Historia
Puk, puk
Autorem opowiadania jest Kuba Szyll.
Zacznijmy od tego, że mam 14 lat, no rocznikowo 15 ale nieważne. Łatwo się domyślić, że mieszkam z rodzicami. Mam też młodszego brata. Odkąd pamiętam mamy wspólny pokój. Mieszkamy na parterze i często w nocy budziły nas jakieś dziwne odgłosy. Jakby ktoś pukał w szybę, tak coś w tym stylu. Ostatnio wstałem, żeby sprawdzić co to może być. Spodziewałem się jakiejś gałęzi, czy kota przechadzającego się po parapecie. Zawiodłem się, na dworze stał jakiś obrzygany żul. Nic nie mówił, tylko tak stał i pukał w tą cholerną szybę. Bałem się otworzyć okno i tak po prostu na niego ryknąć. Postanowiłem sięgnąć po coś do obrony, tak na wszelki wypadek. Chciałoby się rzec "epicki" bieg do kuchni i szybkie wyciągnięcie tasaka do mięsa. Teraz już ostrożnie z nożem w ręku przechadzam się przez mieszkanie. Odchylam firankę i... i w tym momencie pukanie ustało. Tak akurat w tym momencie, gdy już czułem się pewnie. Dobra, otwieram okno i lekko wychylam głowę. Znowu poczułem się dziwnie. Myślałem, że zobaczę uciekającego menela ale cała ulica była pusta. Nikt ani nic nie chodziło po dworze. W ciągu tej jednej chwili zrobiło się cicho, nawet wiatr ustał. No dobra, o 4 nad ranem to chyba dość normalne. O dziwo szybko zasnąłem.
Wstałem, jest godzina 7:06, piątek. Ubrać się, umyć zęby i do szkoły. Pierwsze 6 lekcji szybko minęło. Nadszedł czas na znienawidzoną fizykę. Usiadłem z Pawłem, zawsze z nim siedzę w ostatniej ławce. Zapowiadała kartkówkę, więc piszemy. 5 pytań... mam 15 minut, już 14. Na jedną odpowiedź mam... mniej niż 3 minuty. Piszę w tempie... Moje rozmyślenia przerwała nauczycielka. "ODDAJEMY KARTECZKI" to jeden z najgorszych zwrotów, które standardowy nauczyciel może wypowiedzieć. Oczywiście najgorsze jest "WYCIĄGAMY KARTECZKI" . No fajnie będzie i pała do kolekcji. Jedynym pocieszeniem jest fakt, że to ostatnia lekcja w piątek.
Z Pawłem znamy się od przedszkola. Tak już ponad 10 lat. Zawsze dobrze się dogadywaliśmy. Nie mieszkamy daleko od siebie, może ze 100 metrów. Paweł mieszka w wysokim wieżowcu. Dzisiaj ma urodziny i urządza taką małą imprezę. Zaprosił mnie i kilku kolegów na całonocne "granie w gry" i obżeranie się niezdrowym żarciem. Ok, idzie nas 5 i musimy mu coś kupić. Doładowanie do LOLa odpada. Zbyt oklepany prezent. Kupmy mu FIFE 13. Tak, na pewno mu się spodoba. Od razu ze sklepu poszliśmy do Pawła. Kulturalnie wbiegamy do budynku i 47 razy stukamy w przycisk. Wtedy winda szybciej przyjedzie. Wgramoliliśmy się do środka i pojechaliśmy. Wychodząc z kabiny oczywiście nacisnęliśmy wszystkie guziki. Przywitaliśmy się, złożyliśmy życzenia i zaczynamy grę. Po kilku godzinach spędzonych przy konsoli zaczęliśmy się nudzić. Jeden nawet zasnął. Nie wiem, czy z nudów, czy ze zmęczenia. Żeby go postawić na nogi poszliśmy po kilka napojów energetycznych. Na szczęście żabka była jeszcze otwarta. Wracamy tak przez pół miasta i mam wrażenie, że ktoś mnie obserwuje. Nieważne... Tym razem wbiegamy po schodach i włączamy mecz. Jest 79 minuta, remisujemy 1:1. Nagle ktoś puka w okno. Zadeklarowałem, że zajmę się sprawą. Odchylam zasłonkę. Tak to znowu on.
-Ej nie bójcie się to tylko jakiś żul
Paweł jak na przekór strasznie się zdenerwował i łamiącym się głosem powiedział- Ale... ale ja... mieszkam na 7 piętrze.
Komentarze