Historia

Onryo

pennywise 0 8 lat temu 1 094 odsłon Czas czytania: ~11 minut

Noc była taka, jak na lipiec przystało - gorąca i parna. Byłem z moją dziewczyną Alą i paroma kumplami, na spotkaniu w knajpie, w centrum Łodzi. Pełna, wakacyjna sielanka. Kim jestem? Mam na imię Robert, jestem dwudziestolatkiem, studiuję prawo i administrację. Kiedyś byłem szczęśliwym człowiekiem. Tej nocy wszystko się popsuło. Chociaż, nie. To ja coś kiedyś popsułem, lecz myślałem, że należy to do przeszłości. I wiecie, co? Miałem rację. Tyle, że przeszłość czasami nas dopada. A gdy już nas dopadnie, łapie w szczęki i gryzie, aż do momentu gdy się wykrwawimy.

Wiecie jak to jest, na spotkaniach ze starymi znajomymi, prawda? W programie jest zawsze gadanie o starych czasach, śmianie się z niczego, gadanie o starych czasach, picie na umór i jeszcze czasami gadanie o starych czasach. Te wakacje miały być najlepsze w moim życiu. Ala była cudowną dziewczyną. Ten koszmar zaczął się na tej cholernej imprezie, jestem tego pewien. Wszystko przebiegało normalnie, do mniej, więcej północy. Kilka minut po niej, sięgnąłem po drinka. Wtedy, bez żadnego ostrzeżenia, zaczęło mi przeraźliwie piszczeć w uszach, jakby petarda wybuchła zbyt blisko mnie. Starałem się to zignorować, zwalając to na karb typowego ,,szumienia w głowie'' po alkoholu. Wkrótce po moim ciele rozlał się przeraźliwy ból, czułem się jakbym miał wiele obrażeń, zewnętrznych i wewnętrznych, ale nic mi nie było ponieważ jedno z ognisk bólu znajdowało się na prawej ręce, która wyglądała tak jak zwykle. Głowa zaczęła mi pulsować jednostajnym bólem. W ustach poczułem metaliczny smak krwi i poczułem, że w gardle zalegają mi grudki ziemi. Ręka mi drżała. Zrezygnowałem z drinka.

- Przepraszam. - wybąkałem, sunąc w kierunku toalety.

Dopadłem do drzwi i zamknąłem się w lekko zaniedbanej toalecie. Oparłem się o umywalkę i zacząłem głęboko oddychać. Próbowałem się zrelaksować, wmówić sobie, że nie czuję tych dziwnych dolegliwości.

- Spokojnie, Robert, spokojnie. Zatrułeś się czymś, może tymi drinkami, może tym szajsem, który zjadłeś, ale wszystko jest w porządku... - mówiłem to spokojnym głosem, a obrzydliwe uczucie powoli mnie opuszczało. Nagle urwałem. Usłyszałem głośne skrzypienie starych drzwi. Kątem oka dostrzegłem, że drzwi jednej z kabin otworzyły się na całą szerokość.

- Cholera. - powiedziałem bezwiednie. Odwróciłem się. W kabinie leżała dziewczyna. Młoda, około szesnastoletnia, z długimi, rudymi włosami, które opadały jej w nieładzie na twarz. Była ubrana w białą, lekką sukienkę. Jej przód był uchlapany krwią. W otwartym sedesie pływał przegniły bukiet kwiatów. Ostrożnie dotknąłem dziewczyny, lecz od razu odskoczyłem. Była zimna jak lód. Mimo, że strach gniótł mnie w żołądku, tłumaczyłem sobie, że muszę jej pomóc, pewnie straciła przytomność, albo coś. Nagle, ręka dziewczyny chwyciła mnie za nadgarstek. Dziewczyna podniosła głowę i zobaczyłem jej twarz. Mimo, że była w okropnym stanie, rozpoznałem ją. Ale to przecież niemożliwe...

- O Boże... - jęknąłem. Potem zalała mnie ciemność.

Straciłem przytomność, ale nie świadomość. Przed moimi oczami rozgrywała się scena, którą znałem, lecz dawno temu wyparłem ją z pamięci. Wiedziałem, że to co widzę, dzieje się w lipcu, cztery lata temu. Moje młodsze o cztery lata wcielenie szło ulicą, w blasku zachodzącego, lipcowego słońca. W ręce młodszy ja, trzymał bukiet. Wiedziałem, że to ten który widziałem pływający w kiblu.

Szesnastoletni Robert uśmiechnął się. W parku czekała ona. Ślicznie wyglądała, oświetlona przez zachód słońca. Wiedziałem co się stanie. Nie chciałem na to patrzeć, ale nie mogłem zamknąć oczu. Przecież już były zamknięte.(Ha ha) Moje alter ego wchodziło już do parku, gdy zza zakrętu wypadł stary chevrolet. Wiedziałem, że kierowca był pijany. Samochód wjechał na krawężnik, potem na trawnik, a potem prosto w dziewczynę. Młodszy ja krzyknął, lecz zamiast pomóc dziewczynie (nazywała się Laura, tak Laura) uciekł w odwortnym kierunku. Kwiaty upadły na ziemię.

Otworzyłem oczy. Nade mną stała Ala. Nie było ani śladu martwej Laury, ani zgniłego bukietu. Przetarłem oczy.

- Stra... Straciłem przytomność? - spytałem głupio.

- Tak, długo cię nie było więc poszłam sprawdzić co z tobą. - Ala uklękła - co się stało?

- Źle się poczułem, poszedłem do toalety i straciłem przytomność. - Uznałem, że fragment o krwawej mary w wersji kiblowej lepiej pominąć.

- Ale już w porządku? - Ala nie ustępowała.

- Tak, wszystko w porządku. - powiedziałem siląc się na uśmiech.

Nie, nic nie było w porządku.Zmyliśmy się wcześniej, niż było to zaplanowane. W domu, gdy kładłem już się spać, zobaczyłem napis wykonany czymś, co za bardzo przypominało krew, żeby nią nie być. Ala brała prysznic. Miałem chwilę na zmycie tego napisu. Ale co to dało? Czerwone litery śmiały się ze mnie :

Witaj znów Robert :*

Cztery dni.

***

CZWARTEK 13 LIPCA. Dzień pierwszy.

Tej nocy prawie nie spałem. Zastanawiałem się czy to wszystko co widziałem, było realne. Tak czy siak, uznałem, że muszę opowiedzieć Ali historię o Laurze. Była bolesna, ale to co widziałem...

Nie byłem przesądny, nie wierzyłem w duchy, ale wierzyłem, że przeszłość czasami może uprzykrzyć życie ludziom. Zasnąłem nad ranem. Jak przez mgłę pamiętam wrażenie, że ktoś bardzo zimny kładzie się tuż obok mnie.

Rano, po śniadaniu które upichciłem, złapałem Alę za ręce i powiedziałem, że muszę jej coś opowiedzieć.

- Czy to ma coś wspólnego z wczorajszym zajściem? - czyżbym słyszał rozbawienie w głosie mojej dziewczyny? Nie, to niemożliwe.

- Nie. - skłamałem bez mrugnięcia okiem.

- Doprawdy? - nutka szyderstwa?

- Posłuchasz mnie? - spytałem, lekko poirytowany. Ala pokiwała głową.

- Nie mówiłem ci, że w liceum byłem pod opieką psychiatry. Potrzebowałem jej jak cholera. Wszystko, przez to, co się stało latem, po pierwszej klasie. Do klasy chodziła ze mną pewna dziewczyna, Laura Witczak. Była nietypowa. Uparta, leworęczna indywidualistka. Od razu się polubiliśmy. Pod koniec roku szkolnego zacząłem zauważać, jak na mnie patrzy. W końcu, na początku wakacji powiedziała, że chce abyśmy zostali kimś więcej, niż tylko przyjaciółmi. Odpowiedziałem, że potrzebuje czasu, do namysłu. Mieliśmy się spotkać 16 lipca w parku na Zdrowiu. Poszedłem tam. Kupiłem cholerne róże. Chciałem jej powiedzieć, że ją kocham. Czekała na mnie w parku. Chciałem do niej podejść, ale wtedy skosił ją pijany kierowca.

- To straszne. - powiedziała Ala. Nie wyglądała jednak na przerażoną. Wyglądała jakby znała bardzo dobrze tą historię.

- Ale nie to było najgorsze. Zamiast udzielić jej pomocy, uciekłem jak ostatni tchórz. A ona jeszcze żyła. Zmarła następnego dnia w szpitalu, po tym jak znalazł ją nazajutrz, jakiś przechodzień. Umarła przeze mnie... - głos uwiązł mi w gardle.

Ala przytuliła mnie. Powoli się uspokoiłem. Reszta dnia minęła normalnie.

PIĄTEK 14 LIPCA Dzień drugi.

Nad ranem wybrałem się z Alą na spacer. Na klatce schodowej spotkaliśmy panią Bukowską. To urocza staruszka, z małym yorkiem.

Pies jest bardzo przyjacielski, ale teraz zachowywał się bardzo dziwne. Cały czas patrzył na Alę, ujadał i skomlał, ale gdy Ala chciała go dotknąć, uciekał przerażony.

- Co mu odbiło pani Franiu? - spytałem.

- Nie mam pojęcia. - odprała zdziwiona staruszka.

***

Wieczorem rozwiązywaliśmy krzyżówki. Zauważyłem, że Ala robi to lewą ręką, mimo, że była praworęczna.

- Od kiedy jesteś leworęczna? - spytałem

- Ludzie się zmieniają. - Ala mrugnęła okiem, chociaż nigdy dotąd tego nie robiła. Jednak byłem pewien, że ktoś bliski mi, miał zwyczaj mrugania okiem. Kto? To pozostawało dla mnie tajemnicą.

SOBOTA 15 LIPCA Dzień trzeci

Rano, po przebudzeniu, znalazłem karteczkę. Tekst brzmiał :

Hej, słodziaczku.

Musiałam iść coś załatwić. Sniadanie czeka

w kuchni. Może mnie trochę nie być.

Kocham cie

:*

Gapiłem się w tą kartkę kilka minut. To było zupełnie nie w stylu Ali. Nigdy nie znikała w ten sposób. Co ona może mieć do załatwienia? I ten zwrot ,,słodziaczku''...

Ona mnie tak nie nazywała, ale ktoś z pewnością ktoś mnie tak nazywał, bo znów miałem to wrażenie deja vu. Dziwne.

Miałem do wyboru : albo dalej się nad tym zastanawiać, albo zjeść śniadanie, które mi zostawiła. Wybrałem drugą opcję.

***

Po południu byłem u przyjaciela, który opiekował się starszą kobietą, pochodzącą z Japonii. Po miłym podwieczorku, stara japonka poprosiła mnie żebym podszedł. Mówiła po polsku, z uroczym akcentem. Gdy podszedłem złapała mnie za rękę, z siłą o jaką bym jej nie podejrzewał. Jej brązowe oczy roszerzyły się z przerażenia.

- Nawiedza cię onryo - mówiła - jej blisko ciebie, bliżej niż ci się wydaje. Musisz ją zabić, zniszczyć nośnik, to już nie jest ona. Musisz to zrobić. Albo ty albo ona... - głos staruszki słabł, aż w końcu jej głowa opadła na klatkę piersiową. Zabawne, jak szybko starsi ludzie potrafią zasypiać. To co mówiła przyprawiło mnie jednak o gęsią skórkę. Nie rozumiałem tego, ale biorąc pod uwagę co widziałem wtedy w toalecie...

Nie. To była po prostu halucunacja wywołana nadmiarem alkoholu i bolesnym wspomnieniem. Tak wtedy myślałem. Mimo to, wychodząc zagadnąłem przyjaciela.

- Co to jest to onryo?

- Według japońskiej mitologii, mściwy kobiecy duch powracający by pomścić swoje krzywdy. Ale nie przejmuj się tym, ona często ma takie dziwactwa. - odparł.

Uznałem, że to dobra rada.

***

Ala wróciła wieczorem. Nie wyglądała dobrze. Słaniała się na nogach i była bardzo blada.

- Co ci jest? Gdzie byłaś? - zasypywałem ją pytaniami, jednocześnie starając się utrzymać ją na nogach.

- Nie ważne słodziaczku - odprała. - chodźmy spać.

W innych okolicznościach nieźle bym się wśćiekł. Ale moja dziewczyna wyglądała bardzo marnie, a ja sam byłem zmęczony. Wkrótce usnęliśmy. Przed zaśnięciem pomyślałem, że Ala ma dziwny głos. Nie zmęczony, ale jakby nie jej. Potem nie myślałem o niczym.

NIEDZIELA 16 LIPCA Dzień czwarty.

Rano spostrzegłem, że Ali znów nie ma. To już była przesada. Tym razem nie było karteczki. Na biurku leżała gazeta. Dzisiejsza. Za cholerę nie wiem jak się tam znalazła. Jedynym logicznym wytłumaczeniem było to, że Ala ją przyniosła. Ale po co?

Gazeta była otwarta. Jeden z artykułów był zakreślony. Zacząłem czytać :

TAJEMNICZA ŚMIERĆ W WIĘZIENIU

DNIA WCZORAJSZEGO W WIĘZIENIU NA ULICY SMUTNEJ UMARŁ JANUSZ LEMKE. ODSIADYWAŁ ON WYROK, ZA WYDARZENIE SPRZED CZTERECH LAT. WTEDY, POTRĄCIŁ SZESNASTOLETNIĄ LAURĘ WITCZAK, BĘDĄC W STANIE NIETRZEŹWYM. NIE UDZIELIŁ JEJ POMOCY. DOSTAŁ WYROK DZIESIĘCIU LAT POZBAWIENIA WOLNOŚCI. ODSIEDZIAŁ JEDYNIE CZTERY. WCZORAJ WIECZOREM STRAŻNICY I WSPÓŁWIĘŹNIOWIE USŁYSZELI KRZYKI Z CELI LEMKEGO. GDY SŁUŻBA WIĘZIENNA OTWORZYŁA DRZWI, LEMKE NIE ŻYŁ. OFICJALNĄ PRZYCZYNĄ JEST ZAWAŁ SERCA. JEDNAK, JEDEN ZE STRAŻNIKÓW W WYWIADZIE DLA NAS POWIEDZIAŁ :

- ON WYGLĄDAŁ, JAKBY UMARŁ Z PRZERAŻENIA.

Patrzyłem na ten artykuł z przerażeniem. Ala (nie, to już nie Ala, przecież wiesz) chciała bym to znalazł. Sprawca śmierci Laury nie żył. W tym momencie byłem zupełnie pewny, że wszystko co widziałem tego wieczora w knajpie było prawdziwe. Usłyszałem w myślach głos mego przyjaciela.

,,Mściwy duch powracający aby pomścić krzywdy''

No tak. Lemke ostygł. Ja byłem następny. Nagle przerażająca myśl przypłynęła mi do głowy. Usiadłem. Zacząłem analizować wydarzenia poprzednich dni. Dziwne dolegliwośći, wizja martwej Laury, dziwne zachowanie psa do Ali, jej nagła leworęczność, zmiana głosu...

Jak ja mogłem być aż tak ślepy?!

***

W toalecie była kolejna karteczka. Oto jej treść :

A więc wiesz wszystko słodziaczku

Dzisiaj to kończymy. Wiesz gdzie i

kiedy. Kocham cię :*

Laura.

Pójde tam wieczorem. Albo wygram ja albo Laura. To trzeba skończyć.

***

Artukuł prasowy z dnia 17 lipca 2015 :

ŚMIERĆ STUDENTA.

WCZORAJ WIECZOREM SZEŚCIESIĘCIOLETNIA WIESŁAWA KRÓL USŁYSZAŁA KRZYK W PARKU NA ZDROWIU. CZYM PRĘDZEJ POBIEGŁA W KIERUNKU GŁOSU. BYŁO JUŻ ZA PÓŹNO. W STAWIE PŁYWAŁY ZWŁOKI DWUDZIESTOLETNIEGO ROBERTA KOWALSKIEGO. KOŁO NIEGO PŁYWAŁ BUKIET RÓŻ I KARTECZKA.

WEDŁUG PANI WIESŁAWY NA TWARZY DENATA ODMALOWAŁO SIĘ PRZERAŻENIE.

SPYTALIŚMY JEDYNEGO ŚWIADKA CZY NA KARTECZCE BYŁ JAKIŚ NAPIS.

- O TAK - POWIEDZIAŁA PANI WIESŁAWA - BĘDZIE MI SIĘ SNIŁ PO NOCACH. BYŁO TAM NAPISANE : TERAZ MÓJ SŁODZIACZEK JEST ZE MNĄ. NA ZAWSZE.

Oznacz jako: przeczytane ulubione chcę przeczytać

Komentarze

Zaloguj się, aby dodać komentarz.

Inne od tego autora

Archiwum

Najnowsze i warte uwagi

Artykuły i recenzje