Historia
Astave
Jeśli czytasz te słowa, bo szukasz rozrywki, to życzę ci przyjemnego wieczoru. Dla mnie to nie rozrywka. To przekleństwo. Ale czytaj dalej. Przynajmniej ktoś pozna moją historię. Mieszkam na wsi, w Podlaskim. Są takie miejsca, gdzie czas się zatrzymał. Tak moja wieś, bez wątpienia do nich należy. Kilkanaście domów na wskroś, tuż przy Białoruskiej granicy. W czterdziestym piątym , dziadkowi sąsiada, Ruscy podzielili stodołę na dwie części, jak stawiali granicę. Heh… Takie były czasy. Ale to nie jest sielska opowieść o historii przysłowiowego zadupia. Zadupie to jest niebywałe. Zawsze chciałem się z niego wyrwać, poznać szeroki świat… Ale mniejsza z tym. Dzięki Bogu, raz, na urodziny dostałem laptopa od kuzyna z Warszawy, bo inaczej nie mógłbym tego pisać. A jest o czym. Sam bym w to nie uwierzył. Ale muszę.
Kilka dni temu, ja i mój brat, Tomasz, byliśmy z rodzicami w szpitalu, w oddalonym o jakieś kilka kilometrów miasteczku. Powodem była choroba dziadka, który niestety miał raka. Miał takie prawo, 95 lat na karku, to wcale nie mało. Często opowiadał wcześniej historie o II wojnie światowej. Nie, nie o partyzantce. Na naszych terenach prawie jej nie było. Raczej o przemarszach wojsk przez naszą wioskę. Niemcy, Ruscy, znów Niemcy i na koniec znowu Ruscy. Lubiliśmy tę historie. Dziś jednak dziadek nas zaskoczył. Zapytał się rodziców:
- Adamie, Natalio, czy moglibyście wyjść na chwilę z sali? Chciałbym na osobności porozmawiać z wnukami.- Rodzice, spojrzeli po sobie, widocznie zaskoczeni. Po chwili jednak Ojciec powiedział:
-No dobrze Tato, jak sobie życzysz. – Wyszli niechętnie z sali, po czym dziadek uśmiechnął się i słabo powiedział:
- Krzyś, Tomek, wiem że lubicie historie z czasów mojej młodości. Zanim odejdę chciałbym wam opowiedzieć jeszcze jedną z nich. – W oczach Tomka zobaczyłem błysk, ale ja nie byłem przekonany, czy dziadek powinien w tym stanie zabawiać nas kolejnym wspomnieniem dawnych czasów. Widocznie zauważył moje zakłopotanie i rzekł:
-Mój czas i tak dobiegł końca. Ale chcę wam coś przekazać.- W tym momencie podjął opowieść.- Gdy miałem 16 lat, tak jak ty Krzysztofie.- zwrócił się do mnie.- Do wsi zajechali Niemcy. Niestety nie byli to zwykli Niemcy. Mieli na sobie czarne mundury, a na hełmach dwie błyskawice. To byli żołdacy z SS. I pech chciał że pierwszy dom jaki mieli po drodze należał do nas. Ich dowódca, wysoki Fryc, o okrutnym wyrazie twarzy, zapukał do naszych drzwi. Mój ojciec, a wasz pradziadek, odważnie postanowił im otworzyć. Nie miało sensu udawać że nikogo nie ma w domu, bo wyważyli by drzwi. A wtedy by nas tu nie było.- dziadek zrobił przerwę. Mimo wieku jego głos brzmiał stanowczo.- Oficer mówił po niemiecku, a dzięki Bogu wasz pradziadek znał ten język. Ojciec odezwał się do mnie, jako do najstarszego z rodzeństwa. Fryc chciał ,by zaprowadzić jego odział do kamiennego kręgu, w lesie. Postawiono go zanim w ogóle powstała nasza wieś. Tak chodzi o ten sam, do jakiego zawsze zabraniałem wam chodzić. Kulawy ojciec nie mógł iść, więc to był mój obowiązek. Im się nie odmawiało. Gdy doszliśmy na miejsce, drań w mundurze uśmiechnął się i wyjął z kabury pistolet. Wiedziałem co mnie czeka, więc zacząłem się po cichu modlić. I Pan Bóg mnie wysłuchał. Fryc jakimś cudem źle strzelił i pocisk lekko przejechał mi po ramieniu. Padłem jednak na ziemię i leżałem tak dosyć długo. Udawałem trupa. Dobrze mi to poszło, bo ci bandyci poszli dalej, śmiejąc się. Leżałem tak jakiś czas. Na wszelki wypadek. Wtedy stało się coś niebywałego. Usłyszałem wrzaski. Prowadzony ciekawością ruszyłem cicho przedzierając się przez krzewy. I wtedy to zobaczyłem. Do dziś czuję dreszcz gdy o tym myślę. Niemcy byli martwi. Ich ciała, były zielonkawe, a miejscami sine, w widocznym stanie rozkładu. Wszędzie śmierdziało zgniłym mięsem. Jedynie mundury i oczy pozostały nienaruszone. Widziałem w tych oczach przerażenie. Pamiętam jak dzisiaj.- słuchałem słów dziadka z obrzydzeniem, ale nic nie mówiłem. W oczach Tomka widziałem strach, ale i ciekawość.- A nad nim górowała jakaś istota.-ciągnął dziadek- Pomyślałem, że to diabeł. Padłem na kolana i zacząłem się modlić. Wtedy zemdlałem. Rano obudziłem się w łóżku. Ojciec mówił mi że znaleźli mnie w lesie. Niemców nie było. Nie mówiłem o tym nikomu. Ale teraz muszę, bo nie chcę by świat zapomniał co widziałem.- Dziadek skończył opowiadać. Zauważyłem że jego oczy wyglądały znów na należące do 16-latka. Jak kiedyś. Ale chwilę potem powróciło w nich zmęczenie. Milczałem. Za to Tomek, jak zwykle zaczął kłapać swoją jadaczką.
- Naprawdę to widziałeś dziadku?- spytał.
-Widziałem go tak jak wy widzicie mnie. Tylko trochę dalej.- dziadek odpowiedział zachrypniętym głosem.- A teraz proszę was chłopcy, zawołajcie rodziców bo chciałbym się jeszcze pożegnać z wami wszystkimi. Kto wie czy nie ostatni raz.- ze smutkiem poprosił.
***
Tego samego dnia, w nocy dziadek zmarł. Jego ciało przywieziono do kostnicy na wsi, tak jak spisał w testamencie. Tego dnia miała też miejsce modlitwa za duszę zmarłego. Rodzice zostali na czuwaniu przed pogrzebem, a my z bratem wracaliśmy do domu. Szliśmy przygnębieni. Kolejny człowiek pamiętający czasy wojny, właśnie odszedł. Kiedyś po III Rzeszy i okupacji zostaną tylko wspomnienia. Ale on pamiętał coś jeszcze. Historię, która nie powinna mieć racji bytu z naukowego punktu widzenia. Tak, zawsze kierowałem się nauką. Byłem najlepszy z całej klasy, w ścisłych przedmiotach. Nie oznacza to że byłem jakimś kujonem. Nic z tych rzeczy. Również potrafiłem ze znajomymi na przykład uciec z lekcji. Tak czy siak miałem duszę naukowca i nie mieściło mi się to w głowie. Nagle Tomek zapytał:
-Co myślisz o tym by tam pójść ?
-Do tego kręgu w lesie?- zapytałem zaskoczony.
-Nie, do cyrku. – odpowiedział Tomek- oczywiście że tak.
-No, nie wiem. Dziadek kategorycznie zabraniał, a wolę zmarłego trzeba uszanować…- maskowałem w ten sposób fakt że trochę się bałem. Nie należałem, do wielkich odważnych i nie chciałem ryzykować, choć wmawiałem sobie że nie wierzę w opowieść już świętej pamięci dziadka.
- Jemu i tak już pewnie wszystko jedno.- Żachnął się Tomek- Nie wiem jak ty ale ja tam idę.
Cóż, samego cię nie puszczę.- odpowiedziałem. Mieszkaliśmy z bratem w małej wsi i byliśmy jedynymi dzieciakami w zbliżonym wieku. Dlatego byliśmy nierozłączni. Tomasz uśmiechnął się. Przeszliśmy jeszcze kawałek w stronę domu, a potem skręciliśmy w leśną drogę. Dzień był piękny, mieliśmy 8 Lipca. Tym większe było moje zdziwienie, gdy zerwał się zimny wiatr. Dziwne. Zorientowałem się że nigdy wcześniej nie zapuszczaliśmy się tak blisko kręgu kamieni. Był już widoczny za horyzontem.
-Krzysztof patrz!- Tomek pokazał ręką w stronę kręgu. Przypatrzyłem się, ale nic nie zauważyłem.
-Co?- zapytałem spokojnie. – Tam stał jakiś cień.- powiedział niespokojnie Tomek. Spojrzałem raz jeszcze na krąg.
- Nic tam nie ma.- Rzekłem.- To przez tę mszę za dziadka, masz zwidy.
- W sumie masz rację.- stwierdził Tomek, jednak obaj staliśmy się ostrożniejsi. Kurwa, jak żałuję że nie uciekliśmy wtedy z tego jebanego lasu. Wracając do mojej historii, w końcu znaleźliśmy się w kręgu. Słyszeliśmy jak szumiały drzewa wokół nas. Złowrogo. Jednak tak jest zawsze w miejscach gdzie ginęli ludzie. Za sprawą mocy nadprzyrodzonych, czy też nie. Postaliśmy tam chwilę.
- Eee tam. Gówno tu jest.- rzekł Tomek i kopnął jeden z wysokich kamieni. Wtedy zaczęło się coś dziać. Zerwał się silny wiatr. Drzewa rozszumiały się jeszcze bardziej. Nagle usłyszałem okrzyk. Ale nie gdzieś obok. Słyszałem go w głowie: Prarastas. To usłyszałem. Słowo było wypowiedziane z cierpieniem.
- Słyszałeś to?- spytał Tomek przerażonym głosem. Odpowiedziałem równie przestraszony, choć nie dawałem po sobie poznać:
-Niestety tak.
I nagle zdarzyło się coś przerażającego. Ręka. Koścista ręka z długimi ,brudnymi paznokciami, wysunęła się spod ziemi. Po chwili z coś a raczej ktoś z niej wyszło. Nie wygrzebało, tylko wyszło. Gleba była nietknięta. Tajemnicza postać była bardzo wychudzona wręcz koścista. Na ciele istoty były widoczne rany kłute. To stworzenie… Nie miało głowy. A raczej nie posiadało jej na karku, z którego wystawała kość kręgosłupa. Trzymał czerep w szponiastej dłoni. Głowa wydawała się dość stara, a okalał ją pierścień siwych włosów. I ta twarz. Twarz była najgorsza. Mam dreszcz na samo wspomnienie. Pomarszczona, pozbawiona nosa, a nawet oczu. Miała w ich miejscu dwie czarne dziury. I wtedy głowa przemówiła!
- As Vienitelis Valdovas.- Gdy głowa przemawiała, widać było brak języka i cztery ,czarne, długie zęby. Chciałem uciekać, ale nie mogłem. Tomasz chyba też. Nagle szponiasta dłoń wskazała Tomasza.
-Jus! – wrzasnęła głowa. Tomasz zaczął blednąć i chudnąć. Jego usta układały się w niemy krzyk. Potem jego skóra stała się zielona. A potem sina. Z wielu miejsc wyszły kości. Krew wypływała ze skóry. On gnił. Jedynie oczy się nie zmieniły, nie licząc przerażenia i cierpienia, gdy padał martwy na ziemię. Głowa demona uśmiechnęła się. Ja odzyskałem siłę w nogach. Pobiłem chyba wszystkie rekordy. Biegnąc przez las słyszałem w głowie ,,Astave’’ ,,Astave’’ Jakimś cudem rozumiałem, że to znaczy: ,,Zabiję cię’’. Dobiegłem do domu. Usiadłem na schodach. Rozpłakałem się. Rozumiecie? 16-latek płakał. Ale miałem powód. Mój 14-letni brat nie żyje, a ja mu nie pomogłem. Ciągle słyszałem głos w głowie: ,,Astave’’ na przemian z okrutnym śmiechem. Teraz piszę tę historię na laptopie. Teraz wiesz co się stało w mojej wsi. Rodziców nie ma w domu. Czuwają przy ciele dziadka. Co sobie pomyślą gdy mnie znajdą, po tym, jak ta istota ze mną skończy? Piszę ostatnie zdania w swoim życiu. Widzę jego twarz w odbiciu, w lustrze. Uśmiecha się.
Komentarze