Historia

Kamienica

fugi 2 8 lat temu 6 224 odsłon Czas czytania: ~13 minut

„Ludzie mają tysiące masek. Potwory mają tysiące twarzy”

C.

Rafałowi zmroziło krew w żyłach.

Było ich więcej.

Trzymał w dłoni maleńką kamerę, patrzącą się na niego pojedynczym czarnym okiem. W szklistym odbiciu obiektywu zobaczył swoją białą twarz.

Zeskoczył z łóżka, rzucił urządzenie na ziemię i rozdeptał ją butem. Cichy trzask pękającego tworzywa sztucznego odbił się od jasnych ścian pokoju.

Obserwowali ich. Kamery musiały być w całym mieszkaniu.

To znaczy, że wiedzą o czym rozmawiali, co robili w każdym z pokoi. Widzieli każdą imprezę, widzieli jak chodzą po mieszkaniu, jak robią każdą rzecz, którymi on i jego współlokatorzy nie chcieliby dzielić się ze światem i najbliższymi.

Zdał sobie sprawę, że oddycha stanowczo za szybko.

A to znaczy też, że wiedzą, że on odkrył ich tajemnicę.

Nagle usłyszał płacz dziecka piętro wyżej.

(O nie)

Wie co to oznaczało. Pięciomiesięczne dziecko sąsiadek było powodem wielu koszmarów sennych. Wyobrażasz sobie, że po wyjątkowo strasznym horrorze kładziesz się spać, a tu nagle w ciemności słyszysz płacz dziecka? Przyzwyczaił się do tego dopiero po kilku tygodniach.

Zaraz zdadzą sobie sprawę, że odkrył kamery.

Dziecko zawyło głośniej. Na górze rozbrzmiały przytłumione głosy i tupot stóp. Przez drewniany strop kamienicy niósł dźwięk budzących się sąsiadów, którzy ich nienawidzili.

- Iza, wstawaj! –ryknął.

Złapał portfel, klucze do auta i zaczął ubierać bluzę. Muszą stąd uciekać. Gdziekolwiek, byle jak najdalej stąd.

Usłyszał, że drzwi pokoju obok otwierają się. Ubrana w dresowe spodnie i białą koszulkę bez rękawów dziewczyna wyszła na korytarz przecierając oczy. Musiała już spać.

- Rafał, co do... – jej senne pytanie przerwał nagły błysk i dźwięk tłuczonego szkła – AAAAAAAAA!

Ostatnie co widział, to upadającą współlokatorkę na ziemię i spadające kawałki żarówki. Po sekundzie przedpokój pogrążył się w ciemności.

(Żarówka w lampie? Wybuchła?)

Nie było czasu na zastanowianie się jak to jest możliwe.

Chwycił z biurka małą latarkę i wbiegł do przedpokoju.

- Iza!

Włączył latarkę i jasny snop światła oświetlił wiszące kurtki zimowe i drzwi na klatkę schodową. Zamek był zamknięty. Skierował światło na podłogę.

Dziewczyna próbowała się podnieść. Blask latarki odbijał się w kawałkach szkła zaplątanych w jej blond włosach. Po czole spływała mała strużka krwi.

Rzucił się w jej stronę. Musieli stąd jak najszybciej wiać.

- Żyjesz?

- Rafał, co do kurwy się dzie...

Musiała być jeszcze w szoku. Złapał ją za ramię i pociągnął do góry.

- Oni nas podglądali, Iza. Zamontowali kamery. Wiedzą co o nich mówiliśmy – udało mu się ją postawić i zerknąć na ranę na jej czole. Nie była duża. Później się tym zajmą.

W świetle latarki znalazł jej kurtkę i rzucił w jej stronę. Tupot stóp i przytłumione głosy zaczęły coraz głośniej rozbrzmiewać na klatce schodowej.

- Bierz komórkę, portfel. Musimy wiać.

- Myślisz, że oni nas... zabiją?

Nie zdążył odpowiedzieć.

Głuche łupnięcie w drzwi sprawiło, że oboje odskoczyli pod ścianę. Na kilka sekund zapomnieli o oddychaniu. Rafał zaczepił nogą o kubeł na śmieci, który wywalił się na podłogę robiąc przy tym straszny hałas.

(kurwa)

Wiedzą, że dalej tu jesteśmy, pomyślał.

Ktoś znowu zapukał do drzwi.

Z drugiej strony dobiegł go przytłumiony kobiecy głos.

- Drodzy sąsiedzi, czy macie prąd? Tutaj sąsiadka z góry. Jest chyba jakaś awaria.

Rozpoznał ten głos. To jedna z sąsiadek mieszkających piętro wyżej. Mieszkały we dwójkę i wychowywały dziecko. Podczas jednej z domówek wszyscy kiedyś jednogłośnie uznali, że zapewne są lesbijkami.

Rafał podszedł do wizjera. Pod podeszwami jego butów pękało szkło z żarówki. Cholernie głośno. Jednak wiedział, że nie uniknie ich w ciemności. Za każdym krokiem myślał, że nagle oprócz tego dźwięku zaraz czymś dostanie albo coś na niego spadnie.

Pochylił się do judasza i wstrzymał oddech. W małym szkiełku rozciągającym obraz do 180 stopni zobaczył ich sąsiadkę. Była sama.

Nie miała więcej niż metr sześćdziesiąt wzrostu, wyglądała na około trzydzieści pięć lat, ale jej krótko ścięte włosy, ogromne okulary i rozbiegane oczy sprawiały wrażenie jakby miała pięćdziesiątkę. Stała w szlafroku, a w dłoni trzymała...

(gazetę?)

Rafałowi zawsze przypominała trochę chochlika. Przez wizjer widział jak przybliża się do drzwi. Jej twarz wydłużyła się w kuriozalnym kształcie. Nagle znowu zawołała:

- Proszę otworzyć! Też macie awarię?

Rafał wydał zduszony okrzyk i odskoczył od drzwi.

(opanuj się)

Obrócił się w stronę Izy. Przerażona patrzyła na niego. Powoli pokręciła głową.

- Bierz rzeczy, spadamy – szepnął. Iza bardziej wyczytała z ruchu jego ust, niż usłyszała o co mu chodzi. Ostrożnymi krokami wślizgnęła się do swojego pokoju. Jej każdy ruch kończył się dźwiękiem pękających drobinek szkła na podłodze.

W drzwi znowu ktoś załomotał.

- Halo! Jest tam kto? Nie potrzebujecie pomocy? Otwórzcie!

Nagle usłyszał następne odgłosy stóp na schodach. Kolejni podchodzili do ich drzwi.

- Iza, szybciej!

Za żadne skarby nie chciał tego robić, ale zerknął znów przez judasza. Po drugiej stronie pojawiło się więcej postaci w szlafokach i piżamach.

Potężny huk sprawił, że ściany się zatrzęsły. Rzuciło nim na przeciwległą ścianę. Kolejne uderzenie w drzwi. Przedpokój wydał się niepokojąco mały.

- Mam! – zawołała Iza wybiegając ze swojego pokoju.

Kolejne uderzenie. Drzwi odskoczyły na bok i uderzyły w ścianę. Zalała ich fala światła z korytarza. Z sufitu posypały się kawałki tynku.

W drzwiach stali sąsiedzi. Wszyscy byli starsi, sąsiadka lesbijka wydawała się być najmłodszą z nich. Nie mógł ich dokładnie zliczyć, było ich około dwunastki. Wszyscy mieli na sobie piżamy, koszule nocne i szlafroki. Sąsiadka rozwinęła gazetę i wyłonił się z niego nóż kuchenny.

Rafał wiedział, że nie ma czasu do stracenia. Rzucił się na grupę ludzi.

- Iza, dawaj!

Udało mu się wbić w tłum przed drzwiami. Dziadeczek upadł na podłogę, z jego rąk wypadł kawałek mosiężnego kaloryfera, którym musiał wyważyć stare drzwi. Wokół rozbrzmiewały krzyki starszych ludzi.

- Łapać! Brać go!

Ze wszystkich stron pomarszczone dłonie próbowały złapać go za kurtkę albo ręce.

- Stój, gówniarzu!

Wszyscy ucichli. Poczuł jak ręce w piżamach nieruchomieją.

Na drewnianych stopniach klatki schodowej stał starszy mężczyzna. Spod jego nocnej czapki wystawały rozczochrane siwe włosy. Miał na sobie niebieską piżamę w granatowe pasy, podobną do tych noszonych przez pacjentów w szpitalu.

Niebieskie oczy staruszka z furią wlepiały się w niego. Jednak je zauważył chwilę później. Najbardziej przeraził go pistolet, który trzymał w dłoni. Wyglądał identycznie jak broń osobista polskiego szpiega w Stawce Większej niż Życie. Był to niemiecki Luger z czasów II wojny światowej.

A co gorsza, był wycelowany dokładnie w niego. Czarny otwór dziewięciomilimetrowej lufy sprawił, że zastygł w bezruchu.

- Parszywa hołota – mruknął starszy mężczyzna schodząc stopień w dół – jesteście zakałą dzisiejszych czasów.

Jego ręka drżała. Rafał czuł, że w każdej chwili pistolet może wystrzelić. Wokół byli chyba ich wszyscy sąsiedzi, z każdego piętra. Nikt im nie pomoże.

- Zabrać ich na dół – powiedział i machnął bronią w stronę schodów.

Wokół rozbrzmiał entuzjastyczny krzyk. Po chwili dołączył do niego kobiecy pisk. Złapali Izę.

- Czekajcie! – Rafał zawołał, ale wiedział, że już nic nie zdziała. Wszystkie ręce zacisnęły się mocniej na jego kurtce i szyi. Próbował się wyrwać, ale nic to nie dało. Ktoś silnym uderzeniem w plecy kazał mu się zgarbić i pociągnął w stronę schodów.

Podszedł do niego uzbrojony mężczyzna. Przystawił mu lufę do czoła. Rafał poczuł dreszcz przechodzący po całym ciele.

- Gdzie pozostała dwójka? – zapytał.

Chłopak odetchnął z ulgą. Nie wiedzą gdzie ich szukać. Tomek był na mieście, a Daria wróciła dzisiaj do rodziców na kilka nocy.

- Nie wiem. Poszli gdzieś.

Mężczyzna odsunął pistolet od jego głowy.

- Nieważne. Wy nam wystarczycie.

Iza krzyknęła jeszcze głośniej. Tłum zaczął na nich napierać.

- Rafał! To dowcip, prawda? To wszystko to jeden, kretyński dow...

- Zakneblować ją! – zawołał sąsiad wymachując pistoletem – i zabrać do piwnicy!

Po chwili krzyki Izy ucichły.

( Co się do kurwy dzieje?)

Był prowadzony w dół schodów, wokół niego rozbrzmiewały krzyki znanych mu bardziej lub mniej sąsiadów.

Kątem oka zauważył, że starsze małżeństwo stało na zewnątrz i pilnowało drzwi wejściowych na klatkę schodową. Ktoś popchnął go.

- Ruszaj się, smarkaczu.

Skąd mógł wiedzieć, że tak to się skończy? Wprowadzili się do tej kamienicy jakoś dwa miesiące temu. Nie wiedzieli, że mieszkają tutaj starsi ludzie. A wiadome jest, że oni nie lubią imprezowych studentów. Już po pierwszej dość głośnej imprezie było wiadomo, że nie uda im się dogadać z lokatorami starej kamienicy.

Co z tego, że tutaj niósł się każdy dźwięk? Stare ściany, drewniane stropy, brak wytłumienia. Tak właśnie budowali przedwojenne wrocławskie kamienice. Wszyscy słyszeli siebie nawzajem. Kolejne imprezy, wezwania policji, zakłócanie ciszy nocnej. Uważali, że podstarzali sąsiedzi przesadzają. Zaczęli robić im na złość. Małe, drobne dowcipy.

Psia kupa w papierowej torebce na wycieraczce, mówienie do nich w znalezionym w Internecie szatanistycznym dialekcie i parę innych głupich pomysłów.

Kto mógł pomyśleć, że doprowadzi to do czegoś takiego?

Potknął się na schodach prowadzących do piwnicy. Poczuł zapach wilgoci, kojarzącej się od razu ze starymi budynkami.

Obserwowali ich. Musieli dostać się do ich mieszkania, zainstalować te wszystkie kamery, mikrofony i wiedzieli dokładnie co Rafał, Iza i reszta jego znajomych kombinują, co o nich mówią. Wiedzieli wszystko.

Ktoś otworzył drzwi do jednego z podziemnych pomieszczeń. Wpadli do większego pokoju. Jeden ze starszych mężczyzn zapalił światło. Ktoś uderzył go nogą od stolika w piszczele.

Ryknął z bólu. Silne ręce pchnęły go na kolana. Obok niego w tej samej pozycji wylądowała Iza.

Zobaczył krew spływającą mu z brody i kapiącą na ziemię. Ktoś musiał mu po drodze porządnie przywalić. Nawet nie pamiętał kiedy.

- Iza? IZA! Jesteś cała? – mruknął w stronę koleżanki.

- Mmmmpphhh – dziewczyna miała cały czas knebel w ustach. Zerknął na nią. Oddychała szybko, z jej rozwalonej fryzury wypadło jeszcze kilka kawałków szkła. Część z nich wbiła się w jej kark podczas szamotaniny. Jedno ramiączko z jej koszulki nocnej zsunęło się na ramię. Popatrzyła na niego przerażonym wzrokiem. W oczach miała łzy.

- Iza, wszystko będzie dobrze. Wyjdziemy z tego.

- Słuchajcie, smarkacze.

Oboje podskoczyli. Spojrzeli w stronę głosu. Po drugiej stronie podziemnego pokoju stał mężczyzna z niemieckim pistoletem. Za nim zebrali się wszyscy sąsiedzi tworząc półkrąg wokół Rafała i Izy. Jeden, najbardziej barczysty mężczyzna stanął za nimi.

Piwnica była wypełniona starymi meblami, obrazami i rzeźbami. Część z nich wydawała się bardzo wiekowa i drogocenna. Jednak co innego przykuło uwagę Rafała. Na niektórych była naniesiona...

(swastyka?)

- Miarka się przebrała, gówniarze. Ta kamienica należy do mojej rodziny od ponad wieku – zaczął mówić starszy mężczyzna w piżamie.

Przechadzał się przed nimi, trzymając wycelowany w nich pistolet.

- Żyliśmy w niej, nikomu nie przeszkadzając, w ciszy i spokoju. Do czasu kiedy wy się nie wprowadziliście.

Rafał zaczął wstawać z ziemi.

- Możemy się doga... – nie było dane mu dokończyć, potężne uderzenie kolby pistoletu w jego skroń eksplodowało fontanną bólu. Natychmiast wrócił do poprzedniej pozycji.

- NIE PRZERYWAJ MI JAK MÓWIĘ, SMARKACZU! – mężczyzna ryknął na niego mając twarz kilka centrymetrów od niego. Poczuł kropelki śliny na czole – STARSZYM SIĘ NIE PRZERYWA!

Prześladowca wyprostował się. Po chwili dodał:

- Czy to tak dużo wymagać odrobiny szacunku od młodszych? – żachnął się – czy wasze pokolenie trzeba uczyć właśnie w taki sposób?

Wrócił do przechadzania się po piwnicy.

- Nazywam się Hans Ulrich, Obersturmbannführer Hans Ulrich, a to moja rodzina. Dziewczynki, ukłońcie się państwu.

Sąsiadki lesbijki z morderczym spojrzeniem ukłoniły mu się w staroświecki sposób.

Teraz zrozumiał.

To nie lesbijki.

To siostry.

Ci wszyscy sąsiedzi, to pierdolona rodzina.

A ten używany przez nazistów pistolet, te swastyki na meblach, to niemieckie nazwisko, to...

(o kurwa)

Hans uśmiechnął się i pokiwał głową, wlepiał w niego pełne satysfakcji spojrzenie.

- Widzisz, jednak nie taki głupi z ciebie gówniarz.

Część sąsiadów zaśmiała się. Zrobiło to przerażające wrażenie. Rafał już wiedział.

Mają przejebane.

Iza poruszyła się i z trudem wypluła kawałek starej szmatki z ust. Przez łzy zwróciła się do mężczyzny:

- Dlaczego nas uwięziłeś? Nie mogłeś przyjść po prostu, zapukać i z nami porozmawiać?

Hans wybuchnął śmiechem.

- Ależ próbowaliśmy. Wzywaliśmy policję. Zachowywaliśmy się jak porządni obywatele. Ale wam było ciągle mało.

Nagle zbliżył się znowu do niej i przyłożył lufę pistoletu do jej szyi. Niebieskie, zimne oczy nazisty wlepiały się w nią. Iza zatrzęsła się i spuściła wzrok. Nie wytrzymała, zaczęła płakać.

- Ale nie pozwolę, żeby jakieś parszywe dzieciaki robiły sobie bezkarnie ze mnie jaja. ZE MNIE! Pułkownika armii Fuhrera! O nie, nie – odszedł na krok i odgarnął siwe włosy – wy za takie coś dostawaliście lanie. Za to my takie zachowanie karaliśmy w zupełnie inny sposób.

Zrobił krok w stronę Rafała.

- Nie! Czekaj! – zawołała.

- Tak? – nazista obrócił się w jej stronę.

- Wypuść nas, nie będziemy sprawiać wam więcej problemu!

- Naprawdę? – starszy mężczyzna przyglądał się pistoletowi, jakby w ogóle jej nie słuchając.

- Tak! Wyprowadzimy się i nie będziemy wam więcej przeszkadzać, zapomnimy o wszystkim.

Zapadło milczenie. Było słychać tylko odgłosy kroków siwego nazisty i tykanie starego zegara, gdzieś schowanego w półmroku piwnicy.

- Mógłbym się na to zgodzić... – zaczął.

Nadzieja obudziła się gdzieś w głębi jej umysłu, zaczęła wierzyć, że może się udać, zaraz wyjść z tej popierdolonej kamienicy i wiać stąd, wiać, wiać jak najdalej.

Drżącą ręką odgarnęła włosy z twarzy i czekała co powie prześladowca.

Nazista podszedł do Rafała, stanął nad nim.

- Ale wyznaję zasadę, że karygodne zachowanie powinno zostać ukarane. Bez wyjątku. Wyjątki niszczą dyscyplinę.

Wyprostował rękę i przyłożył lufę pistoletu do głowy Rafała. Dziewczyna zapiszczała. Po jej policzkach pociekły łzy.

Chłopak próbował wstać. Silna dłoń natychmiast posadziła go znowu na ziemi. Spojrzał w chłodne oczy starszego mężczyzny.

- Pierdolony świrze! Dlaczego akurat my? – zawołał. Iza usłyszała to w jego głosie. Ten ton. Przeraził ją. Ton zwierzyny zagonionej w kąt bez możliwości ucieczki.

- Po prostu – Hans uśmiechnął się i wzruszył ramionami - wprowadziliście się do złej kamienicy.

Nacisnął spust.

- NIE!!!!!!

Huk odbił się od ścian piwnicy. Błysnęło oślepiające światło z lufy Lugera.

Izę odrzuciło do tyłu. Jak szmaciana lalka upadła na ziemię. Na ścianę obok prysnęła fontanna krwi. Rafał upadł obok. Jego głowa przekręciła się w stronę dziewczyny i znieruchomiała. Wrzasnęła.

Chłopak patrzył na nią przez chwilę pustym wzrokiem i zamknął oczy. Brakowało lewej strony czaszki.

(Rafał nie żyje)

W uszach dzwoniło jej od huku wystrzału. Małe pomieszczenie zwielokrotniło odgłos odpalanego naboju. Dym ze starego pistoletu zamienił się w lekką mgiełkę wypełniającą piwnicę.

(Rafał nie żyje)

Zerknęła na nazistowską rodzinę. Wszyscy trzymali się za uszy albo oczy. Byli ogłuszeni strzałem. Morderca też lekko kołysał się w przód i tył. Pomarszczona dłoń zniknęła z jej ramienia.

Teraz miała szansę.

Poderwała się z podłogi i rzuciła w stronę drzwi. Na jej drodze na szczęście stały tylko sąsiadki z piętra wyżej. Odepchnęła siostry, które zaskoczone poleciały na starą komodę. Mebel odbił od ściany i zwalił się na kilka osób.

Nagły rumor i chmura wieloletniego kurzu tylko zwielokrotniła zamieszanie.

Na oślep dobiegła do drzwi. Chwyciła za klamkę i pociągnęła do siebie. Były otwarte.

- Dlaczego nikt jej nie związał? Czy wszytko muszę ja kurwa robić, RAUS!

Wystrzał. W małym pomieszczeniu rozpętał się chaos.

Skuliła się jakby czekając na uderzenie. Nic nie poczuła.

Pocisk odbił się gdzieś od sufitu. Nie było czasu do stracenia.

Wybiegła i zamknęła drzwi, zanim ktokolwiek zdążył zareagować. Przekręciła stary klucz w zamku. Sekundę później klamka zaczęła sama się poruszać.

- Ty przeklęta smarkulo, znajdę cię i ZABIJĘ!!! Słyszysz? WYRWĘ TE TWOJE BLOND WŁOSKI I ZAKATRUPIĘ!!!

Rozejrzała się po korytarzu. Przez główne drzwi nie wyjdzie. Poczuła jak ogarnia ją panika.

(Boże, Rafał)

Dość.

Weź się w garść. Musisz działać.

Rzuciła się korytarzem w stronę drzwi. Pod sufitem ciągnęły się ogromne rury w różnych kolorach. Metalowe wrota na końcu korytarza prowadziły na tylne podwórko. Często korzystała z nich, kiedy wynosiła śmieci.

Modliła się, żeby nie były zamknięte. Dobiegła do nich i chwyciła wielki uchwyt. Cała drżała.

Były otwarte. Odetchnęła z ulgą. Wytężyła wszystkie siły i zaczęła odsuwać ciężkie metalowe wrota.

Chrupot pękającego drewna. Obejrzała się przez ramię.

Z drzwi wystawała pomarszczona dłoń, nawet z tej odległości widziała na niej brązowe plamy, świadczące o problemach z wątrobą. Szukała klucza w zamku.

Poczuła bicie swojego serca jakby zaraz miało wyskoczyć. Naparła całym ciałem na przesuwające się drzwi. Po chwili odskoczyły i uderzyły w ścianę.

Wybiegła na oblodzone schody. Wydostała się na zewnątrz z tej popierdolonej kamienicy. Na jej tyłach znajdował się mały dziedziniec przekształcony w parking, na którym stały tylko dwa auta przykryte śniegiem.

(szybciej)

Na ziemi leżało kilka centymetrów śniegu, ostatnie trzy dni stycznia ciągle padało. Światło księżyca odbijało się w białej powłoce. Miała na sobie tylko koszulkę bez rękawów, a musiało być kilka stopni poniżej zera, ale teraz nie przejmowała się tym. Chciała być tylko jak najdalej stąd.

Za sobą usłyszała głuche rąbnięcie. To ktoś potraktował drzwi z kopniaka.

Zaczęła biec w stronę choinek, które zasłaniały wyjście z podwórka. Tam będzie bezpieczna. Podwórko oświetlała tylko jedna latarnia.

Z jej ust z każdym oddechem wylatywał obłoczek pary, starała się biec szybciej, ale kłujące zimnem powietrzem wgryzało się w jej gardło.

(już niedaleko)

Obejrzała się przez ramię. Na schodkach do piwnicy w nikłym świetle lampy mignął kawałek piżamy.

- Po...mocy! – starała się krzyknąć, ale nie mogła już złapać oddechu.

Przyśpieszyła. Jeszcze cztery metry.

(Uda się!)

Huk wystrzału rozniósł się po okolicy.

Dobiegła do iglastych drzewek. Znalazła się w zbawiennym półmroku gałęzi choinek. Upadła na ziemię i złapała się za lewe żebro. Potężnymi haustami wciągała zbawienne powietrze do płuc.

Śnieg dookoła zaczął nasiąkać krwią.

Oparła się o konar drzewa. Poczuła jak zwalnia jej oddech. Jej oczy same zaczęły się przymykać. Wiedziała, że już ich więcej nie otworzy. Położyła się na śniegu. Był ciepły od jej krwi.

Zimno przestało przeszkadzać. Było nawet miłe. Zamknęła oczy.

Oznacz jako: przeczytane ulubione chcę przeczytać

Komentarze

Ciekawe i dobrze napisane. Planujesz napisać następną część?
Odpowiedz
Fajne, jedno z nielicznych tak trzymających w napięciu 9/10
Odpowiedz
Zaloguj się, aby dodać komentarz.

Inne od tego autora

Archiwum

Najnowsze i warte uwagi

Artykuły i recenzje