Historia

Pętla czasu

białadama 8 11 lat temu 7 364 odsłon Czas czytania: ~8 minut

Czas. Kto o nim nie myśli? Czas jest najciekawszą, najtrudniejszą i najbardziej intrygującą zagadką z jaką się mierzył człowiek. Czym jest czas? Na ten temat jest mnóstwo rozwiązłych, encyklopedycznych definicji, sterty książek i raportów, tony modeli, miliony schematów, niezliczone ilości hipotez i więcej pytań niż odpowiedzi. Tysiące tęgich głów z całego świata wciąż próbuje sprowadzić czas do najprostszej postaci. Chcą go kontrolować. Czy masz pojęcie jaką potęgę daje władza nad czasem? W tym momencie światowe mocarstwa kontrolują gospodarkę na swoich kontynentach, mają w zasięgu ręki arsenał, którym można wysadzić pół planety w zaledwie parę minut, dysponują wiedzą, o jaką przeciętny człowiek nawet boi się zapytać. Sztaby naukowców, ludzi wciąż tworzących zaawansowane technologie. Systemy ostrzegania, tarcze antyrakietowe, zaawansowane podsłuchy i satelity szpiegowskie. Maszyneria, którą można inwigilować każdego mieszkańca Ziemi. Ale nad jednym wciąż nie mają władzy. Nie mają władzy nad czasem. Nikt go nie może przyśpieszyć, nikt go nie spowolni, nikt nie zatrzyma. I co najbardziej zaprząta ludzkie głowy od setek lat: NIKT go nie cofnie. Nikt nie może. Ale czy aby na pewno?

Czy wiesz ile znaczy jedna minuta? Dla większości mieszkańców globu to tylko umowna jednostka czasu. A czy wiesz jaka moc drzemie w jednej sekundzie? Nie widziałeś tego co ja. W jednej sekundzie na naszej nieskończonej linii czasu dzieje się tak wiele, że przeciętny człowiek nie jest w stanie nawet przeczytać liczby tych wydarzeń. Setki żyć - zakończonych i poczętych w jednej sekundzie. Miliony ludzkich pomyłek, które decydują o losach innych. Wyobrażasz sobie że, gdyby wymazać jedną sekundę z Twojego życia to mogłoby wyglądać ono zupełnie inaczej? Jedna sekunda może zmienić Twoje życie w sielankę. Może je też obrócić w piekło. Przez jedną sekundę możesz stracić wszystko co w życiu ważne. Tak jak ja. Jednak za bardzo przeciągam, a na to nie mam... czasu.

Nazywam się Michael. Jestem odpowiedzialny za śmierć mojej rodziny i przyjaciół. Nie, nie w tym sensie. Nikogo w życiu nie zabiłem, a ich bym nawet nie mógł skrzywdzić. Ale to ja ich zabiłem. Chcąc zmienić ich przeznaczenie i uchronić ich przed śmiercią sam ją spowodowałem. Paradoks. Mam nadzieję że rozumiesz. Opowiem Ci moją historię od samego początku.

Zaczął się kolejny tydzień, w ten poniedziałkowy poranek ja i moja rodzina jak zawsze siedzieliśmy przy śniadaniu. Elizabeth, moja żona przyrządziła swój specjał - niebywale pyszne naleśniki. Ja, ona i dwójka naszych dzieci, Josh i Samuel jedliśmy rozmawiając o ocenach moich potomnych. Za moment cała rodzina ubrała się do wyjścia. Na podjeździe przytuliłem dzieciaki i ucałowałem żonę, ona zabierała je do szkoły naszym samochodem, ja spieszyłem do pracy moim autem służbowym. Nie powiedziałem Ci jeszcze najważniejszego, nie wiesz jeszcze kim jestem. Jestem wojskowym naukowcem, ostatnim naszym projektem był... wehikuł czasu. Nie wiedzieliśmy czy działa, pozostały ostatnie testy. Wojsko USA chciało się wyposażyć w pojazd do podróży w czasie, wyobrażasz to sobie? A ja byłem odpowiedzialny za tę... tragedię. Miałem z tego powodu wyrzuty sumienia, stworzyłem coś, dzięki czemu Ameryka może podbić świat. Przynajmniej płacili dobrze. Teoretycznie nie powinienem Ci o tym mówić, bo to "tajemnica", ale i tak nie mam nic do stracenia. A poza tym zadbałem, by nikt więcej nie podróżował w czasie.

Dojechałem na miejsce, służby porządkowe wciąż zdrapywały samobójcę z chodnika. Masakra. Okazałem żołnierzowi przy wejściu przepustkę i wszedłem do kompleksu. Udałem się do windy, chcąc zjechać na sam dół - piętro -5. Tam było moje laboratorium, tam stał prototyp maszyny. Już miałem wsiadać, kiedy zadzwoniła komórka - zaprzyjaźniony sąsiad dzwonił. Postanowiłem odebrać. Żałuję do dziś.

-Mike, Michael, halo! - krzyczał wyraźnie przestraszony sąsiad.

-Hugh? Co się dzieje!?

-Mike, oni... Twoja rodzina... Boże, nie mogę... Twoja rodzina nie żyje! - powiedział z płaczem. Nie był człowiekiem skorym do żartów, więc na pewno by mnie nie okłamał.

-CO!? Hugh! Co się tam u licha dzieje!?

-Wypadek... Jakiś wariat wjechał w wasze auto, karetka zaraz tu będzie, ale... Oni wszyscy nie żyją!

Rozpłakałem się. Nic tego poranka nie zapowiadało śmierci mojej rodziny.

-Boże, jak to? Hugh... jak... - poczułem gulę w gardle.

-Jakiś szaleniec chciał ją wyprzedzić i spowodował wypadek... Boże... Mike... - zaczął płakać jak małe dziecko.

Rozłączyłem się. Nie mogłem tego wytrzymać. Płakałem. Normalny ojciec zaraz by przybiegł na miejsce, wsiadł do karetki i jechał z rodziną do szpitala. Ale nie ja. Zacisnąłem pięści i zjechałem do laboratorium. Czas zmienić przeznaczenie.

W laboratorium był już Sam, mój dobry przyjaciel i współpracownik.

-Sam, uruchamiamy wehikuł. - wyrzuciłem bezceremonialnie i zrzuciłem z siebie płaszcz.

-Co się stało? Znowu chcesz go włączyć? - znowu? Nie wiedziałem co Sam ma na myśli. Za chwilę jednak machnął ręką, tak jakby powiedział coś bardzo głupiego. Coś przede mną ukrywał.

-Potem Ci wyjaśnię. - wycedziłem przez zaciśnięte zęby.

Sam włączył wehikuł i spojrzał na mnie.

-Wiesz co robisz?

-Wiem.

-Mike, opanuj się, Greg nie żyje przez zabawy z tą maszyną! Nie rób tego, proszę.

Co za fala śmierci dzisiejszego dnia? Greg był trzecim naukowcem, to on odpowiadał za sprawy techniczne i działanie urządzenia. Mój przyjaciel... nie żył. Mam o czym porozmawiać z Chronosem, czas powstrzymać śmierć.

-Jestem w machinie czasu, coś poradzę. - powiedziałem sarkastycznie.

Założyłem kamizelkę, w niej drzemała cała moc urządzenia. To ona przenosiła w czasie. Załadowałem ją i wszedłem do niewielkiej, przezroczystej windy.

-Nie rób głupstw, Mike.

-Nie będę.

Winda ruszyła. To było tajne wejście do laboratorium, jak na tych wszystkich filmach. Winda wywiozła mnie na parking obok wieżowca. Tuż przed moim autem. Postanowiłem cofnąć czas. Na kamizelce wstukałem odpowiednie cyfry, które układały się w dzisiejszą datę. Kilkadziesiąt minut przed moim wyjściem z domu. Świat zawirował, biały blask oślepił mnie. Czułem się jakbym spadał. Znasz to uczucie kiedy śpisz? Za moment wszystko wróciło do normy. Wszystko było identyczne - oprócz daty. Na parkingu brakowało też mojego auta - czyli się udało. Właśnie podjechał Sam, wysiadł ze swojego samochodu i uśmiechnął się do mnie.

-Mike, tak wcześnie? Cześć!

-Tak, dzisiaj chcę zacząć wcześniej. Cześć Sam.

-Słuchaj... Mam złą wiadomość. - wiedziałem już o czym Sam myśli. - Greg umarł tej nocy w trakcie pracy nad...

Sam zrobił wielkie oczy. Spojrzał na mnie i zobaczył kamizelkę.

-Mike... Chyba nie chcesz...

-Sam, za kilkanaście minut zginie moja rodzina. Wiem, że mogę ich uratować! Zrobię to!

-Mike... - Sam zatrwożył się. - Dobra, masz tu moje auto. Powodzenia.

Dał mi kluczyki i zjechał windą do laboratorium, nie chcąc nawet myśleć na co przyzwolił.

Wsiadłem do auta i wyjechałem z budynku. Rozpędziłem się łamiąc wszelkie zakazy, muszę powstrzymać Elizabeth! Kiedy dojechałem przed dom mojego służbowego wozu już nie było - wyjechałem do pracy. Elizabeth oddalała się od podjazdu. Postanowiłem zajechać jej drogę. Zrozumiałem wszystko. Rozpędzone auto uderzyło z niebywałą siłą w samochód, który prowadziła moja żona. Wysiadłem z auta i podbiegłem do wozu z moją rodziną, jednak wybuch auta z dziećmi odrzucił mnie. Nie ma nawet takiej opcji, by przeżyły. Zacząłem płakać. Cofnąłem czas o kilka godzin, by zastanowić się co dalej. Była noc. Muszę zastanowić się co dalej i... Muszę uratować Grega! Na pieszo doszedłem do laboratorium. Okazałem przepustkę i wszedłem na parking, używając naszej "tajnej" windy. Zjechałem do laboratorium. Greg miał na siebie założoną kamizelkę i montował do niej ostatnie części. Wszędzie były poprzewracane butelki z wodą - to, ile Greg musi wypić by ostudzić pragnienie dziwiło mnie od zawsze. Zobaczył zjeżdżająca windę, odwrócił się strącając łokciem otwartą butelkę z wodą i krzyknął tylko przeciągle:

-NIEEEEEEEEEEEE!

Winda zatrzymała się. Jednak parę centymetrów za wcześnie. W szybie windy ktoś położył akumulator do kamizelki. Greg podbiegł i wyciągnął go tak mocno, że odskoczył metr do tyłu. Prosto na kałużę. Poślizgnął się i upuścił niezwykle czuły akumulator na zmoczoną posadzkę. Widziałem jego śmierć. Znów spowodowałem, że ktoś umiera. Greg został rażony prądem tak mocnym, że w przeciągu kilku sekund spalił się żywcem. Nie mogłem na to patrzeć. Przeniosłem się w czasie - tym razem do przodu. Nie mogłem już wytrzymać, płakałem jak dziecko. Przeniosłem się parę minut później od momentu, kiedy włączyłem kamizelkę na parkingu. Nie chciałem spotkać siebie cofającego się w czasie, ani siebie zjeżdżającego główną windą do pracy. Stałem w laboratorium, Sam znów się krzątał.

-Mike? - uśmiechnął się, widząc że żyję.

-To koniec Sam... Oni zginęli, bo stworzyliśmy tę machinę!

-O czym Ty... O cholera... - chyba wiedział o co chodzi. - Stworzyliśmy... Paradoks... O matko... - odjęło mu mowę.

-Trzeba to zniszczyć, nikt nie może podróżować w czasie! Moja rodzina i Greg zginęli, bo chciałem ich uratować!

-Zdejmuj to, masz rację. - powiedział stanowczo Sam.

Sam zaczął zbierać wszystkie szkice i projekty na jedną stertę, ja zrzuciłem kamizelkę i zacząłem na tej samej stercie stawiać akumulatory. Ze wszystkiego co miało związek z podróżami w czasie utworzyliśmy stos. Zrobiliśmy prowizoryczny lont, który miał wysadzić laboratorium w powietrze.

-Ja tu zostanę. - powiedział Sam. - dopilnuję by wszystko strawił ogień, ja już nie mam życia. Nie mogę żyć z tą świadomością...

-Dobrze... Żegnaj Sam - uścisnąłem go. - dla mnie to też koniec... Nie mam po co żyć...

Sam został w laboratorium, które za moment zmieni się w pył, ja udałem się windą na sam dach. Czas zakończyć żywot. Wyjąłem dyktafon z kieszeni, by opisać to, co mnie spotkało. Muszę się tym z kimś podzielić przed śmiercią. Usłyszałem huk na dole. Żegnaj Sam... Na mnie też czas...

Czas jest jak... nić na kołowrotku. Moja linia czasu, tak samo jak nić ciągle się przewijała, jednak dalej pozostawała jednolita. Prosta, nienaruszona, nietknięta. Ale ja z każdą jedną podróżą tworzyłem paradoks. Na naciągniętej nici pojawiały się supły, piękne włókna zaczynały się strzępić. Zrozumiałem to za późno. Z każdym paradoksem moja naprężona "nić" była coraz bardziej spaczona. Mogłem zmienić moje przeznaczenie, mogłem cofnąć czas. Mogłem uniknąć śmierci bliskich. Ale to ja sam zgotowałem sobie tragedię. Nikt nie będzie już więcej podróżować. "Kołowrotki" moich przyjaciół nie wytrzymały. Mimo że dokonałem tak wielu zmian nie zrobiłem tak naprawdę nic. Jestem tylko bliżej końca. Nawet przy użyciu maszyn, które mogą nas przenieść do dowolnego miejsca w czasie, człowiek nie ma żadnej władzy nad czasem. Mógłbym spróbować przechytrzyć czas. Mógłbym sprawić żeby to wszystko się nigdy nie wydarzyło. A raczej mogłem.

Niedługo i moja nić się przerwie

autor: Teloc

Oznacz jako: przeczytane ulubione chcę przeczytać

Komentarze

To ostatnie zdanie wydaje się jakieś takie głębokie, poruszające. No i ten brak kropki.
Odpowiedz
Samobójca na początku xddd. Świetne opowiadanie niezbyt straszne, ale napisane perfekcyjne. O niczym nie zapomniałaś i wszystko przygotowałaś idealnie :D
Odpowiedz
Ciekawe mi się podoba super pomysł z wehikułem czasu
Odpowiedz
Samo to, że on skoczył i się, a na początku historii było powiedziane, że służby porządkowe zgarniają resztki jakiegoś samobójcy z chodnika... jedna wielka pętla. Świetne
Odpowiedz
Zajebiste! Więcej takich!
Odpowiedz
zajebiste 10/10
Odpowiedz
genialne, zabil pryjaciela, rodzine i siebie, a później dowiadywał sie o tym że coś im sie stało, by ponownie zrobić to samo, cholernie pojebane, podoba mi sie to.
Odpowiedz
Jak z Steins Gate.
Odpowiedz
Zaloguj się, aby dodać komentarz.

Inne od tego autora

Archiwum

Najnowsze i warte uwagi

Artykuły i recenzje