Historia

Demony wyobraźni

shattered_cookie 6 7 lat temu 6 718 odsłon Czas czytania: ~7 minut

- Będziesz oglądać bajki? – chyba niepotrzebnie zadaję to pytanie. Chris nawet nie odrywa wzroku od ekranu telewizora.

- Halo, ziemia do mojego syna. Mama się idzie wykąpać. Odbiór.

Chłopiec posyła mi szybkie spojrzenie i wyszczerza ząbki w uśmiechu. Odnotowuję w myślach, że trzeba go zapisać na przegląd u dentysty. Chyba już minęło pół roku.

- Przyjąłem, mamo. Bez odbioru.

Śmieję się i posyłam mu całusa. Już tego nie zauważa, przejęty widokiem Simby uciekającego przed hienami. Też zawsze uwielbiałam tę bajkę. Chyba mogę być zadowolona z tego, że mój syn ogląda wartościowe produkcje. Wzdycham cicho i nucąc pod nosem wchodzę do łazienki. Napuszczam gorącej wody do wanny. Po krótkim namyśle dolewam kilka kropel różanego olejku do kąpieli. Odrobina luksusu nie zaszkodzi. Mam za sobą ciężki dzień. Ciągła bieganina, nic więcej. Zadowolona zanurzam się w ciepłej wodzie i zamykam oczy, starając się odprężyć.

- Jesteś taka piękna – głęboki głos mojego męża wyrywa mnie ze stanu przyjemnego odrętwienia. Otwieram oczy i posyłam mu lekki uśmiech. Jak zawsze ubrany jest w koszulkę zespołu Muse i wytarte dżinsy. Przygląda mi się uważnie, wykrzywiając usta w zmysłowym uśmiechu. Przechodzą mnie dreszcze.

- Ty znowu tutaj… - staram się brzmieć obojętnie, choć moje serce drży z niepokoju, jak zawsze, gdy się pojawia.

- Zawsze tu jestem.

Nie jestem w stanie na niego patrzeć. Moje oczy wypełniają się łzami, więc zaciskam powieki, starając się odeprzeć falę rozpaczy.

- Vince, od dwóch lat cię nie ma…

- Znowu gadasz głupoty. Posuń się trochę.

Posłusznie robię mu miejsce, nie otwierając oczu. Czuję jak wchodzi do wanny i sadowi się za mną. Delikatnie gładzi mnie po plecach, pozostawiając na mojej skórze lodowaty ślad swoich dłoni.

- Co ogląda Chris?

- Króla Lwa.

- To mamy trochę czasu, prawda?

Kręcę głową, jednak pozwalam, aby przyciągnął mnie do siebie. Momentalnie robi się przeraźliwie zimno. Mam ochotę uciec, jednak mimo chłodu jego ciało jest takie znajome. Wtulam się w jego ramiona, starając się nasycić się tą krótką chwilą. Chciałabym choć przez moment nie tęsknić. Jednak wiem, że to niemożliwe. To nie dzieje się naprawdę. To wszystko iluzja…

- Kochanie, dlaczego we mnie nie wierzysz?

- Vince, ty nie żyjesz.

- Nieprawda.

- Zginąłeś. Byłam przy tym. Potrącił cię samochód.

- Wszystko to sobie wymyśliłaś, obudź się w końcu, Carmen… Wróć.

- Przestań.

- To ty przestań.

Odwracam się, aby spojrzeć mu w oczy. Patrzy na mnie z troską i dziwną determinacją.

- Nie mogę zrozumieć, dlaczego mnie… uśmierciłaś. Ale chcę ci pomóc, kochanie, tylko musisz...

- Milcz – nie wytrzymuję – natychmiast stąd wyjdź.

Wzdycha z rezygnacją i wychodzi z wanny. Odwracam głowę, aby go nie widzieć.

- Znów to robisz. Zamykasz się, odcinasz, nie dopuszczasz mnie do siebie. Odtrącasz mnie… - mówi to ledwie dosłyszalnym szeptem, jednak jego zimny ton wypełnia całą moją podświadomość. Chowam twarz w dłoniach i czekam, aż odejdzie.

Wraca niedługo potem. Wchodzi do domu, rzuca kluczyki od samochodu na stolik i przez chwilę obserwuje Chrisa bawiącego się klockami w dużym pokoju. Zawsze tak robił. Z całych sił staram się skupić na smażeniu naleśników. Nagle ta czynność wydaje mi się niewiarygodnie skomplikowana.

- Dlaczego mnie ignorujesz?

Nie odpowiadam. Nawet nie odrywam wzroku od patelni. Niech już po prostu idzie.

- Rozumiem, że cholerny obiad jest ważniejszy od rozmowy ze mną.

Czuję jak się zbliża. Wyczuwam to każdą cząstką mojego ciała. Ten ziąb.. Tak przerażający, a jednocześnie magnetyzujący. A może jednak chcę, żeby został…? Wyłączam gaz.

- Carmen, do ku*wy nędzy! – łapie mnie za ramiona i odciąga od kuchenki. Potrząsa mną tak mocno, że moja głowa bezwładnie lata na wszystkie strony. Coś wrzeszczy. Poddaję się temu bez walki. Może zwyczajnie potrzebuję mocnego wstrząsu. A może już po prostu nie mam sił.

Puszcza mnie i osuwam się na podłogę. Siedzę tam, niezdolna do jakiegokolwiek ruchu. Staram się skupić wzrok na czymkolwiek, co nie jest stojącą nade mną postacią. Pada na wazon w indyjskie wzory. To od niego go dostałam. Zawsze stały w nim świeże kwiaty. Trochę to zaniedbałam. Zwiędłe gerbery wyglądają, jakby starały się z niego wypełznąć, zanim ostatecznie skonają.

Nagle wazon z głuchym trzaskiem spada na ziemię. Rozbija się na setki kawałków.

- Coś ty narobił?! – wrzeszczę i dopadam mojego męża. Z furią okładam jego klatkę piersiową pięściami. Łapie mnie za nadgarstki i zbliża się do mojej twarzy. Czuję jego lodowaty oddech.

- Tak wygląda twoja rzeczywistość, co? Głupi wazon. Bezwartościowy przedmiot. Taki realny, taki ważny. A ja? Wszystko ci się pomieszało Carmen, jesteś cholerną wariatką.

Odchodzi, nim zdążam jakkolwiek na to zareagować. Klękam przy szkle i oceniam straty. Nie do odratowania. Zbieram połamane kawałki i przyciskam je do serca. Przebijają się przez materiał koszulki i kaleczą mi skórę.

- Mamo…? – Chris stoi w progu i patrzy na mnie przerażony. Po chwili wahania powoli do mnie podchodzi.

- Nie podchodź, nie widzisz, że tu pełno szkła?!

- Mamo, ale…

- ZAMKNIJ SIĘ!

Nigdy na niego nie krzyczałam. Jego oczy zachodzą łzami. Mimo tego, robi jeszcze jeden krok w moją stronę. Podnoszę się wściekła z klęczek i łapię go za włosy, odchylając mu głowę do tyłu. Zaczyna wrzeszczeć.

Ale nie swoim głosem.

To głos Vince’a. Tak krzyczał, kiedy konał. Worek na kości. Czy to się stało naprawdę?

Spanikowana odpycham dziecko od siebie. Zatacza się do tyłu, wciąż krzycząc. Potyka się o krzesło i upada. Jego głowa z głuchym trzaskiem uderza o szafkę. I nastaje cisza.

- Chris, synku? Chris?

Nie rusza się. Nie oddycha. Leży bezwładnie jak porzucona kukła. Powinnam zadzwonić na pogotowie. Zrobić cokolwiek.

Nie potrafię. Nie potrafię się ruszyć.

- Świrujesz, jak nigdy.

Odwracam się gwałtownie. Jest tu. Jest tu naprawdę.

- Vince, co ja zrobiłam, pomóż mi, proszę, zrób coś, błagam cię…

- Nic już nie zrobimy. Już go nie ma.

Przyciąga mnie do siebie i otacza ramionami. Nie jestem nawet w stanie płakać. Potrafię tylko stać, tak naprawdę będąc poza tym wszystkim. Gdzie jestem? Nie mam pojęcia.

- Zabiłaś nasze dziecko, Carmen.

- Nie…

- Ja ci wybaczam. Ale czy ty kiedykolwiek sobie wybaczysz? Spójrz w lustro Carmen i mi odpowiedz.

Jak w transie podchodzę do swojego odbicia. Widzę wariatkę. Widzę morderczynię.

- …co teraz zrobisz?...

Powoli podchodzę do szafki nad zlewem. Czuję się, jakbym grała w spektaklu. Jestem zupełnie spokojna. To dziwne. Wyciągam pudełko Lorafenu. Niespiesznie wysypuję zawartość na rękę. Dołączę do synka. Nie zasługuję na życie. Nie potrafię dalej. Odkręcam butelkę i bez wahania popijam tabletki kilkoma łykami wina.

- Kochanie… - stoi tuż za mną. Czuję jego oddech na mojej szyi. Ciepły.

- Przepraszam, ja nie mogłam inaczej… Wzięłam tylko tabletkę na sen…

- Wiem, kotku, wiem. Jesteś chora. Chodź do mnie.

Wtulam się w jego ciało i osuwamy się razem na podłogę. Pachnie tak znajomo. Nie wiem, jak po tym, co stało się kilka minut temu, mogę czuć się bezpiecznie, ale tak się czuję.

A może to kolejne złudzenie?

Zabiłam syna. Oszalałam. Ale wszystko będzie dobrze. Wszystko. Będzie.

Dobrze?

Zabiłam syna. Morderczyni. Wariatka.

Mój mały Chris.

- Skarbie, cała się trzęsiesz. Po prostu zaśnij już…

Z wysiłkiem kiwam głową. Jestem taka słaba. Jednak nie mogę jeszcze zasnąć. Boję się. Rozglądam się nerwowo po kuchni. Czy zostawiam po sobie porządek? Mój wzrok pada na wazon stojący na stole. Przydałoby się wymienić te gerbery.

Zaraz… Wazon…

- To już nieważne, kochanie. To tylko iluzja. Wszystko ci się pomieszało…

- Co… to… ma…. znaczyć? – szepczę z wysiłkiem.

- Musiałem coś zrobić, żebyś wróciła.

- Czy… Czy ty jesteś?

- Zawsze.

- A… Chris…?

- Nie potrafię ci już wytłumaczyć, co jest rzeczywistością, a co nie. Stworzyłaś swoją własną rzeczywistość. Dlatego nie będę ci mówić, co jest prawdą. Masz własną prawdę… Rozumiesz mnie? Od wypadku wszystko Ci się pomieszało. I stworzyłaś te obrazy… Niczym się nie przejmuj. Po prostu śpij.

Próbuję się podnieść. Muszę jeszcze raz zobaczyć ciało syna. Jednak Vince trzyma mnie w żelaznym uścisku. Widzę go kątem oka. Wygląda inaczej. Wygląda przerażająco. Widzę dziwny, szarawy odcień jego skóry i spierzchnięte, czarne, popękane usta. Jak demon.

- Czym ty jesteś?

- Nareszcie będziemy razem. Będziesz mi wierzyć… A raczej sobie.

- Mamusiu…? – głos Chrisa wgryza się w moją podświadomość. On żyje. Mój syn żyje. Nie rozumiem.

- Nie zabiłaś go. To się nie stało. Jesteś jedyną osobą, która dziś tutaj umrze.

- MAMO?

- Chris… zadzwoń po pogotowie… Pamiętasz numer? Uczyliśmy się go razem…

Czuję na szyi popękane usta mojego męża. Nie… To nie on… Gdzie właściwie jest mój mąż…? Ten wypadek… Co się działo po wypadku…?

- Wiesz co jest najlepsze? Ja nie istnieję. To ty mnie stworzyłaś.

Proszę, szybciej.

- Kocham cię, skarbie… I dziękuję.

Już za późno…

Dzwonię do niej siódmy raz. Zaczynam się niepokoić, chociaż ostatnio i tak jest dziwna. ‘’I tak cię tu nie ma’’. Tymi słowami kończy się każda nasza rozmowa. Nie powiem, żeby to nie bolało. Strażnik przygląda mi się ze zniecierpliwieniem. Pewnie ma mnie za ścierwo.

- Co, żonka nie chce rozmawiać z mordercą?

Nie wytrzymuję.

- To był wypadek, bucu. I to dwa lata temu. Sam wskoczył mi pod koła… - nie jestem pewny, czy mówię to do niego, czy po raz kolejny usprawiedliwiam się sam przed sobą.

- Każdy tak gada. Ostatnia próba – wskazuje na telefon. Wściekły wykręcam numer i obserwuję, jak do grubasa podchodzi inny strażnik. Mamrocze mu coś na ucho. Oboje na mnie patrzą. Jest dziwnie.

- Pan się nazywa Vince Corner?

- Tak…

- Niech pan już nie próbuje się dodzwonić do żony… Nie odbierze. Mamy dla pana złe wieści.

Oznacz jako: przeczytane ulubione chcę przeczytać

Komentarze

Zaskakujące zakończenie
Odpowiedz
najlepsza, jaką czytałam. Można poczuć się jak osoba, która faktycznie to przeżywa. Schludnie napisane. Bez wyrzutów mogę dać mocne 9/10, ponieważ przez chwilę nie wiedziałam co się dzieje, o kogo chodzi.
Odpowiedz
Smutne, ale przyjemnie się czyta.
Odpowiedz
Troche chaotycznie pisane ale historia ciekawa :v
Odpowiedz
Nie straszne ale naprawdę fajne.
Odpowiedz
Niezłe,ale nie wiem czemu spodziewałem się, że mąż żyje.
Odpowiedz
Zaloguj się, aby dodać komentarz.

Inne od tego autora

Archiwum

Najnowsze i warte uwagi

Artykuły i recenzje