Historia

Wciąż patrzą 28

kuro 2 8 lat temu 5 849 odsłon Czas czytania: ~13 minut

Początek serii: http://straszne-historie.pl/story/11034-Wciaz-patrza

Spis wszystkich części w profilu: http://straszne-historie.pl/profil/6330

Uspokajam oddech, będąc jeszcze w połowie świadoma. Wsłuchuję się w ciche odgłosy za drzwiami. Kroki. Rozmowy. Kichanie. Dźwięk rozsypywanych tabletek. Mimo iż sen jest gotowy mnie pochłonąć, ciągle nie potrafię spokojnie usnąć. Coś gniecie mnie w udo, coś mnie uwiera. Zaczynam się wiercić, zapominając kompletnie o odpoczynku.

Podarowano mi ocean.

Przewracam się na bok, lekko kopiąc Pełzaka, na co odpowiada mi cichym mruczeniem. Jest taki ciężki. Zawsze wydawało mi się, że kości owleczone skórą nie ważą tak dużo. Pewnie przytył po tych cukierkach. Swoją drogą, nigdy nie zastanawiałam się nad tym, czemu cienie obsesyjnie uwielbiają słodkie rzeczy. Z tego, co mówił Aleksy, wynika, że Pełzak nie jest upośledzony, jeśli chodzi o dietę. Widocznie zżeranie słodyczy leży w ich naturze. Ciekawe czy wszystkie tak mają.

Podarowano mi ocean.

Pielęgniarki toczą rozmowę na temat zmian na oddziale dla czubów o wysokim level'u. Podobno ktoś wykupił dwie trzecie własności psychiatryka. Zapowiadają się ciężkie czasy. Pewnie nowy współwłaściciel będzie chorym dupkiem, który wykorzystuje wszystkich po kolei. Mam nadzieję, że opuszczę to miejsce, zanim zmienią się zasady. Jestem już prawie zdrowa. Prawie zdolna do normalnego funkcjonowania.

Podarowano mi ocean.

Siadam na skraju materaca. Pierdolę. Nie zasnę. Ziewam, po czym przeciągam się leniwie. W ciszy, która zapadła nagle, słychać jedynie niskie mruczenie cienia. Mój uważny anioł zapadł w głęboki sen. Świetnie. Teraz, znając swoje szczęście, wpadnie banda potworów i pożre mnie żywcem. Nie chcę, żeby Pełzak spał, ale gdy go zbudzę, pewnie znów będzie się złościł. O ironio, gdybym wiedziała o jego nieszkodliwości te pieprzone... piętnaście lat temu, już dawno nauczyłabym go posłuszeństwa.

Wbijam wzrok w jego podkulone kończyny. Wcześniej nie przyszło mi do głowy, by obejrzeć go z bliska. Byłam przekonana o jego swoistej zwyczajności, ale teraz zauważam znaki szczególne. Skóra, która wydawała się idealnie czarna, idealnie gładka i idealnie straszna, tak naprawdę jest pomarszczona i sucha. Dłuższą chwilę rozmyślam nad tym, czy nie przeszkadzają mu kolce, które wychodzą z jego stawów. Czy mają jakieś zastosowanie? Może istnieją, by pomagać cieniom w rozrywaniu ofiar?

Pełzak wtula się w koc.

Tak. To coś i zabijanie niewinnych ludzi. Założę się, że nie potrafiłby skrzywdzić nawet muchy.

Uśmiecham się lekko, otulając czarną postać, kiedy na barku cienia zauważam ranę. Cofam dłoń. Jest świeża, ciemnoczerwona. Czekam chwilę, ale krew nie krzepnie. Przełykam gorzką ślinę, dotykając swojego prawego ramienia. Czy to możliwe? Wyczuwam pod palcami zgrubienie. Pamiętam, jak w trzeciej klasie szkoły podstawowej, pewien dupek imieniem Krystian, zepchnął mnie ze stopni. Miałam rozcięty bark. Blizna została na moim ciele do dziś.

Otwieram usta. Podciągam rękaw sukienki, odsłaniając ślady po igłach. Może się wydawać, że takie drobne rany szybko się goją, jednak jeśli kłucia są częste, skóra robi się wrażliwsza. Dlatego całe moje wewnętrzne przedramię pokryte jest kropkami. Drżącą dłonią przekręcam rękę cienia. Liczę rany na jego skórze, z których ciągle toczy się rubinowa substancja. A więc Pełzak przejmuje moje urazy? Były w stanie zagoić się na mnie tylko dlatego, że on ciągle przez nie cierpi? Nie chcę, by cierpiał.

Gładzę jego długie, ostre szpony. Potwór przeciąga się i skula w kulkę. Bez wątpienia jest moim aniołem. Zastanawia mnie tylko, czy dokuczają mu te wszystkie skaleczenia. Jeśli zostaje zraniony, gdy ja uszkodzę swoje ciało, to może cierpi też wtedy, gdy moja psychika popełnia samobójstwa? Może tylko dzięki temu, że zabiera ode mnie całe moje cierpienie, ja jestem w stanie funkcjonować?

Gdyby tak było, byłby to najbardziej smutna rzecz na świecie.

Ściskam jego dłoń, wstaję i zaczynam chodzić po pokoju. Nie wiem, co mam ze sobą zrobić. Podchodzę do szafy, otwieram ją. Napotykam swoje odbicie w tafli lustra. Biała twarz. Białe włosy. Zero śladu życia. Oto ja.

Podarowano mi ocean.

Pamiętam dzień, w którym zjawiłam się w tym ośrodku. Przywieźli mnie tu wieczorem. Czułam się jak podrzucony szczeniak, całkowicie osamotniona. Całkowicie niechciana. Beznadziejnie zagubiona. Skoro już porównuję siebie do psa, muszę przyznać, że wyrośnięcie ze strachliwego ratlerka na groźnego, kapryśnego wilka, zajęło mi dużo czasu. I oczywiście pieniądze moich rodziców pozwoliły mi się tu ustawić, co z kolei spowodowało, że zgubiłam siebie w sobie, a to pomnożyło moje schizy. Prawdę mówiąc, nie pamiętam już, jaka jest prawdziwa Hanna. Jestem oddechem tego, co było kiedyś. Jestem tylko iluzją.

Podarowano mi ocean.

Zanurzam palce we włosach, próbując się uspokoić. Jeszcze raz usłyszę w głowie ten cichy głos, a skoczę z dachu albo podetnę sobie żyły. Wiem. Wiem, że podarowano jej ocean. Ale nie wiem kto. Nie wiem czemu. Nie wiem nawet, o co dokładnie chodzi. Opadając na podłogę, zwijam się w kulkę. Usiłuję myśleć o przyjemnych rzeczach, zaciskając powieki z całych sił. Wszystko będzie dobrze.

Podarowano mi ocean.

Kurwa, czemu to jest tak wkurwiające? Czemu...?

Kiedy ponownie otwieram oczy, ogarnia mnie panika. Jest ciemno. Nic nie widzę. Dźwięki wirują nade mną i wpadają do moich uszu. Są takie ciężkie. Oddycham z trudem, a moja skóra piecze. Nie wiem, co się dzieje. Słyszę kroki, zbliżające się ku mnie. Nie mam możliwości się poruszyć. Jestem obolała, a przerażenie potęguje całe to cierpienie. Obłęd narasta w moich żyłach i, kiedy mam zamiar stracić rozum, nade mną rozlega się dźwięczny, kobiecy głos.

- Izabelo.

Nie jestem Izabelą.

- Jesteś gotowa wyzdrowieć?

Chciałabym zacząć krzyczeć, ale strach, dezorientacja i panika, nie pozwalają mi nawet na najmniejszą reakcję.

***

Postanowiłam nie reagować w żaden sposób na bodźce z zewnątrz. To, co się teraz ze mną dzieje jest niemożliwe do wytłumaczenia. Potrafię określić moje dokładne położenie. Czuję swoje ciało, jednak mój umysł został porwany do całkowicie innego uniwersum.

Okropne uczucie, ale mimo wszystko ciesz się, że się ujawniła. Może to będzie końcem tego szaleństwa? Może teraz będę miała szansę uzyskać kolejną wskazówkę? Jednocześnie jestem pewna, że to będzie kolejne bezsensowne wspomnienie.

Przesuwam się lekko, czując, że tacę połączenie z tym, co dzieje się w mojej głowie. W tej samej chwili dociera do mnie fakt, jak bardzo słaba jest „moc” dziewczynki. Gdybym tylko wykonała jakiś szybki ruch albo wzięła głębszy oddech, halucynacja ot tak po prostu by mnie opuściła. Nie chcę, żeby zniknęła, dlatego zastygam w bezruchu. Czekam. Słyszę głosy z psychiatryka w moim świecie i skrzypienie wózka w świecie, który pochłonął mnie bez żadnego ostrzeżenia. Wiem, że Matra wywiozła z pokoju Izabelę. Jesteśmy obecnie w piwnicach. Czuję zimny zapach mokrych murów, a chłód sprawia, że krew w moich żyłach zamarza.

- Podałam jej tabletki...

- Znów ktoś obgryzł ścianę.

- Posprzątać hol?

- Już niedługo, będziesz zdrowa, Izabelo.

Ciarki i narastająca niepewność, to jedyne uczucia, na jakie mogę sobie pozwolić. Groźny dźwięk otwieranych drzwi wzbudza już tylko panikę, której nic nie zatrzyma. To tutaj. To stąd dochodziły krzyki. To tutaj krew wypływała na zewnątrz, barwiąc szkarłatem podłogę. To tutaj moi przyjaciele tracili życie. Co chcą zrobić ze mną? Czy mój ojciec zwariował już do tego stopnia, by pociąć własną córkę? Aż tak bardzo nienawidzi mojego wyglądu? Czy zabijając mnie, chce wypędzić chorobę? Gdybym mogła teraz krzyczeć, cały świat usłyszałby mój krzyk.

- Przygotuj narzędzia, Marto. – echo jego głosu rozdziera moje serce.

- Dobrze.

Jestem przesiąknięta złymi myślami. Nie mogę przestać zadawać sobie pytania, ile właściwie dzieci zostało tu zamordowanych.

- Kochanie. – dotyka mojej dłoni. – Już wszystko będzie dobrze. Wyzdrowiejesz.

Kręcę chaotycznie głową, a piekące łzy wzbierają pod moimi powiekami. Nie chcę umierać. Nie chcę umierać w taki sposób. Błagam.

- Nie bój się. Matra zaśpiewa ci piosenkę. Wszystko będzie dobrze.

Protestuję w myślach. Wyobrażam sobie, że gryzę te dłonie, które niegdyś z troską przeczesywały moje włosy, a teraz kładą mnie na zimnym blacie. Chciałabym piszczeć. Chciałabym nie pozwolić im na to, ale jestem bezsilna. Nie mogę nawet swobodnie oddychać.

- Znieczulenie.

- Proszę.

Lekkie ukłucie świadczy o obecności leku w moim organizmie. Momentalnie staję się senna i wystarczy kilka chwil, bym przestała cokolwiek czuć. Moje zmysły są jednak dostatecznie aktywne, by wychwycić z otoczenia zapach rozkładu i cichy głos, wołający moje imię. Żyją. Niektórzy z nich wciąż żyją. Może mogłabym...

Udaje mi się wyciągnąć dłoń w stronę dobiegających głosów moich drogich przyjaciół. Usiłuję przekazać im, że wszystko będzie dobrze. Już niedługo to wszystko się skończy i znów będziemy mogli razem spędzać czas.

- Izabelo...

Wyczuwam, że wszystko wokół mnie się zatrzymało. Mój ojciec zamarł w bezruchu.

Słyszę, jak odkłada narzędzia na stolik. Oddala się. Jestem przerażona, gdy zdaję sobie sprawę z tego, że poszedł za głosem dziecka.

Nagle rozlega się uderzenie. Powietrze przesiąka krwią. Nie słyszę już żadnych głosów.

- Czy jest pan pewien, że płuca wytrzymają, gdy obiekt jest już martwy? – szept Marty odbiera mi nadzieję. Chyba nie mają pojęcia, że jestem jeszcze świadoma.

- Powinny. Jeśli jednak się nie uda, znieczul trójkę.

Rozpacz rozrywa moje wnętrzności, a ból ujawnia się pod postacią jednej łzy, która spływa po moim nieruchomym policzku.

Błagam. Wybaczcie mi, przyjaciele. Nie jestem w stanie was uratować.

Odwracam głowę, nie chcąc nawet słyszeć tego, co mówią. Izabela zasypia, ale ja wciąż jestem świadoma i panicznie boję się bólu, który za chwilę mnie pochłonie. Chcę się już wyrwać z tego koszmaru, ale strach nie pozwala mi nawet na najmniejszy ruch.

Otwieram szeroko oczy, gdy pukanie odbija się echem od białych ścian mojego pokoju. Dezorientacja wypełnia moje usta, dławiąc swoją obecnością. Słyszę, jak drzwi zostają uchylone. Resztkami sił podnoszę swoje ciało z podłogi. Nie chcę, by ktokolwiek widział mnie w takim stanie, więc chowam się za drzwiami szafy, udając pochłoniętą składaniem ubrań, zanim pielęgniarka przekracza próg. Zaciskam zęby. Mam wrażenie, że jestem na karuzeli.

- Pani Hanno, pani matka czeka w holu. – mówi obojętnym głosem.

Odwracam głowę i patrzę na jej twarz, kompletnie nie rozumiejąc znaczenia słów, które wypowiada. Moja matka? Co, do cholery, tu robi? Nie widziałyśmy się już parę dobrych miesięcy, więc czemu tak nagle? Może ostatnim razem tak ją przeraziłam, że postanowiła ponownie sprawdzić co ze mną? Chociaż nie... martwienie się o mnie nie jest w jej stylu. Musi być jakiś inny powód.

Przed wyjściem zerkam jeszcze na cienia, który ciągle twardo śpi. Jego ciało unosi się lekko przy każdym wdechu.

- Jeśli nie chce pani iść, powiadomię...

- Nie. – mówię szybko. – Już idę.

Skupiam całą uwagę na tym, by się nie przewrócić. Chwiejnym krokiem wychodzę z pokoju w asyście pielęgniarki, bezustannie zastanawiając się, po co przylazła tu moja matka i czemu jest sama.

Te puste, białe korytarze wydają się okropnie przygnębiająca. Są dla mnie obce, kiedy nie ma przy mnie Aleksego. Chyba w jakiś sposób uzależniłam się od jego obecności. Wpadam w lekką panikę, kiedy go nie ma, ale rozumiem, że on posiada też swoje życie. Kiedy wychodzi z pracy, kiedy tylko opuszcza psychiatryk, kompletnie zapomina o Hannie wariatce. Wraca do realności. Do świata, w którym mnie nie ma.

Ale będę. Muszę być.

- Kochanie!

Nagły pisk i uwięzienie w ramionach budzą we mnie panikę. Mam ochotę odskoczyć do tyłu. Instynkt samozachowawczy mówi mi, że powinnam uciec, walczyć o swoje życie. Powinnam schować się w bezpiecznym miejscu i wyjść, dopiero kiedy zagrożenie w postaci mojej matki zniknie.

- Tak dawno cię widziałam.

Odsuwa mnie od siebie. Przez chwilę się waha, dotyka moich ramion. Czyżby bała się, że zarażę ją swoim szaleństwem? W końcu zostaję ponownie pochwycona.

- Zmieniłaś kolor włosów. I je obcięłaś.

Zakłada pukiel za moje ucho. Wzdycham ciężko, przypominając sobie, jak bardzo irytująca potrafi być moja matka. Ma piskliwy głos, a sam jej widok wywołuje u mnie dreszcze. Zawsze wyszukana fryzura. Markowe ubrania. Jesteśmy kompletnym przeciwieństwem siebie, jeśli chodzi o wygląd, ponieważ ja zachowałam swoją naturalność, a ona... no cóż. Lepiej, żeby nie stawała blisko grzejników, bo plastik pod wpływem temperatury ulega stopieniu.

- Gdzie tata? – pytam oschle. Zauważyłam, że pielęgniarka gdzieś zniknęła, a w holu znajdujemy się tylko my.

- Przyjdzie za chwilę. – klepie mnie po ramieniu. – Usiądźmy.

- Gdzie jest teraz?

- Załatwia sprawy z doktorem Edmundem.

Mogłam to przewidzieć.

Karcąc siebie w duchu za nieprzemyślenie decyzji o wyjściu z pokoju, siadam obok mamy. Patrzę na swoje białe, chude nogi i marną sukienkę z papieru. Potem przenoszę wzrok na czerwone szpilki, różaną spódnicę i jej opaloną skórę. Wyglądam przy niej jak dziewczynka z zapałkami. Albo nawet gorzej, bo w sumie dziewczynka z zapałkami miała przynajmniej buty. W tej samej chwili zaczynam mieć natłok myśli. Zadaję sobie pytania typu: Jak wygląda cień mamy? Czy jest tak samo pachnący, piękny i idealny, jak ona? Oczywiście tego się nigdy nie dowiem, chyba że potwór postanowi się ujawnić.

- Stało się coś niezwykłego skarbie.

- Taa?

- Tak. Nie uwierzysz. – piszczy. Uśmiecha się szeroko, odciskając czerwoną szminkę na białych zębach. – Tata postanowił rozkręcić nowy projekt z doktorem Edmundem.

Przewracam oczami. Naprawdę, nawet w psychiatryku znalazłabym mnóstwo ciekawszych rzeczy, niż słuchanie o biznesach mojego ojca.

- Wykupił udziały od dwóch współwłaścicieli i teraz posiadłość w większej części jest nasza!

Ściska moje kolano, a ja nie mogę uwierzyć w to, co słyszę. Przełykam górę, która niewyjaśnionym sposobem znalazła się w moim gardle.

- Teraz możesz czuć się tu jak w domu!

Przenoszę wzrok na jej rozchichotaną twarz i, niech Bóg mi wybaczy, ale mam wielką ochotę pierdolnąć jej prosto w twarz. Jednak, zamiast tego chwytam strzępki powietrza i napycham nimi płuca.

- Niedługo wychodzę. – mówię krótko.

I cały jej entuzjazm znika. Całe szczęście wyparowuje. Euforie szlag jasny trafił.

- Jak to?

To pytanie utwierdza mnie w przekonaniu, że nikt nie czeka na mnie tam na zewnątrz. Kiedy wyjdę, nie będę miała nic. I nic będzie moim wszystkim.

- Już mi lepiej. Koszmary ustąpiły. Lęki przestały mnie gnębić. Nagła poprawa.

„Już mi lepiej” – czyli słowa, które wcale nie są prawdą. Jestem tu, by oszukiwać cały świat, dopóki nie wydobrzeję. I czasami boję się, że będę kłamać aż do śmierci. Nigdy nie było mi lepiej. Nigdy.

- Ale tata...

- Czy ty – przerywam jej. – w ogóle wiesz, na czym polega metoda leczenia według Edka?

- Słoneczko, nie interesuję się sprawami ojca.

Nienawidzę, kiedy mówi do mnie „słoneczko”. Czy ja, do kurwy, emituję promieniowanie we wszystkich zakresach fal elektromagnetycznych? No chyba nie.

- A więc cię oświecę. – ze złości zagryzam wewnętrzną stronę policzka. – Zamykają tu ludzi, którzy potrzebują prawdziwej pomocy, a wiesz, co otrzymują? Zostają naćpani prochami niewiadomego pochodzenia. Są zostawiani samym sobie. Na tym polega cały projekt. Ojciec musi przestać finansować ośrodek i sprzedać własności, jeśli nie chce mieć na sumieniu ponad dwustu pacjentów.

- Haniu. – patrzy na mnie wzrokiem, który jest troskliwy i pogardliwy zarazem. – To dobra inwestycja.

W tym momencie nie wytrzymuję. Coś we mnie pęka. Coś kroi moją duszę i wysysa resztki wiary w ludzkość z moich żył. Chyba oszaleję z tej wściekłości.

- Czy ty, do cholery, nie rozumiesz, co do ciebie mówię?

Dźwigam swoje ciało do pionu. Cała się trzęsę. Odczuwam negatywne działanie stresu bardziej niż kiedykolwiek wcześniej. Moja matka również wstaje i podchodzi do mnie niepewnym krokiem. Boi się mnie. Boi się, że jej córka wariatka będzie chciała ją zabić. Boi się potwora, którego urodziła.

Naprawdę, nienawidzę jej.

- Znów masz atak, kotku? Zawołać kogoś?

- Nie mam ataku. – wdech, wydech. Wdech, ja pierdolę, wydech.

- Uspokój się, już wszystko będzie dobrze.

„Wszystko”, „będzie” i „dobrze” przestrzelają na wylot moje skronie. Kiedy ona zrozumie, że nic nie będzie dobrze? J a k ma być „dobrze”, skoro własna matka, na wieść, że wychodzę z psycholandu, jest zawiedziona?

Nienawidzą mnie.

- Dlaczego? – szepczę. – Dlaczego tak bardzo boicie się mnie pokochać?

- Przecież kochamy cię, złotko. Bardzo.

Paznokcie kaleczą do krwi wnętrze moich dłoni. Wyję z bólu, którego nikt nie może usłyszeć. Co za kłamstwa. Co za perfidne, wyrachowane kłamstwa...

- Wszyscy macie już krew na rękach.

- O czym mówisz?

- O pacjentach! – krzyczę, a mój głos łamie się milion razy. – O ludziach, którzy zostali tu zamknięci i nafaszerowani jakimś narkotycznym gównem, by nie sprawiali problemów! Nie ważne ile „gwiazdek” ma ten psychiatryk w waszym gwiazdkowym rankingu luksusu! To miejsce jest naszym grobem. Zróbcie coś z tym.

- Nie takim tonem. – grozi mi palcem, jakbym była pięcioletnim dzieckiem. Mam ochotę

zaśmiać się jej w twarz, ale mój honor mi na to nie pozwala.

- Stąd wychodzą tylko nieliczni. A ty nie potrafisz nawet cieszyć się z faktu, że akurat mi się udało.

Chciałabym teraz, by zaprzeczyła, ale jej milczenie potwierdza moje słowa. Dopiero po kilku uderzeniach serca słyszę jej głos.

- Sama wybrałaś taką drogę.

- Wybrałam? Myślisz, że chciałam być czubkiem?

- Mogłaś żyć inaczej. – zaczyna płakać. – Mogłaś żyć...

Natychmiast zjawiają się pielęgniarze i pielęgniarki. Ktoś mówi, że muszę wracać do pokoju, ktoś uspokaja kobietę, która śmie nazywać się moją matką. Zostaję pochwycona i siłą prowadzona przez biały, długi korytarz.

Za sobą słyszę łkanie. Powtarza, że mogłam żyć inaczej. Później twierdzi, że życie jest piękne, tylko ja je sobie zniszczyłam. Tak. Bo przecież to był mój wybór, być szaloną. Życie. Życie. Ciągle, w kółko to samo.

- To nazywasz życiem? – szepczę, uśmiechając się lekko do siebie. W mojej głowie odtwarza się scena, kiedy zostawiają mnie w ośrodku. „My nie możemy ci pomóc” – powiedzieli. „Tu cię wyleczą” – powiedzieli. „Będziemy na ciebie czekać, córeczko” – kłamali.

Ciąg dalszy: http://straszne-historie.pl/story/12568-Wciaz-patrza-29

Oznacz jako: przeczytane ulubione chcę przeczytać

Komentarze

Znowu czekac bede.;( nie moglam wytrzymac juz dluzej. Noo
Odpowiedz
Wielbię <3
Odpowiedz
Zaloguj się, aby dodać komentarz.

Inne od tego autora

Archiwum

Najnowsze i warte uwagi

Artykuły i recenzje