Historia

Rozprzestrzenienie - Zima II

Mroczny Wilk 10 9 lat temu 8 634 odsłon Czas czytania: ~6 minut

Spis części na profilu autora.

http://straszne-historie.pl/profil/4827

Wreszcie się udało! Po tylu nieudanych próbach pokonałem strach i zaprosiłem Patrycję na spacer. Podobała mi się od dłuższego czasu, ale za każdym razem brakowało mi odwagi, by spytać, czy się ze mną umówi. Miałem wrażenie, że uśmiechy, które tak często mi posyłała, były tylko figlami płatanymi przez moją wyobraźnię.

Zapukałem do drzwi jej domu, kiedy słońce znajdywało się w najwyższym punkcie swej codziennej wędrówki po nieboskłonie. Otworzyła, będąc już gotowa do wyjścia. Miała na sobie niebieski płaszczyk i białą czapkę, spod której wypływały długie, płowe włosy.

– Cześć –przywitałem ją uśmiechem.

– Hej – odpowiedziała, wyraźnie ciesząc się na mój widok. – To gdzie mnie zaprowadzisz? Obiecałeś niezapomniane widoki, wciąż o tym pamiętam.

Od razu pomyślałem o miejscu, które odwiedzałem każdego roku. Widoczne było z niego całe miasto. Stała tam ławeczka otoczona wierzbami płaczącymi, które o tej porze roku wyglądały wręcz niesamowicie z setkami oblodzonych gałązek.

– Znam jeden piękny zakątek. Trochę ponad pół godziny drogi stąd. Na pewno ci się spodoba.

Podała mi swoją delikatną, drobną dłoń, wprawiając mnie w lekkie zaskoczenie. Nie spodziewałem się aż takiej otwartości.

– To co, idziemy? – spytała, rumieniąc się lekko.

Powoli przechodziliśmy przez kolejne uliczki. Spacer był bardzo miły. Szczególnie cieszyło mnie to, że trzymaliśmy się ciągle za ręce. Pragnąłem przynajmniej takiego zbliżenia od ostatniego nieudanego związku. Wręcz tęskniłem za dotykiem kobiecych dłoni.

Z rozmowy wyrwał nas jakiś dziwny dźwięk. Brzmiało to jak połączenie ludzkiego krzyku z warczeniem zdziczałego psa.

– Słyszałeś to? – Patrycja oglądała się dookoła z niepokojem.

– To chyba z tamtego domu po prawej…

Gdy usłyszałem to jeszcze raz, nie miałem wątpliwości.

– Może komuś coś się stało? – odezwała się niepewnie. – Nie uważasz, że powinniśmy sprawdzić?

Spojrzałem na budynek jeszcze raz. Miałem złe przeczucia, ale zgodziłem się. Nie mogłem wyjść przed nią na jakąś ofiarę.

– Dobra, zajrzyjmy.

Z trudem pchnąłem bramkę, która przymarzła do chodnika. Kiedy byliśmy w połowie drogi, usłyszałem dźwięki kroków dochodzące z mieszkania. „No to genialnie” – pomyślałem. „Właściciel pewnie zaraz wyjdzie ze środka i zacznie grozić nam policją, bo weszliśmy bezprawnie na jego posesję.”

Raptem rozległ się huk. Coś uderzyło w drzwi. Nim zdążyłem zareagować w jakikolwiek sposób, ze środka wypadły dwie postaci. Mężczyzna i kobieta z rozszarpaną szyją. Oboje pokryci warstwą szronu. Rzucili się w naszym kierunku. Patrycja zaczęła piszczeć, a ja stałem niczym słup soli. Nagle opuścił mnie strach, a na jego miejsce weszła chęć przeżycia.

– Biegnij! – krzyknąłem na dziewczynę, wzmacniając uścisk dłoni i ciągnąc ją za sobą.

Nie zdążyliśmy dobiec nawet do bramki. Oberwałem z wielką siłą w plecy. Przewróciłem się i uderzyłem głową w pokryty lodem chodnik. Ostatnią rzeczą, którą zobaczyłem, były łzy wypływające z kącików oczu leżącej obok Patrycji.

***

Wróciłam na stancję późnym wieczorem. Mózg gotował mi się po całym dniu wykładów. Dlaczego piątki muszą być takie ciężkie? Jedynym pocieszeniem było to, że zaczynał się weekend.

W mieszkaniu była tylko Magda, koleżanka jeszcze z czasów gimnazjalnych. Leżała na kanapie i patrzyła z zażenowaniem na jeden z niskobudżetowych seriali.

– Hej. Co tak się lenisz?

– O, siemka. Ja już padam, przeje**ny dzień. Chyba zaraz pójdę spać.

– No co ty, nie żartuj. Myślałam, że skoczymy razem na imprezę, żeby się wyluzować, a ty wolisz leżeć przed telewizorem?

– Sorki, ale nie dzisiaj, skarbie. Nie chce mi się. – Na potwierdzenie tego, ziewnęła przeciągle.

– A gdzie Karolina?

– Pojechała do domu na weekend. Ma coś tam do załatwienia. Nie wnikałam.

– Och, no dobra, w takim razie pójdę sama.

– Tylko uważaj, żebyś się po drodze nie połamała. Ta pora roku jest strasznie złośliwa. Ja już zdążyłam się dzisiaj poobijać na tym lodzie.

Poszłam na jakieś pół godziny do łazienki, żeby wziąć prysznic i wykonać na szybko lekki makijaż. Później wbiłam się w czarną kieckę. Jeszcze tylko czerwony płaszczyk, czapka i można spadać…

***

Piątek, mój ulubiony dzień, kiedy w klubach pełno jest ładnych lasek. Większość to studentki z okolicznych uniwersytetów. Tym razem chciałem się zabawić porządniej niż zawsze. Kolega dał mi pigułki gwałtu. Nie dopytywałem się, skąd je wziął. Nie chciał za nie pieniędzy. Zapłata miała wyglądać inaczej. Nakazał, żebym pojechał po niego, kiedy złapię już jakąś dziewczynę. „Nie zaczynaj tylko beze mnie” – mówił.

Wybrałem się do „Komety”. Zacząłem szukać jakiegoś ciekawego celu w tym tłumie ludzi. Zauważyłem siedzącą przy barze dziewczynę. Przejechałem językiem po ustach, kiedy założyła jedną ze swoich długich nóg na drugą. Kształtne piersi uwydatniała obcisła sukienka. Tyle mi wystarczało. Była sama. Na nic więcej nie zwracałem uwagi. Przysiadłem się.

– Barman, dwa razy mojito, dla mnie i tej pięknej koleżanki obok – powiedziałem, uśmiechając się szeroko. Położyłem pieniądze na blacie.

– Dzięki – odpowiedziała sucho.

Widocznie nie zrobiłem na niej większego wrażenia, ani wyglądem, ani zachowaniem. Ale trudno. To nie zmienia faktu, że i tak jeszcze dzisiaj będzie moja.

– Na imię mam Grzesiek, a ty, ślicznoto?

– Monika. Przepraszam cię na chwilę, muszę pójść do łazienki – spławiła mnie od razu.

– Nie ma problemu, poczekam. Dzięki, że ułatwiasz sprawę – mruknąłem z zadowoleniem, kiedy zniknęła mi z oczu.

Uważając, by nikt nie zauważył, wyciągnąłem z kieszeni saszetkę. Otworzyłem ją szybkim ruchem i wsypałem zawartość do szklanki. Ze swojej upiłem trochę, żeby później się nie pomylić.

Wróciła po paru minutach. Wypiła ze mną drinka chyba tylko ze zwykłej grzeczności. Zakładam, że liczyła na to, iż zrezygnuję.

Nie minęło dużo czasu, a uwidoczniło się działanie proszku. Dziewczyna wyglądała na pijaną. Nie mogłem dopuścić, by padła w środku. Zaraz zrobiłoby się zamieszanie.

– Może wyjdziemy na zewnątrz? – zaproponowałem.

W ramach odpowiedzi usłyszałem głupkowaty śmiech. Złapała się mojego ramienia. Wyszliśmy. Zaprowadziłem ją prosto do samochodu. Położyła się na tylnych siedzeniach, nadal się śmiejąc.

Pojechałem prosto do starego blokowiska, w którym mieszkała moja ciotka. Miała tam własną piwnicę, do której wchodziło się od zewnątrz, a nie od środka bloku, jak to zazwyczaj bywa. Było to dosyć dziwne, ale cóż, nie mam w zwyczaju wybrzydzać.

Wyciągnąłem kluczyk do kłódki. Udało mi się kupić duplikat wykonany na podstawie odcisku, który zrobiłem ostatnio, będąc u krewnej. Miałem pewność, iż nie zejdzie na dół w najbliższym czasie. Pomijając to, że była strasznie leniwa, nie lubiła zimna, więc nie chciałoby się jej wychodzić na dwór, by zejść do piwnicy.

Zapaliłem światło. Dziewczyna bez żadnych oporów zeszła ze mną po schodach. Posadziłem ją na krześle. Na wypadek, gdyby otrzeźwiała przed naszym powrotem, nogi przywiązałem powrozem do stalowych nóżek, a ręce związałem za plecami. Monika siedziała i patrzyła tylko pustym wzrokiem na ścianę. Nie mogąc doczekać się tego, co z nią mieliśmy zamiar zrobić, podszedłem do niej jeszcze raz. Złapałem za ciepłe uda i… na tym zaprzestałem, uświadomiwszy sobie, że nie będę mógł się powstrzymać, jeżeli pozwolę sobie na zbyt wiele.

Zamknąłem piwnicę i wsiadłem ponownie do samochodu. Kolega pewnie już się niecierpliwił.

Jechałem przez pogrążone w ciemności miasto. Wszystko szło pomyślnie do momentu, w którym coś rzuciło mi się na szybę. Pojawiły się na niej liczne pęknięcia. Raptownie wcisnąłem hamulec. Wpadłem w poślizg i uderzyłem w latarnię. Wyszedłem z rozbitego pojazdu i zacząłem rozglądać się za przyczyną wypadku. Coś leżało na drodze. Podszedłem bliżej. Był to mały chłopiec. Mógł mieć maksymalnie z dziewięć lat. Jego twarz i tułów stały się krwistą miazgą. Uklęknąłem przy nim i zacząłem płakać. Nigdy nie chciałem doprowadzić do czyjejś śmierci. Może i wykorzystywałem ludzi na różne sposoby, ale nikogo bym nie zabił.

Otępiałem, gdy jego ręka poruszyła się. Nie zdążyłem wykonać nawet żadnego ruchu, gdy zerwał się z nieludzką prędkością i na mnie skoczył. Kiedy wydrapywał mi oczy, poza okropnym bólem poczułem, jak zimne są jego dłonie. To już nie był człowiek.

Część trzecia:

http://straszne-historie.pl/story/12370-Naplyw-Zima-III

Zapraszam wszystkich do komentowania, lajkowania i do polubienia mojej strony na facebooku, gdzie pojawiają się aktualności na temat mojej twórczości.

https://www.facebook.com/mrocznywilk.autor

Nie zajmuje to wiele czasu, ale cieszy i zachęca do dalszego działania. ;)

Oznacz jako: przeczytane ulubione chcę przeczytać

Komentarze

Czekam na więcej :D
Odpowiedz
Oj zaczynam się wciągać. Czekam niecierpliwie następnej cześci 10/10
Odpowiedz
Czy tylko mi te "stwory" kojarzą się z lodowymi zombie z Gry o tron?? Za każdym razem mam ten obraz przed oczami, nie potrafię wyobrazić ich sobie inaczej :P Bardzo dobre opowiadanie, czekam na więcej ;)
Odpowiedz
No cóź, jeśli gdzieś widziało się już coś podobnego, to nic dziwnego, że jako pierwsze przychodzi na myśl ;) Sam tak często mam.
Odpowiedz
Byle do wiosny (y)
Odpowiedz
Niekoniecznie :P
Odpowiedz
Bartłomiej Krawczyk nie no, serio! W poprzedniej czesci bylo ze "Do wiosny pozostało jescze trochę czasu. Niechaj trwają harce!", czyli z nastaniem wiosny, wszystko sie zakonczy czyli byle do wiosny :D
Odpowiedz
Natalia Veruś Szcześniak Czyli lepiej żeby nie przyszła szybko, bo zapowiada się genialnie :D
Odpowiedz
Świetne, fenomenalne. Czyżby zbliżała się apokalipsa truposzy? :D 11/10
Odpowiedz
Dzięki :D A o tym, co z tego rozprzestrzeniania wyjdzie, przekonamy się w kolejnych częściach ;)
Odpowiedz
Zaloguj się, aby dodać komentarz.

Inne od tego autora

Archiwum

Najnowsze i warte uwagi

Artykuły i recenzje