Historia

Plan - Zima V

Mroczny Wilk 3 8 lat temu 6 008 odsłon Czas czytania: ~4 minuty

Obudziło mnie natrętne pikanie zegarka. Nacisnąłem przycisk po prawej stronie tarczy, żeby go uciszyć. Świecące na zielono wskazówki pokazywały szóstą. Całe miasto zapewne ogarniała jeszcze ciemność, ale stwierdziłem, że to dobra godzina na pobudkę. Przecież musieliśmy jeszcze zjeść śniadanie, a przez ten czas zdąży wzejść słońce.

Rozciągnąłem zesztywniałe mięśnie i zerwałem się z twardej deski. Spanie na niej nie było zbyt wygodne, wolałem jednak oddać materac w całości Monice. Nie chciałem naruszać jej przestrzeni osobistej. Z tego, co od niej usłyszałem, wnioskowałem, że wieczór z pewnością nie należał do udanych.

Pokazałem jej, iż nie mam nic wspólnego z porywaczem – nawet samym uratowaniem życia przed zarażonym – ale pomimo tego nadal mogła mieć obawy. Nie było to dla mnie niczym dziwnym. W obecnej sytuacji nie wiadomo, co mogłoby przyjść do głowy innemu facetowi, gdyby trafił do jednego pomieszczenia z młodą dziewczyną, tym bardziej wyglądającą tak atrakcyjnie, jak ona. Falowane, brązowe włosy sięgające łopatek, kształtne, szczupłe ciało. Do tego ładna buzia. Niektórzy chcieliby wykorzystać okazję.

Wiedziałem, że muszę zdobyć zaufanie dziewczyny powoli, nie narzucając się. Nie mogłem jej zostawić. Na otwartej przestrzeni sama nie przeżyłaby nawet przez pół godziny. Nie miała broni, a bez niej obrona przed mutantami wydaje się wręcz niemożliwa.

Wymacałem na podłodze latarkę. Wbiegłem po schodach, wcisnąłem przełącznik, a piwnicę znowu zalało światło.

Przyklęknąłem obok dziewczyny i ruszyłem jej ramieniem. Jęknęła cicho, po czym powoli otworzyła oczy.

– Pora wstawać – szepnąłem.

Zabrałem się za szykowanie czegoś do jedzenia. Wyciągnąłem z torby chleb. Niedługo by sczerstwiał, a w tej chwili idealnie nadawał się do powideł. Wyjąłem jeszcze butelkę wody. Wszystko położyłem na średniej wielkości komodzie, którą najpierw przetarłem jakąś szmatą. Usiadłem na krawędzi drewnianej płyty.

Monika przyszła po paru minutach, patrząc na mnie rozespanym wzrokiem.

– Usiądź i się częstuj. Luksusów nie ma, ale nie jest też aż tak źle – stwierdziłem. – Smacznego.

– Nawzajem.

Siadła obok i zabrała się za jedną z kromek.

– Wiesz, że po śniadaniu będziemy musieli iść, jeżeli nie chcesz zostać tutaj sama? – spytałem.

– Dlaczego? Nie moglibyśmy przeczekać tego wszystkiego? Jedzenia jest sporo, a sam wspominałeś wcześniej coś o wojsku. Może zniszczą tę zarazę?

– O wojsko to ja się właśnie obawiam. Wątpię, by oczyścili całe miasto. Zakładam, że na początku będą chcieli ratować cywili, ale to do czasu. Zaraza rozprzestrzenia się zbyt szybko. Jak myślisz, ile czasu będzie potrzebowała, by objąć ten cały teren? A racz zauważyć, gdzie my się znajdujemy. Prawie w samym centrum. Nie będzie tutaj prawie nikogo do ratowania. Pewnie zrzucą jakąś bombę i na tym się skończy. Świat nie pozwoli na rozprzestrzenienie się tego cholerstwa.

– A więc jaki masz plan? Sam wymordujesz wszystkich zarażonych w centrum, żeby wojsko nie przestawało iść do przodu? – Prychnęła.

– Aż takich ambicji nie mam, ale mogę nas uratować.

– Niby jak?

– W mieście mieszka mój wuj. Parę kilometrów stąd. Nie wiem, jak mu się udało to załatwić, ale pod domem ma wybudowany schron na wypadek wojny. Jeżeli gdziekolwiek jest bezpiecznie, to tylko tam.

– A nie moglibyśmy uciec jakimś samochodem?

– Tego można było próbować na samym początku, kiedy zarażonych nie było aż tak wielu. Teraz na pierwszy ogień pójdą ci, którzy będą chcieli uciec. Nie wydaje ci się, że jakikolwiek głośny pojazd będzie zwracał uwagę bardziej niż dwie osoby przemykające po cichu?

– To… brzmi sensownie.

– A więc jak, idziesz?

– Nie wydaje mi się, bym miała jakieś inne wyjście. Idę.

Po śniadaniu zajrzałem do torby. Wyciągnąłem maczetę i przytwierdziłem nylonową pochwę do pasa. Przewidywałem, że może mi się przydać, i to dosyć szybko.

– Gotowa?

– Chyba tak. Możemy iść – powiedziała, wysilając się na uśmiech.

Stanęliśmy przed drzwiami. Wziąłem głęboki wdech i podniosłem zaszczepkę. Czekała nas ciężka podróż.

***

Z samego rana zjedliśmy szybkie śniadanie i złożyliśmy namioty. Powoli zaczynaliśmy przesuwać się w głąb miasta. Zostaliśmy podzieleni na kilkuosobowe grupy. Póki co nie było jeszcze żadnego blokowiska, więc spokojnie dawaliśmy sobie radę.

Weszliśmy do jednego z supermarketów. Już na samym wejściu zapaliliśmy latarki przytwierdzone do karabinów. Chcąc załatwić wszystko jak najszybciej, rozdzieliliśmy się pomiędzy korytarze stworzone przez szeregi regałów.

Wszedłem w ostatni rząd po prawej stronie. Same przybory toaletowe, żadnych zamarzniętych. Rozglądałem się co chwilę, zwracając szczególną uwagę na rozgałęzienia sklepowych uliczek.

Nagle rozległ się głos wystrzału i łomot. Po paru sekundach usłyszałem pojedyncze gwizdnięcie, które oznaczało, że nie jest potrzebna pomoc. Ruszyłem dalej. Nie zdążyłem przejść nawet dziesięciu kroków. Na końcu alejki ujrzałem postać, od której we wszystkich kierunkach odbijało się rozproszone światło. Wycelowałem prosto w głowę i oddałem strzał. Zamarznięty padł na podłogę. Gwizdnąłem, uspokajając kolegów.

Zbliżyłem się do trupa. Był członkiem personelu. Do jego koszulki była przyczepiona plakietka z imieniem „Karol”. Pewnie nawet nie spodziewał się tego, że to jego ostatnia zmiana… Nikt nie mógł wiedzieć, że to wszystko będzie miało miejsce.

Spotkaliśmy się pod działem mięsnym, ciągnącym się w poprzek sklepu.

Do sprawdzenia zostało tylko zaplecze. Drzwi do niego były całe obdrapane. Okazały się zastawione od środka. Musieliśmy tam wejść. Kopnęliśmy razem w jednym momencie. Prowizoryczna blokada poddała się. W środku była całkiem duża grupa pracowników, którzy patrzyli na nas z przerażeniem. Uspokoili się trochę dopiero po tym, jak zapewniliśmy ich, że przyszliśmy z pomocą.

Gdy upewniliśmy się, że jest bezpiecznie, wyprowadziliśmy ocalałych i zabezpieczyliśmy budynek. Przez całą drogę do ciężarówek dziękowali nam za ratunek.

Mieliśmy już iść dalej, kiedy trafiłem na Marka, od którego dowiedziałem się, że jesteśmy wzywani do kapitana.

Ciekawiło mnie, o co może chodzić. Wertowałem w myślach przeróżne możliwości, ale żadna z nich nie miała okazać się prawdziwa.

Część szósta:

http://straszne-historie.pl/story/12755-Nowy-Cel-Zima-VI

Zapraszam wszystkich do komentowania, lajkowania i do polubienia mojej strony na facebooku, gdzie pojawiają się aktualności na temat mojej twórczości.

https://www.facebook.com/mrocznywilk.autor

Nie zajmuje to wiele czasu, ale cieszy i zachęca mnie do dalszego działania. ;)

Oznacz jako: przeczytane ulubione chcę przeczytać

Komentarze

Świetne, chociaż trochę za krótkie :/
Odpowiedz
Wycisnąłem z tej część, ile mogłem. ;) Przed kolejnym zdarzeniami muszę przemyśleć parę spraw.
Odpowiedz
Jedna z najlepszych serii ostatnimi czasy :D
Odpowiedz
Zaloguj się, aby dodać komentarz.

Inne od tego autora

Archiwum

Najnowsze i warte uwagi

Artykuły i recenzje