Historia
Mieszkanie
Przekręcam klucz w dziurce. Przez chwilę się waham, chwilę zatrzymuję dłoń na chłodnej klamce. Z trudem przełykam ślinę, czuję ucisk w gardle. Przechodzą mnie dreszcze, odczuwam silny lęk przed wrażeniem, z którym przyjdzie mi się na chwilę zmierzyć. Spodziewam się, że kiedy otworzę drzwi, poczuję podmuch, zbiór wszystkich wydechów które wyszły z płuc mojego brata, moich sióstr...
W końcu odważam się na krok, zamykam oczy napierając coraz mocniej na klamkę. Drzwi otworzyły się, wydając przy tym jęk, który jak mniemam był bardzo podobny do tego, który wydała z siebie moja mama, opuszczając swoje ciało. Wiecie co się stało?
Nic, cisza, powietrze stoi. Niepewnie przekraczam próg, jak gdybym był tu pierwszy raz. Staram się nie spuszczać wzroku na podłogę, w obawie przed dostrzeżeniem chociażby małej plamki krwi.
Odkąd "To" się stało, ogólnie mam odrazę do krwi, a nawet do czerwonego koloru. Ilekroć go widzę, czuję w żołądku tępy ból. Wszystko na pozór wydaje się jak dawniej, jak gdyby po prostu wyszli, i mieliby za chwilę wrócić z pracy, szkoły... Jak gdyby była to tylko krótka pauza, w tym tętniącym niegdyś życiem miejscu. Mimo iż miałem określony cel odwiedzając to miejsce, postanowiłem jeszcze się rozejrzeć, w nadziei że jakieś wspomnienia ukoją choć trochę żrącą pustkę.
Najpierw skierowałem się do pokoju mojego młodszego brata, i dwóch młodszych sióstr. Zatrzymałem się w progu, oparłem o framugę. Zaciskam na niej dłoń tak mocno, że końcówki moich palców przyjmują zbliżony do niej, pożółkły kolor. Moje oczy są podrażnione, i wysuszone, a mimo to wciąż wypływają z nich ciepłe łzy. Wszystko znajduje się na swoim miejscu, na dywaniku leży kilka porozrzucanych zabawek. To właśnie nazywam zwyczajnością w dziecięcym pokoju. Na półce stoją figurki, co prawda lekko już obrośnięte kurzem, ale zdają się wciąż czekać na dzieci, które niedługo powinny wrócić ze szkoły, i oddać się ochoczo w świat zabawy... W świat wielkich marzeń, świat bez problemów, w którym nie istnieje nienawiść, ani śmierć, a na każdy ból jest już lekarstwo. Tymczasem na mój nie ma, szukam go, lecz nadaremnie. Przez chwilę słyszę wesołe harce mojego rodzeństwa, lecz przebija się przez nie również urojony dziecięcy krzyk. Moja twarz zdaje się topnieć, niczym plastik przystawiony do żaru.
Wycofuję się na korytarz, następny z kolei jest pokój moich rodziców. Wciąż czuć w nim zapach świeżo wypranej pościeli. Niepewnie zbliżam się do komody, na której stoją nasze rodzinne zdjęcia. Staram się oczyścić je z kurzu, przecierając rękawem. Kiedy tak trzymam ich wspólne zdjęcie, coś przywołuje na moją twarz delikatny uśmiech, ale to tylko złudzenie, nie doznaję ulgi.
Następne drzwi prowadzą do pokoju, który był niegdyś mój, a gdy się wyprowadziłem zamieszkiwała go moja 16-letnia siostra. Czuję przed nim barierę, nie mam sił by tam wejść. Wciąż pamiętam gdy trzymałem ją małą na rękach. Poczułem się wtedy jak starszy brat, poczułem obowiązek by ją chronić. Lecz z perspektywy czasu wiem, że zawiodłem. Nie zauważyłem nawet momentu, kiedy jej mała, śliska rączka wysunęła się z mojej dłoni. W ogóle zaczęła wypadać z poza kręgów wszelkiej kontroli i moralności.
Czuję się współwinny temu co się stało... Tylko ja wiedziałem o istnieniu "Tego" co przejęło władzę nad jej czynami, tylko ja poznałem to dziwne "coś", nie potrafiłem jej przed tym ochronić... Stąpam po wypolerowanych, kuchennych kafelkach. Gorycz rozrywa mnie od środka, kończyny mi drętwieją, a na twarzy maluję się grymas cierpienia. Szczęka zaciska mi się tak bardzo, że czuję jak zęby wbijają się w dziąsła. Kładę torbę na kuchennym stole, i wyjmuję z niej szorstką linę. Zostałem sam, już zawsze sam w tym mieszkaniu, już zawsze pusty jak ono... Został po mnie już tylko wrak, puste ciało, z duszą której nie da rady już naprawić.
Stanąłem na stole, i przywiązałem sznur do żyrandolu, a na drugim końcu zawiązałem pętlę, po czym przełożyłem przez nią głowę. Jeszcze wyciągnąłem przed siebie ręce, łudząc się że silne halucynacje których od "wtedy" doświadczam, pozwolą mi poczuć na moment te małe dłonie, które niedawno tak często trzymałem. "Dobranoc"- pomyślałem, po czym odsunąłem nogą, zdecydowanym ruchem stół na bok. Nie pamiętam co dokładnie potem poczułem, zapamiętałem tylko dotyk, dotyk tych małych dłoni.
Otworzyłem oczy. Dalej istnieję, i wciąż jestem pamiątką, częścią tego mieszkania która nosi krew niegdyś zamieszkującej tu rodziny.
Komentarze