Historia

Podróż

białadama 11 11 lat temu 8 130 odsłon Czas czytania: ~1 minuta

Nareszcie okres świąt. Pochodzę z dobrej rodziny, kochamy się naprawdę mocno. Co roku, na każde święta, przyjeżdżam do rodziców w odwiedziny. Mam siostre, więc ona także przyjeżdża, razem z mężem i dziesięcioletnim synem. Są to wydatki: bilet, prezenty, ale czego się nie robi dla rodziny?

To dzisiaj. Wigilia. Mieszkam cztery godziny drogi pociągiem od rodziców, to wcale nie tak dużo...

Wstałem więc rano, żeby być na miejscu w miare wcześnie.

Stojąc na peronie odezwał się do mnie pewien facet. Schludny, ubrany w garnitur, około czterdziechy.

- Bardzo dobre wykonanie. Czy to marka Wittchen?

Byłem trochę zbity z tropu, ale po chwili zorientowałem się, że chodzi o walizke.

- Tak, tak, pamiętam, kiedy dostałem ją od mamy na gwiazdkę, w zeszłym roku - powiedziałem ze śmiechem.

Do dzisiaj pamiętam. Pomimo dwudziestu czterech lat na karku nadal czułem ten dreszczyk, gdy miałem otworzyć prezent. Mama wiedziała, co dobre. Mam pewną... fobię, że to tak nazwę. Nie wiem nawet, czy istnieje ta "mądra" nazwa z łaciny - uwielbiałem walizki. Wydaje mi się to trochę obciachowe, więc rzadko kiedy o tym mówiłem.

- A pan, jak widzę, ma Silver Stone'a.

Chciałem to ukryć, ale powiedziałem te słowa z zazdrością. Silver Stone to naprawdę dobra marka. Ale za nic w świecie nie oddałbym mojego Wittchena. Miał w sobie to coś... tę więź.

- Tak, jestem z niej wyjątkowo dumny...

- O, to mój pociąg - powiedziałem - to... do widzenia!

- Z pewnością.

Wszedłem do pociągu. Nie było wcześnie, około 10, ale chciałem spać jak najkrócej, by móc odespać w pociągu.

Obudziłem się 10 minut przed przyjazdem. Miałem w sobie tak zwany "wewnętrzny zegar". Wstałem, ubrałem się i akurat pociąg się zatrzymał.

Przyszedłem do domu. Przywitałem się ze wszystkimi. Potem poszedłem pomóc mamie w kuchni.

- Masz prezenty? - zapytał mnie mój siostrzeniec. Nie był typem dzieciaka, który ma fioła na punkcie prezentów, ale w wigilie trochę mu... odbijało. Zupełnie, jak jego matce...

- Tak mały, można już wyciągać i podkładać pod choinkę!

- Ja się tym zajmę - powiedziała mama.

Gdy szykowałem jedzenie, usłyszałem głos mamy.

- Synku, czy ja czasem nie dawałam ci w zeszłym roku Wittchena?

- Tak, a co?

- Bo przyjechałeś z Silver Stone'em...

O nie. Pomyliłem walizki. Tylko nie to, miałem tam wszystko!

Dobiegł mnie wtedy okropny krzyk mamy.

Pobiegłem do pokoju.

Mama kucała nad walizką i wymiotowała.

W środku znajdowały się ludzkie kończyny.

Oznacz jako: przeczytane ulubione chcę przeczytać

Komentarze

Wydaje mi się że autor albo nie miał czasu na, niechciało mu się, albo poprostu nie miał pomysłu na zakończenie bo wydaje mi się ono zrobione trochę tak na szybko
Odpowiedz
Bohater mógł mieć obsesję a nie fobię. Fobia to strach.
Odpowiedz
bardzo fajne! :D 2/10.
Odpowiedz
Początek świetny, taki wesoły, budujący napięcie... a tu bum! i po wszystkim.
Odpowiedz
Dobre było, ale się skończyło. Końcówka to lipa.
Odpowiedz
Historia genialna, ale końcówka tak spalona, że aż żal całości... Mniej więcej: "Był piękny czerwcowy wieczór. Ptaki w małym parku otaczającym dworek ćwierkały radośnie, przyprawiając każdego mieszkańca o ogromny uśmiech na smaganej lekkim ciepłym wiatrem twarzy. Wśród oddalonych krzewów zające harcowały radośnie, dopełniając obraz utopijnej sielanki. Wtem przeszedł wielki, ohydny bawół od miesiąca żywiący się tylko śliwkami i postawił na to wszystko ogromnego klocka." Naprawdę takie zakończenie psuje świetnie budowany nastrój
Odpowiedz
Końcówka Troszke Dziwna. Ale jest Nawet Okej , Wciagajace. :) 9/10 ;] 1Pkt. Stracony Przez Koncówke.
Odpowiedz
zwalone zakonczenie.... caly nastroj prysl :(
Odpowiedz
(6/10)
Odpowiedz
Nie straszne, bardziej obrzydliwe...
Odpowiedz
NIe straszne, choć nawet ciekawe.
Odpowiedz
Zaloguj się, aby dodać komentarz.

Inne od tego autora

Archiwum

Najnowsze i warte uwagi

Artykuły i recenzje