Historia

Wszystko w porządku, proszę pana?
Siedział na metalowym krześle. Ściany pokoju były pokryte nieskazitelną bielą i czuł się tutaj obco. Wszystko było idealnie sterylne, tylko on wyglądem przypominał szary popiół, którego ktoś niechcący zgarnął do sterty papieru. Nie znosił tego miejsca, a jednocześnie wiedział, że musi tutaj zostać. Miał wory pod oczami. W nocy po raz kolejny nie mógł zasnąć, wydawało mu się, że ktoś obok ciągle klnie pod nosem. To smutne, że marzył o ciszy już od paru dobrych lat, a mimo tego los zatykał uszy na jego prośby.
Naprzeciwko usiadła dobrze znana mu kobieta. Jej twarz nie zdradzała żadnych emocji, niczym w pokerze. Była zimna jak lód, jej wzrok przeszywał jego duszę, co do cala. Czuł jednak do niej pewnego rodzaju sympatię. Nie była stara i brzydka, podobała mu się. Odgarnęła do tyłu blond włosy i z kieszeni wyciągnęła długopis. Jej biały fartuch zlewał się z otoczeniem. Zaczęła:
- Jak się pan dziś czuje, panie Jons?
- Jak gówno. Czyli tak, jak zwykle
Z tyłu usłyszał dobrze znany głos staruszki
- Nie wyrażaj się... Ona chce pomóc
- Przepraszam za dobór słów, Madame- powiedział chwilę później.
Lekarka zanotowała coś w zeszycie, po czym dokładnie go przejrzała.
- Nie wygląda dziś pan najlepiej- dodała podejrzliwie.
- Bo ten głupi pan krzyczał w nocy!- zza jego pleców odezwała się rozzłoszczona dziewczynka. Miała skórę, jak śnieg, a jej loki przykrywały chudziutkie ramiona, ubrane w granatowy płaszczyk.
Zerknął na nią kątem oka. Na ramieniu poczuł uścisk silnej dłoni. Wysoki człowiek szczerzył do niego zżółkniałe od tytoniu zęby i szepnął coś niezrozumiale do ucha. Miał czarne, tłuste włosy i śmierdziało mu z ust. Wyglądem przypominał bezdomnego. Na policzku widniała wielka blizna, ciągnąca się do ucha.
- Chyba nie chcesz powiedzieć tego, co ta mała gada, nie? To by nas cholernie udupiło chłopie
- Panie Jons?- niecierpliwiła się blondynka.
Przestraszony odwrócił wzrok od mężczyzny.
- Lepiej powiedz, że jakieś psisko wyło za oknem- podsumował zaniedbany człowiek.
Jons otworzył usta.
- Proszę mi wybaczyć.. to przez jakiegoś psa. Wył całą noc
- Inni nie skarżyli się na zły sen- odpowiedziała spokojnie.
Staruszka wyszła z kąta pokoju. Stanęła obok lekarki w fartuchu, jednak ta nawet na nią nie spojrzała.
- Nie kłam, Harry- zwróciła się do Jonsa- powiedz, że jest gorzej.
- Tak! Tak!- wysoki głos chłopaka, w jasnych włosach, zabrzmiał za plecami Harrego- Ona ma rację, Harry!- krzyknął pogodnie.
- Zamknij się, szmato...- warknął człowiek z blizną.
Jons zaśmiał się.
- Zamknijcie się wszyscy- powiedział.
-Proszę?- lekarka przechyliła głowę w lewo i w prawo, zmrużyła oczy.
- Nie, nic. Ja tylko...
Znów coś zanotowała i sucho ujęła.
- Jons. Jesteś tutaj od dłuższego czasu i nadal nie widzę u ciebie poprawy.
- Właśnie!- krzyknęła mała dziewczynka i tupnęła nogą- To twoja wina! Twoja, twoja!
Wysoki człowiek wyszczerzył ponownie zęby.
- A może ich, hę?
- A może wasza wina?- Jons poprawił się na krześle. Oparł swoje ciężkie ciało i skrzyżował ręce na piersi. Teraz przypominał kopię złośliwego cwaniaczka, który stał obok.
W między czasie chłopak skulił się za krzesłem i zaczął coś majaczyć. Staruszka zmarszczyła brwi.
- Przeproś.- rozkazała twardym głosem.
- Przepraszam- powiedział Jons i ze wstydem spuścił głowę- to czasami mnie przerasta...
Lekarka wzięła głęboki oddech i rozejrzała się po pokoju.
- Masz rację. Schizofrenia to ciężka choroba
Nagle chłopak wstał i podszedł do blondynki. Z furią warknął.
- Nie traktuj mnie, jak wariata! Nie oszalałem!
Harry podążył w jego ślady. Popatrzył z góry na kobietę.
- Nie traktuj mnie, jak wariata... Nie oszalałem!
Wysoki człowiek zaklął pod nosem i szepnął Jonsowi do ucha.
- Zabij ją. Ona nie ma racji...- skrzywił się.
- Ma rację! To ty jej nie masz!- staruszka odwiązała aksamitną chustę, którą miała na ziemi i rzuciła ją na podłogę.- Harry, Powiedz im!
- Harry, Harry... nudzę się. Nudzę, nudzę!- dziecko zaczerwieniło policzki i pociągnęła Jonsa za rękaw.
- Ta rozmowa mnie nudzi..- ujął w końcu, a lekarka po raz kolejny spojrzała w jego przekrwione oczy.
- Usiądź- powiedziała łagodnie- Nie jesteś sobą.
- Ha! Panienka zna nas lepiej, hę?- spytał ją człowiek i parsknął śmiechem.
- Nie, nie znasz mnie..- mimo to Harry usiadł z powrotem na miejscu. Zacisnął zęby.
Chłopak ukląkł obok niego.
- A kiedy nas wypuścicie?- spytał jasnowłosy i polizał swoje wargi.
Jons przełknął ślinę.
- Kiedy wyjdę..?- jego twarz przybrała melancholiczny wyraz.
Dziewczynka usiadła mu na kolanach.
- No właśnie. Kiedy, kiedy? Nudzę się..- powiedziała dziecinnym głosikiem. Spuściła wzrok, Jons również.
- Jak cię wyleczymy- lekarka pilnie coś pisała w zeszycie. Teraz nawet na niego nie spojrzała. Jej włosy opadły na piersi.
- Oj, maleńka..- człowiek szepnął jej do ucha. Mimo jego powalającego oddechu, nie powiedziała słowa.- ja cię mogę wyleczyć tu i teraz. Na tym łóżku- wskazał palcem metalowe łoże z białym prześcieradłem.
Harry uniósł kąciki ust. Staruszka ponownie zmarszczyła brwi.
- Coś pana bawi, panie Jons?- zapytała blondynka.
Starsza kobieta zaprzeczyła za niego.
- Nic go nie bawi, proszę pani. Jest po prostu niewychowany.
- Nic mnie nie bawi. Proszę mi wybaczyć, jestem nie poważny...- przejęty ponownie zmienił ton głosu.
Lekarka spojrzała na niego z politowaniem. Niczym matka, która wybacza dziecku to, że rozbiło drogi wazon z salonu.
- Już dobrze. Słyszy pan coś teraz? Coś, co nie jest moim głosem?
Dziewczynka wstała i podeszła do zamkniętych drzwi. Wpatrywała się w nie w zaciekawieniem. Staruszka złożyła dłonie, jak do modlitwy i spojrzała w sufit. Błagalnym tonem zaczęła mówić.
- Tak, na Boga zaklinam! Niech ktoś mnie posłucha!
Przypominający bezdomnego klasnął radośnie dłońmi.
- Oprócz twojego jebanego głosu nie ma tutaj nikogo!- krzyknął cynicznie- Prawda, Harry?
- Nie prawda, Harry- ciągnęła staruszka.
Ich dwójka spojrzała na Jonsa. On, oczyma dwulicowca, diabła kuszącego do grzechu. Ona, smutnie i pokornie, niczym dobra dusza, patrząca na skazańca.
Jons zastanowił się przez dłuższy czas i powtórzył słowa przerażonego chłopaka, który tkwił ciągle u jego stóp.
- Nie wiem
- Jak to nie wiesz?- spytała lekarka Widać było, że wolałaby być gdzie indziej, ale obowiązek nakazuje jej dotrzymywać towarzystwa mężczyźnie na krześle.
Dziewczynka wstała, Jons również.
- Chcę wyjść- powiedzieli równocześnie, podobnymi głosami.
Blondynka zamknęła zeszyt i odłożyła go na kolana. Splotła ze sobą dłonie. Po dłuższej przerwie jej usta rozszerzyły się w dziwnym uśmiechu. Poprawiła włosy i powiedziała.
- Ale nie wyjdziesz. Nigdy
Drzwi otworzyły się. Wszyscy odwrócili oczy w ich stronę.
- Panie Jons, my byliśmy umówieni, prawda? Nie wiem czy mnie pan pamięta- niski człowiek wszedł do środka i zatrzasnął za sobą drzwi. Poprawił kołnierzyk białego fartucha, u jego boku widniała plakietka- Jestem doktor Smith. Jak się pan dziś czuje?
- Wspaniale, chociaż mogło być lepiej- ujęła za niego blondynka.
Jons wstał z krzesła.
- Mimo tego, że mogło być lepiej to... Wspaniale- powtórzył jej słowa.
Komentarze