj przydasz, bo mamy rannych!

Na tym skończyła się dyskusja, ponieważ nie dano jej dojść do słowa. Kobieta, imieniem Tekla, nie miała w zasadzie żadnych zalet poza odbębnieniem szkolenia, które umożliwiało jej kierowanie tym miejscem. Była głośna, próżna i jak zauważyła Adia - z przyjemnością wysługiwała się innymi. Z wykształcenia pielęgniarka nie miała żadnych oporów by od pierwszego dnia zagnać ją do pracy. Próby przekonania jej, że mikrobiolog nie ma zbyt wiele wspólnego z lekarzem nie zdały egzaminu.

Warunki były niemal polowe, mimo, że szpital wcześniej funkcjonował bardzo dobrze. Większość sprzętu została zniszczona, w dodatku nikt nie pokwapił się, by sale z chorymi nadawały się do użytku. Wszędzie zalegał gruz, kurz, pył unosił się nawet w powietrzu. Część szpitala została zagospodarowana na wieloosobowe pokoje w których mieszkały osoby, którym udało się przeżyć. Ciężej ranni przebywali na parterze i tam właśnie ulokowano Adię w starej dyżurce, aby wraz z innymi osobami z odpowiednim wykształceniem mogła reagować od razu.

Nie miała czasu nawet rozpakować rzeczy. Powiedziano jej, że przed chwilą dojechali ranni, których udało się wydobyć spod gruzów domu. Niewiele osób przeżyło, a te, którym się udały były w strasznym stanie. Niemal zemdlała patrząc na zmiażdżoną nogę starszego człowieka. Wiedziała, że tutaj konieczna będzie amputacja, jednak nikt z obecnych nie chciał się tego podjąć tłumacząc się brakiem doświadczenia. Chirurgów nie było, zostali oddelegowani do jednostek bardziej tego potrzebujących, głównie na północy.

- Będzie pani ciąć? - spytała Tekla dziarsko. - Nie ma sensu go przenosić, za dużo z tym cackania. Przyniosłam podkłady, żeby rozłożyć, krwi pewnie będzie dużo...

Gdyby wzrok mógł mordować, z pewnością pielęgniara od razu padłaby trupem. Staruszek stracił wiele krwi, jego życie wisiało na włosku. Jedyną możliwością była operacja. Nie miała zielonego pojęcia jak powinna to zrobić, poprosiła jednak o przyniesienie spirytusu, skalpeli, piły, a także o przygotowanie małego żaroodpornego pojemnika w którym będą płonące węgle.

W zasadzie spirytus miał służyć do dezynfekowania sprzętu oraz ran, jednak kiedy inni obsiedli ją oraz staruszka jak wrony, naciągnęła lateksowe rękawiczki, odkręciła korek i krzywiąc się od zapachu pociągnęła solidny łyk. Zapiekło w przełyku. W zasadzie nie pijała, nie była jednak również także lekarzem, a to co właśnie miała zrobić równało się porywaniu z motyką na słońce, ale jeśli istniała jakakolwiek szansa, że dzięki temu staruszek przeżyje, to trzeba spróbować.

Przewiązała jego nogę zdecydowanym ruchem kilkanaście centymetrów nad kolanem, po czym poprosiła dwóch mężczyzn, żeby unieruchomili staruszka. Wylała część alkoholu na jego nogę i ujęła skalpel w dłoń. "Najpierw tkanki miękkie, ale czy dam radę?", zapytała samą siebie i odetchnęła głęboko, unosząc ostrze.

Ciąg dalszy: http://straszne-historie.pl/story/11859-Kronos-3

Oznacz jako: przeczytane ulubione chcę przeczytać

Komentarze

Napisane perfekcyjnie choć tematyki końca świata mi nie siadają zbyt ale i tak genialne czekam na następne dzieła
Odpowiedz
Tylko książkę wydać z tą historią!!! Pozdrawiam!!
Odpowiedz
Widzę że zapowiada się seria... :) Pozdrawiam autora.
Odpowiedz
Autor też pozdrawia!
Odpowiedz
Czuje, że szykuje się nie lada seria ^^
Odpowiedz
Fajne Ale od kiedy NASA znajduje sie w Polsce >.<
Odpowiedz
Nie napisałam, że się znajduje ;) ale dzięki!
Odpowiedz
Tym razem ignorowałem błędy, by lepiej skupić się na historii. Jesteś naprawdę utalentowaną pisarką i życzę dalszych sukcesów, no i oczywiście czekam na część trzecią. ;)
Odpowiedz
Jeśli widzisz jakieś błędy - pisz pod tekstem albo mi prywatnie. Zależy mi, żeby Kronos był jak najlepszy. I dziękuję za ciepłe słowa :)
Odpowiedz
określe to jednym słowem ZAJEBISTE
Odpowiedz
czuję się jakbym czytała dobrą książkę... obydwie części super, czekam na następne:)
Odpowiedz
<3
Odpowiedz
Genialne. Z niecierpliwością czekam na kolejne części! Naprawdę olbrzymi talent do pisania. Gratuluję :)
Odpowiedz
Dziękuję :3 !
Odpowiedz
fajne ;)
Odpowiedz
Zaloguj się, aby dodać komentarz.

Inne od tego autora

Archiwum

Najnowsze i warte uwagi

Artykuły i recenzje