Historia
Przepraszam, którędy do wyjścia?
- Mamo! - zawołała Cassie, a jej głos rozniósł się echem po Przestrzeni. Dziewczynka była tu całkiem sama i powoli zbierało jej się na płacz; dotąd jednak dzielnie się trzymała, wiedząc, że Tutaj jest bezpiecznie. Jak przez mgłę pamiętała, że mama jej o tym mówiła, kiedy w tle słychać było odgłosy uderzeń.
Właśnie, mama. Przecież weszły tu razem..? Dziewczynkę otaczała biała przestrzeń i nie bardzo wiedziała, jak może ją znaleźć, a bardzo tego pragnęła. Może i było bezpiecznie, ale w to, iż w naszej szafie nie kryją się potwory, jakoś łatwiej wierzy się w towarzystwie – podobnie czuła się Cassie.
Usiadła na ziemi, starając się trochę uspokoić, a przy okazji odpocząć. Drobną, dziecięcą rączką przejechała po podłożu.
- Kafelki – mruknęła, zaskoczona. - Białe kafelki.
Jako że nie bardzo wiedziała, co z tego wynika, w końcu się rozpłakała, zwijając w kłębek. „Mama pewnie by to rozumiała”, pomyślała, wtulając głowę w rękawy za dużego, czerwonego swetra. To był mimo wszystko świetny sweter, dostała go na urodziny, no i przyjemnie pachniał – to ją trochę uspokoiło, w każdym razie na tyle, by znowu wstać.
Tym razem jednak w oddali coś dostrzegła, coś, czego tam wcześniej nie było. Połyskiwało... Dziewczynka ruszyła w tamtą stronę i po chwili „coś” okazało się wodą, znajdującą się we wgłębieniu w kafelkach. Mnóstwem wody.
- Mamo!!! - krzyknęła ze złością.
Lecz nagle, ku jej zdumieniu, znad drugiego brzegu „jeziora” dobiegł ją głos matki.
- Wiem, jak możemy się stąd wyrwać, kochanie. Mamusia zdobyła małą pomoc, nie pytaj jak. W końcu nie możemy tu siedzieć wiecznie, a w ten sposób ten kretyn się wystraszy i wezwie kogoś. Chociażby po to, by móc jeszcze kiedyś się odlać. - dodała mama z sarkazmem i przerwała. Mówiła bardzo cicho, lecz Cassie mimo to słyszała ją z drugiego końca zbiornika. - Wybacz.
Dziewczynka nie była pewna, co właściwie ma wybaczyć, lecz słowa wypowiadane przez mamę z czymś jej się kojarzyły.
- Jak mam się tam dostać? - krzyknęła. - Do ciebie?
- To nie będzie bolało - odkrzyknęła matka.
- Jak to? - Zawołała Cassie, nieco wystraszona. Wtedy właśnie do brzegu podpłynęła łódka, której również wcześniej wcale nie było, jakby dziewczynka znalazła się w bajce animowanej, w której postacie potrafią po prostu wyjąć z kieszeni trąbkę czy wielki młotek. Ponadto, stateczek zdawał się być zrobiony z papieru, na którym dawało się dostrzec jakieś literki.
Dziewczynka ostrożnie nacisnęła go stopą. Kiedy nie nasiąkł i nie zatonął, niepewnie wkroczyła na pokład.
- Mamo, płynę! - wykrzyknęła, ponieważ łódeczka samoczynnie ruszyła do przodu.
- Nie rycz. - odpowiedział jej ostry, wystraszony głos matki, a dziewczynka uznała to za jawną niesprawiedliwość – w końcu, odkąd się tu znalazła, płakała tylko raz..!
- Ciągle płaczesz.- usłyszała nagle drwiący głos.
- Nie, nieprawda! - oburzyła się i zaraz potem rozejrzała. Wtem zza żagla wychynęła głowa, zaopatrzona w parę szklanych oczu.
- A kuku! - wykrzyknęła i roześmiała się...lalka. Słodka, jasnowłosa zabawka o niezmiennym, pustym uśmiechu zdawała się patrzeć na Cassie z rozbawieniem.
- Ja cię znam! - wykrzyknęła dziewczynka. - Bawiłam się z tobą, a w sumie to tobą, kiedy...
Zmarszczyła brwi. Jeszcze przed sekundą wiedziała, co chce powiedzieć, ale nagle jej umknęło, pozostawiając nieokreślone wrażenie utknięcia w ciasnej przestrzeni.
- Nie pamiętasz – zauważyła lalka z dziwną złośliwością. - Wolałaś się bawić łódkami, co? Nie boisz się trochę..?
Zabawka zaczęła kołysać łódką, z identycznym uśmiechem na twarzy.
- Hej!- wystraszyła się Cassie – Przestań, przewrócisz nas! Jesteś przecież moją ulubioną lalką, nie rozumiesz, że...
- To ty nie rozumiesz - przerwała blondynka. - Nie jestem żadną twoją lalką, a istota, do której płyniemy, na pewno nie jest twoją matką.
Zabawka wybuchnęła śmiechem.
- O, zoobacz – odezwała się, rozciągając głoskę „o” w parodii troskliwego rodzica. - Dopływamy, cieszysz się..?
- Przestań! - pisnęła Cassie, lecz lalka uśmiechała się niezmiennie. Łódka zaczęła zbliżać się do przeciwległego brzegu coraz szybciej, aż wreszcie dało się dostrzec postać bardzo przypominającą mamę dziewczynki, stojącą przy brzegu.
- Nie chcę! - Krzyknęła mała, lecz łódka tylko przyspieszyła, a laleczka ponownie wybuchnęła śmiechem.
Stateczek przyspieszał i przyspieszał, aż wreszcie gwałtownie uderzył o biały brzeg, wyrzucając Cassie na ląd.
- Ał! - pisnęła, myśląc przelotnie z rozżaleniem, że Tutaj miało być przecież bezpiecznie.
- Kochanie! - usłyszała zatroskany, matczyny głos, a po plecach przeszedł jej dreszcz. Nachyliła się nad nią kobieta w kolorowym swetrze i dżinsach, o miłym uśmiechu oraz nieco niezdarnym makijażu. Wyglądała dokładnie jak Mama.
- W porządku? - zapytała ta osoba, a Cassie zerknęła za siebie, w stronę łódki, ciekawa, co z lalką. Nigdzie jej nie dostrzegła, choć nie była pewna, czy za papierowym żaglem nie poruszył się jakiś kształt. Zwróciła natomiast uwagę na napis na nim.
- Mamo, co to za miejsce? - odezwała się. - I czemu na mojej łódce pisze „Paragon...fi...”
- Fiskalny – dokończyła matka. - Skąd mam wiedzieć. Cholernie dużo czasu ci to zajęło. Musimy iść, bo on nas dorwie.
Wydawała się nerwowa. Złapała Cassie mocno za rękę i pociągnęła za sobą.
- Ałłł! - zaprotestowała zdumiona dziewczynka. - Mamo, ty przeklinasz!
- Bo jestem zła! - wrzasnęła kobieta niespodziewanie, opluwając ją – ruszże się!!!
Cassie wydawało się, że słyszy za sobą cichutki, lalczyny chichot.
- A kiedy on nas dorwie, nie będzie fajnie! - ryknęła matka, szarpiąc córeczkę. - Biegnij, tępy dzieciaku, biegnij, albo dla odmiany będzie naprawdę konkretnie bolało!
- Ale kto nas dopadnie? - pisnęła dziewczynka. Widok rozmazywały jej łzy.
Matka spojrzała na nią z szaleństwem w oczach. Z podbródka zwisała jej niteczka śliny.
- Potwór zza drzwi – szepnęła. Wtedy dało się słyszeć jakby znajome odgłosy uderzeń.
- Biegnij!!! - ryknęła mama i obie ruszyły przed siebie, w biel. Odgłosy uderzeń mimo to się zbliżały, one zaś zdawały się w ogóle nie przemieszczać.
- Dorwie nas! - krzyknęła Cassie panicznie. Zaczynała tracić oddech, widok rozmazywał jej się coraz mocniej...aż upadła, przy wtórze wrzasku matki.
- W porządku? - obudził ją dźwięk nieznajomego, męskiego głosu. Otworzyła oczy.
Nadal znajdowała się w białej przestrzeni, lecz w pobliżu nie było matki, lalki ani potwora. Obok siedział jedynie potężnie zbudowany, ciemnoskóry mężczyzna w kombinezonie mechanika.
- A ty to kto?- zapytała niepewnie. Wirowało jej w głowie i miała wrażenie, że minęła niecała sekunda od ich morderczego biegu.
- Och, nikt szczególny. - odparł skromnie mężczyzna, obserwując swoje pokryte smarem dłonie. Cassie dostrzegła, że na ramieniu ma wytatuowane małe koło zębate. - Ja tu tylko doglądam, czy wszystko ok, i chyba coś nie poszło.
Uśmiechnął się przepraszająco.
- Ale to nie do końca moja wina. - dodał. - To, co się działo, musiało być dość trudnym przeżyciem, stąd to wszystko. Nie tak łatwo zrobić porządek.
- Ale czego właściwie doglądasz? - spytała dziewczynka, marszcząc brwi. Niewiele z tego rozumiała.
- No...- zawahał się, zakłopotany. - Twojej głowy. Sama wiesz, że jesteśmy w trudnej sytuacji.
- Jesteś kimś w rodzaju anioła stróża? - Cassie przypomniała sobie lekcję religii i tylko z tym potrafiła skojarzyć rolę tego pana.
Mechanik zaśmiał się.
- Sam bym tak siebie nie określił, ale powiedzmy.
- A czemu jesteśmy w trudnej sytuacji?
Mężczyzna zawahał się. Wydawał się dość nieśmiały. Dziewczynce przypominał nieco postać z filmu, który kiedyś oglądali jej rodzice – nie pozwolili jej sobie towarzyszyć, lecz fragment widziała. Pamiętała więzienie i podobnego jemu człowieka, który chyba był Dobry. To dodało jej otuchy.
- Niedawno bardzo się bałaś. - rzekł wreszcie. - Stresowałaś. I... twoja mama znalazła rozwiązanie. Hm. Nie potrafię dobrać słów. - uśmiechnął się z zakłopotaniem. - Musiałyście zamknąć się w łazience, bo twój tata chciał was skrzywdzić. Bawiłaś się lalką i robiłaś stateczki z paragonów z kieszeni mamy, kiedy ojciec się pieklił. Matka oczekiwała, że mu przejdzie, ale tak wcale nie było i „sprawiła” wreszcie, że usnęłyście, obie.
- Dlaczego tego nie pamiętam? - zdziwiła się Cassie.
- Ależ pamiętasz - zaprzeczył mechanik. - Stąd to, co się tu działo. Kiedy się przebudzisz, nie będziesz mogła przypomnieć sobie wydarzeń w czasie śpiączki, jak wszyscy. Tyle że to nie do końca sen.
- Poplątane – podsumowała.
- Tak, lepiej bym tego nie streścił. - potaknął. - Teraz już czas, bym cię obudził.
- Dlaczego?
- Nie wiem. - wzruszył ramionami. - Po prostu właściwa pora. Może ojciec się wystraszył i zabrano was do szpitala.
Mechanik wstał i ruszył dokądś.
- Hej, czekaj! - wykrzyknęła dziewczynka, ale on po chwili zniknął w bieli.
Cassie wyczuła palcami materiał. Pachniało świeżością, a na ręce czuła coś... dziwnego.
Szpital. Muszę przestać bawić się moją lalką.
Tak brzmiała jej pierwsza myśl, chociaż nie umiałaby jej nikomu wyjaśnić.
Komentarze