Historia

Pokój Zero

Poszukiwacz dobrej creepypasty 7 8 lat temu 12 875 odsłon Czas czytania: ~10 minut

Uwaga, jest to kontynuacja opowiadania Opuszczony przez Disneya - http://straszne-historie.pl/story/1059-opuszczony_przez_disneya

Minęło wiele czasu nim odważyłem się napisać cokolwiek temat Disneya, rozumiecie chyba dlaczego.

Zdarzyło się sporo rzeczy, od kiedy opublikowałem swój ostatni post. Byłem zasypywany wieloma pytaniami i obawami od znajomych, którzy przeczytali moją relację z pierwszej ręki na temat Pałacu Mowglie'go… parku rozrywki zbudowanego, a następnie opuszczonego przez Disneya.fds

Na początku chciałbym podziękować wszystkim, którzy przekazali dalej moją historię. Zniknęła ona z wielu portali, głównie z dużych stron niepokojących się o dobry wizerunek. Jak jednak zauważyłem, na jedno usunięcie przypadało sto wstawień.

To jest coś, czemu muszą stawić czoła. Nie ma już dla n

Creepypasta 7 Pokój Zero Lektor PL15:16

Creepypasta 7 Pokój Zero Lektor PL

ich odwrotu… nie ma go już dla mnie…

Definitywnie jestem śledzony. Przez miesiąc czy też dwa zrzucałem to na karb paranoi. Każde mrugnięcie okiem czy też półuśmieszek w moją stronę sprawiał, że jeżyły mi się włoski na karku i tak dalej.

Pierwszą z oznak, a raczej pierwszą, którą udało mi się dostrzec, był pracownik linii telefonicznych, kręcący się przy mojej rezydencji.

Był w średnim wieku, nieźle nawalony, wyglądający zupełnie tak, jak powinien wyglądać, ale coś w nim było nie w porządku. Nie miałem pojęcia o co chodzi, ale byłem pewien, że to nie był jedynie wytwór mej wyobraźni. Zachowywał się bardzo niezgrabnie – zupełnie nie tak, jak normalna osoba wykonująca swoją rutynową pracę.

Podążyłem za nim, dopóki nie zniknął mi z oczu, po czym wróciłem do domu. Oczywiście on już tam był. Stał jakoś dziesięć stóp za mną.

„Och…. a więc lubisz odwiedzać różne ciekawe miejsca, tak?” – zapytał oskarżycielskim tonem i odszedł.

Powiedzcie mi proszę, jacy phone jockey’s* tak robią?

Zgaduję, że to najgorsza część. Kompletny brak poczucia bezpieczeństwa. Kompletny brak samotności. Zaczęło się od znalezienia małych, gumowych Myszek Miki w skrzynce na listy. Potem znalazłem magazyn „Disney Adventure” na mojej półce z książkami.

Wszędzie ukrywają małych Mikich. Trzy kółka – dwa małe, jedno duże w sylwetce sławnej głowy myszy.

Zacząłem prowadzić listę Myszy, które znalazłem.

Kubki do kawy na moim stoliku. Jeden duży, dwa małe. Kolorowe butelki ustawione na progu (czerwone). Grafitti na ścianie koło mojego domu, przedstawiające wielką Ziemię i małe Słońce i Księżyc w odpowiednich miejscach.

Są wszędzie.

Najlepszy jak dotąd, jedyny przez którego zacząłem się śmiać bo był naprawdę straszny, był rysunek narysowany kredą obok mojego samochodu.

Zarys wydawał się idealnie dopasowany do, cóż… „ofiary morderstwa”, z czym jesteś prawdopodobnie zaznajomiony jeśli czytałeś resztę moich postów.

Było tam też napisane żółtą…. farbą, tak, jestem prawie pewien… jedno słowo…

„SCHOWAJ SIĘ”

Jedyną dobrą rzeczą, która z tego wyszła, jest świadomość, że nie jestem jedyną osobą, która widziała coś, czego nie powinna widzieć.

Dostawałem naprawdę wiele e-maili od ludzi, którzy również odkryli sekrety Disneya…

Nie, nie będę podawać ich imion…zaraz powinniście się przekonać, dlaczego…

„Naukowiec” chodzi do Disneylandu kiedy tylko może, przez praktycznie cały rok. Nie zamierza jednak się tam bawić, cieszyć z jazdy na karuzeli itd.

On szuka Gaskotek.

Najwyraźniej istnieje jakaś ciekawa tradycja zgłaszania pojawienia się dziwnych postaci na terenie parku. Cisi, nieruchomi, wypatrujący czegoś ludzie w każdym wieku, kształtu i wielkości. Młodzi i starzy.

Wszyscy w maskach gazowych z motywami bajek Disneya.

Pracownicy parku dostają tony skarg dotyczących „dziwnie ubranych” ludzi. Ludzi, którzy dołączają do tłumu i niepostrzeżenie znikają.

Czasami zdarza się, że ludzie wyciągają ciekawe wnioski z tych masek i zgłaszają „prawdopodobnych terrorystów” bądź „zamachowców”.

Wszystkie te raporty prawdopodobnie poszły prosto do kosza, nie można także znaleźć podobnych przypadków zgłoszonych przez media (choć należy zdawać sobie sprawę z faktu, że Disney może jak nikt inny kontrolować prasę).

„Naukowiec” idzie do parku, rozmawia z paroma osobami i stara się nie zwracać na siebie uwagi. Po prostu podchodzi do 3-4 osobowych rodzin i pyta, czy nie widzieli „jego przyjaciela”, który ubiera „śmieszną maskę”.

Nigdy jeszcze nie widział gaskotki osobiście…. choć raz, gdy przedzierał się przez tłumy, usłyszał krzyk dziecka – „Mamo, ja też chcę taką maskę z Goofym!”

Mój znajomy, którego nazwę „Ratownikiem”, pracował w Aquaparku Disneya w latach 2001-2003. Stał na szczycie ogromnej zjeżdżalni wodnej i pilnował, aby dzieciaki nie były nazbyt hałaśliwe. Przepuszczał je dalej, mówił w kółko, żeby zachowywały się bezpiecznie, trzymały ręce blisko ciała i tak dalej.

Pewnego dnia jeden gruby dzieciak wjechał do tuby i nie wyjechał drugim końcem.

Nie zauważając tego, przepuścił po nim dwoje, troje dzieci, więc to chyba oczywiste, że jeżeli gruby dzieciak utknął, to one też.

Jednak one wyjechały. Tylko tamten grubas zniknął.

„Ratownik” zatrzymał zjeżdżalnię, narażając się na zdenerwowanie czekających dzieci. Zanim jednak zdążył przeprowadzić jakąkolwiek z procedur Disney’a – SPLASH – grubasek wreszcie wylazł.

Pracownicy wyciągnęli dziecko z wody. Osunął się na ziemię – jego skóra była lekko niebieska, a oczy szeroko rozwarte. Cały czas powtarzał „Dzieci bez Twarzy” i „Przestańcie mnie ściskać”.

Dzieciakowi nic się nie stało, jeśli cię to ciekawi. Został przewieziony do ośrodka medycznego. Gdy „Ratownik” powiedział, aby otworzyć zjeżdżalnię, chłopak zrobił olbrzymią awanturę o to, jak bardzo nie był on bezpieczny podczas jazdy. Jednak, pomimo skarg, pod groźbą zwolnienia „Ratownik” był zmuszony do otwarcia.

Od tamtego momentu zaczął uważniej przyglądać się dzieciom. I zauważył, że bardzo często wychodzą w innej kolejności… nigdy nie były tak zszokowane jak tłuścioch, jednak ich twarze miały wyraz delikatnego otępienia…. Jakby starały się odróżnić, co jest rzeczywistością, a co nie.

Po tym, nigdy już tam nie wracały.

Czytałem jego e-maile z równym niepokojem, który wy teraz możecie odczuwać. Prosiłem go, aby opublikował swoją historię, ale nie chciał narażać się w ten sposób. No cóż, nie mogę go za to winić.

„Królewna Śnieżka”, pomimo że nie odegrała w swej historii żadnej roli, miała dla mnie całkiem ciekawy kąsek. Wiesz, co się dzieje, gdy pracownik pada martwy w swoim kostiumie?

W jednej chwili robi sobie zdjęcie z małym Jimmym, a w drugiej umiera?

Drugi pracownik w kostiumie musi usiąść z trupem na krawężniku bądź ławce i poczekać, aż podjedzie samochód z napisem „Pralnia”, by zabrać w dyskretny sposób zwłoki. Zanim to jednak się stanie, odwiedzający nie mają pojęcia, że robią sobie zdjęcia z trupem.

W tym momencie zapraszam do dokładnego sprawdzenia swoich albumów fotograficznych.

To było straszne, ale inna osoba, z którą korespondowałem, „Dozorca”, na szczęście miała dla mnie nieco mniej szokujące newsy.

Disney World, (lecz prawdopodobnie nie tylko) jest zbudowany z szeregów tuneli metra tuż pod twoimi nogami. I znajduje się tam dla użytku pracowników wszystko, co tylko możesz sobie wyobrazić.

Nazywają się Utilidors. Korytarze do użytkowania.

Wyjaśnia to, dlaczego nie widzisz nigdy sprzątaczy i woźnych chodzących po parku. Po prostu przemieszczają się dołem.

„Dozorca” powiedział mi coś, co może być powszechnie znane, ale dla mnie była to nowość.

Disney ma wybudowane apartamenty w swoich parkach. Jeden jest nad Zamkiem Kopciuszka…jeden nad Grotą Piratów z Karaibów. Są wszędzie.

Co więcej, są tam nocne kluby, kino, kręgielnia, a także wiele, wiele innych atrakcji. Wszystko to za drzwiami, które omijasz bez większego zainteresowania.

Klub 22 jest jednym z takich ukrytych obszarów. Jeśli masz wystarczająco dużo kasy (a niemal na 100% nie masz), będziesz mógł do niego przystąpić.

Disney Co. nazywa je „Ciemną stroną”. Jest to miejsce, gdzie wszystko jest dozwolone. Jest to miejsce, gdzie roześmiane oblicze Myszki Miki pozwala pić, ćpać, i, tak, chędożyć się.

Odwrotnie, reszta parku jest nazywana „Jasną stroną”, z kilkoma „Szarymi stronami” Utilidorów pomiędzy.

„Dozorca” powiedział też, że nie zawsze tak było. Spadek norm społecznych tej elitarnej jednostki następował całkiem wolno.

A skąd on to wie? Sprzątał tam.

Teraz, zanim w twej głowie na dłużej zagoszczą jakieś satanistyczne „ludzkie ofiary”, nie, „Dozorca” nie znalazł tam nic w tym stylu. Puste butelki po alkoholu? Tak. Zużyte kondomy, porozrzucane jak baloniki, z których spuszczono powietrze? Tiaa, to też. Czyścił tamto miejsce z krwi, moczu i wymiocin, ale to wszystko było jedynie oznakami nieograniczonego zachowania klientów, przeciwnego do zachowania jakiegokolwiek kultu.

Przynajmniej tak to widzi z perspektywy czasu.

Wszystkie te śmieci, które znalazł, palił później w kominie jednego z domków.

Więc jeżeli byłeś kiedykolwiek w Disney World, prawdopodobnie oddychałeś superskondensowanym grzechem.

Przeciwieństwem jego historii była historia „Młota”. Napisał on do mnie w tradycyjny sposób, choć nie mam pojęcia, skąd miał mój adres. Przesłał mi kopię dokumentów potwierdzających jego zatrudnienie, a także instrukcję, aby je spalić.

Co z największą przyjemnością uczyniłem.

„Młot” robił rozbiórki i przebudowy dookoła Disney World’u. Kiedyś podszedł do swojego szefa, zapytać o dziwne plany budowlane, które dostał.

Był na nich odgrodzony prostokątny, szeroki obszar o wielkości supermarketu. Nie miał on żadnej nazwy, a jedynie dwa słowa: „NIE KOPAĆ”.

Nie tylko jego przełożony był wybrany w ciemno, ale był on super-k*rwa-wybrany-w-ciemno. Nie chciał o tym mówić, nie chciał o tym słyszeć, i rozmowę zakończył „to miejsce celowo pozostanie puste”.

„Młot” nie rozumiał tego. Wydawało mu się to marnowaniem przestrzeni i przeszkadzało w wykonaniu roboty, którą dano jego zespołowi. Zaczął grzebać dookoła tego miejsca po pracy, po czym znalazł jedynie zdewastowane drzwi i sporą połać betonu za nimi.

To była „warta supermarketu” pusta, szara podłoga.

Parę dni potem „Młot” zaczął widywać Gaskotki w tłumie.

W przeciwieństwie do innych raportów, ci ludzie…te stworzenia…stały całkowicie spokojnie, nie znikały niepostrzeżenie, co więcej, były jak najbardziej na widoku, tak, aby mógł je sobie dokładnie obejrzeć. Stali w grupkach w oddali lub byli dociśnięci do ściany, gdy skręcał w róg ulicy.

Napisał, że „dziwnie się ruszały”, tak, jak łania zraniona przez myśliwego, uciekająca ostatnimi resztkami sił.

Maski gazowe… „Młot” zauważył, że były w środku mokre. Malutkie kropelki wody osadzały się na szybce, tak, że niemożliwe było cokolwiek przez nią zobaczyć.

„Młot” zaczął wypytywać o to ludzi, którzy pracowali u Disneya dekadę lub dłużej.

Cały czas był w ślepym zaułku, dopóki pojechał do kobiety o imieniu Ida, która pracowała w restauracji na głównej ulicy. Była tam od chwili, gdy przestała pracować dla Disneya, i choć nikt nie miał jaj, aby o to pytać, wszyscy wiedzieli, że miała do opowiedzenia kilka naprawdę strasznych historii.

Zapytał ją o puste miejsce oraz ludzi w maskach, i na początku myślał, że znowu nie otrzyma zadowalającej odpowiedzi. Jednak ona była cicho. Niesamowicie cicho.

„Pokój Zero” wychrypiała, łapiąc się za policzek jakby była małą dziewczynką, bojącą się dostać karę od ojca.

Przez całą rozmowę unikała jego spojrzenia.

Pokój Zero, jak się okazało, był jednym z ukrytych pokoi, takich jak apartamenty Disneya czy Klub 22. Jednak jego miejsce, a także wielkość, odróżniają go od innych, przeznaczonych do rozrywki miejsc „Ciemnej strony”

To był schron.

Został on zbudowany, aby przetrzymywać zmasowane ataki wrogów.

Pokój Zero miał być zaopatrzony w tyle racji żywności, aby w odpowiednim momencie wyżywić cały park gości, a był wielkości niezbyt dużego „panic room” Disneya.

Podczas WWII Disney rzeczywiście produkował maski gazowe w kształcie postaci z kreskówek. Miało to pomóc dzieciom w przezwyciężaniu lęku przed niebezpieczeństwem.

Tak, znam oczywisty problem.

Podczas Zimnej Wojny, gdy wybudowano Disney World, Pokój Zero został zaopatrzony w te właśnie maski.

Co więcej, jakiś geniusz wymyślił, że dzieci będą przestraszone WTEDY, gdy rodzice włożą swoje maski... dlatego też zaczęto produkować je także dla dorosłych, aby dopasować się do tych chorych standardów.

Ida określiła to jako „leczenie ran sokiem z cytryny”.

„Byłem tam” powiedział „Młot” – „nie zostało tam nic oprócz cementowej podłogi”

„Nie” odparła Ida, tłumiąc szloch – „byłeś na nim”

Ktoś lub coś wszczął alarm wtedy, gdy park był pełen. Ostrzeżenie było jasne. To miał być atak powietrzny.

Ochrona sprowadziła wszystkich na dół, do ogromnego schronu. Tam kazano im ubrać maski i kucnąć na czas ataku.

Przez trzydzieści minut panowała cisza, przecinana jedynie przerażonymi szeptami i płaczem dzieci. Nikt nie chciał umierać, więc byli wdzięczni za te dziwne formy bezpieczeństwa.

Wtedy rozległ się pierwszy krzyk.

„Ej” krzyknął jakiś facet - „przestań mnie szczypać!”

Fala wrzasków i pisków przeszła przez tłum.

„Kto biega? Uspokój się!” krzyknął ktoś inny.

„Ktoś się śmieje? To nie jest śmieszne!”

Pomimo nalegań strażników, aby się uspokoić i zachować zimną krew, tłum stawał się coraz bardziej niespokojny, aż w końcu, po prawie godzinie szaleństwa…

Światła zamigotały.

To była ich śmierć.

Grupa pracowników i wybranych klientów wyważyła drzwi schronu, ponieważ woleli zmierzyć się z Wojną na górze niż z szaleństwem na dole. Tym, co zastali, był oczywiście nietknięty park rozrywki, w którym wciąż pobrzmiewała cicha muzyka.

Po powrocie na schody do Pokoju Zero, nigdzie nie było słychać śladu poprzednich walk. Tylko cisza.

Ida zeszła po nich na dół, chcąc sprawdzić, co się stało.

Sięgnęła do klamki. Została tam tylko ona w ciemności i brzęczenie w jej uszach.

Z ciemności wydobył się jeden głos. Przez echo nie mogła rozróżnić, czy osoba do której należał była daleko od niej, czy też tuż przy niej.

„Zamknij drzwi, kochanie. Wpuszczasz do środka zimno”.

Zdjęta przerażeniem, zrobiła to i jak najszybciej uciekła. W ciągu paru dni….cała sprawa….schronienie, schody, wszystko…było pokryte na stopę cementem. Systemy powietrzne i generatory powyżej pułapu zostały usunięte, tworząc wielką, pustą przestrzeń.

„Oni wszyscy wciąż tam są” powiedziała „Młotowi” Ida - „Razem z tym czymś.”

Zapewne zauważyłeś, że w przypadku Idy użyłem po prostu jej imienia.

Niestety, zmarła wkrótce po opowiedzeniu tejże historii. Przypadkowy upadek, podobno, gdy wstała z łóżka by zgasić światło.

„Cóż za wspaniała firma”, podała gazeta. „Cała jej sypialnia była przyozdobiona Myszkami Miki…”

--

*phone jockey - osoba nieznosząca swojej pracy

Oznacz jako: przeczytane ulubione chcę przeczytać

Komentarze

Będzie ciąg dalszy?
Odpowiedz
Odpowiedz
Dziwne.....
Odpowiedz
Podoba mi się, chyba naggram to na YT ^^
Odpowiedz
Joł niezłe
Odpowiedz
Przerażające. Naprawdę przerażające. 12/10.
Odpowiedz
To było... Dobre. Ciekawą kontynuacją. Liczę na więcej!
Odpowiedz
Zaloguj się, aby dodać komentarz.

Inne od tego autora

Archiwum

Najnowsze i warte uwagi

Artykuły i recenzje