Historia
Podróż
Nareszcie okres świąt. Pochodzę z dobrej rodziny, kochamy się naprawdę mocno. Co roku, na każde święta, przyjeżdżam do rodziców w odwiedziny. Mam siostre, więc ona także przyjeżdża, razem z mężem i dziesięcioletnim synem. Są to wydatki: bilet, prezenty, ale czego się nie robi dla rodziny?
To dzisiaj. Wigilia. Mieszkam cztery godziny drogi pociągiem od rodziców, to wcale nie tak dużo...
Wstałem więc rano, żeby być na miejscu w miare wcześnie.
Stojąc na peronie odezwał się do mnie pewien facet. Schludny, ubrany w garnitur, około czterdziechy.
- Bardzo dobre wykonanie. Czy to marka Wittchen?
Byłem trochę zbity z tropu, ale po chwili zorientowałem się, że chodzi o walizke.
- Tak, tak, pamiętam, kiedy dostałem ją od mamy na gwiazdkę, w zeszłym roku - powiedziałem ze śmiechem.
Do dzisiaj pamiętam. Pomimo dwudziestu czterech lat na karku nadal czułem ten dreszczyk, gdy miałem otworzyć prezent. Mama wiedziała, co dobre. Mam pewną... fobię, że to tak nazwę. Nie wiem nawet, czy istnieje ta "mądra" nazwa z łaciny - uwielbiałem walizki. Wydaje mi się to trochę obciachowe, więc rzadko kiedy o tym mówiłem.
- A pan, jak widzę, ma Silver Stone'a.
Chciałem to ukryć, ale powiedziałem te słowa z zazdrością. Silver Stone to naprawdę dobra marka. Ale za nic w świecie nie oddałbym mojego Wittchena. Miał w sobie to coś... tę więź.
- Tak, jestem z niej wyjątkowo dumny...
- O, to mój pociąg - powiedziałem - to... do widzenia!
- Z pewnością.
Wszedłem do pociągu. Nie było wcześnie, około 10, ale chciałem spać jak najkrócej, by móc odespać w pociągu.
Obudziłem się 10 minut przed przyjazdem. Miałem w sobie tak zwany "wewnętrzny zegar". Wstałem, ubrałem się i akurat pociąg się zatrzymał.
Przyszedłem do domu. Przywitałem się ze wszystkimi. Potem poszedłem pomóc mamie w kuchni.
- Masz prezenty? - zapytał mnie mój siostrzeniec. Nie był typem dzieciaka, który ma fioła na punkcie prezentów, ale w wigilie trochę mu... odbijało. Zupełnie, jak jego matce...
- Tak mały, można już wyciągać i podkładać pod choinkę!
- Ja się tym zajmę - powiedziała mama.
Gdy szykowałem jedzenie, usłyszałem głos mamy.
- Synku, czy ja czasem nie dawałam ci w zeszłym roku Wittchena?
- Tak, a co?
- Bo przyjechałeś z Silver Stone'em...
O nie. Pomyliłem walizki. Tylko nie to, miałem tam wszystko!
Dobiegł mnie wtedy okropny krzyk mamy.
Pobiegłem do pokoju.
Mama kucała nad walizką i wymiotowała.
W środku znajdowały się ludzkie kończyny.
Komentarze