Historia
"Wiem, że wiesz kim jestem"
- Chyba będę chora... - rzuciłam krótko, po czym wylądowałam na kanapie z pilotem w ręce.
- Skąd wiesz? - moja młodsza o pięć lat siostra zawsze miała na coś pytanie.
- Czuję się źle do tego stopnia, że chce mi się pić, przyniesiesz?
- Wow! No jasne!
Miała siedem lat, uwielbiałam ją wykorzystywać. Często zostawałyśmy same w domu, muszę jej wtedy pilnować. Jest małym dzieckiem, ma wielką wyobraźnię i jest niezwykle kreatywna.
- Masz, i zdrowiej! - z uśmiechem podała mi szklankę ciepłego mleka.
- Dziękuję!
Ale naprawdę, czułam się jakby potrącił mnie tir.
Pomyślałam, że warto zmierzyć temperaturę. Niespodziewanie, z moich głębokich zamyśleń wyrwała mnie moja siostrzyczka...
- Podaj mi rękę. - szepnęła z dziwnym błyskiem w oku.
Nie rzadko nawzajem się wkręcałyśmy w jakieś durne dowcipy, więc z uśmiechem podałam prawą rękę.
- Podaj mi też drugą rękę. - wyszeptała tajemniczo.
Wykonałam polecenie. Zaczęła bredzić coś pod nosem, więc gwałtownie wyrwałam się z (dość mocnego jak na jej siłę) uścisku.
- Co ty robisz?! - krzyknęła niskim głosem.
Zerwałam się na równe nogi.
- Jak ty to...? - nie dokończyłam.
Jane ponownie (tym razem o wiele mocniej) złapała mnie za ręce, po czym znów zaczęła mówić coś pod nosem.
Upłynęło jakieś dwadzieścia sekund. Puściła mnie, i upadła bezwładnie na podłogę.
Kilka sekund później, po tym, jak się ocknęłam, zorientowałam się, co się stało; Sprawdziłam jej puls, a raczej jego brak. Nie oddychała. Serce przestało bić. Pot lał się ze mnie strumieniami. Najszybciej jak potrafiłam sięgnęłam po komórkę. Rozładowana. Jeszcze bardziej przerażona pobiegłam na górę w poszukiwaniu czegoś do komunikowania się ze światem. W pośpiechu zahaczyłam nogą o komputer, w wyniku czego włączył się. Mój wzrok ujrzał masę powiadomień.
"Mama jest dostępny" "Tata jest dostępny" "Ania Kowalska jest dostępna" - I wiele innych osób.
Najpierw próbowałam połączyć się z mamą. Była w pracy, pojawiło się ryzyko, że nie odbierze. Te kilka, prostych sygnałów trwały dla mnie wieczność.
- Cześć, Sam, co robisz? - nie, to nie była mama. W drzwiach stanęła Jane!
- Jane!!! Ty żyjesz!
- A dlaczego miałabym nie ... żyć? - w jej wypowiedzi było słychać nutkę niepewności. - Poprosiłaś mnie, żebym chwyciła twoje ręce, później zaczęłaś mamrotać coś pod nosem i pobiegłaś na górę. Trochę się przestraszyłam. Kiedy tu do ciebie biegłam, rozlałam to mleko, o które mnie poprosiłaś.
Nie mogłam uwierzyć w to, co słyszałam.
- Co dokładnie mówiłam? - moje usta odruchowo się otworzyły.
- Brzmiało to jak jakiś inny język. - nieśmiało opuściła głowę. - Słyszałam tylko jeden fragment... Naf li inti taf min jien.
Zdziwiłam się. Nie wiedziałam, co to może znaczyć.
"Skoro komputer jest już włączony, sprawdzę to." - pomyślałam.
Na tłumaczu wpisałam podyktowane przez Jane słowa.
"Wiem, że wiesz kim jestem."
- Jane, wiesz może o co tu chodzi?
Siostra zrobiła się blada. Jej białka zrobiły się żółte...
- Samanto... Ostatnio mama czytała mi historię pewnego miasteczka. Mieszkańcy wierzyli, że było ono nawiedzone. Ludzie uciekali w popłochu, w strachu. Jeden z nich zatrzymał się na granicy, przy znaku z nazwą wsi. Jakaś siła zaczęła go wciągać z powrotem. O jedno z drzew opierał się jakiś mężczyzna, szeptał coś pod nosem. Jednym z jego zdań było właśnie to... "Naf li inti taf min jien.".
- Strzał w dziesiątkę... - w drzwiach stał młody, zakapturzony mężczyzna...
Komentarze