Historia

Zombie Zone - Rozdział 6 - Nieoczekiwana pomoc

karolina jabłońska 27 7 lat temu 6 221 odsłon Czas czytania: ~9 minut

Spis wszystkich części w profilu autorki: http://straszne-historie.pl/profil/5355

Zapakowaliśmy jedzenie i kilka zgrzewek wody do auta. Moje dłonie trzęsły się przy tym jak osika, ale starałam się nie dać po sobie poznać, jak bardzo przerażona jestem, tym co zrobiłam. Troje ludzi straciło właśnie życie z mojej ręki. Nic nie dawały tłumaczenia sobie, że robiłam to w samoobronie i tak to nie zmieniłoby faktu, że stałam się morderczynią.

-Jedziemy?

-Co? – zapytałam wyrwana z przemyśleń. –Ach tak, jedźmy już.

Odpięłam maczetę i wrzuciłam ją na tylne siedzenie. Nie mogłam na nią patrzeć, tak samo jak na swoje dłonie ubrudzone krwią. Wzięłam jedną butelkę wody i wylałam prawie całą jej zawartość zmywając moją winę, chociaż nie poczułam się lepiej ni trochę.

Cały czas miałam przed oczami trzy trupy, których krew zlewała się w jedną, wielką kałużę, ich martwe oczy, wpatrzone we mnie z wyrazem strachu i wściekłości, rozcięte gardła Wiksy i Czarnego, widok wnętrzności Guru. Poczułam nagłe skurcze żołądka, a w ustach gorzki smak żółci. Złapałam się brzuch i zwymiotowałam na parking. Rob chciał mi przyjść z pomocą, ale zatrzymałam go ruchem ręki. Gdy pozbyłam się całego śniadania, przepłukałam usta resztkami wody i wsiadłam do auta.

Co się ze mną dzieje? – zapytałam się w duchu. Zmieniałam się, byłam tego pewna i nie chodziło już tylko o uśmiercenie dwudziestki zarażonych, co mnie też przerażało. Jak zwykła dziewczyna, która nigdy nawet nikogo nie uderzyła mogła rzucić się w wir walki jakby robiła to przez całe życie? To było niemożliwe! A teraz jeszcze to zabójstwo trzech ludzi. Bałam się siebie samej.

-Nikt z posterunku nie musi wiedzieć – powiedział Rob siadając za kółkiem.

-Dziękuję – odparłam wpatrując się w ciemne niebo nad szczytami bloków.

Auto jechało przez opustoszałe ulice, pełne śmieci i gdzie nie gdzie trupów. Na chodnikach leżały szkła z wybitych witryn splądrowanych sklepów, auta były porzucone, niekiedy rozbite, w niektórych wciąż siedzieli ludzie, którzy zginęli w wypadkach. Trzy dni – myślałam ze zgrozą. Jeżeli nasze, raczej nieduże miasto, gdzie liczba ludności wynosiła jakieś dziesięć tysięcy przestało istnieć w ciągu kilku dni, to aż bałam się myśleć, co się działo w takiej Warszawie. Albo Wrocławiu.

Mój plan dotarcia do Wrocławia się nie zmienił. Miałam nadzieję, że moi bracia nie zasilili armii zombie, ani nie stali się ich obiadem. Głęboko wierzyłam w ich wolę walki i to, że oni także chcą mnie odszukać.

Rob skręcił w ulicę Wolsztyńską, gdzie sytuacja nie przedstawiała się lepiej. Mijając jeden ze znajdujących się tam bloków, nagle mnie olśniło.

-Zatrzymaj się! – powiedziałam prawie wyskakując z auta.

-Sasza! Co ty robisz? – krzyknął za mną, gdy znalazłam się już na klatce. Usłyszałam jak mężczyzna wysiada z auta i biegnie za mną.

Biegłam po schodach, przeskakując dwa na raz, aż znalazłam się na trzecim piętrze. Nacisnęłam do mieszkania opatrzonego numerem osiem i weszłam do środka.

-Ruda? Jesteś tu? Halo?

Nikt mi nie odpowiedział. Patrząc na panujący wszędzie bałagan, mieszkańcy tego mieszkania musieli uciekać w pośpiechu, zabierając co się dało. Fala nadziei, która jeszcze przed chwilą mnie ogarnęła, w jednym momencie wyparowała. Ruda była moją przyjaciółką ze szkoły. Znałyśmy się od dziecka, bo nasze matki były kuzynkami, więc byłyśmy też rodziną. Miałam nadzieję, że chociaż ją będę miała przy sobie, ale znowu się zawiodłam. Nawet nie wiem kiedy usidłam na środku salonu i zaczęłam płakać. Miałam już dość. Byłam wyczerpana całą tą sytuacją, ona zwyczajnie mnie przerastała.

-Boję się, Rob. Boję się tego świata – powiedziałam przez łzy gdy mężczyzna wszedł do mieszkania.

-Kiedyś – zaczął siadając obok mnie - gdy jako dwunastolatek byłem z ojcem na polowaniu, spotkałem wilka. Był wielki, cały szary, miał złote oczy i odgryziony kawałek lewego ucha. Patrzył na mnie, a ja na niego. Wiedziałem, że wilki nie atakują ludzi bez powodu, a mimo tego się bałem. Wymierzyłem w niego z mojej strzelby, miałem go idealnie na muszce, wystarczyło strzelić, ale nie mogłem. Byłem jak sparaliżowany ze strachu. Zacząłem się wycofywać, aż znalazłem się przy naszym aucie. Gdy powiedziałem ojcu o spotkaniu z wilkiem, byłem pewien, że będzie zły, za to, że okazałem się tchórzem. W końcu mogłem strzelić, ale on się nie wściekł. Za to powiedział mi coś, co pamiętam do dziś.

-Co takiego?

-Powiedział, że odwaga to panowanie nad strachem, a nie jego brak i, że chociaż bałem się jak cholera, to byłem odważny. Tak samo ty. Możesz się bać, ale póki panujesz nad tym panujesz, to pozostaniesz odważna.

Było to trochę zagmatwane, ale rozumiałam to. Więcej, dodało mi to siły i determinacji. Otarłam twarz w rękaw i wstałam z podłogi.

-Dzięki, Rob – powiedziałam przytulając się do niego.

-Nie ma sprawy. Idziemy?

-Poczekaj jeszcze chwilę.

Weszłam do pokoju Rudej i wyjęłam z ramki stojącej na biurku nasze zdjęcie. Stałyśmy razem na pomoście nad jeziorem. Zdjęcie zrobione zostało rok temu podczas wakacji, gdy razem z kilkoma innymi znajomymi wynajmowaliśmy domek. Miki, Tamiz, Werka i Sajmon. Miałam wielką nadzieję, że im też udało się jakoś przeżyć i kiedyś, gdzieś się wszyscy razem spotkamy.

-Chodźmy.

Wychodząc z bloku natrafiliśmy na trzy zombie, które musiał rozwalić Rob, bo ja zostawiłam swoją maczetę w aucie, ale mężczyzna poradził sobie z nimi bez większego problemu.

Nagle usłyszeliśmy strzały dochodzące z ulicy. Pobiegliśmy w tamtym kierunku, a ja przeklęłam swoją bezmyślność, że zapomniałam zabrać ze sobą maczety. W końcu to była moja jedyna broń odkąd oddałam Patrykowi saperkę.

Zatrzymaliśmy się przy ścianie budynku i ostrożnie wyjrzeliśmy zza winkla. Ulicą biegła trzyosobowa grupa ludzi, mężczyzna trzymający w dłoni pistolet, młody chłopak z kijem w ręku oraz całkowicie bezbronna dziewczyna, która podtrzymywana była przez chłopaka i utykała przy każdym kroku. Za nimi truchtała spora grupa zombie. Nieznajomy co rusz odstrzelał tego, który był najbliżej jego towarzyszy, ale na jego miejsce pojawiało się dwóch kolejnych wychodzących z uliczek.

-Musimy im pomóc – powiedział Rob wyjmując pistolet a mnie podając swoją rurkę.

Wyszliśmy na ulicę i na początek Rob odstrzelił trzy najbliżej się znajdujące zombie, a ja w niemal ostatniej chwili wbiłam rurkę w potylice żywego trupa, zanim ten zdążył wyciągnąć łapę po włosy dziewczyny. Nieznajomi spojrzeli na nas zaskoczeni, ale nie było czasu na wyjaśnienia.

-Chodźcie! – krzyknęłam. Rob pomógł chłopakowi biorąc dziewczynę na ręce. Była szczupła, więc nie był to problem dla takiego olbrzyma jak on.

Dobiegliśmy do naszego auta, odstawiając zombie na kilkanaście metrów, co dało nam czas na wpakowanie się do niego i odjazd z piskiem opon. Odetchnęłam z ulgą, gdy sylwetki zarażonych zniknęły nam za rogiem.

-Dzięki za pomoc – wysapał najstarszy mężczyzna. Wyglądał na jakieś czterdzieści lat, miał krótkie, ciemne włosy i duże, brązowe oczy oraz twarz pooraną kilkoma zmarszczkami.

-Nie ma sprawy – odparłam przypinając sobie maczetę do biodra. – Mieszkacie gdzieś tutaj?

-Nie. Już nie. Chcieliśmy się wydostać z miasta, ale wtedy napadły nas zombie, a Werka uszkodziła sobie kostkę. Gdyby nie wy, to zapewne byśmy już byli martwi.

-Nieźle pan strzela – włączył się do rozmowy Rob.

-Lata polowań – uśmiechnął się. – Tak w ogóle to jestem Rafał, a to moja córka Weronika i syn Hubert.

Dziewczyna, niewiele młodsza ode mnie, uśmiechnęła się nieśmiało, a chłopak tylko spojrzał na nas z ukosa. Wydawało mi się, że skądś go znam, ale nie mogłam sobie przypomnieć skąd.

-Jeżeli nie macie żadnych planów, to możecie przyłączyć się do nas – zaproponowałam. – Mieszkamy na posterunku, mamy jedzenie, broń.

-Bylibyśmy bardzo wdzięczni – powiedział Rafał z ulgą w głosie.

Miałam jeszcze o coś zapytać nowo poznanych, gdy Rob niespodziewanie zatrzymał auto. Przed nami znajdował się wojskowy UAZ, a przy nim stali czterej żołnierze, mierzący w nas z karabinów. Widok mężczyzn w mundurach był dla mnie zaskoczeniem, bo już myślałam, że wojsko całkowicie straciło nami zainteresowanie.

-Wysiadajcie! – krzyknął jeden z nich zbliżając się do nas powoli. Spojrzałam na Roba, a ten na mnie. Bycie żołnierzem to jedno, ale mierzenie do kogoś przy pierwszym spotkaniu raczej nie było oznaką dobrych zamiarów, ale wyszliśmy z auta z rękami w górze. Wtedy zbliżyła się jeszcze dwójka mundurowych i przeszukała nas zabierając każdą broń jaką mieliśmy.

-O co chodzi? – zapytałam zdenerwowana.

-Pytania później – powiedział ten sam facet, który kazał nam wyjść z auta. – Z rozkazu prezydenta wszyscy, niezarażeni cywile mają się znaleźć w obozach kryzysowych założonych przez wojsko. Odmowa udania się tam, skutkuje użyciem przymusu. Cywile mają zostać pozbawieni broni i przeszukani. Czy wśród was jest osoba ugryziona, lub mająca objawy zarażenia Wirusem Zet? Gorączka, nadpobudliwość…

-Nie. Jesteśmy zdrowi – ucięłam. Specjalnie się uczył tego na pamięć?

-W takim razie musicie jechać z nami do obozu kryzysowego. Czy w okolicy są jeszcze cywile?

-Tak – wtrącił Rob, zanim zdążyłam odpowiedzieć. – Na miejscowym posterunku znajduje się sześć osób.

Żołnierz skinął głową i kazał nam wsiąść do UAZ – a, a dwóch swoim ludziom polecił zabrać się naszym wozem. Byłam zła, że wszystko ustalają bez pytania nas o zdanie, a każde nasze pytanie całkowicie ignorowali, ale siedziałam cicho, bo w końcu była możliwość znalezienia się w bezpiecznym miejscu, gdzie miałam nadzieję spotkać tatę, Rudą, albo chociaż moich przyjaciół.

-Coś nie tak? – zapytał półszeptem Rob, gdy wojskowi na chwilę opuścili pojazd.

-Trochę dziwne, że pomoc nadeszła dopiero teraz, co nie?

-Grunt, że w ogóle. To wojsko, Sasza, jeżeli mają działać, to zawsze z planem.

Optymistyczny tok myślenia Roba jakoś nie bardzo mnie przekonał, ale swoje racje zostawiłam dla siebie. Naprawdę chciałam wierzyć, że wszystko się jakoś ułoży, ale na razie nie potrafiłam.

-Gdzie dokładnie jest ten obóz? – zapytał Rafał.

-Powiedziałem, że pytania później – burknął żołnierz.

Gdy ruszyliśmy z miejsca, zauważyłam, że dwójka żołnierzy jadąca naszym autem pojechała w całkowicie przeciwną stronę. Nie omieszkałam zapytać o to wojskowych.

-Pojechali po ludzi z posterunku – odparł zirytowanym głosem, po czym spiorunował mnie stalowo zimnym spojrzeniem. – O ile nie kłamaliście i są tam jacyś ludzie.

-Są – odparłam również miażdżąc go wzrokiem. Poczułam, że przyjaciółmi nie zostaniemy.

Jechaliśmy ponad dwie godziny przez wsie, boczne drogi i w ogóle z dala od miast i autostrad. Częstym widokiem były pola oraz lasy, gdy zapadł zmrok widziałam nawet światła w oddali, ale żołnierze zdawali się nie zwracać na to uwagi. Widok tych małych punkcików dodawał mi otuchy i wiary w to, że nie wszędzie było tak źle jak w Wilkach, że są jeszcze miejsca bezpieczne od zarazy. Może sytuacja jest już opanowana? – przeszło mi nagle przez głowę. Naprawdę miałam nadzieję, że wszystko jeszcze wróci do normy.

-Daleko jeszcze? – zapytałam siedzących z przodu żołnierzy. Przez całą drogę nie odezwali się ani do siebie, ani do nas żadnym słowem.

-Około godzina – odparł kierowca patrząc na zegarek. Jego ton był przyjaźniejszy, niż faceta, który najwyraźniej nimi dowodził.

-Dzięki – oparłam głowę o wielkie ramię Roba i zamknęłam oczy. Zapadłam w lekką drzemkę, bez żadnych koszmarów, ani w ogóle snów, a przynajmniej ich nie pamiętałam, gdy obudziłam się szturchana za ramię. –Co jest? – zapytałam zaspanym głosem.

-Jesteśmy na miejscu – odparł Rob.

Zobaczyłam ogromną wieże na tle granatowego nieba otoczoną przez metalowy płot i auta, oraz mnóstwo namiotów od zwykłych, turystycznych, do tych wojskowych. Przed bramą stali dwaj żołnierze z karabinami, którzy otworzyli ją gdy tylko Dowódca wystawił głowę na zewnątrz.

W obozie panowała cisza, a jedynymi ludźmi byli żołnierze chodzący między labiryntami namiotów. Dowódca kazał nam wyjść na zewnątrz i zaprowadził do centrum, gdzie stał wielki, biały namiot. Mężczyzna zniknął w nim na chwilę, po czym wrócił z starszym facetem, widocznie wyrwanym ze snu. Jego rzadkie, siwe włosy sterczały na każdą stronę, okulary były trochę przekrzywione, a szara koszula pognieciona. Na nasz widok uśmiechnął się lekko, a w jego oczach pojawił się dziwny błysk.

-Witajcie. Nazywam się Albert. Doktor Albert.

Oznacz jako: przeczytane ulubione chcę przeczytać

Komentarze

kiedy następna część?
Odpowiedz
były fajniejsze pasty no ale ta też jest nawet nawet...tak a propo...Nazywam się Zuzia , mam 11 lat , mieszkam w Jaśle , napiszcie mi coś o sobie...
Odpowiedz
Zajebioza
Odpowiedz
Klimat zombie jest w The Last Days! Inni bohaterowie. Inna historia. Więcej krwawych zombie i więcej rozdziałów! http://thelastdays-zombieapocalypse.blogspot.com/ Zapraszam!
Odpowiedz
Będzie kolejna część, czy mam usunąć z ulubionych? Nie ma sensu wchodzić co kilka dni, żeby zobaczyć, że nic nie ma i autorka nawet nie zostawiła informacji... Przykre, bo zapowiadało się na prawde dobrze...
Odpowiedz
Klimat zombie jest w The Last Days! Inni bohaterowie. Inna historia. Więcej krwawych zombie i więcej rozdziałów! http://thelastdays-zombieapocalypse.blogspot.com/ Zapraszam!
Odpowiedz
Ciekawe ciekawe i z tego co widzę pomysły nie są podrabiane ani zaciągane z innych książek, czekam na kolejną część:)
Odpowiedz
Będzie kolejna część?
Odpowiedz
Jak widać autorka olała temat i czytelników bo nawet odpowiedzi nie udzieli co kiedy i wgl.
Odpowiedz
Nadal nic :(
Odpowiedz
Nadal czekamy na kolejną część :/
Odpowiedz
Kurde czekam i czekam i nie ma kolejnej części :/
Odpowiedz
Kiedy kolejna część
Odpowiedz
Kiedy kolejne części??? Zacząłem przed chwilą czytać aby szybciej zasnąć ale każda z tych części jest tak dobra, że czuję niedosyt.... czekam niecierpliwie ^.^
Odpowiedz
ZAJEBISTE ! Czekam z niecierpliwością na kolejne części. Naprawdę świenie piszesz
Odpowiedz
Czyżbym wyczuwał inspirację serialem "The 100"? Niektóre słowa, które mógłbym zacytować pasują kropka w kropkę :D Do samego opowiadania nie mam nic naprzeciw, miło się czyta, jest dobrze napisane, nawet żadnych przeszkadzających błędów nie ma :) Jedyne co, to czuję, że pojawią się tu takie powtarzalne wątki, tzn. robienie z głównego bohatera uberczłowieka, wprowadzenie jakiegoś wątku miłosnego, na pewno pojawi się też jakieś słabsze ogniwo :) Ogólnie, to mi się podoba, będę śledził i czytał dalej. Powodzenia ;)
Odpowiedz
Nigdy nie widziałam tego serialu, ale dzięki, bo będę miała co oglądać ;)
Odpowiedz
Dla mnie jest to lekko zabawne gdy Natasza zabijała pierwszą zarażoną osobe to nic nie czuła, a teraz nagle rozpacz i smutek. Rozumiem że zabicie człowieka a "zombie" to jest różnica ale jak robisz już z głównej bohaterki "Rambo" albo "terminatora" to zabicie człowieka nie powinno być dla niej czymś większym. Po drugie to tak jak pisałem to główna bohaterka to pierdolony Rambo, 17 dziewczyna podczas drzemki pośadła tajemną wiedzę posługiwania się bronią białą i stała się bezwzględnym likwidatorem truposzy, może machnięcie maczetą to nie jest żadna filozofia ale... No cóż już po chuju, Natasza została stworzona do zabijania więc teraz nie zmieniaj ją w płaczliwą sierote. Jak już zrobiłaś z niej komandosa to nie zmieniaj torów bo to się lekko ze sobą gryzie że po czasie w którym Natasza zamordowała 30 "zetów" ma problem z byłą szefową albo z dresami. Za bardzo też według mnie przesadziłaś z jej darem zabijania, mimo wszystko zabicie zeta powinno przynosić jakieś trudności a zabicie 3 typów w 5 sekund tym bardziej. No po zalaniu falą "twórczej krytyki" przyznaje że miło mi się czyta, większość czyma się kupy i historia wciąga. Pozdrawiam.
Odpowiedz
Chodzi mi o to, by pokazać, że Sasza jest niezwykła, ale, że też nie do końca potrafi sobie poradzić ze zmnianami jakie w niej zachodzą. W następnych rozdziałach mam zamiar wyjaśnić, dlaczego Natasza potrafi to wszystko, więc przepraszam, jeżeli jej dziwne zachowania mogą was razić, ale mam co do niej plany :)
Odpowiedz
Świetne! Czasami tylko powtarzasz słowa (panujesz nad tym panujesz), ale przy tak świetnym opowiadaniu to nic! :D Małe pytanie, czy części mogłyby być odrobinę dłuższe? Nawet, jeżeli oznaczać miałoby to czekanie nie jeden, a kilka dni. Tefo się po prostu nie czyta, tylko chłonie, i bardzo szybko kończy się tekst :/ Pozdrawiam!
Odpowiedz
Właśnie, nadszedł ten moment, gdy muszę zwolnić tempo ( nawet bardzo). Zauważyłam, że gdy piszę szybko, to pojawiają się błędy, których potem nie mam jak poprawić. Dlatego biorę się za siebie, piszę uważniej, dłużej i ważę każde słowo. Mam nadzieję, że nie będziecie musieli czekać zbyt długo na kolejną część :)
Odpowiedz
Świetne, kiedy następna część???
Odpowiedz
Jakub Zakrzewski Niestety, na następną cześć będzie trzeba trochę poczekać ;)
Odpowiedz
Karolina Jabłońska to jak z pastą? Będą jeszcze części czy nie?
Odpowiedz
Karolina Jabłońska kiedy będzie następna część ?
Odpowiedz
Super świetne chce sie czytac. Jeszcze klimat zombie :)
Odpowiedz
Klimat zombie jest w The Last Days! Inni bohaterowie. Inna historia. Więcej krwawych zombie i więcej rozdziałów! http://thelastdays-zombieapocalypse.blogspot.com/
Odpowiedz
Zaloguj się, aby dodać komentarz.

Inne od tego autora

Archiwum

Najnowsze i warte uwagi

Artykuły i recenzje