Historia
Klasa
- Nadchodzi najgorsza godzina dzisiejszego dnia – mamy lekcję koło klasy ”C”.
- Mówisz o TEJ klasie?
- Dokładnie tak. Wiesz co tam się dzieje?
- Nie i nie wiem czy chcę wiedzieć. Mówią, że ta klasa jest niebezpieczna.
- Nie jestem pewny czy to prawda. Plotki to jedynie plotki. Nie powinniśmy się dać zwieść pogłoskom.
- Zauważ, że te „pogłoski” nie wzięły się znikąd. Widziałeś ich na przerwach? W nich jest coś dziwnego. Gdy idę koło tej klasy zawsze czuję ich wzrok na plecach. Przyprawia mnie o dreszcze. Każdy uczeń od nich tak jakby roztaczał aurę wrogości...
- Ciszej, dziewczyno! Chcesz żeby ktoś usłyszał?
- A jednak boisz się plotek. Chcesz mi opowiedzieć,co o nich usłyszałeś?
- Nie ukrywam, że robię to z pewną niechęcią, ale wiesz jak bardzo Cię lubię.
- A ja bardzo lubię to wykorzystywać.
- Dobrze już, dobrze. Klasa „C” w opinii publicznej to mówiąc krótko – banda świrów. Słyszałaś kiedyś o sytuacji, żeby to nauczyciele bali się uczniów a nie na odwrót? Jedynie ich wychowawca z nimi wytrzymuje, choć prawdę mówiąc – on też zbyt normalny nie jest. Dziękujmy Bogu, że to już ich ostatni rok w tej szkole. Plotka głosi, że w tej klasie odbywały się na prawdę dziwne... „praktyki”. No i nie mogę pominąć tego, że uczniowie, których spotkał tak duży pech, iż musieli się przepisać do tej klasy – zniknęli. W baaardzo tajemniczych okolicznościach. Była Policja w szkole, przesłuchiwali uczniów, przesłuchiwali klasę „C”. Ale oni siedzieli jak słupy soli. Jak gdyby ktoś wyłączył im aparat mowy. I tam trop się kończył. Tylko tyle wiem. Część może być przesadzona – jak to plotki. Jeśli zależy Ci na głębszym poznaniu prawdy – pewien pierwszoklasista widział ich godzinę wychowawczą, ale raczej nic Ci nie powie. I nie radzę się w to zagłębiać. Im mniej wiesz, tym lepiej śpisz. A ja nie chcę mieć przyjaciółki w szpitalu.
- Nie mam zamiaru. Chodźmy do sklepiku, przeczekać przerwę. Nie chcę z nimi spędzić choćby chwili.
***
Nigdy się tak nie bałem, wchodząc do klasy. Zważywszy na to, że do tej wchodziłem pierwszy raz, mój strach był podwójny. Upewniłem się jeszcze, że to dobre drzwi – klasa 3 C – i wszedłem do środka. Przywitał mnie kamienny wyraz twarzy wszystkich obecnych w Sali, z wyjątkiem nauczyciela. Ten radośnie - lecz nie przesadnie – przywitał mnie i przedstawił klasie. Wtedy dopiero mnie zauważyli. Jakby na komendę wszyscy zrzucili bezuczuciowe maski i uśmiechnęli się patrząc na mnie. Stojąc na środku szybko opowiedziałem o sobie, jak kazała formułka każdego nowo przybyłego do klasy. Zająłem ostatnie miejsce przy oknie, które jako jedyne było wolne. Nauczyciel kontynuował zajęcia, a ja ze względu na tymczasowy brak podręczników, postanowiłem uważnie przyjrzeć się nowej klasie. Wszyscy byli bardzo weseli. Niektórzy szeptali między sobą, jednakże słuchając w tym samym czasie wychowawcy. Klasa wydawała się być miła. Niektórzy obracali się w moją stronę i mówili słowa otuchy, widząc mój stres. Niektórzy przedstawiali się, inni krzyczeli „dobrze że jesteś”, „Miło mieć Cię w klasie” i tego typu frazy. Ucieszyłem się – nie będzie problemów, nie tak jak w poprzedniej. Kto wie, może dzięki temu poprawią się moje oceny? Spojrzałem jeszcze na ławkę. Nie zauważyłem tego wcześniej, ale była dość mocno porysowana. Pocięta cyrklem lub nożyczkami, wyryte na niej wzory nie przypominały zupełnie niczego. Już wiem czemu stała pusta. Zwróciłem uwagę jeszcze na jedną rzecz wartą odnotowania – dziewczyna z przodu co jakiś czas obracała głowę i spoglądała na moją osobę. Prawdopodobnie myślała, że nie zauważę – i prawdopodobnie miała by rację – gdyby nie jej piekielnie czerwone włosy, poruszające się lekko przy każdym spojrzeniu, na tle białej jak kartka ściany Sali. Gdy chwilę później rozbrzmiał dzwonek, każdy z tu obecnych poniósł się i ruszył w kierunku drzwi oddzielających salę maturalnej klasy „C” od reszty szkolnego społeczeństwa.
Może to był przejaw mojej ignorancji, że od razu nie zauważyłem w zachowaniu klasy dziwactw. Nie miałem znajomych, więc nie mogłem wysłuchać opinii na temat tych ludzi. Nie zwracałem uwagi na resztę uczniów, która ewidentnie za rzadko przebywała w pobliżu uczących się ze mną licealistów. Starałem się przypodobać mojej klasie i – jak mi się wtedy wydawało – z pozytywnym skutkiem. Zawsze gdy podchodziłem do któregoś z moich znajomych, ci witali mnie uśmiechem. Rozmawiali ze mną o tym dlaczego się przeniosłem. Opowiedziałem im o moich problemach w poprzedniej szkole. Wtedy nie byłem zbyt lubiany. W zasadzie, nie byłem w ogóle lubiany. Lekko mówiąc – kujonek, będący obiektem drwin swoich przypakowanych kolegów, imprezowiczów. W tej klasie znakomicie się odnajdywałem i atmosfera powodowała, że aż chciałem przychodzić do szkoły, co nigdy wcześniej mi się nie zdażyło. Zwróciłem uwagę, na jedną ważną rzecz. Nad wyraz często uczniowie klasy „C” pytali się, czy podoba mi się w nowej klasie. Nie było by w tym nic dziwnego, gdyby nie to, że słyszałem to pytanie przynajmniej pięć razy w ciągu dnia. Stało się to trochę uciążliwe, więc zapytałem czemu tak często o to pytają. Odpowiedzią była troska o mnie i o moje samopoczucie w klasie. To było całkiem miłe. Wtedy uznałem, że znalazłem przyjaciół.
Dopiero na godzinie wychowawczej zauważyłem pierwsze oznaki inności mojej klasy. Po przyjściu z biblioteki, przed salą czekało na mnie dwóch moich kolegów. Zapytali mnie, czy na pewno lubię moją klasę, czy ufam mojej klasie i czy nie zdradzę mojej klasy. Zabrzmieli dość przerażająco. Odpowiedziałem pozytywnie na zadane pytania. Nie miałem podstaw, żeby nie lubić ani nie ufać mojej klasie. Wszedłem do Sali, w której wszyscy stali i patrzyli się na tablicę. Nauczyciel bazgrał na tablicy prawdopodobnie tylko jemu zrozumiałe symbole. Tuż za nim stała czerwonowłosa dziewczyna. Jedynie z nią z całej klasy nie miałem jeszcze okazji porozmawiać. Wyglądała jakby się modliła. Ręce złożone do modlitwy, cichy szept przeradzający się w śpiew wskazywały na odprawianie plugawego rytuału a znaki na tablicy, pochodzące prawdopodobnie z czasów dawniejszych niż mógłbym przypuszczać tylko potwierdzały tą tezę. Na początku myślałem, że owe bazgroły to jedynie zbiór losowych kombinacji kresek i łuków, lecz gdy głębiej się zastanowić – faktycznie układały się w logiczną całość. W Sali panowała ciemność, zasłony na oknach były zasłonięte. Dopiero po pewnym czasie wszyscy jak na komendę klasnęli w dłonie dwukrotnie, po czym ktoś zapalił światło. Część spojrzała na mnie znacząco, i wszyscy jak gdyby nigdy nic wrócili do zajęć wychowawczych.
Przerażenie mieszało się ze zdziwieniem, zdziwienie ze zdumieniem a zdumienie z ciekawością. Z jednej strony byłem przerażony tym co właśnie ujrzałem, z drugiej jednak ciekawy tego o co właściwie chodziło. Nikt jednak nie chciał powiedzieć, jaki cel miał owy rytuał. Twierdzili, że dowiem się wszystkiego we właściwym czasie. Wtedy właśnie zrozumiałem, że nic o tej klasie nie wiem. Zapragnąłem szukać informacji, których dostarczyć mi mogli inni uczniowie. Często przesiadywałem w bibliotece, i udało mi się porozmawiać z kilkoma osobami. Nie wiedzieli jeszcze, że należę do owej przerażającej klasy, odprawiającej bluźniercze rytuały na godzinie wychowawczej. Na jednej z przerw spędzonych przeze mnie w bibliotece nawiązałem dialog z pewną dziewczyną, której ze względu na jej bezpieczeństwo, imienia nie zdradzę:
- Wiesz że jestem tu nowy. Nie wiem zbytnio nic o panujących tu zasadach. Ciekawi mnie szczególnie klasa 3 „C”. Wiesz coś może o niej?
- A cóż Cię tak w niej zaciekawiło?
- Nie uważasz, że jest trochę dziwna?
- To nie jest bezpieczny temat. Pamiętaj, że ciekawość to pierwszy stopień do piekła.
- Zaryzykuję. Opowiedz mi, co wiesz o tej klasie.
- Pamiętaj, że robisz to na własną odpowiedzialność. Kolega mi kiedyś o niej wspominał. Dość przerażająca była to opowieść, nie ukrywam. Dziwne rzeczy dzieją się na lekcjach. Nauczyciele się ich boją. Kiedy ktoś idzie na przerwie w pobliżu tych ludzi, wnet czuje strach. Tak jakby coś złego było związanego z tą klasą. Dodam jeszcze, że w ciągu dwóch ostatnich lat, trzech uczniów nowo przeniosłych się do tej klasy, zaginęło w tajemniczy sposób. A żadne z członków trzeciej „c” nie pisnęło ani słowem na przesłuchaniu. Ostrzegam Cię, nie wiąż się z tą klasą w żaden sposób. Nie wtykaj nosa w nie swoje sprawy. Przeczekajmy po prostu ten ostatni rok i niech każdy pójdzie w swoją stronę.
- Przepraszam, ale coś nie daje mi spokoju. Wiem, że to niebezpieczne, ale ja po prostu muszę poznać prawdę.
- To nie jest mądre posunięcie.
- Zdaję sobie z tego sprawę. Ale ja po prostu muszę.
- W klasach pierwszych jest pewien blondyn. Mały, chudy, Hubert Więckowicz się nazywa. Zapytaj kogokolwiek – wszyscy go znają. Jeśli uda Ci się od niego wyciągnąć jakąkolwiek informacje, to będzie cud. Ale mam nadzieję, że jednak Ci się nie uda. Tak będzie lepiej dla nas wszystkich. I pamiętaj, ja Ci więcej nie pomogę. Mnie w to nie mieszaj. Ja chcę bezpiecznie dożyć matury.
Po rozmowie, przeanalizowałem co właśnie usłyszałem. Miała rację, nauczyciele zawsze na lekcjach byli zadziwiająco cisi. W mojej poprzedniej szkole było zupełnie inaczej. Tam nauczyciel potrafił zaleźć za skórę. Tutaj każdy sprawiał wrażenie, jakby bał się ucznia.
Nie tracąc już czasu na dalsze przemyślenia ruszyłem w poszukiwaniu małego, chudego osobnika o imieniu Hubert, wśród sal klas pierwszych.
Odnalezienie Huberta nie było trudne. Już pierwsza osoba, której się spytałem, wiedziała o kogo chodzi. Zaprowadziła mnie do jego klasy. Chudy blondyn siedział na ławce przed salą i rozmawiał z dwiema dziewczynami, śmiejąc się przy tym. Więcej niż pewne jest to, iż opowiadał jakąś przezabawną historię, przerywaną spazmami śmiechu. Nie wyglądał na osobę, która była załamana psychicznie po ujrzeniu czegoś makabrycznego lub mrożącego krew w żyłach, przez okno klasy trzeciej „C”. Podszedłem do niego i poprosiłem o rozmowę na osobności. Spojrzał na mnie z dziwnym wyrazem twarzy, lecz nie stawiał oporu. Oddaliliśmy się od jego klasy, po czym zapytałem go, co widział tego dnia przez szybę. Jego wyraz twarzy i wesołość momentalnie się zmieniła. Twarz przybrała poważny wyraz, mógłbym wręcz rzec, że strach malował się gdzieś na jego facjacie.
- Nie chcę o tym rozmawiać, ani tego pamiętać. Nie radzę abyś w to się zagłębiał.
- A gdybym Ci powiedział, że zagłębiłem się w to na tyle, że już nie ma odwrotu?
- To w tym momencie uciekłbym od Ciebie jak najdalej, bo nikt nie jest przy tobie bezpieczny.
- Mówisz, jakby ta klasa była istnym wcieleniem szatana.
- Nie wiesz, co ja wtedy zobaczyłem.
- Ale bardzo bym chciał się dowiedzieć.
- Obiecujesz, że nikomu nie powiesz?
- Obiecuję.
- Tego dnia mieliśmy wf na podwórku. Ktoś wykopał piłkę za daleko, aż pod same okna sal. Pobiegłem po nią. Podnosząc ją, zauważyłem, że w Sali trzeciej „C” jedna z zasłon jest lekko uchylona. Zajrzałem do środka. To co tam ujrzałem... Po tym mało kto pozostałby przy zdrowych zmysłach. Oni... odprawiali jakiś rytuał. Ktoś zakapturzony składał ofiarę, przed tablicą, na której zapisane były dziwne wzory. Schyliłem się, aby mnie nie zauważyli. Chyba widziałem twarz ofiary – to był jeden z tych uczniów, którzy się przenieśli do tej chorej klasy. Wtedy uciekłem. Nic więcej nie pamiętam, na prawdę. Jesteś pierwszą osobą, której to mówię.
- Ostatnie pytanie – pamiętasz kim była ta postać w kapturze?
- Nie wiem kto to. Chyba dziewczyna. Zdaje się, że miała czerwone włosy, trochę wystawało spod kaptura. Żaden chłopak w szkole nie ma takich długich, czerwonych włosów... Chwila, dokąd biegniesz?!
Ruszyłem czym prędzej przed siebie. Właśnie dowiedziałem się zbyt wiele. „Im mniej wiesz, tym lepiej śpisz.” – Właśnie pojąłem sens tych słów. Nie wiedziałem gdzie biegnę, nogi same prowadziły mnie w tylko im znane miejsce. Czemu doprowadziły mnie przed drzwi Sali trzeciej „C”? Tego nie wiem. Nikt nie wie.
W momencie przechodzenia przez drzwi, wszystkie oczy były skierowane na mnie. Dziwna siła pchała mnie do środka, mimo że rozum kazał uciekać. Dwóch moich „przyjaciół” wzięło podeszło do mnie i chwyciło za ramiona, nie pozwalając mi nawet myśleć o ucieczce, po czym swe kroki zwróciła w moim kierunku płomiennowłosa dziewczyna. Nie widziałem już uczennicy – w moich oczach wyglądała jak zakapturzony demon, składający się z ciemnej materii, falującej w powietrzu. Nieczysta dusza z innego wymiaru wyglądała tak przerażająco, że każdy inny przeciętny człowiek, zapewne by zwariował. Ja, na moje nieszczęście, nie wiedziałem już, co jest prawdą a co fikcją. Ilość kuriozalnych zdarzeń przygniotła mnie i aż dziw brał, że wszystko to stało się najwyżej w tydzień, od mojego przybycia do tego liceum. Ponownie pojawiła się w mym mózgu myśl, by czym prędzej uciekać, lecz wiedziałem, że na to już za późno. Uczniowie trzymali mnie zbyt mocno, bym ja – zwykły cherlawy kujon – zdołał się im wyrwać. Jedyne co mi pozostało, to żal do samego siebie, że zamiast poinformować kogoś o odbywających się tu procederach, pobiegłem prosto w paszczę lwa. Prawdę mówiąc, na nic by się to nie zdało. Trzecia „C” nie wydawała się być zwykłą szaloną klasą – w to zamieszane jest więcej osób. Kto wie, może sam dyrektor?
Nie dali mi więcej czasu na przemyślenia. Prowadzony do stojącej na środku ławki, czułem się jak skazaniec idący na szafot. Nie istniała już klasa, nie zwracałem uwagi na uczniów w Sali. Nie myślałem o wychowawcy, stale rysującym znaki na tablicy, ani o zakapturzonym demonie w postaci dziewczyny, trzymającym dziwnie zakrzywiony sztylet.
- Nie ufać nam, to bardzo głupie posunięcie. – Powiedziała dziewczyna.
- Zdrajca... Zdrajca... – Wtórował chór składający się z uczniów klasy trzeciej „C”.
- A mogłeś przetrwać ten rok. Potem rozeszlibyśmy się, każdy w swoją stronę.
- Zdrajca... Zdrajca...
- Wtykałeś w nos w sprawy, których wagi nawet nie możesz sobie wyobrazić. To Cię zgubiło.
- Zdrajca... Zdrajca...
- Dostaniesz to, na co zasłużyłeś, a przy okazji przysłużysz się sprawie. Nie bądź na nas zły, wszystko co się stało, to wyłącznie twoja wina i do siebie miej pretensje.
Miałem do nich żal. Miałem żal do siebie. Byłem równocześnie wściekły, jak i przerażony. Jednak najbardziej przepełniał mnie żal, że nie dowiem się już prawdy.
Położyli mnie na ławce. Zamknąłem oczy. Widziałem już tylko ciemność. Słyszałem słowa demonicznego chóru składającego się z licealistów, słyszałem też skrobanie kredy po tablicy. Usłyszałem także świst powietrza pochodzący od szybko opadającego rytualnego noża. Nawet nie bolało – pchnięcie było zbyt szybkie i zbyt dokładne. Następnie pochłonęła mnie nieprzenikniona ciemność, ciemniejsza od tej, którą widziałem chwilę wcześniej za powiekami. Potem już nic nie czułem.
***
Ciekawość to pierwszy stopień do piekła.
---------------
Dzięki za przeczytanie mojego opowiadania. Gdyby ktoś chciał zajrzeć, niżej podaję link do mojego wattpada, gdzie publikuję nie tylko creepypasty, ale również opowiadania o innej tematyce. Dzięki ;)
https://www.wattpad.com/user/Qmski333
Komentarze