Historia
DŹWIĘKI SZCZĘŚCIA
Wzzz! Stuk, stuk, stuk, stuk. Pac. Pac. Stuk, stuk. Pac. Szszsz…szszszsz… Stuk, stuk, stuk. Uśmiech. Klap. Pii! Klap. Pii! Klap. Pii! Ssst! Pi-pi-pi-pi. Pi. Trr-trrr-trrr. Uśmiech. Stuk, stuk, stuk, stuk, stuk. Wzz! Stuk, stuk. Klik! Rrrr-rrrr-rrrr-wrrrrrrmmmmmm…
XXI wiek. W pogoni za luksusem, świat zapomniał o sobie. Już nawet pieniędzy nie robią takich, jaki kiedyś. Bo kiedyś, to były pieniądze! Pięknie zaprojektowane, z ładnymi obrazkami, grafikami, z pomysłem. Mówiło się, że pieniądze nie śmierdzą. Była to oczywiście bzdura, bo farba drukarska trochę jednak cuchnie. Ale i tak były dziełami sztuki. Małymi, noszonymi w portfelu dziełami sztuki. Nie to, co dzisiaj. Tylko plastik i plastik, a to pozłacany, a to posrebrzany, a to czarny, a to platynowy. Platynowy plastik! Świat oszalał. O, znowu się zaczyna…
Wzzz! Stuk-stuk-stuk-stuk-stuk. Szszsz…szszszsz…szszszsz. Uśmiech. Stuk-stuk-stuk-stuk. Ding! Sssssssss. Stuk-stuk-stuk-stuk. Szszsz…szszsz…szszsz. Stuk, stuk. Ding! Sssssssss. Stuk-stuk-stuk. Uśmiech. Pii! Pii! Pii! Pii! Pi-pi-pi-pi. Pi. Trr-trrr-trrr. Stuk-stuk-stuk-stuk. Wzzz!
XXI wiek. Wielkie miasta zamieniły się w wielkie korporacje, w których ludzie spełniają się, pracując na rzecz globalnych koncernów. Dobrze jest być w korporacji – dają mieszkanie i samochód, komórkę, laptopa, dużo pieniędzy. Nie chcą wiele, wystarczy poświęcić im swoje życie. W zamian dostaje się szczęście, czyli możliwość kupowania sobie najróżniejszych rzeczy. Nie można kupować za dużo, bo kontroluje to Ministerstwo Uśredniania Poziomu Życia. Pomyślicie, że to jakaś bzdura. I macie rację. Pracuję tu, to wiem.
Wzzz! Stuk. Stuk. Stuk. O, ten jest dystyngowany, idzie powoli, rozgląda się z wyższością. Prezes Kross, CEO Kompanii Elektronicznej. Po cholerę włazi do butiku z damską bielizną? Stuk. Stuk. Stuk. Szszsz…szszszsz…szszszsz… Patrzcie, z jakim namaszczeniem przegląda figi. No tak, pojedzie zaraz do swojej kochanki, musi czymś zasłużyć na upojne kilka godzin. Pii! Pii! Pi-pi-pi-pi. Pi. Trr-trrr-trrr. Stuk. Stuk. Stuk. Wzzz!
Całe dnie ślęczę przed ekranami, nadzorując standaryzację. Jeśli CEO Kross pojechałby teraz do innego butiku z bielizną, musiałbym to zgłosić, a wtedy pan Kross trafiłby przed Trybunał za pogwałcenie przepisów o uśrednianiu. Jednym słowem, sądziliby go za zawyżanie poziomu życia wśród kadry kierowniczej. Tak, tak, każda kadra ma swoje standardy, których nie można przekraczać. Dla przykładu, szeregowy pracownik może zmienić auto dwa razy w roku, a prezes cztery. Pierwszy może kupić sobie dziesięć markowych garniturów, drugi dwanaście plus dwa szyte na zamówienie. I tak dalej, i tak dalej…
Wzzz! Stuk. Uśmiech. Stuk, stuk. Sz…sz… Co on robi? Wszedł i stoi, musnął tylko lekko koronkowe koszule nocne. Rozgląda się, jakby czegoś szukał. Stuk. Stuk. Szszsz…szszsz…szszsz…szszsz…szszsz…szszsz… Stuk, stuk, stuk, stuk. Pii! Pii! Pii! Pii! Pii! Pii! Pii! Pii! Pii! Pii! Pii! Pii! Pii! Pii! Pii! Pii! Oszalał! Zwariował, co on wyprawia? Ile tego, człowieku? KLIK! UUEEE! UUEEE! UUEEE! UUEEE! Wzz! Trzask! Stuk-stuk-stuk-stuk. Ue-ue-ue-ue! Mmmmmrrrrr! Szybko przyjechali, jak nigdy…
Teraz patrzcie i słuchajcie uważnie. Skuwany właśnie w kajdanki spryciarz chciał znacząco zaburzyć równowagę posiadania, kupując…eee…niech policzę… szesnaście koszul nocnych! Szesnaście! Przy dopuszczalnej dla jego klasy ilości jednej na rok! Co za bezczelność… Eh, że też ludzie się nie wstydzą tak kraść w biały dzień. No, ale teraz czeka go Trybunał, to nauczy się rozsądniej dysponować szczęściem, którego wiele mu nie zostało, nawiasem mówiąc…
Mówiąc o Trybunale, powinniśmy już iść, żeby zdążyć na rozprawę. Zaczyna się za niecałe piętnaście minut, więc lepiej się pospieszmy. Dzisiaj bardzo ciekawa sprawa, sądzony będzie właściciel dużej spółki energetycznej. W zeszłym tygodniu złożył zamówienie na ferrari, mimo iż miał już dwa mercedesy. Nie przekroczył, co prawda, przysługującego mu limitu trzech samochodów, ale zawyżył średnią klasową. A to niedopuszczalne. Gdyby każdy tak robił, po co byłoby nam uśrednianie? Po co standaryzacja? Eh, ludziom się przewraca w głowach od nadmiaru szczęścia…
Moi drodzy, ale jesteście tutaj, ponieważ sami aplikujecie na stanowisko Obserwatora. Powiem wam, zatem, coś o tej pracy. Może nie jest to najciekawszy zawód na świecie, ale nie jest też najnudniejszy. Uczymy się zachowań ludzkich. Analizujemy, wyciągamy wnioski. Zgłaszamy propozycje zmian w prawie standaryzującym. Jesteśmy głosem, którego słuchają władze. Jeśli chodzi o nasze średnie, nie narzekamy. Raz na rok przysługuje nam zmiana mieszkania na większe, ewentualnie na dom za miastem. Możemy mieć dwa samochody rocznie, trzy wycieczki zagraniczne i miesiąc płatnego urlopu, tylko wtedy zabronione jest opuszczanie dystryktu. Rozumiecie, musimy utrzymywać odpowiednie zbalansowanie. Nasz poziom szczęścia waha się gdzieś pomiędzy wyższymi klasami, ale ciężko to określić. Jeżeli uda wam się dostać do Ministerstwa, przygotujcie się na śledzenie ekranów przez kilka godzin. Trzeba być spostrzegawczym, uważnym, ostrożnym, reagować błyskawicznie. Nawet niewielkie odstępstwo od normy może skutkować silnym zaburzeniem standaryzacji. A my jesteśmy od tego, żeby nie dochodziło do takich sytuacji. No, ale teraz cisza, bo rozpoczyna się proces. Słuchajcie dokładnie każdego słowa, potem omówimy ten szczególny przypadek…
*
Kiedy zakończyło się seminarium organizowane dla kandydatów na Obserwatorów, wszyscy uczestnicy dostali plastikowe karty, na których nabitych było po dwieście kredytów, za które mogli kupić sobie trochę szczęścia. Jeden z nich wybrał się do centrum handlowego położonego w samym środku miasta, gdzie odnalazł sklep z bronią. Przez kilka minut stał przed witryną, przyglądając się leżącym na wystawie sprzętom.
Ding! Stuk, stuk, stuk, stuk. Niepewny uśmiech. Stuk, stuk, stuk. Klik. Pyk. Stuk, stuk. Szszszsz… Stuk, stuk, stuk. Klik. Klik. Pyk. Stuk, stuk, stuk, stuk, szszszsz… Stuk, stuk. Pii! Pii! Pi-pi-pi-pi. Pi. Trr-trrr-trrr. Stuk. Stuk. Stuk. Ding!
Położone na obrzeżach miasta osiedla domów jednorodzinnych uznawane były za raj, wolny od spalin i pośpiechu. W większości zajmowali je urzędnicy oraz pracownicy średniego szczebla, którzy potrafili w pełni wykorzystać przysługujące im standardy szczęścia. Do jednego z nich wrócił młody chłopak, jeszcze godzinę temu zwiedzający Ministerstwo Uśredniania Poziomu Życia. Zamknął drzwi.
Stuk. Stuk. Stuk. Stuk. Stuk. Stuk-stuk-stuk-stuk-stuk-stuk. Klang, stuk, stuk, stuk. Klik. Klik. Klik. Tgsz-kgsz! BAM!
*
Czytałem dzisiaj w gazecie, że jeden z kandydatów na Obserwatora kupił broń i strzelił sobie w skroń po powrocie do domu. Nie bardzo wiem, jak to sklasyfikować. To dosyć niecodzienna potrzeba szczęścia, muszę przyznać. Trudno mi określić, czy zawyżył standardy, czy je obniżył. Muszę sprawdzić, co przepisy mówią na temat posiadania broni. Mało kto ją kupuje w dzisiejszych czasach. Ludzie wolą wydawać swoje kredyty lepiej. Ale niektórym nie starcza szczęścia, widocznie mieli go zbyt wiele. O, prezes Kross. Ciekawe, co kupi tym razem…
Wzzz! Stuk. Stuk. Stuk. Szszsz…szszszsz…szszszsz. Stuk. Stuk. Stuk. Pii! Pi-pi-pi-pi. Pi. Trr-trrr-trrr. Stuk. Stuk. Stuk. Stuk. Wzzz! Kszt. Wrrr…wrrrmmmmm!
Komentarze