Historia

Krwawa jazda...

darkmoon 4 7 lat temu 6 001 odsłon Czas czytania: ~4 minuty

Pociąg ruszył powoli. Oprócz mnie w przedziale znajdowała się tylko jedna osoba. Młoda dziewczyna, szczupła, z rozwianymi włosami, ubrana na czarno, zapewne zbuntowana jak większość nastolatek. Siedziała naprzeciwko z twarzą przy oknie. Jej spojrzenie było zamyślone. Nie odzywała się. Bo niby o czym miał rozmawiać? Nie znała mnie, tak samo, jak ja jej. Kiedy wchodziła do przedziału, ciągnęła za sobą wielką walizę na małych, plastikowych kółeczkach. Rozejrzała się po wnętrzu.

- Czy byłby pan taki uprzejmy i po... – odezwała się nieśmiało. Nie dokończyła. Spojrzała na moją zabandażowaną dłoń. Zaschnięta krew zdążyła ubarwić opatrunek na czerwono.

- To żaden problem – odpowiedziałem, zrywając się na nogi – drugą rękę mam zdrową.

Złapałem za ucho od walizy i uniosłem ją do góry. Położyłem na wieszaku. Dziewczyna stała z rozdziawionymi ustami.

- Ależ pan silny – powiedziała, wpatrując się w walizkę.

- Trochę kiedyś trenowałem – odpowiedziałem i z powrotem usiadłem.

Dziewczyna zajęła miejsce naprzeciwko mnie. Wcisnęła słuchawki do uszu. Przytuliła się do okna i odpłynęła gdzieś myślami w rytm muzyki płynącej z telefonu.

Widok za szybą przesuwał się coraz szybciej, w miarę jak pociąg nabierał rozpędu. Koła wystukiwały cichy, transowy rytm. Moje powieki robiły się ciężkie z każdym szybko przebytym kilometrem. Nawet nie wiem, kiedy zasnąłem.

Obudził mnie głos. Otworzyłem powieki. W przedziale byłem dalej tylko ja i dziewczyna. Siedziała wciąż z twarzą wklejoną w szybę okna.

- Mówiła pani coś? – zapytałem.

Dziewczyna nie odpowiedziała. Siedziała nieruchomo. Jak mogła usłyszeć moje pytanie? Przecież w uszach miała słuchawki. Wstałem. Złapałem ją za ramię. Odwróciła powoli głowę. Zamarłem... Jej twarz była sina, pozbawiona oczu. Spoglądała na mnie dwoma, czarnymi dziurami. Otworzyła usta.

- Bilety – powiedziała powoli. Jej głos nabrał dziwnej, męskiej tonacji.

Nagle poczułem dotyk na ramieniu. Ktoś szarpał mnie za rękaw!

- Bilety! – usłyszałem ponownie. Tym razem głośno i wyraznie.

Otworzyłem oczy. Obok mnie stał wysoki mężczyzna w mundurze. Spojrzałem na fotel naprzeciwko. Był pusty. Dziewczyna gdzieś zniknęła. Nie widziałem też jej walizy.

- Długo mam jeszcze czekać? – konduktor zapytał niecierpliwie.

Więc to był tylko sen...

Wyciągnąłem rękę. Konduktor spojrzał na moją zabandażowaną dłoń, w której trzymałem bilet. Zmieszał się. Wpatrywał się w bilet szeroko otwartymi oczami, jakby to był największy w świecie skarb.

- Coś nie tak? – zapytałem.

- Twój bilet płynie w twoich żyłach – odpowiedział ponuro.

- Słucham?

I w tym momencie jego oczy zapłonęły nienawiścią i szaleńczym pożądaniem! W jednej chwili zrozumiałem, że jemu nie chodziło o mój bilet, tylko o mają zabandażowaną dłoń. A dokładnie o to, co w niej płynęło i co wcześniej ubarwiło opatrunek na czerwony kolor. O moją krew!

Z rykiem rzucił się na mnie! Rozdziawił usta! Nim jego rozwścieczona twarz zbliżyła się do mojej, ujrzałem dwa zęby, długie, jak u wilka. Próbował wbić je w moją szyję! Przedramieniem usiłowałem odepchnąć jego głowę. Zdrową dłoń wcisnąłem w kieszeń spodni. Po krótkiej szamotaninie wyczułem owalny przedmiot, kształtem przypominający małe berło. Wyciągnąłem go i wcisnąłem z całej siły w jego usta!

W tym momencie zawył z bólu. Upadł na kolana i złapał się za gardło. Z jego ust biła gęsta para. Dławił się własnym podniebieniem, które topiło się pod wpływem wysokiej temperatury.

- Tak jest – powiedziałem z nieukrywaną satysfakcją – nie lubisz ty czosnku! Ale mam coś jeszcze lepszego!

Z tylnej kieszeni spodni wyciągnąłem niedługi, drewniany kołek z zaostrzonym jednym końcem. Na jego widok oczy wampira zrobiły się jeszcze bardziej okrągłe. Złapałem go w obie dłonie. Mniejsza z tym, że jedną miałem ranną. Przycisnąłem czubek kołka do jego klatki piersiowej. Zaparłem się. Wbijał się bardzo powoli. Twardy był skubaniec bardziej, niż myślałem. Na to też jednak znalazła się rada.

- Skoro nie chcesz po dobroci – powiedziałem – to zrobimy to na siłę.

Na fotelu leżała moja torba. Wyciągnąłem z niej młotek.

Teraz pójdzie gładko – powiedziałem i uderzyłem...

Trzask pękających kości klatki piersiowej zmieszał się z potwornym rykiem bólu. Uderzyłem po raz drugi. Kołek wbił się już do połowy. Młotek powędrował po raz trzeci w powietrze i tym razem końcówka dosięgnęła serca. Buchnął potężny płomień. Odskoczyłem, zasłaniając rękoma twarz. Po chwili byłem w przedziale sam, nie licząc małej kupki popiołu na podłodze. Wyciągnąłem telefon. Wybrałem numer. Po chwili usłyszałem w słuchawce znajomy głos.

- I jak?

- Została z niego garstka popiołu.

- Świetnie. A jak twoja dłoń?

- Trochę boli. Musiałaś drasnąć mnie tak głęboko? Następnym razem jak będę robił z siebie przynętę na wampiry, rozetnę sobie skórę sam.

Oznacz jako: przeczytane ulubione chcę przeczytać

Komentarze

Zakończenie naprawdę zaskakuje. Ale opowiadanie średnie.
Odpowiedz
Moderatorów zapraszam na dywanik za wstawianie takich opowiadań na główną. Tak poważnie to po prostu nijakie...
Odpowiedz
Dupy nie urywa
Odpowiedz
Świetne
Odpowiedz
Zaloguj się, aby dodać komentarz.

Inne od tego autora

Archiwum

Najnowsze i warte uwagi

Artykuły i recenzje