Historia

Przyjaciel z dzieciństwa

divarient 6 7 lat temu 6 641 odsłon Czas czytania: ~9 minut

Zawsze czułam się inna. Kiedy byłam młodsza, nie w głowie były mi lalki czy zabawy w piaskownicy. Wolałam siedzieć w swoim własnym świecie, w czterech ścianach mojego pokoju. Mama opowiadała mi, że wymyśliłam sobie przyjaciela, na zabawie z którym potrafiłam spędzać całe dnie. Pamiętam coś takiego, ale nie jestem w stanie określić postaci ani jakichkolwiek szczegółów do do aparencji mojego „towarzysza zabaw”. To były tylko moje własne wymysły. W końcu wyobraźnia 5-letniego dziecka ma ogromną moc… On był jedną z bardzo niewielu osób, które akceptowały mnie taką, jaką jestem. Chyba czułam z nim szczególną więź i miałam wrażenie, że jesteśmy bratnimi duszami. Idealnie się rozumieliśmy. Moja rodzicielka powtarzała mi, że to tylko moja wyobraźnia, jednak ja jako mała dziewczynka uparłam się, że on istnieje naprawdę i jest między nami w postaci niemalże fizycznej. Jednakże, kiedy poszłam do podstawówki i zaczęłam powolutku dorastać, on zaczął odwiedzać mnie coraz rzadziej, aż w końcu całkowicie przestał. Nie wiem czy to przez opowieści mamy (kochała mi wypominać, jakie to pierdoły gadałam gdy byłam mała) czy przez moją własną pamięć, ale nigdy go nie zapomniałam, nawet jeśli nie potrafiłam nawet przypomnieć sobie jego imienia. Nie byłam nawet pewna, czy w ogóle kiedykolwiek je miał.

Od kiedy poszłam do gimnazjum, jeszcze bardziej nie lubię ludzi. Zawsze byłam introwertyczką i stroniłam od rówieśników, ale mam wrażenie, że tutaj wszyscy się na mnie cały czas gapią i śmieją się ze mnie. Oprócz mojego już wspomnianego dość aspołecznego charakteru i zamknięcia w sobie mam tak zwaną heterochromię, czyli różnobarwność tęczówki. Jedno moje oko jest ciemnobrązowe, a drugie zielone. Oprócz tego mam długie czarne włosy i bardzo bladą cerę. Nie potrafię się opalić, choćby nie wiem co. Dziewczyny w klasie śmieją się ze mnie i porównują do Samary z „Kręgu”. Jestem wrażliwa na takie rzeczy, ale obiecałam sobie, że tak bardzo jak umiem, nie będę dawać im satysfakcji. Ciężko mi było. Cholernie ciężko, aż nie da się tego opisać, bo już nie do końca wiedziałam czy jestem w ogóle coś warta. Kiedy już każdego ranka byłam bliska płaczu, coś powolutku zaczęło się zmieniać. Małymi kroczkami. Kiedy wracałam do domu, wyczuwałam czyjąś obecność. Na początku ledwo ledwo. Z dnia na dzień, nieznajome coś przybierało na sile. Jakaś energia? Chyba tak. Delikatnie, ale z czasem stwało się mocniejsze. To było coś znajomego. Kiedy siadałam do lekcji, gotowałam, czytałam, byłam pewna, że ktoś stoi za mną. Gdy się odwracałam, nikogo tam nie było, ale dziwna energia przenikała cały dom. Jest w tym cząstka czegoś, co kiedyś bardzo lubiłam. Ale było w tym coś nowego. Pewnie wiesz, że wrażliwi ludzie najłatwiej odczytują emocje. W tym bycie one właśnie były. Mało powiedziane, ta energia wprost była nimi naładowana. Na początku nie potrafiłam ich rozdzielić, ale później zaczęły one nabierać kształtu. Zawiść. Złość. Chęć zemsty? Chyba samotność. Czy się bałam? Nie wiem. Chyba nie. Współczułam i chciałam pomóc, ale nie wiedziałam jak. Nie przejmowałam się niebezpieczeństwem, bo przecież co mi może zrobić coś, czego nawet nie widzę? Nie wierzę, że mogłoby mnie opętać, bo to tylko energia. Sama świadomość czyjejś obecności dawała mi swego rodzaju radość, spełnienie. Na początku śmiałam się z siebie, że może mój wymyślony przyjaciel wrócił. Bywało, że myślałam o tym, tak pół żartem, pół serio. Wiem, że dzieci częściej widzą duchy. Mają bardziej wyczulone zmysły, są niewinne, mają wybujałą wyobraźnię, wiele negatywnych emocji jeszcze w nich nie dojrzało. Ale to coś, co kiedyś znałam, nie miało w sobie czegoś takiego. To coś mnie kochało i zawsze mi pomagało. Ale później stawiałam swoją wyobraźnię do pionu. To kiedyś to była tylko i wyłącznie wyobraźnia dziecka-outsidera. Ale ja od zawsze wierzyłam w istnienie nadprzyrodzonych bytów, interesowałam się tym.

Czas mijał. Ja natomiast zaczęłam czuć się coraz dziwniej we własnym domu. Na początku, kiedy niemal mogłam poczuć przypływy niecodziennej energii, coraz bardziej przenikającej dom od środka, nie czułam niepokoju. Jednak z każdym dniem, zaczęło mnie to coraz bardziej przytłaczać. Nie mogłam nic zrobić w spokoju, czułam się rozproszona, nie potrafiłam się skupić czując, że przestrzeń wszędzie wokół mnie wypełnia nieznajomy byt naładowany czymś coraz silniejszymi emocjami i jednocześnie czymś nieludzkim. Z dnia na dzień, zaczęło mnie to trochę przerażać. Wcześniej nie dostrzegałam powagi sytuacji.

Co gorsza, czułam jakby to coś próbowało się wedrzeć do mojego własnego „ja”. Tego poczucia, że jestem tym, kim jestem, moich myśli, uczuć, osobowości. To chyba się nazywa duszą. Przysięgam, wtedy przestraszyłam się nie na żarty. Czułam, że zaczynam wariować. Kiedy zdawałam sobie sprawę z tego, że to coś znowu mnie obserwuje, brakowało mi tchu, stawało mi w gardle (chociaż z tego stresu nie mogłam prawie nic jeść), miała wrażenie, że serce zaraz mi wyskoczy z piersi. Chyba nie znasz tego uczucia, kiedy ktoś obserwujący cię czeka na chwilę twojej nieuwagi, twojej najmniejszej słabości, żeby niepostrzeżenie, cicho jak złodziej wślizgnąć się do twojego umysłu i przestawić go na swoją stronę. Obyś go nigdy nie poznał.

Nie miałam pieprzonego pojęcia, co mam z tym zrobić. Najgorsze było to, że nie miałam do kogo się zwrócić. Przecież nikt by mi nie uwierzył…

Zaczęłam myśleć. Chwila, kto mógłby chociaż mnie wysłuchać…? Moment! Bingo! Może i egzorcyści to często księża chcący dorobić sobie w opinii publicznej, no ale raz kozie śmierć. Byłam już tak zdesperowana, że zwróciłabym się i do wróżki. Usiadłam do komputera i poszukałam, kogo ludzie polecają jako pastora egzorcystę. Nie chciałam byle kogo, chociaż… była to ostatnia deska ratunku. Znalazłam numer. Od razu zadzwoniłam. Czułam w głębi serca, że nie robię niczego mądrego, no ale już trudno. Serce waliło mi jak młotem.

Piknięcia poprzedzające połączenie. Oby nikt nie odebrał.

-Halo? – odezwał się miły, ciepły głos.

Cholera. No ale jak się powiedziało A, to trzeba powiedzieć B.

-Halo… - odpowiedziałam cichutko. Nie byłam pewna, czy on mi uwierzy w to, co zamierzam powiedzieć, czy ktoś tak randomowy w ogóle jest w stanie jakkolwiek mi pomóc.

-W czym mogę pomóc?

Zawahałam się.

-Może mi Pani powiedzieć wszystko. Nie jestem zwykłym egzorcystą. Mam również doświadczenie pedagogiczne, lekarskie, oraz psychoterapeutyczne. Każde słowo, które Pani powie, wezmę poważnie.

Wtedy coś się we mnie odblokowało. To chyba te jego słowa, bo od bardzo dawna nikt mnie nie traktował poważnie. Naiwna jestem, wiem, no ale co samotność robi z człowiekiem… Opowiedziałam mu wszystko. Od początku do końca.

-Hmmm… Zadam Ci może troszkę dziwne pytanie.

Spodziewałam się tego.

-Wiesz może cokolwiek o swojej przypadłości, różnobarwności tęczówki?

Mimo wszystko, zaskoczył mnie trochę tym zapytaniem.

-Niewiele, naprawdę niewiele. Nigdy się tym nie interesowałam – odparłam zrezygnowana. Nie wyglądał na profesjonalistę. Po co mu wiedzieć takie rzeczy? Pytałam, czy mi pomoże, nie oczekiwałam rad co do koloru moich oczu.

-W takim razie powiem Ci coś. Mieliśmy 10 lat temu medyczny przypadek bardzo podobny do Twojego. Był to chłopak. Od lekarzy wiedział, że w życiu płodowym w początkowym procesie miały powstać bliźniaki. Jednak jeden z nich był niestety za słaby żeby przetrwać, źle się rozwijał. Został wchłonięty przez silniejszy organizm swojego brata, a wraz z nim jego DNA. Jego heterochromia, czyli właśnie różnobarwność tęczówki właśnie jest tego rezultatem. Osoby z tą przypadłością są dużo częściej narażone na choroby genetyczne oraz te o podłożu psychicznym. W tej chwili chłopak się leczy i podobno czuje się dużo lepiej. Powinnaś udać się do lekarza. Ten duch to raczej tylko i wyłącznie Twoja wyobraźnia, lepiej udaj się na terapię. Myślę, że to…

Nie skończył. Odłożyłam słuchawkę. Nie musiał mówić nic więcej, ja już wszystko wiedziałam. Kolejny człowiek, który miał totalnie w dupie to, jak ja się czuję. Wziął mnie za chorą psychicznie osobę. No ale czego ja się mogłam spodziewać? Informacja o tym, skąd bierze się heterochromia, wywołała u mnie prawdziwy szok. W mojej głowie panował istny natłok myśli. Jedna z nich dominowała. Czy ja tak naprawdę mogłam… Nie. Mogłabym wchłonąć ciało mojego nienarodzonego bliźniaka jeszcze w życiu płodowym? To chore. Nagle w mojej głowie zakiełkowała jakaś myśl. Chwila. Wiemy przecież, że duszę człowiek ma, od kiedy dane jest mu życie. Dlaczego in vitro przez tak długi czas nie było legalne? Matko, najgłupsze porównania przychodzą mi do głowy…

W tej chwili ktoś zasłonił mi oczy rękoma. Wrzasnęłam i z hukiem spadłam z krzesła. W głowie zaczęło mi buzować. Usłyszałam syczący dźwięk i poczułam gorący oddech w okolicy mojej szyi.

-Kotek, co ty mi tu odstawiasz? – cichy, gardłowy śmiech tuż przy uchu przyprawił mnie o gęsią skórkę, poczułam lód w żołądku. –Naprawdę jesteś aż tak tępa, siostrzyczko?

„Siostryczko”?

Nie byłam w stanie wydusić słowa. Dopiero w tej chwili ogarnęłam, co się tak naprawdę przed chwilą wydarzyło, dotarł do mnie sens tych słów. Jezus Maria, czy to prawdziwa, fizyczna postać? Jakim cudem to się stało?

-Tak, teraz już wiesz. Naprawdę myślałaś, że to ci ujdzie na sucho? Zapłacisz za to. Ty głupia kurwo… - wysyczało z nienawiścią.

Nie wierzyłam w to, co się dzieje. To nie mogła być prawda. Rzeczywistość wydawała się być dziwnie zakrzywiona. Wyraźnie czułam czyjeś ręce na mojej twarzy, ale to…W tej chwili straciłam przytomność. Obudziłam się w swoim pokoju, w tym samym miejscu. Wszystko było w potwornym stanie. Meble połamana i porozrzucane, dywan pokryty jakimś szarym pyłem, odrapane ściany, podarte książki i plakaty. Rozpłakałam się jak dziecko. Jak ja to wytłumaczę matce? Póki co wyjechała na kilka dni, ale co będzie kiedy wróci? Nie byłam w stanie już znieść tego wszystkiego, miałam kompletnie dość. Czy ja rzeczywiście jestem chora psychicznie, jak to powiedział ten pseudoegzorcysta? Dlaczego, do cholery, mi się to przytrafia? Czy nie dość w życiu wycierpiałam?

Nie miałam wyjścia, musiałam iść spać na kanapie, i tak mocno oszarpanej, żeby następnego dnia być w stanie pójść do szkoły. Spałam niespokojnie, ciągle się budziłam, miałam straszne koszmary… Na lekcjach zasypiałam. Taki stan utrzymywał się przez kolejne dwa dni. Zawsze czułam czyjąś obecność obok siebie, ktoś podstawiał mi nogę, szarpał za włosy kiedy nikogo nie widziałam. Cały czas byłam bliska płaczu, dostawałam ataków histerii… Na przerwie ktoś zauważył jak się miotam. Oczywiście nikt mi nie pomógł, śmiali się i rechotali do końca dnia…

Nie chciałam, żeby mama widziała mnie w takim stanie. Miałam nadzieję, że wróci jak najpóźniej.

Jednakże gdy drugiego dnia wracałam ze szkoły, zobaczyłam samochód pod domem. „Cholera, no to mi się dostanie…” – to jedyne, co przebiegło mi wtedy przez myśl. Przpomniałam sobie potworny bałagan, jaki panował u nas. Weszłam do środka. Było zupełnie cicho. Tak cicho, że niemal słyszałam jak mrugam. Zaniepokoiłam się jeszcze bardziej.. Weszłam do salonu.

-Ma..mamo..?

Tak. Moja mama leżała w kałuży krwi z poderżniętym gardłem…

Nie jestem pewna co się dalej działo. Byłam otępiała. Poszłam na górę do swojego pokoju. Tam wpadłam znowu w histerię. Nie umiałam się opanować. Płakałam, wyłam, krzyczałam…Nie potrafiłam sobie z tym poradzić. Doskonale wiedziałam, kto i dlaczego zabił jedyną osobę, która mnie kochała. Ona przecież, do cholery jasnej, nie była niczemu winna.. Ta zjawa była przecież kiedyś moim przyjacielem… chyba… Czy dusza, która nigdy nie dostała ciała też dorasta? Czy dopiero w pewnym wieku uaktywniają się instynkty i żale z przeszłości? Nie wiem…

Dlatego właśnie teraz leżę w wannie. Z podciętych nadgarstków płynie krew, a razem z nią życie. Nazywajcie mnie tchórzem, jeśli chcecie. Nie obchodzi mnie to już.

Oznacz jako: przeczytane ulubione chcę przeczytać

Komentarze

Niezłe, ale heterochromia to wynik mozaicyzmu lub zwykłej mutacji. Wchłonięcie bliźniaka prowadzi zaś do zjawiska fetus in fetu- mamy dodatkowe kończyny lub cały organizm. Nieprawidłowo zbudowany. Wewnątrz. Najczęściej jednak płód (a częściej oba) są nieprawidłowo rozwinięte i obumierają (jeśli lekarz nie usunie słabszego) Częściej niż wchłonięcia i zaburzony przepływ krwi widzimy jednak niepełne rozdzielenie- tu klasyczne syjamy czy kończyny extra... Oraz kilka ciekawszych przypadków jak janusowe twarze, osobniki o dwóch niezależnych głowach (patrz abby i britany), czy przypadki niemowląt zrośniętych miednicami, które można znaleźć w niektórych muzeach (Kraków pozdrawia - w jednym muzeum jest podwójny szkielet niemowlęcia z końca XIX, zrośnięty miednicą właśnie [co ciekawe przyczepiony z jakiegoś powodu do krzyża greckiego- nogi po dwie na stronę - głowy góra i dół - naprawdę niepokojące, a różne rzeczy się widziało])
Odpowiedz
Plus- jeśli zakładać jak autor, to musi być wybitnie ciekawie, skoro przynajmniej 50(może i z 70)% płodów ulega spontanicznemu poronieniu. Większość nawet nie dociera do etapu implantacji(nie wrasta w macicę)- więc dziewczyny- jeśli miałyście kiedykolwiek tak, że był seks, a okres pojawił się z kilkodniowym opóźnieniem to bardzo możliwe, że właśnie poroniłyście- strzeżcie się upiorów ;) + całkiem sporo z wykrytych ciąż też ulega poronieniu i obumarciu
Odpowiedz
powiedz mi, które to muzeum? mieszkam w Krk i chciałabym zobaczyć ten szkielet ^^
Odpowiedz
Kamila Woźniak patomorfologii. Niestety nie jest ono powszechnie dostępne i trzeba dogadywać z władzami cmuj
Odpowiedz
Na stronę główną przenosimy dzięki głosowaniu z naszego fanpage'a. Dziękujemy wszystkim głosującym! - https://www.facebook.com/StraszneHistoriePl/posts/1105350219544912
Odpowiedz
Fajne. 9.99/10
Odpowiedz
Zaloguj się, aby dodać komentarz.

Inne od tego autora

Archiwum

Najnowsze i warte uwagi

Artykuły i recenzje