Historia

WODNY AZYL

Użytkownik usunięty 12 8 lat temu 7 821 odsłon Czas czytania: ~3 minuty

Witam. Opowiem wam historię, która przeraziła nawet mnie. Jestem dużym fanem creepypast i naprawdę mało rzeczy potrafi mnie przestraszyć. To co zaraz przeczytasz jest relacją mojego szwagra Kamila, z pewnego wyjazdu. A więc...

Gdy Kamil mieszkał jeszcze w Polsce, spotykał się ze swoim przyjacielem Dawidem. Lubili czasem pójść na piwko czy pojechać do lasu. Dwa lata temu wpadli na genialny pomysł, postanowili pojechać na ryby. Rzeka nad, którą się udali leżała pomiędzy województwem Lubuskim, a naszym zachodznim sąsiadem. Napiszę to tak jakbym był świadkiem wydarzeń bowiem mój szwagier opisał wszystko tak, jakby miał fotokomórkę w głowie.

Wysiedliśmy z Jeepa, dwustu konny skurczybyk. Pogoda była niezbyt przyjazna, i dość ciemna, ale do mroku było daleko. Przed zaparkowanym autem rozciągała się rzeka, a na jej krańcach pełno krzaków i innego dziadostwa. Musieliśmy dużo się namęczyć, żeby zrobić sobie miejsce na łowisko. Nie wiedzieliśmy czy ten teren jest prywatny więc próbowaliśmy zrobić to tak, aby zniszczeń było jak najmniej. Dawid posiadał magiczne urządenie ( nawet nie wiem jak się nazywa ), wskazywało, że w tym miejscu jest ogrom ryb. Nasuwało mi się tylko jedno pytanie: "Dlaczego nikt tu nie łowi?".

Gdy ja walczyłem z zaroślami, Dawid rozpakowywał sprzęt i przekąski. Po niecałej godzinie roboty, siedzieliśmy wygodnie przy wędkach, rozkoszowaliśmy się naturą i cichą okolicą. Jakiś czas później rozpaliliśmy ognisko, bo zrobiło się cholernie zimno. Dwie godziny później nasza siatka na ryby, była prawie pełna, a my nie mogliśmy oderwać się od wody. Niestety zdarzył mi się wypadek: za daleko zarzuciłem wędkę. Haczyk niefortunnie zawinął się wokół gałęzi jakiegoś krzaka. Po jakiejś chwili zauważyłem pewien szczegół. Naprzeciwko nas, na brzegu były wydeptane ścieżki i tunele w gęstwinie. Od razu powiedziałem do Dawida:

-Ejj ziom! Widzisz te ścieżki? Ktoś jednak tu chyba łowi!

-Co ty do końca zdurniałeś? Te ścieżki wydeptała pewnie zwierzyna...

Po tej akcji zamknąłem dziób i silnie pociągnąłem za wędkę. W ten sposób straciłem cały sprzęt i otrzymałem pustą żyłkę. Po 15 minutach roboty mogłem z powrotem łowić.

Robiło się już ciemno. Płomienne ogniki unosiły się nad ogniem, oświetlając naszą okolicę. Wokoło nas było cicho i mrocznie. Niestety w tym momencie przycisnął mnie pęcherz. Oznajmiłem Dawidowi, że idę za potrzebą, uśmiechnął się i ruszył w stronę samochodu. Ja zdziwiony zapytałem:

- Co ty odwalasz?

- Nie będę siedział sam w tej ciemnicy, zaczekam na Ciebie.

Pomyślałem: "Ale cip*a". Po chwili kumpel zapalił silnik, pewnie chciał się ogrzać.

Wokół nie było żadnych drzew. Szedłem tak polem, aż natrafiłem na ogromny dąb.

Musiał mieć z 4m średnicy, a koronę pochłaniała ciemność. Byłem tak 20 metrów od niego, i nagle poczułem dziwne uczucie. Czułem się jakbym naruszył czyjąś własność. Stałem jak idiota na polu przez 2 minuty, aż mnie puściło. Ruszyłem dalej, i zmroziło mnie. Zza drzewa zaczęła wyłaniać się postać jakiegoś zwierzęcia. Początkowo wyglądało na konia. Leczy gdy jego korpus nie miał końca, i wyglądał tak nienaturalnie jak rozciągnięta plastelina, zrobiłem w tył zwrot i dzida. Na szczęście Dawid, siedział w aucie. Samochód był na chodzie więc, gdy wleciałem do auta kazałem mu ruszyć dupę i spieprzać. Siedział w bezruchu i gapił się za mnie. Gdy się odwróciłem, jego twarz była przy szybie. Zobaczyłem kozią mordę i ogromne rogi. Chwile potem odwróciłem się i uderzyłem z całej siły z otwartej ręki w twarz kolegi żeby się obudził. Od razu się zerwał, i wbił jedynkę. Jechaliśmy coraz szybciej, nawet nie wiedzieliśmy dokąd, ważne aby jak najdalej od tamtego miejsca. Gdy jechaliśmy tak z 10 minut odważyłem się spojrzeć w lusterko. Za nami był tylko mrok. To coś odpuściło. Nasz sprzęt pewnie nadal leży w tamtym miejscu. Nie wiem co to było. Wiem, że nigdy tam nie wrócimy. Są ku temu dwa powody: pieprzony potwór no i samobójstwa Dawida. Zrobił to po dwóch tygodniach. Zostawił po sobie tylko list. W liście opowiadał o tym co zobaczył gdy biegłem do auta. W kopercie znajdował się również rysunek. Oto link do grafiki: http://imgur.com/gallery/GQsYd5F

Z własnej inicjatywy udałem się tam po raz kolejny z trzema kolegami dla bezpieczeństwa. Sprzęt nadal tam leżał. Dowiedziałem się jeszcze kilku innych ciekawych faktów. W wiosce oddalonej od tego miejsca o kilka kilometrów przeprowadziłem wywiad z mieszkańcami. Kilku z nich niechętnie przyznało się, że widziało to stworzenie, a gdy pokazywałem im zdjęcie rysunku z listu od razu się ożywiali. Jedna z osób nawet wyrwała mi zdjęcie z ręki, zgniotła w kulkę i je wyrzuciła. Tamci ludzie naprawdę się bali oraz nazywali to coś : Kelpie lub Nuggle.

EDIT:

Poczytałem o tym w necie. Chodzą legendy o tym stworzeniu w Szkocji, a nawet są wzmianki w celtyckim folklorze. Podobno pojawia się nad zbiornikami wodnymi. Nie miałem już wątpliwości, to co mówił szwagier było PRAWDĄ. Nie wiem jak wy, ale ja od tej pory trzymam się z daleka od rzek i jezior.

Oznacz jako: przeczytane ulubione chcę przeczytać
Dokonaj zmian: Edytuj

Komentarze

Nie zaczyna się zdania od "A więc...".
Odpowiedz
Fajna opowieść bo w końcu o kelpie a nie tylko o takich bredniach,że widać,że z palca ktoś to wyssał
Odpowiedz
Wersja audio: youtube.com/watch?v=jmiNR_fpvyU
Odpowiedz
Całkiem fajna pasta ale rażą dwie rzeczy - źle użyta metafora ("fotokomórka" zamiast np kamera) i to że popełnił kilka samobójstw :P
Odpowiedz
Mnie sie podobało ;)
Odpowiedz
Akurat doskonale wiem co to za zwierzę. Pełna nazwa to nuckelavee. Radzę o niej trochę poczytać ;)
Odpowiedz
Przejrzałam grafikę google i wygląda strasznie. Myślisz, że serio istnieje? Zamierzam o tym przeczytać. :)
Odpowiedz
Patrycja Jochymczyk słyszałam wiele legend a nawet znalazłam wzmianki w pewnej książce, do której dawniej miałam spory dostęp. Połowicznię twierdzę, iż to prawda, jednak druga połowa powiada, że to tylko mit. Mimo wszystko niewątpię w istniene nuckelavee, albowiem możliwe jest istnienie legend.
Odpowiedz
Do mnie nie przemawia. Który facet będąc na rybach tylko ze szwagrem szedł by tak daleko żeby się wysikać? I to jeszcze w ciemności gdzie nikt by go nie podglądał?
Odpowiedz
No wiesz... Pewnie męska duma :P
Odpowiedz
Ale to był jego przyjaciel :) Noe szwagier.
Odpowiedz
Barbara Gibas racja
Odpowiedz
Zaloguj się, aby dodać komentarz.

Inne od tego autora

Archiwum

Najnowsze i warte uwagi

Artykuły i recenzje