Historia
Zabiera autostopowiczów
Światła samochodu walczyły z mrokiem otulajacym gęsty las. Pomimo niekończącej się serii zakrętów rozjaśniały drogę wystarczająco dobrze, aby Marcin nie musiał zbyt mocno zwalniać. Chciał znaleźć się w domu jak najszybciej, a miejsce przez które przejeżdżał nie wzbudzało w nim zaufania. Było szare, ponure i - choć to głupie - wydawało się, że ten mrok skrywał jakąś tajemnicę.
Minął tablicę przestrzegającą przed nadmierną prędkością i informacje o czarnym punkcie. Zbliżał się do odcinka gdzie przynajmniej raz w miesiącu dochodziło do wypadku, a prawie co roku ktoś ginie. Chłopak poczuł, że samochód zaczyna się dziwnie zachowywać na drodze, zwolnił i zjechał na pobocze. Doskonale wiedział co się stało i zaczął kląć w duchu. Właśnie złapał gumę, a koło zapasowe oczywiście zostało w garażu - dziś cały bagażnik wypełniały mu kartony z książkami, które przewoził do nowego mieszkania.
Kopnął w przebitą oponę i oparł się o samochód. Wyciągnął z kieszeni cienkiej kurtki paczkę papierosów i zapalił jednego z nich. Mógł wezwać lawetę, ale dość mocno nadszarpnęłoby to jego skromny budżet. A i tak pewnie musiałby na nią czekać kilka godzin. Postanowił więc pójść na stację benzynową po którąś z wystawionych na regałach łatek w płynie, pokładając wszelką nadzieję. że ta cokolwiek pomoże. Wydawało mu się, że od stacji dzielił go niewielki dystans, 3, maksymalnie 4 kilometry, na niebie widział już wyraźną łunę bijącą od czerwonych neonów. Zapalił drugiego papierosa i z latarką w ręku ruszył w spacer przez ciemność.
Szedł w zamyśleniu 15 minut gdy usłyszał za sobą warkot starego silnika. Przystanął i oświetlił latarką kierunek skąd nadjeżdżał samochód. Gdy dwa, świecące na żółto reflektory wyłoniły się zza zakrętu opuścił latarkę i zaczął energicznie machać ręką. Przeszedł już wprawdzie prawie pół dystansu, ale skoro może trafić się podwózka, to czemu z niej nie skorzystać.
Stary, nieduży dostawczak zatrzymał się obok niego z jękiem niewymienianych od dawna hamulców. Marcin pociągnął za klamkę i zajrzał do kabiny.
- Witaj! Podrzuciłbyś mnie na stację?
- Jasne. Wsiadaj.
Nie widział dokładnie kierowcy, bo lampka we wnętrzu nie działała. Albo była specjalnie wyłączona, tak aby chronić tożsamość prowadzącego. Marcin po jego chrapliwym głosie stwierdził, że jest to mężczyzna koło czterdziestki. Może trochę starszy.
- Złapałem gumę i chcę kupić na stacji coś żeby załatać dziurę. Zapas zostawiłem w domu, a nie chciałem zniszczyć felg jadąc tutaj na kapciu.
Starszy mężczyzna chwilę milczał, ale cisza daleka była od niezręcznej - przerywały ją głośne stuknięcia zawieszenia na pojawiających się co chwila nierównościach i jednostajny klekot silnika.
- Trochę późna pory jak na takie spacery.
Marcin spojrzał na niego pytająco, a mężczyzna mimo, że nawet na sekundę nie odrywał wzroku od drogi zdawał się jakimś cudem to dostrzegać.
- Wiesz chłopaku, czasem dzieją się tu dziwne rzeczy.
- To znaczy jakie?
Dałby sobie uciąć rękę, że kierowca się uśmiechnął, ale w jego oczach zamiast radości pojawił się złowrogi błysk.
- Wiesz, często są tutaj wypadki. Sam byłem świadkiem jednego, samochód wypadł z drogi i zawinął się na drzewie, kierowcę musieli z niego wycinać jak z konserwy. Zginął na miejscu. - W tym momencie zrobił teatralną przerwę - Miejscowi mówią, że w rocznicę swojej śmierci jeździ tędy jako duch. I czasem zabiera autostopowiczów.
Marcin zacisnął ręce na uchwycie drzwi tak mocno, że zbielały mu kostki.
- Zbliżamy się. To tutaj. - Powiedział starszy mężczyzna i wskazał ręką na ustawiony w rowie drewniany krzyż oświetlony kilkoma małymi zniczami. - To moje miejsce, tutaj zginąłem.
Twarz Marcina na moment stała się tak blada, że prawie przezroczysta.
Kierowca roześmiał się tak głośno, że chłopak aż podskoczył na wytartym fotelu.
- Nieźle cię nabrałem młody, żebyś zobaczył swoją minę! - nadal śmiał się ochrypniętym głosem - Uwielbim robić takie numery, żałuj że się nie mogłeś zobaczyć!
Mężczyna widząc, że pasażerowi wcale nie jest do śmiechu przestał się śmiać i w głosie radość zastąpiła mu troska.
- Ej młody, przepraszam, nie myślałem, że tak się wystraszysz! Zobacz, możesz mnie dotknąć, nie jestem żadnym duchem! - Zdjął dłoń z kierownicy i chciał złapać chłopaka za rękę, ale ten w szybkim ruchem odsunął ją na bok.
- Nie dotykaj mnie. - Powiedział ze złością.
- Dobrze, przepraszam, naprawdę. - W jego głosie nie pozostał nawet cień donośnego śmiechu.
Po chwili Marcin poprosił by kierowca się zatrzymał.
- Wiesz młody, naprawdę przepraszam, głupio mi za ten żart, ale podwiozę cię na stację jak obiecałem.
Mimo tego chłopak nalegał i kierowca zatrzymał się na szutrowym poboczu. Pociągnął za klamkę i gdy już jedną nogą stał na ziemi odwrócił się do mężczyzny.
- Wiesz, nie jestem zły za ten żart, bo wcale się go nie przestraszyłem. Jest mi tylko przykro, bo to głupi żart.
Kierowca spojrzał na niego pytająco.
- Widziałeś po drodze mój samochód stojący na poboczu? Na tym odcinku nie ma żadnych skrzyżowań, więc na pewno musiałeś go widzieć.
Oczy mężczyzny robiły się coraz większe, wydawało się, że zajmują już połowę twarzy.
- Ale nie mogłeś go widzieć. Wiesz dlaczego? Bo złapałem tą gumę 6 lat temu i w drodze na stacje potrącił mnie pijany kierowca, który uciekł z miejsca zdarzenia. Wykrwawiłem się w rowie na śmierć, znaleźli mnie dopiero rano.
Machnął ręką w stronę kierowcy jakby chciał go uderzyć, ale dłoń przeszła przez tułów na wylot.
- Dzięki za podwózkę. - Zamknął drzwi i zanim otumaniony mężczyzna zdał sobie sprawę z tego co się właśnie wydarzyło duch rozpłynął się w powietrzu.
Komentarze