Zestawienie
18 mrożących krew w żyłach historii, które przytrafiły się naprawdę
Opisy najbardziej mrocznych doświadczeń, jakie przeżyli internauci i podzielili się nimi w Internecie! Sprawdźcie co najbardziej mrocznego przytrafiło się użytkownikom Wykopu i Reddita!
@guh_graves z reddit.com Około 12 lat temu pracowałem jako ochroniarz w małej firmie w Nowym Jorku. Mój współpracownik, z którym miałem odbyć nockę zachorował, więc musiałem pracować od 12 do 6 całkowicie sam. Normalnie to nie byłby żaden problem, moim zadaniem jest tylko siedzenie w pokoiku z tyłu budynku i obserwowanie obrazów z kamer, czasami przejść się i pozamiatać koytarze. Nic wielkiego, prawda? Jak się okazuje, nie tym razem. Jeden z pracowników został w budynku po godzinach i udało mu się uniknąć poprzedniego ochroniarza. Najpierw kątem oka dostrzegłem jakiś ruch na jednym z monitorów, a potem kolejny, kilka minut później. To było niespotykane, ponieważ byłem przyzwyczajony, że akurat w tym budynku noce były zwykle spokojne. Trochę byłem przestraszony, kiedy wyszedłem na obchód, ale to moja praca, więc wziąłem latarkę i wyszedłem na korytarz. Zacząłem zamiatać w dużym korytarzyłem błysk światła na końcu. W tym momencie oczywiście spanikowałem. Stałem wryty jakąś minutę, patrząc w ciemność, niepewny co robić. Decyzja została podjęta za mnie, kiedy usłyszałem wystrzał pistoletu gdzieś na końcu korytarza. To był najstraszniejszy moment mojego życia. Powoli zacząłem iść wzdłuż korytarza sprawdzić co się stało. Dotarłem do końca i zobaczyłem, że w gabinecie dyrektora pali się światło. Powoli doszedłem do drzwi i uchyliłem je srając w portki. To, co zobaczyłem będzie mnie prześladowało do końca życia. Mężczyzna, którego widziałem wcześniej na kamerze usiadł w fotelu prezesa i strzelił sobie w głowę z pistoletu rozmazując krew i mózg na ścianach i podłodze. Okazało się, że ten facet miał problemy w domu, a że podobno prezes był dla niego strasznym chujem to postanowił skończyć ze sobą i nastraszyć prezesa równocześnie. W każdym razie, zrzygałem się kilka razy i zadzwoniłem po policję. Dostałem dwa tygodnie wolnego. Wciąż miewam o tym koszmary.
Usunięte konto, reddit.com: Historia o mordercy Dennisie Nilsenie. Zazwyczaj zabijał swoje ofiary (mężczyźni w wieku 20-30 lat) i zostawiał ich ciała porozrzucane po swoim domu zanim pozbywał się zwłok. Ciało jednej z ofiar powiesił sobie w sypialni. Pewnego dnia Denis znalazł mężczyznę, który przewrócił się przed jego domem. Wziął go do siebie i zadzwonił po karetkę. Następnego dnia mężczyzna przyszedł do Nilsena podziękować. Nilsen go zabił.
@Quantana z Wykop.pl: Historia miała miejsce jakieś 8 lat temu, około 4 miesiące po śmierci mojego taty. To właśnie on zawsze zawoził ją [mamę - dop. redakcja] do pracy, więc po jego śmierci była zmuszona zrobić błyskawiczny kurs na prawo jazdy. Niedługo po zdaniu egzaminu, wybrała się sama na grzyby i jadąc do lasu, zobaczyła przy drodze łapiącego stop staruszka, na oko jakieś +80 lat. Stwierdziła, że co jej może taki dziadek zrobić, więc się zatrzymała, skoro i tak jechała w tamtym kierunku. Wsiadając do samochodu powiedział: - Wiedziałem, że to właśnie Pani się zatrzyma, Pani X, a następnie opowiedział jej, jak to w czasie II wojny światowej został postrzelony i gdy był przez kilkanaście sekund w stanie śmierci klinicznej, widział całe swoje życie ze szczegółami: koniec wojny, jak poznaje swoją przyszłą żonę, ich życie razem, narodziny dzieci, śmierć ich wszystkich (łącznie z datami) , aż w końcu również i swoją. W pewnym momencie poprosił moją mamę o zatrzymanie się (pusta polna droga już totalnie za miastem) i zwrócił się do niej: - Przepraszam, że tak cały czas nie pozwoliłem Pani dojść do głosu i zanudzałem Panią opowieściami o moim życiu, ale już raz opowiadała mi Pani o sobie. Na imię masz X, masz dwójkę dzieci, Z i Y w wieku 14 i 15 lat, a 4 miesiące temu umarł Ci mąż V. Dziękuję za podwiezienie, masz dobre serce X. Pamiętam, że wróciła z tych grzybów cała roztrzęsiona tym co się wydarzyło. Do dziś nie wiemy co o tym myśleć, zwłaszcza, że moja mama przysięga, że nigdy wcześniej nie widziała na oczy tego człowieka i nie ma zupełnego pojęcia skąd mógłby wiedzieć kim jesteśmy, ani co się wydarzyło w naszej rodzinie.
Usunięte konto, reddit.com: Miałem 17 lat i właśnie dostałem prawo jazdy. W czasach liceum razem ze znajomymi chcieliśmy znaleźć opuszczone domy i robić w nich imprezy. Mieliśmy kilka dobrych kandydatów, ale faworytem był dom, który mijałem w drodze do pracy. Był niewykończony w środku, olbrzymi, z dużym ogrodem. Opowiedziałem o nim jednemu z moich znajomych i pojechaliśmy go obejrzeć przed pójściem do kina. Zmierzchało już, więc miałem włączone światła. Zatrzymałem się przed domem i staliśmy tam może z 10 sekund, zanim zawróciliśmy na główną drogę. Chwilę później, duża ciężarówka pojawiła się na drodze za nami świecąc długimi światłami i trzymając się tuż za nami. Zauważylismy ją oboje, ale nie zwracaliśmy na to uwagi. Na światłach skręciłem w prawo, ale ciężarówka zrobiła skrót przez stację benzynową i zablokowała nas. Wysiadł z niej wielki, przypakowany mężczyzna i w tym momencie byliśmy już z kumplem mocno przestraszeni. Zapukał w okno i opuściłem je. To zazwyczaj jest dosyć ruchliwa droga, ale dziwnym zbiegiem okoliczności akurat nie było nikogo w zasięgu wzroku. Koleś zapytał nas co robiliśmy przed domem i szybko skłamałem, że tylko zawracaliśmy. Popatrzył na nas kilka sekund, uśmiechnął się i kazał jechać dalej. Do dzisiaj dom nie został wykończony i jestem przekonany, że to miejsce do jakichś narkotykowych operacji.
@localh0st z Wykop.pl: Dwie ode mnie: Pierwsza moja sprzed roku (lvl 23): wracaliśmy samochodem z kuzynem (lvl 27) do domu przez las (była jakaś 1 w nocy, po ponurym deszczowym dniu, była mgła, był maj). Był to jego samochód, a że jest przyjezdny to miał 'obce' rejestracje z innego województwa. W pewnym momencie zobaczyliśmy z tyłu za nami samochód, który pojawił się znikąd- tak jakby wyjechał z lasu i włączył światła dopiero gdy był tuż za nami. Po pewnym czasie samochód nas wyprzedził i zniknął za zakrętem. Kilkanaście sekund później za zakrętem okazało się, że ten samochód stoi na środku naszego pasa, a na lewym pasie stoi facet (ponad 190cm wzrostu, 40 lat, byczek) który nas zatrzymuje. Gdy się zatrzymywaliśmy zablokowaliśmy nasze drzwi, zobaczyliśmy też, że w w tamtym samochodzie siedzi kobieta za kierownicą, ich samochód jest odpalony, zaparowany od środka i jest na rejestracji rzadko spotykanej w moich rejonach. Uchyliliśmy okno i usłyszeliśmy "co jest kurwa? dokąd jedziecie?". Powiedzieliśmy, że jedziemy do domu, zamknęliśmy okno i ruszyliśmy. W tym momencie zatrzymał nas drugi raz i zapytał czy mamy kable od akumulatora. Powiedzieliśmy, że nie i pojechaliśmy. Wtedy zauważyłem, że za naszym samochodem stała jeszcze jedna postać, dokładnie przy samym bagażniku. Do tej pory nie wiem jakie mieli intencje, cholernie nas ta dziwna sytuacja zaniepokoiła, zadzwoniliśmy na policję. Jeszcze jedna z reddita, którą czytałem chyba kilka lat temu, chyba pod subem "letsnotmeet" i zapadła mi w pamięci: mężczyzna napisał, że kilkanaście lat wstecz bawił się na osiedlu z dzieciakami, gdy podjechał do niego ktoś samochodem i częstował go cukierkami. A że OP wiedział, że nie należy się zgadzać na takie propozycje odmówił i uciekł. Później okazało się, że był to seryjny zabójca który porywał i mordował dzieci z jego okolicy, udało mu się ich porwać w ten sposób kilkanaście. Miał szczęście i jako dziecko otarł się o śmierć.
@bondmaxbondrock z reddit.com Kiedyś ze znajomymi wymienialiśmy się strasznymi historyjkami i jeden z nich opowiedział historię jego koleżanki, która ponoć wydarzyła się naprawdę (kilkoro innych ludzi ją zna i potwierdziło) Więc pewnego dnia, ta dziewczyna poszła opiekować się dzieckiem. Robiła to często, więc to była dla niej rutyna. W każdym razie, miała położyć dzieci spać o 9, więc tak też zrobiła. Kiedy poszły spać, ona zaczęła oglądać telewizję, odrabiać zadanie domowe i czekać, aż rodzice wrócą do domu. W pewnym momencie usłyszała odgłosy z piwnicy, jakby coś spadło, ale to zignorowała, bo pomyślała, że to jakaś pralka czy coś w tym stylu. Po pewnym czasie znowu usłyszała te dźwięki. Zdecydowała się zadzwonić na policję i powiedziała, że słyszy dziwne dźwięki z piwnicy. Pani z linii powiedziała, że jest patrol w okolicy i przekaże, żeby przyszli sprawdzić co się dizeje i że powinni być w przeciągu 20 minut. Po 5 minutach ktoś zapukał do drzwi, otwiera, a tam cały oddział. Dziewczyna zdziwiona powiedziała, że myślała, że przyjdzie tylko patrol, na co jeden z policjantów odpowiedział jej, że zaraz po tym jak się rozłączyła, usłyszeli, że ktoś inny jeszcze odkłada słuchawkę. Okazało się, że w piwnicy był człowiek i podsłuchiwał na drugim telefonie całą rozmowę. Policjanci zeszli na dół i go złapali, opazało się, że był poszukiwany za kilka gwałtów.
@cebulepotargalwiatr z Wykop.pl: Pewnej nocy - już dobre kilka lat temu - usłyszałam dziwne dźwięki dochodzące z salonu, jakby ktoś mówił. Nie słyszałam poszczególnych słów, po prostu jednostajnym tonem wymawiane zdania. Przemknęłam do pokoju mamy, budzę ją i mówię, że ktoś jest w domu. Ktoś się pewnie włamał, jakaś kobieta - głos brzmiał kobieco. Mama najpierw kazała mi spadać i dać żyć, ale potem sama usłyszała te niepokojące dźwięki i przestraszyła się nie na żarty. Zaczęła krzyczeć do ojca, który śpi na kanapie piętro niżej (to już inna historia, bliżej do "Trudnych spraw" ( ͡º ͜ʖ͡º) ): JEZUSMARIA, RATUNKU, WŁAMANIE, ROMAN, RATUNKU, WSTAWAJ!!! Cały czas to gadanie dochodziło z salonu, a ja miałam tak pełne gacie, że mimo uzbrojenia się w wazon nie odważyłam się wyjść do przedsionka po raz drugi, nie mówiąc o dużym pokoju - gdzie, jak wydawało mi się przez echo, doszły nowe głosy. Ojciec wstaje, chrząka, stęka idąc po schodach (tak działają żelazne nerwy ciężarowca), słyszymy jęk podłogi w salonie pod jego stopami. Potem głośny śmiech. A jeszcze chwilę później niedowierzające "o kurwa". Okazało się, że GPS zostawiony przez niego na stole sam się włączył. Sam też wyznaczył trasę. A na koniec przekazał, że "dotarłeś do celu". Co dziwne, celem tym był jeden z głównych cmentarzy w okolicy. Rano okazało się, że umarł mój dziwny wujek Janusz. Każdy ma chyba takiego wuja, znasz ten typ, nie? Nieobliczalny, robiący zapasy produktów na wypadek wojny nuklearnej lub najazdu kosmitów ( ͡° ͜ʖ ͡°) Na każdych imieninach w rodzinie mówił o wszystkich możliwych teoriach spiskowych. Do tego wtórowała mu jego ogromna żona, Pani Halinka. Śmiali się razem, opowiadając nam o Żydach, o tym jak widzieli spodek Obcych podczas grilla na Mazurach, że po wódce czują "wibracje ego" i inne kosmiczne / mocno szemrane rzeczy, które tak nośnymi tematami są głównie przy wódeczce. Wujek także wielokrotnie odgrażał się, że da nam znać z zaświatów, ot, żebyśmy się nie przejmowali, że zniknął na dobre. Został pochowany na tym cmentarzu, do którego prowadził GPS. Niestety, bez niego imprezy rodzinne to już nie to samo. Żona tak się załamała jego nagłą śmiercią, że zerwała kontakt z naszą rodziną. Nawet nie wiem, czy jeszcze żyje.
@Ilythiiri z Wykop.pl: Mam kilka mocno strasznych historii w życiu, raczej ze względu na skurwysyństwo i głupotę ludzką, ale tylko jedna jedna dotyczy mnie osobiście i tylko jedna (właśnie ta) jest niewytłumaczalna... ...przenieśmy się do któregoś z zimowo-jesiennych miesięcy w Polsce środkowo-wschodniej ,małą pipidówa na , ja nudzący się apropo jakiegoś wolnego/weekendu/czegoś tam wybijam do znajomych na pobliskie blokowisko. Byłem wtedy w wieku mocno szkolnym (2-3 gimnazjum) i jeśli chodzi o towarzystwo z osiedlowej paczki to byłem gdzieś w mniej więcej w połowie stawki wiekowej. Było kilku starszych (maksymalnie 2-3 lata) ale chyba większość młodszych (głównie dziewczyn które się lubią pałętać z starszymi chłopakami - m.in w towarzystwie choćby i dziewczyna kumpla - spora część młodsza ode mnie też 2-3 lata, więc 6 podstawówki i gimnazjum) Tyle ekipa, osób momentami kilkanaście, słońce zachodzi wcześnie, z nudów kumple nakręcają historie o duchach. Część zupełnie nieprawdopodobna, część bardziej, szczególnie te które miały być "miejscowe". Cóż, legendy legendami. A to się ktoś powiesił, a to jakiś stary żul podobno nawiedził małżonkę po śmierci (za jakąś krzywdę) i całą noc bił w drzwi... realność opowieści mocno taka sobie ( ͡° ͜ʖ ͡°) Ale kumpel przyprowadził nas na brzeg osiedla i mówi ,że zna 2 miejsca (a był to w zasadzie brzeg gigantycznych pól/chaszczy, nieużytków w okolicy) które było widać i dzieje się tam coś dziwnego. Jedno to było rzekome światło które nie odpowiada żadnemu znanemu źródłu poza jakąś opuszczoną chatą w głębi owych chaszczy (gdzie chyba żule robiły sobie imprezy - stąd pewnie światło), a drugie... widać już zaraz, bo stały w okolicy blaszane garaże, gdzie miało być widać jasną poświatę krążącą pomiędzy garażami... i ludzie, serio, było coś widać. W nocy patrząc w określone miejsce widziałeś "mgiełkę" pomiędzy garażami która sunęła... raz w tę, raz spowrotem... albo miałem zwidy, razem z innymi. Ale to nie koniec historii. Towarzystwo zaczęło się rozchodzić (bo późno), jedna z dziewczyn nie miała jak zadzwonić do matki ,że niedługo będzie (a została z nami jeszcze, co ważne) i pożyczyła od kogoś telefon. Przyczyny były 2 - brak kasy na koncie + słaba bateria i zaraz miał paść. Wspominam bo to dość ważne dla historii. Pod koniec zostało tylko kilka osób, w tym ja, jeden (młodszy) kolega i 2 młodsze dziewczyny. Z kolesiem tuż przed zwinięciem się do domu (bo trochę słabo się w 4 osoby zrobiło) stwierdziliśmy ,że obejrzymy ową "poświatę". Idziemy na miejsce, dziewczyny zostały przy blokach bo się bały... a my stoimy jak 2 głupki w miejscu gdzie to widzieliśmy i... w sumie to nic się nie dzieje. Może trochę metal pozgrzytał i było słychać kilka uderzeń w owe garaże (ale to można było wytłumaczyć silnym wiatrem)... dzwoni mi telefon. Koleżanka bez kasy na telefonie. Odbieram - grobowa cisza. Kończę rozmowę. Stoimy jeszcze chwilę, atmosfera mocno dziwna bo wiatr się wzmaga, garaże nadzwyczajnie zgrzytają ale nic nie widać... dzwoni telefon. Koleżanka bez kasy, znowu głucha cisza. Może coś się stało ? Wracamy. Dziewczyny stoją na brzegu osiedla tak jak je zostawiliśmy. Podchodzimy i pytamy czemu dzwoniły - te zdziwione, ale jak ? skąd gdzie? - no z Twojego telefonu. Ta mówi ,że nie ma opcji (druga już wystraszona), pokazuję swój telefon (połączenia przychodzące) i chcę jej zobaczyć... nie działał, bateria padnięta, kasy wcześniej brak, szans na oszustwo żadnych bo gówniary 2-3 lata młodsze a i szybko je zobaczyliśmy po wyjściu z garaży, więc widziałbym machinacje z telefonem. Zdarzyło mi się tak tylko raz w życiu, właśnie w tamtym momencie jak "szukaliśmy ducha/zjawy". Tak dziwnie jak wtedy kiedy się dowiedziałem co się odjebało nigdy chyba wcześniej nie miałem. Jeśli to nie efekt życia pozagrobowego, to albo nieprawdopodobny błąd sieci telekomunikacyjnej, albo... nie wiem, po prostu nie wiem. I żeby nie było ,że jednak nas oszukały - odprowadziliśmy je i serio były przestraszone/poruszone tym co się stało.
@ForThoseWhoKnow z Wykop.pl: Podzielę się dwiema historiami, które przydarzyły mi się osobiście. Pierwsza pochodzi z czasów dzieciństwa, kiedy to beztrosko bawiliśmy się z kuzynkami u dziadków na wsi. Niedaleko naszego domu były (i są nadal, tylko bardziej zarośnięte) doły z piachem, pozostałości po domu, który stał tam wcześniej, ale się spalił. Miejsce to było idealne dla naszych dziecięcych zabaw, całymi dniami potrafiliśmy tam siedzieć i kopać w ziemi, bądź włazić do tych dołów i wspinać się po ściankach. Pewnego dnia kuzynka znalazła w jednym z tych dołów krzyż. Myśleliśmy, że to jakieś resztki po domu, który stał tam wcześniej, więc wymyliśmy go i zanieśliśmy do naszego domu pokazać babci i dziadkowi. Dziadek rozpoznał krzyż. Nie był z poprzedniego domu. Był z cmentarza, z grobu dziadka znajomego. Potem się okazało, że najprawdopodobniej cichaczem pozbywano się grobów na cmentarzu, gdy brakowało już miejsca i roznoszono szczątki po różnych dołach w okolicy. Inna historia jest z zeszłego roku, kiedy pojechałem sobie stopem do Grecji. Jechaliśmy przez Słowację ciężarówką już spory kawałek i w końcu zrobiło się całkiem ciemno, rozmowa zaczęła przygasać, a ja zacząłem przysypiać. Droga wąska i kręta, nieoświetlona, jeszcze tir, którym jechaliśmy miał coś słabe światła. Kierowca tira jak to kierowca tira, a to się odwrócił do mnie, żeby pogadać, a to pogmerał w radiu, a to sprawdził coś na telefonie, tylko jedna ręka na kierownicy i to też nie cały czas, bo kolanem przecież też dobrze się prowadzi. I nagle na samym środku drogi pojawił się Dziad. Stary, pijany dziad, stoi sobie w ciemnym ubraniu, za zakrętem, w całkowitej ciemności i nie wiadomo na co czeka. Na całe szczęście nasz kierowca w porę zdążył odbić na lewy pas i go wyminąć, bo wyhamować by nie dał już rady. Jakby akurat na moment odwrócił wzrok to pewnie nawet byśmy nie zauważyli, że w coś trafiliśmy, tylko po wyjściu z pojazdu byśmy zobaczyli go rozsmarowanego z przodu.
Konto usunięte, Wykop.pl: Na 2 roku studiów wynajmowałem z 3 kumplami mieszkanie na obrzeżach Krakowa. Akurat ich często nie było, więc zostałem w mieszkaniu sam (bywało, że tygodniami tam sam siedziałem). Przeważnie mój dzień wyglądał tak, że do około 12 w nocy programowałem, potem toaleta, film i spać. Nadmienię, że mieszkałem na parterze. Gdzieś około 3 w nocy już podsypiałem, film się kończył. Nagle usłyszałem takie łup, jakby był wypadek samochodowy, tylko bez tych charakterystycznych wysokich dźwięków gniecionej blachy. Stwierdziłem, że to coś na zewnątrz. Miałem dosyć szeroki i długi balkon, który łamał symetrię wąskich balkonów ponad moim i wystawał. Wyszedłem na niego sprawdzić co się dzieje. W przeciwległym rogu leżała kobieta i patrzyła się w moją stronę błędnym wzrokiem. W pierwszej chwili myślę sobie: "ja pierdole, co tu robi kobieta na moim balkonie o 3 w nocy leżąc w jakiejś pokraczej pozycji, najebana jakaś czy co?". Gdzieś w ciągu sekundy zorientowałem się o co chodzi ... babka skoczyła na bańkę z 3 piętra, akurat na mój pierdolony balkon. Zauważyłem, że leci jej krew z głowy. Moja zaduma trwała około 10 sekund. Podbiegłem do niej próbowałem nawiązać kontakt, ale już było chyba po niej. Zawołałem pomoc. Okazało się, że ta kobieta odwiedziła swojego syna, który mieszkał z rodziną (3 dzieci) dwa piętra wyżej. Leczyła się na depresję.
Wracałem nocnym autobusem do domu. W autobusie siedziała banda sebków takich na oko po 16 lat, którzy darli się i zaczepiali wszystkich. W pewnym momencie przerzucili się na mnie, ale jako, że jestem wielkim facetem to miałem ich zaczepki w dupie. Stawali się coraz bardziej agresywni i zbliżali się z chęcią sprowokowania bójki. Zauważyłem, że wszystkiemu przyglądał się jakiś gość, z postury podobny do mnie, ubrany z podobnym stylu(bluza z kapturem, kurtka, podobne spodnie) trochę starszy do mnie. Jak sebki się zbliżały to poruszał się jakby miał zamiar się wtrącić. W pewnym momencie sebki podeszły blisko mnie i zaczęli coś tam drzeć japę, że dostanę kosę za patrzenie itp. Akurat był mój przystanek więc wysiadłem, w myślach szykowałem się na bójkę bo chcieli też wysiadać. Ale gdy wysiadłem z autobusu za mną wysiadł tylko ten typek co zerkał, a tamci stanęli na progu autobusu, popatrzyli za mną, drzwi się zamknęły i pojechali. Szedłem kilkadziesiąt metrów na równi z tym typem i w pewnym momencie nasze spojrzenia się spotkały i powiedział "taka gówniażeria i już z nożami biega", przytaknąłem mu i skręciłem w swoją ulicę. Gdy doszedłem do domu i szukałem kluczy do furtki spojrzałem na zakręt dobre 100 metrów ode mnie a on tam stał i jakby patrzył na mnie. Jak przechodziłem przez furtkę to ruszył z powrotem w stronę przystanku na którym oboje wysiedliśmy.
@Lukasz-panda z Wykop.pl: Kilka lat temu, po jednej z imprez studenckich, zostałem na noc u koleżanki wraz z jeszcze jedną koleżanką. Spaliśmy w trójkę w jednym pokoju. Nad ranem zostałem obudzony przez głuche uderzenie w szybę balkonową, takie na prawdę mocne, jakby jakiś gołąb przy pełnej prędkości w nią przysadził, generalnie olałem sprawę i lekko skacowany leżałem sobie dalej. Jako, że była 6 rano a drzwi do pokoju w miarę cienkie słuchałem odgłosów poranka, jak współlokatorka koleżanki robi sobie kawę, bierze prysznic, ubiera się, robi śniadanie a na końcu wychodzi z mieszkania, nie wiem ile to trwało. Zasnąłem ponownie. Rano podczas rozmowy z właścicielką mieszkania okazało się, że byliśmy w domu sami i jej współlokatorki nie było, bo po prostu nikt nie mieszkał w drugim pokoju i dopiero wtedy przyznała się, że dlatego tak upierała się by zostać z nią na noc gdyż wielokrotnie na tym mieszkaniu działy się dziwne rzeczy, jak ślady czyjejś obecności, czy trzaśnięcia szafką. Koleżanka mówiła, ze najbardziej hardcorowa sytuacja która się przytrafiła to wtedy gdy, podczas kąpieli szafka nad umywalką otworzyła się nagle z impetem. Dość szybko zmieniła mieszkanie ;)
@tofian z Wykop.pl: Kiedyś w szatni na siłowni, już po treningu, przebierałem się i jak to zawsze mam w zwyczaju wciągam telefon z kieszeni i odkładam w miarę bezpieczne miejsce żeby mi nie spadł i się nie rozwalił czy coś. Razem ze mną w szatni były jeszcze 2 osoby. Jeden facet jakieś 35-40 lat i drugi typek wiek ok 20 lat, straszny dziwak, wybijało od niego potem i moczem strasznie i nikt nie chciał koło niego ćwiczyć i ogólnie dziwnie się zachowywał. Starszy facet zwrócił uwagę na mój telefon, a że było to jakieś 10 lat temu miałem takiego Siemensa (CXT65) z migającą diodą u góry (czy dwiema diodami, nie pamiętam), chodziło mu o to że ma taki strasznie drogi telefon a brakuje mu właśnie takiej diody bo ma problemy w nocy z jego znalezieniem jak czasem gdzieś go wciśnie. Mówię mu że możemy się zamienić i takie tam heheszki. Kilka dni potem dowiedziałem się że ten dziwny typ włamał się do domu tego starszego faceta i zabił jego żonę bo akurat była w domu i ukradł parę rzeczy. Policja przeszukała mieszkanie mordercy i znaleźli fanty które powiązały go z kilkoma innymi morderstwami. Zabijał żeby ukraść parę złotych i jakieś zabawki np telefon. Gdybym miał jakiś lepszy telefon to może mnie też śledziłby do domu i kto wie co by się stało.
@MattKa z Wykop.pl: Jakieś 3 lata temu, idąc na spacer niedaleko mojego osiedla, spotkałem gościa - zaczepił mnie, wyglądał na jakieś 20-25 lat. Był zdenerwowany, widać że się spieszył. Miał na sobie plecak i kurtkę. Rękę cały czas trzymał w kieszeni. Pytał którędy dojdzie do drogi głównej w stronę Warszawy - ja zdziwiony wskazałem mu zgodnie z prawdą drogę w stronę Siewierza. Dopytywał gdzie później ma iść - pokierowałem go że na północ/na prawo cały czas i dojdzie po znakach do Warszawy. Nawet jak potwierdzał ręką kierunek który mu wskazywałem, nadal drugą trzymał głęboko w kieszeni kurtki. Dodałem też że Wawa to jeszcze jakieś 270 km. i zasugerowałem mu żeby może jechał pociągiem, stacja PKP 10 minut drogi stąd, na co odparł że bardzo mu się spieszy - podziękował i szybkim krokiem poszedł w kierunku który mu wskazałem. Wieczorem okazało się że na drugim końcu miasta chory psychicznie koleś poderżnął gardło swojej babci i uciekł. Z lokalnych mediów dowiedziałem się że złapali go za Siewierzem
@dilectus z Wykop.pl: Też mam historię. Jakieś 8 lat temu koledzy zrobili sobie w podmiejskim lesie domek na drzewie. Dopiero co go skończyli, a na drugi dzień, kiedy tam przyszli okazało się, że im się w tym domku powiesił jakiś facet.
@krol_bolu z Wykop.pl: Czytam wasze historie z komentarzy i uznalem, że sam sie przelamie i opowiem moja prawdziwa historie. Na wstepie wybaczcie za brak polskich znakow. No wiec byl rok 2007 moze 2006 wracalem z Beerfestu w parku Chorzowskim na ktorym krótko mówiąc bawilem sie slabo. Postanowilem wracac do domu okolo 1 w nocy a jako, ze mieszkalem na poludniu Katowic to w nocy mialem tylko jeden autobus ktory oczywiscie omijal moje osiedle. No wiec autobus byl z centrum Katowic o godzinie 1:57 (najezdzilem sie nimi w tamtych czasach tyle, ze rozklady pamietam do tej pory)a na przystanku spotkalem moja pare lat starsza kolezanke. Przez cala podroz gawedzilismy i smialismy jakie to z nas przegrywy bo nawet nie mamy zadnej bani w glowie a latamy po nocy. Jako, ze rozmowa fajnie sie toczyła postanowilem wysiasc razem z nia jakies 7 przystankow przed "moim"(autobus mijal w tamtych czasach moje osiedle wiec i tak mialbym 1km do przejscia). Nasze dzielnice granicza ze soba lasem przez ktory biegna linie kolejowe. No wiec ja jako czlowiek z tzw. "Osiedla w lesie" nie mialem jakichkolwiek oporow żeby isc w srodku nocy przez ciemny las (znam sciezki tak dobrze, ze potrafie po ciemku dotrzec do domu). Jednak tamtej nocy cos mnie tknelo i las strasznie mnie odpychal wiec uznalem, ze przejde do domu trasa troche dłuższą ale oswietlonymi co jakis czas torami. Zaznacze jeszcze raz, ze bylem jak najbardziej trzezwy. I wlasnie idac tymi torami przydazylo mi sie cos bardzo dziwnego a mianowicie nagle urwal mi sie film! Nie wiem co sie stalo i dlaczego to bylo dla mnie totalnie niezrozumiale ale nagle obudzilem sie stojac na srodku torow i poczulem ogromny strach ale taki ktorego nie czulem nigdy wczesniej ani nigdy pozniej. Przeswiadczenie, ze ktos mnie obserwuje z lasu na okolo bylo wrecz przytlaczajace. Bardzo szybko postanowilem zlapac chociaz kamien z torowiska i nie myslac dlugo zlapalem pierwszy lepszy ktory byl strasznie lekki a przy blizszych ogledzinach okazal sie kością! Wyrzucilem go z obrzydzeniem i wtedy stala sie cos czego nie zapomne nigdy. Z kazdej strony zaczalem slyszec smiech. To byl najstraszniejszy smiech jaki kiedykolwiek słyszałem w samym srodku lasu. Jego glosnosc rosla dziwnie rownomiernie. Nie potrafilem okreslic z jakiego kierunku dobiega mialem wrazenie, ze ze wszystkich jednoczesnie co bylo niemozliwe bo byl on pojedynczy. Zaczalem biec tymi torami do domu obsrany ze strachu jak nigdy. Po 100 metrach panicznego sprintu z naprzeciwka po torze na ktorym stalem gdy sie "obudzilem" nadjezdzal pociąg! Do dzisiaj nie wiem co sie wtedy wydarzylo a najgorsze byly ramy czasowe ktore ogarnalem dopiero w domu. Wiedzialem, ze jechalem autobusem o 1:57a do kolezanki autobus jedzie jakies 10 minut w nocy. Rozmawialismy pod jej domem jakies 5 minut i po czym postanowilem wracac trasa ktora normalnie zajmuje maksymalnie (trzeba chyba isc tylem zeby az tyle) 40 minut do mojego domu. Gdy wrocilem (sprintem) byla 3 20. Wnioski przerazily mnie jeszcze bardziejbo stalem ponad pol godziny na torach w srodku nocy totalnie tracąc kontakt z rzeczywistością a gdybym tam stal kilka minut dluzej nadjechalby ten pociąg. Historia tak dziwna, ze staralem sie ja wyrzucic z glowy ale czytajac wasze historie uznalem, ze sie podziele. Zaznacze, ze nie boje sie chodzic po lasach w nocy ale tamtego miejsca nigdy wiecej po zmroku nie odwiedzilem.
@Radi90 z Wykop.pl: W to lato jakoś w lipcu wybrałem się na przejażdżkę do lasu w Gdańsku. Jest tam taka stara żwirownia a naokoło jej są skarpy. Zazwyczaj brałem rower na plecy i wchodziłem pod góre w kierunku skarp i tak samo zrobiłem tym razem. Wszedłem do góry stoje na szczycie podziwiam widoki, pije widoki, gra mi jakiś Hendix na słuchawkach. Zaintrygowala mnie na moment duża ilość kruków na tejże skarpie. Olałem to wsiadłem na rower i ruszyłem. Mineło coś moją głowę zatrzymałem się i okazało się że na drzewie wisi młody chłopak w garniturze, powiesił się. Nie musze mówić jak byłem zesrany, ja sam, las, kruki....do tej pory nawet boje sie o tym w myślach wspominać...a jednak to opisałem by zwalczyć traume.
@nn1upl z Wykop.pl Z 5 lat temu jeździłem do dziewczyny do mieściny oddalonej 20km od Poznania (bo ja z Poznania), zazwyczaj jechałem w piątek i wracałem w niedzielę, czasem w sobotę i w niedzielę powrót. W każdym razie zasiedziałem się trochę u niej w tą jedną niedzielę, zanim się zawinąłem dziewczyna przestrzegła mnie, żebym nie szedł skrótami przez las, bo przy drodze oświetlenie nawaliło już tydzień temu i nic z tym nie zrobili. A to był jakoś listopad, godzina 20 no to ciemno jak w dupie. Ja oczywiście uspokoiłem ją, że pójdę na około ale nieee...Po co, lepiej skrótami iść, no bo szybciej. No to poszedłem. rzeczywiście ciemno w pizduu, tak, że widziałem naprzód może ze 2m, nie więcej. Telefon mi padł, to nawet nie miałem jak sobie poświecić. Idę szybkim krokiem, bo troszkę zesrany przez to byłem, i nagle słyszę takie ciche "Ty, ktoś tam idzie" "łap go kurwa!" i szybkie kroki. No to ja co, kompletnie zesrany, bo nie wiem czy to jakieś śmieszki chciały mnie nastraszyć, czy jakieś sebixy skroić, czy w ogóle jacyś popierdoleni łowcy głów chcieli sobie urządzić polowanie - biegnę ile sił w kopytach. Na szczęście udało mi się jakoś dobiec do ulicy gdzie był ruch, dopiero przy końcu przestałem ich słyszeć. Historia autentyczna. Do dziś nie mam pojęcia, czy faktycznie kolesie chcieli mnie nastraszyć, skroić, zajebać...nie wiem. Dodam tylko, że głosy mieli trochę jakby żulkowate, koleś jak to mówił to brzmiało trochę niewyraźnie, zachrypnięty. Więc najprawdopodobniej chcieli mnie skroić po prostu. Ale dzięki Bogu, tego się już nie dowiem. --- Opowieści z Reddita przetłumaczył @ForThoseWhoKnow, źródło opowiadań Wykopowiczów: http://www.wykop.pl/artykul/2753021/niepokojace-i-powodujace-gesia-skorke-historie/
Komentarze