Historia

Obcym wstęp wzbroniony

kier 12 8 lat temu 19 451 odsłon Czas czytania: ~7 minut

Ja i mój partner wiedziemy życie idealne.

To brzmi bardzo oklepanie i na pewno niektórzy zaczną w to powątpiewać, jednak ja mogę z czystym sumieniem stwierdzić: układa nam się wspaniale.

Wprawdzie nie jesteśmy za bogaci; wręcz przeciwnie, mieszkamy w małym domku przypominającym raczej letnią budowlę na działce, lecz to nie stanowi dla nas problemu. Mój Erwin starcza mi zamiast willi z basenem i jachtu, ponadto od zawsze doceniałam proste, skromne życie.

Jestem przekonana, że ułożyło mi się najlepiej, jak mogło; zapewne większość kobiet wcale by tak tego nie nazwała - lecz każdy ma własne standardy. Niby nie za często spotykam się z ludźmi, w domu czasem brakuje bieżącej wody czy prądu, a mój wybranek być może mógłby uchodzić za dziwaka czy odludka, niemniej to tylko pozory.

Muszę przyznać, że na początku sama byłam co do niego sceptyczna, jednak - na moje szczęście! - niebawem poznałam się na Erwinie i pokochałam jego nietuzinkowe poglądy, uczciwość, a także nieszablonowy sposób myślenia.

***

Chłopczyk miał na imię Remik i był w wieku siedmiu lat. Choć, gdybyście go zapytali, sprecyzowałby, że siedmiu i pół.

I być może miałby trochę racji – w końcu tamtego chłodnego, zimowego dnia uznany został za dostatecznie dużego, by udać się do pobliskiego sklepu po mleko, potrzebne do naleśników.

Szedł niespiesznie, ślizgając się czasem dla zabawy na oblodzonym chodniku, i miał nadzieję, że być może uda mu się spotkać kolegów ze szkoły idących gdzieś z r o d z i c a m i. Albo lepiej, Starszych Chłopaków, którzy pomyśleliby, że Remik może i ma siedem lat, ale jest fajny zupełnie jak dziewięciolatek. Może nawet zabraliby go ze sobą do jednej ze zrobionych z gałęzi tajnych baz, które na wiosnę są naprawdę przydatne, chociaż na to akurat raczej nie ma co specjalnie liczyć, ostatecznie – tajne bazy nie są tajne bez powodu. Nawet, jeśli sami ich konstruktorzy nie zawsze do końca go znają.

Remik szedł, pogrążony w takich rozmyślaniach, kiedy usłyszał kobiecy głos tuż koło siebie.

- Przepraszam, dokąd się pan wybiera?

Odwrócił się i dostrzegł młodą panią, nie całkiem kobietę i nie całkiem dziewczynę, z rodzaju tych, do których nie wiadomo jak się zwracać. Według chłopca mogła mieć zarówno szesnaście, jak i dwadzieścia czy trzydzieści lat. Jednak wyglądała całkiem miło – miała przyjazny uśmiech, duże, niebieskie oczy i kolorowe ubranie. Wprawdzie jej bardzo jasne włosy nie były zbyt czyste, podobnie jak znoszony ubiór, lecz chłopiec nie zwrócił na to specjalnej uwagi.

- Do sklepu – odrzekł. - Chyba...nie można rozmawiać z obcymi.

Uśmiechnął się trochę nieporadnie, a kobieta wybuchnęła śmiechem.

- To nic, nie boję się ciebie – odparła. - Poza tym, mam na imię Maura. - wyciągnęła trochę brudną dłoń.

- Remik. - chłopiec uścisnął ją niepewnie.

- I sam chodzisz do sklepu...? - Maura przekrzywiła głowę.

- No tak – odpowiedział chłopiec – Ty nie...?

Zaczerwienił się natychmiast, uznawszy, że powiedział coś głupiego – przecież ona była o wiele starsza!

- Wiesz, o ile się zdobędę na odwagę. - puściła do niego oko. - Ale ty mi wyglądasz na jakieś dziesięć lat, a wtedy chodziła za mnie mama.

Dziesięć lat?

- A teraz, ile masz? - zapytał. (Powiedziała, że wygląda na dziesięć lat!)

- Dwadzieścia jeden. - odparła. - Tylko czy to ma aż takie znaczenie? Mogę chyba wybrać się razem z tobą do sklepu, co? Jakoś cię polubiłam.

- No, chyba możesz. - odpowiedział Remik, uśmiechając się szeroko, aż w jego policzkach ukazały się dołeczki.

***

Wiele kobiet marzy o księciu z bajki, ewentualnie: wampirze ze zmierzchu czy cierpiącym Werterze, do mnie jednak nie przemawiają takie naiwne wizerunki ideału mężczyzny. Daleko mi do feministki; mój Erwin od początku wymagał ode mnie przynoszenia do domu jedzenia, gotowania, prania, sprzątania i prasowania. Faktycznie, zdarzało mu się mnie ukarać, jeśli nie wypełniałam swoich obowiązków jak należy, ale zawsze traktował mnie sprawiedliwie. Jeśli się nie wywiązałam – dostawałam nauczkę, natomiast nigdy, ale to nigdy nie dostało mi się za nic.

Urzekał mnie swoją wyjątkowością. Zapewne większość ludzi nie zrozumiałoby specyfiki naszego związku, naszych wspólnych zwyczajów, ani tego, jaki uczciwy to układ. Ale ja wcale od nich tego nie oczekiwałam; niezbyt często się z nimi kontaktowałam i nie zależało mi na tym. Dawniej byłam bardziej towarzyska, lecz dawniej uważałam także, że Erwin wcale nie jest nikim niezwykłym.

***

Maura zaczekała przed sklepem, gdy Remik kupował mleko. Jednak wcześniej dała mu trochę swoich pieniędzy, „na jakieś ciasteczka dla naszej dwójki”, co było naprawdę w porządku. W ogóle, dziewczyna zachowywała się bardzo w porządku – wcale nie traktowała go z góry, była bardzo miła i zabawna, a do tego naprawdę przejmowała się tym, co mówił, nie tak, jak czasem jego mama.

- Lubisz czekoladowe? - zapytał, wychodząc przy wtórze brzęknięcia dzwoneczka nad drzwiami. Maura drgnęła nerwowo, po chwili jednak znów się uśmiechnęła.

- Jasne, czekoladowe są super. A ty?

- Ja też, ale rzadko jem ciasteczka. Podobno psują się zęby.

- Chyba raz na jakiś czas nas to nie zabije. - Odepchnęła się od barierki, o którą stała oparta i zachwiała się na lodzie. - Cholerka, ślisko.

Remik zaśmiał się, wziął lekki rozbieg i przejechał kawałek na butach. Maura spróbowała powtórzyć jego wyczyn, ale jej podeszwy nie były tak gładkie.

- Prędzej się zabiję. To co, otworzysz te ciacha? - zapytała. Chłopczyk rozerwał opakowanie i poczęstował swoją towarzyszkę, która od razu wzięła kilka naraz i zjadła pospiesznie.

- Jesteś głodna? - zapytał.

- Mhm, trochę – przyznała. Remik uznał, że ona wygląda, jakby nie miała za dużo pieniędzy. „Szkoda”, pomyślał. „Jest fajna”.

- Dokąd idziemy? - zapytała po chwili.

- Jeśli długo nie będę wracał, mama się zmartwi.

- Jasne, ale chwilę chyba mamy? W sklepie nie było kolejki.

- Właściwie, możemy jeszcze się przejść.

***

W sumie można powiedzieć, że Erwin jest trochę dziwny. Jest to, naturalnie, integralna część jego charakteru, której ja nie zamierzam za nic zmieniać, lecz to momentami nieco... kłopotliwe.

Zdarza mu się na przykład mnie uderzyć, co nie jest chyba jakimś strasznym ewenementem, ale parę razy powiedział też, że mnie zabije, jeśli nie zrobię tego, co mi każe. Na pewno tylko tak mówił i nigdy by się nie posunął do zrobienia mi krzywdy, lecz ja, głupia, zawsze czułam się trochę niepewnie. Poza tym, większość partnerek nie musi prosić męża o zgodę na wyjście z domu, no i nie są trzymane pod kluczem.

W dodatku poznaliśmy się w dość specyficzny sposób. Początkowo wcale nie pragnęłam mieć z nim nic wspólnego. Ale czy to takie ważne...? Teraz go kocham.

I jeszcze sprawa dzieci. Zawsze, gdy wspominam mu o potomstwie, patrzy na mnie tak dziwnie, wybucha śmiechem i mówi:

„Maura, sam nie wiem, jak to możliwe, że takie rzeczy ci przychodzą do głowy.”

***

Maura i Remik znaleźli się kawałek dalej od sklepu. Nieco zbyt duży kawałek, lecz dziewczyna mówiła, że tutaj zawsze było najlepsze miejsce do ślizgania. Poza tym, podobno niewielu ludzi pojawiało się w tej okolicy, więc „nikt nie będzie na nas patrzył jak na wariatów”.

Chłopcu jednak to otoczenie średnio przypadło do gustu. Była tu piaszczysta droga, kilka wcale nie takich dużych zamarzniętych kałuż, oraz parę brzydkich, małych domów, jeden z tabliczką na ogrodzeniu „Obcym wstęp wzbroniony”. Nieszczególnie sympatycznie.

- Po co tutaj przyszliśmy? - spytał, spoglądając na nią ze zdumieniem. Czekoladowe ciastka zdążyły w międzyczasie się skończyć.

Maura uniosła wzrok. Przez moment sprawiała wrażenie smutnej, lecz kiedy chłopczyk właśnie miał zapytać, dlaczego, ostrze noża błyskawicznie przeszyło go na wylot.

***

Zastanawiam się nad tym wszystkim, podczas gdy Erwin siedzi w naszym małym saloniku i czeka na gotowany przeze mnie posiłek.

Leżąca na stole mała dłoń wygląda trochę śmiesznie, aż ciężko mi uwierzyć, że dawniej wzbudzało to we mnie taki wstręt i przerażenie. Na szczęście dzięki Erwinowi mam znacznie bardziej otwarty umysł.

Być może większość ludzi uznałoby, że jego kolejnym, kłopotliwym dziwactwem jest apetyt na ludzkie mięso. Ale on jest bardzo uczciwy i póki oni umierają, ja żyję.

Oznacz jako: przeczytane ulubione chcę przeczytać

Komentarze

Nie taki idealny ten związek
Odpowiedz
To sobie mama na niego poczeka xd
Odpowiedz
Trochę innego zakończenia się spodziewałam. I nie tak szybko :( Ale fajnie się czytało.
Odpowiedz
Well... Ludzka natura a moralność... :O
Odpowiedz
Bardzo fajna historyjka ,myslalam ze Erwinek bedzie wampirem , a tu niespodzianka ahahahah super!
Odpowiedz
http://blakier.blogspot.com/ Zapraszam na bloga :D
Odpowiedz
Dobreee! :D
Odpowiedz
Dla ludzi czytających komentarze przed przeczytaniem pasty: UWAGA, może tu być zawarty malutki SPOILER. No więc hmm... hmm... Kiedy zaczęłam czytać moment od: "Wiele kobiet [...]" do: "[...] Erwin wcale nie jest nikim niezwykłym.", na początku, szczerze powiem, skojarzyło mi się to z motywem BDSM (co tak naprawdę zaskoczyło mnie na tej stronie) i zaczęłam się zastanawiać, czy opowiadanie przypadkiem nie będzie miało właśnie poruszonego tematu seksu. Ale jednak - gdy doczytałam do końca, wszystko zrozumiałam. Ogólnie bardzo podobały mi się opisy sytuacji, styl pisania etc. Po prostu ładnie to zostało stworzone. I choć ogólnie spodziewałam się mniej "brutalnego" zakończenia, to i tak nie byłoto wielkim zaskoczeniem, bo motyw kanibalizmu nie jest tak naprawdę niczym szczególnym, choć rzadko spotykam to na strasznych (chyba, że ostatnio występuje częściej, tylko po prostu ja dawno nie wchodziłam). Ale ogólnie opowiadanie dobre, i tu słowa do autora: pisz dalej i poszerzaj horyzonty :)
Odpowiedz
Bardzo dobre opowiadanie :)
Odpowiedz
Hmmm... mam mieszane uczucia :^/
Odpowiedz
Świetny przeskok emocjonalny, przez prawie cały tekst miałem wrażenie, że nic się nie stanie, ale po ostatnich zdaniach muszę przyznać, że jestem w lekkim szoku
Odpowiedz
super sie czyta :-) fajne i klimatyczne :-)
Odpowiedz
Zaloguj się, aby dodać komentarz.

Inne od tego autora

Archiwum

Czas czytania: ~5 minut Wyświetlenia: 9 839

Najnowsze i warte uwagi

Artykuły i recenzje