Historia

Stara Leśniczówka
-Szybko, jeszcze trochę i nam się uda – Kobieta krzyczała do dziecka.
– Mamo nie mogę już dalej biec, jestem zmęczony i jak tatuś nas znajdzie w tym ciemnym lesie?
– Chodź już prawie jesteśmy na miejscu – odpowiedziała.
Mroźny, pochmurny, grudniowy dzień dobiegał końca. I droga pośród drzew robiła się coraz mniej wyraźna. Mimo to matka się nie poddawała. Mocniej ścisnęła rękę malca i powtarzała w myślach.
– Jeszcze trochę, ona musi gdzieś tu być, przecież to pamiętam!
W końcu, kiedy już prawie straciła nadzieję, jej serce zaczęło żywiej bić. Jest, stoi na swoim miejscu. Tak ją zapamiętała z dzieciństwa.
Stara duża leśniczówka, majaczyła w oddali. Kiedy podeszli bliżej, było widać, że dawno nikt tu nie zaglądał. Zarośnięta dzikimi krzakami furtka, ledwie ustąpiła pod naporem drobnej kobiety. Weszła pierwsza by utorować dziecku drogę prowadzącą na ganek.
– Patrz mamo! Tam jest tatuś, odnalazł nas!
Kobieta szybko spojrzała w kierunku, który pokazał jej synek.
– Bartku przewidziało Ci się. Zobacz to tylko drzewo.
– Ale ja widziałem, przysięgam!
– Później o tym porozmawiamy, teraz wejdźmy do środka.
Przeżarty od rdzy zamek łatwo ustąpił. Szeroki przedsionek przywitał ich ratanowym fotelem, na którym dawno już nikt nie siedział. Skąpe wyposażenie uzupełniał długi wieszak, którego ozdobą były robocze ubrania.
– Boże to ma być nasz nowy dom, na ile? – pomyślała.
Przeszli do długiego korytarza, z którego na prawo prowadziły drzwi do dużej kuchni, a na lewo do średniej wielkości zagraconego pokoju. Jego koniec wieńczyły schody prowadzące na piętro.
– Bartuś chodź do pokoju, a ja postaram się znaleźć świeczki.
– Mamo ja się boję i Czako też – Chłopiec palcem pokazał na swojego misia.
– Słuchaj usiądź wygodnie z Czako na tej kanapie, a ja pójdę do piwnicy i zaraz rozpalę w kominku. Napijesz się czegoś ciepłego, od razu będzie Ci lepiej. A teraz daj buziaka, zaraz wracam.
– Dobrze mamusiu będziemy na Ciebie czekać.
Kobieta przeszła do kuchni, z której kolejne drzwi prowadziły do piwnicy rozpościerającej się pod całym domem. Wczesny zimowy wieczór nie ułatwiał jej sprawy, ale na szczęście była pełnia. Księżyc przez kuchenne okno, rzucił trochę światła na schody. Dopadł ją smród nie wietrzonego od lat pomieszczenia. Zaczęła powoli schodzić w dół. Drewno skrzypiało pod jej naporem w końcu udało się, była na dole i po omacku zaczęła szukać znajomych kształtów. Gdzieś na prawo powinien być stary kredens. Pamiętam jak babcia trzymała w nim swoje specjały. Serce biło jej mocno, oczy w tych ciemnościach były nieprzydatne. Wyciągnęła przed siebie ręce i zrobiła kilka kroków. Stary mebel stał tam gdzie zapamiętała.
– Tylko czy znajdę to czego szukam? – pomyślała.
Jedna mała szufladka była pusta. W drugiej były tylko nożyczki i jakieś śrubki. W końcu trzecia okazała się tą właściwą.
Już chciała użyć zapałek by zapalić płomień, kiedy poczuła powiew powietrza na swoich plecach.
– To niemożliwe. Wszystkie okna są zamknięte, a drzwi też zaryglowałam na skobel.
– Bartuś! Bartuś, czy Ty otworzyłeś okno?
Odpowiedziała jej cisza.
– Bartuś przestań się wygłupiać, odpowiedz mamusi! – kobieta nerwowo próbowała zapalić zapałkę. Skąd ten cholerny wiatr? I dlaczego jej synek nie odpowiada?! Druga próba, udało się, świeczka zapłonęła. Kiedy doszła do schodów, poczuła się tak jakby ktoś na nią patrzył. Podniosła głowę i zobaczyła cień, który szybko przemknął. Usłyszała tylko cichy chichot. I coś z hukiem zamknęło drzwi do piwnicy. Świeczka wypadła jej z ręki i znów zapadła ciemność. Kobieta potykając się po schodach dopadła drzwi, które nie chciały się otworzyć.
– Dlaczego to robisz? Wypuść mnie! – waliła w nie pięściami.
W końcu po jakiejś minucie same się lekko otworzyły. Zabrała świeczkę i pobiegła do synka.
– Bartuś, synku gdzie jesteś? – Wołała przerażona.
Drącymi palcami zapaliła świeczkę. Dziecko zniknęło.
Nagle słaby płomień ukazał coś na ścianie, co przykuło jej uwagę. Nie mogła uwierzyć własnym oczom. Tego tu na pewno przedtem nie było. Wolno podeszła by zobaczy co to jest. Litery, litery napisane krwią układały się w słowa.
MÓWIŁEM, ŻE MI GO NIE ZABIERZESZ!!!
Kobieta pokręciła głową, jakby chciała zaprzeczyć. Boże! – Pomyślała – Ten charakter pisma! Wszędzie bym go rozpoznała. Tak pisał tylko mój mąż. Tylko to nie mógł być on! Przecież rano go zabiłam!
Komentarze