Historia

Lisa
Deszcz głośno bębnił o maskę mojego samochodu, a na niebie wciąż gościły ciemne, burzowe chmury. Pomimo niepogody stałam na czerwonym świetle w dobrym humorze. Ba, nawet bardzo dobrym! Szef obiecał mi dziś premię, a spotkanie biznesowe skończyło się przed czasem. Miałam więc chwilę, ażeby zajechać do cukierni po coś słodkiego przed odebraniem Lisy ze szkoły. Wzięłam kawałek szarlotki dla siebie i pączka z toffi dla małej. Mój uśmiech stawał się szeroki, gdy myślałam, jak dziecko ucieszy się ze słodkości.
Kiedy podjechałam pod szkołę, od razu zauważyłam małą, skuloną postać stojącą pod szkołą. Na głowie miała kaptur, więc dopiero po chwili zorientowałam się, że to moja córka. Zdziwiona pomyślałam, że coś musiało się stać. Lisa powinna skończyć lekcje za dwadzieścia minut. Doszłam jednak do wniosku, że pewnie jakiś nauczyciel zachorował, a dzieci zwolniono wcześniej do domów. W tym czasie mała podbiegła do samochodu i wsiadła do środka. Miała opuszczoną głowę, twarz zasłoniła włosami. Na powitanie burknęła coś cichutko.
W drodze do domu próbowałam zapytać córkę, co jej się stało. Martwiłam się, bo Lisa zawsze była pogodnym, rozgadanym dzieckiem, a jeśli miała jakiś problem, rozmawiałyśmy o tym. Teraz działo się inaczej. Mała ukryła głowę między kolanami i milczała. Postanowiłam przeczekać moment, dać jej czas na przemyślenie tego, co ją trapiło. Wiedziałam, że nie wyciągnę z niej niczego na siłę.
Dojechałyśmy do domu. Lisa szybko wyskoczyła z samochodu. Czekała, aż otworzę frontowe drzwi, a gdy tylko przekręciłam klucz, wpadła do domu i pobiegła do swojego pokoju. Westchnęłam cicho. Pomyślałam, że gdy wieczorem wróci mój mąż, to może coś poradzi. Tymczasem usadowiłam się w fotelu i sięgnęłam po laptopa. Miałam do przygotowania opis realizowanego przez moją firmę projektu. Jednak zamiast pisać – usnęłam.
Ocknęłam się na dźwięk dzwonka telefonu. Na wyświetlaczu mojej komórki widniał ogromny zegar, a na nim godzina 17:53. Matko, straciłam tyle czasu na spanie! Ze zdenerwowaniem odebrałam przychodzące połączenie.
- Dobry wieczór, mówi Anna Rosenthal, jestem wychowawczynią pani córki.
- Witam, dobrze, że pani dzwoni! Moje dziecko wróciło dziś ze szkoły dziwnie przygnębione. Nie odezwało się przez całe popołudnie! Co się... - nie dokończyłam
- Proszę pani, ale ja dzwonię, bo nie odebrała pani Lisy ze szkoły! Nie wiem co się stało, ale za chwilę zamykamy świetlicę, a ktoś musi zabrać małą!
- Jak to - nie odebrałam? Przecież... - nie dokończyłam.
Ktoś wyjął mi z ręki telefon.
Komentarze