Historia

Płyta

przemo 0 7 lat temu 911 odsłon Czas czytania: ~7 minut

Była zima. Atmosfera i temperatura mroziły krew w żyłach. Za oknem śnieg zacinał jak wściekły. Z każdej strony w dom, jakby wiatr uparł się akurat na ten budynek. Poza mną w domu nikogo nie było. Rodzice wyjechali i zostawili mnie samego. Pusto, ciemno i cicho. Panele skrzypiały pod nogami przy każdym kroku.

Siedziałem jak w amoku przed komputerem, po raz kolejny przeglądając internet, bez celu, bez sensu. Do rzeczywistości brutalnie przyzwał mnie dzwonek do drzwi. W przejmującej ciszy dźwięk wydawał się ostry jak nóż wbity w skroń. Teraz ja byłem panem domu, muszę otwierać drzwi sam. Każdy kij ma dwa końce.

Szybko zbiegłem po schodach i dopadłem do klamki. Za drzwiami stał mój zmarznięty kumpel, Wojtek. Nasze domy dzieliło jakieś 200 metrów, jednak to wystarczyło, żeby śnieg obtoczył go jak cukier-puder świeżego pączka. Nawet rzęsy wyglądałyby jak pokryte szronem

- Ale piździ, musi być co najmniej -20 stopni – rzucił zdejmując kurtkę.

Nie nosił czapki. Nigdy i nigdzie. Czy to lato - żadnym bejsbolówek, czy zima – żadnych ciepłych nakryć. Nawet gdy był harcerzem wzdrygał się przed zakładaniem czegokolwiek na głowę.

- Będziesz mi teraz idioto tajał nad dywanem?

- Weźmiesz mopa i będziesz działał, kocie.

Stare żarty z czasów, gdy razem chodziliśmy na praktyki.

- Ktoś jeszcze przyjdzie? - zapytałem.

- Łysy, Ania i Ola, ale TDI ma pewnie ciężko odpalić więc się spóźnią. Co oglądamy?

- Nie wiem. Coś ogarnę na szybko jak się zastanowimy.

- Zobacz to. Znalazłem po drodze z pracy – powiedział podając mi wyciągniętą z kieszeni płytę kompaktową.

Krążek był dziwny. Stara płyta, podpisana jednym słowem „film”. W tych czasach to już archaizm. Obejrzałem ją dokładnie. Płyta wydawała się zapisana danymi, jednak kolory nie przypominały mi żadnej ze wcześniej widzianych płyt. Nie dało się nawet ocenić czy to CD, DVD czy jeszcze coś innego. Żadnych danych, żadnych dodatkowych informacji.

Plastikowa powierzchnia była hipnotyzująca. Długo się jej przyglądałem, tak jakbym dostał niesamowity prezent na gwiazdkę. Coś pięknego. Bił od niej chłód, ale to efekt podróży. Chociaż Wojtek niósł ją w kurtce, w kieszeni blisko ciała. Musiało być naprawdę zimno.

- Zadzwońmy po coś do żarcia. Może zdążą dotrzeć.

- Dobra ja zadzwonię a Ty idź do pokoju się suszyć. Tylko usiądź blisko kaloryfera! Może będzie mniej sprzątania.

- Niech Ci będzie. Daj płytkę, zobaczę co to.

Z trudem pożegnałem się z krążkiem. Kiedy rozmawialiśmy odruchowo schowałem ją w ręce za plecami. Teraz czułem, jakby stopiła się z opuszkami palców. Gdy Wojtek złapał plastik i odciągnął go ode mnie poczułem bolesne porażenie prądem. Płyta chciała zostać ze mną. Spojrzałem na niego.

- Coś nie tak? Pobladłeś coś. Wyglądasz jak śmierć – zapytał.

- Nie. OK. Idź.

Śmierć?

Szybko zadzwoniłem do pizzeri i poszedłem na górę do mojego pokoju. Płyta już hulała w odtwarzaczu blue-ray, jednak na ekranie niczego nie było. 42 calowy telewizor wyświetlał 100% czerni. W pokoju było zimno, bardzo zimno. Wojciech zasłaniał ciałem cały kaloryfer.

- To jest ten film? - nie usłyszałem odpowiedzi.

Zbliżyłem się do przyjaciela. Miałem bardzo duży pokój. Łóżko, biblioteczka, biurko z komputerem, kanapa, telewizor i kino domowe. Zanim podszedłem do okna i kaloryfera minęło kilka sekund. W tym czasie w telewizorze coś mignęło. Szybko, biały kształt przemknął, może przebiegł, z jednej strony ekranu na drugi.

Mężczyzna?

Stanąłem jak wryty. Film się zaczął? Znów ekran LCD był czarny. Nic. Cicho i ciemno. Można było usłyszeć wiatr za plastikowym oknem.

Szturchnąłem nogą klęczącego kumpla. Nie ruszał się.

- Ej! Usnąłeś?!

- Co?! CO?! Co jest?! - zerwał się na nogi – Ale zmarzłem. Długo Cię nie było. Oglądamy?

- Ale co? Coś z płytką jest nie... - wtedy pożałowałem moich słów.

Rozległ się huk, jakby ktoś w pokoju wystrzelił z pistoletu i znikąd na ekranie w ciemnościach pojawił się biały kształt.

Mężczyzna. Chudy i przerażający. Wyglądał jak toczony jakąś wyniszczającą chorobą przez wiele lat. Plackowaty zarost, rzadkie, długie, kruche włosy na głowie i żółte oczy sprawiały, że wyglądał jak uzależniony od tych złych narkotyków. Był nagi, skóra wisiała na nim, jakby nie jadł od wielu miesięcy. Zero mięśni, nie trzeba było go dotykać, żeby dokładnie policzyć wszystkie kości. Ciało poorane bliznami, gdzieniegdzie rzucały się w oczy świeże, jątrzące rany. Ale najgorszy był jego szalony uśmiech. Zaledwie kilka żółtych zębów, wspartych na cofniętych, czerwonych dziąsłach szczerzyło się do nas w szalonym uśmiechu. Spozierał na nas jak stereotypowa ofiara szpitala dla chorych psychicznie. Obłąkaniec, z rządzą mordu. Socjopata, sadysta. Nie chciałbym go spotkać w ciemnej uliczce.

Wojtek natychmiast się oderwał od kaloryfera. Doskoczył do telewizora i uklęknął przed nim.

- Co to?!

Mężczyzna w filmie wpatrywał się centralnie w obiektyw kamery. Przysuwał i odsuwał twarz. Krzyczał, jednak z głośników nie wydobywały się żadne dźwięki.

Nagle człowiekiem w filmie coś szarpnęło. Do tyłu pociągnęła go niewidzialna siła. Zawisł w powietrzu, podtrzymywany tysiącem rybackich haczyków na łańcuchach umocowanych gdzieś w ciemnościach. Noże znikąd wbijały się w jego ciało i cofały. Raz za razem. Broczył krwią jak zarzynane prosie. Coś nienaturalnie wygięło jego ręce, wybijając ramiona ze stawów. Po kolei, powoli, wielkie drzazgi wbijały się pod jego paznokcie. Był bezsilny, pozostawiony na pastwę swoich oprawców. Nie miał szans na obronę, ani ucieczkę. Zupełnie bezradny, w sytuacji bez wyjścia.

Opuszczony mężczyzna doprowadzał mnie do szału. Chciałem krzyczeć choć nie mogłem. Próbowałem oderwać wzrok od makabrycznych obrazów, jednak coś zatrzymywało mój wzrok. Nic mnie nie przeraziło jak niemoc tego człowieka. Brak jakiejkolwiek kontroli nad swoim losem. Nadchodził dla niego nieuchronny koniec. Wiedziałem o tym. Człowiek jest kruchy, łatwo go złamać. Niektóre rany się nie goją. Czasu nie da się cofnąć. Widziałem, że przekroczył już granice, za którą nie ma już powrotu. Kolejne kości pękały jak zapałki.

Tortury, choć sugestywne trwały zaledwie kilka sekund, po których szkielet mężczyzny został rozerwany na strzępy.

Ofiara?

Ekran znów był czarny. Żaden z nas nawet nie odważył się zaczerpnąć powietrza. Pokój ogarnęło zimno, jakbyśmy znajdowali się na zewnątrz.

Bez ostrzeżenia znów coś huknęło i mężczyzna raz jeszcze pojawił się. Szczerzył się do kamery i pukał w ekran.

Powoli zrobiłem krok do tyłu, jednak zahaczyłem o pufę i ciężko upadłem na podłogę.

PUK! PUK!

Co to? Dźwięk? Z głośników?

Podniosłem się. Bolała mnie głowa. Wojtek coraz bardziej przysuwał się do ekranu. Mężczyzna gdzieś zniknął. Ale gdy przyjaciel przysunął się do ekranu, prawie dotykając go nosem znikąd pojawił się bohater filmu. Zupełnie jakby się nawoływali. Zbliżył się powłócząc nogą w kierunku kamery. Oboje zbliżali swoje dłonie w kierunku ekranu.

Skoczyłem i odciągnąłem kumpla od ekranu. Odepchnąłem go na bok, samemu uskakując w drugą stronę. Nic się nie wydarzyło.

Blada twarz z tv przewiercała mnie wzrokiem. Nie mogłem oderwać oczu od bieli jego skóry. Czułem jakby coś mnie wołało. To było ważne, istotne. Mężczyzna kontrastował jak krew na śniegu. Marszczył brwi i złowrogo na mnie łypał.

PUK! PUK! PUK!

Tym razem dźwięk pochodził z innego miejsca. Jakby gdzieś zza mojej głowy. Z odległego, nieosiągalnego świata. Mrugnąłem. Oderwałem wzrok. Byłem przecież w moim domu.

Ktoś pukał do drzwi. Wiedziałem kto to, tak jakbym widział ich przez ściany. Muszę otworzyć.

- Nie ruszaj się. Zaraz wracam – rzuciłem do kumpla, jednak ten nawet nie drgnął od momentu, gdy go popchnąłem.

Zszedłem na dół, po schodach. Było ich tak wiele. A ja byłem taki zmęczony. Pewnie bym usnął, gdybym na chwilę usiadł. Było ciemno i zimno. Jakby wszystkie drzwi i okna były pootwierane. Poręcz przy schodach pokryta była szronem.

Z trudem otworzyłem drzwi. Były ciężkie, jakby okute stalą, ważyły tonę. Zawiasy skrzypiały jakby ktoś drapał paznokciami po tablicy.

Na zewnątrz nie było nikogo. Nie możliwe.

Oszustwo?

Zebrałem resztę sił i rzuciłem się na górę. Nagle zrobiło mi się gorąco, nagła zmiana temperatury uderzyła mnie jak celnie wymierzona w moją głowę kostka brukowa. Ogień wewnątrz ciała, w żyłach, jakby ktoś podpalił moje ubrania. Wiedziałem, że jest za późno. Tętno podskoczyło do granic możliwości. Straciłem na chwilę wzrok, gdy znalazłem się w pokoju.

Wojciecha nie było. Krwawe ślady stóp prowadziły od wiszącego telewizora do otwartego na oścież okna. Śnieg przestał padać. Wyjrzałem przez okno. Ktoś wyskoczył z piętra na śnieg zostawiając za sobą plamę krwi. W świetle ulicznej lampy ślady były widoczne jeszcze przez kilka metrów.

Nie miałem odwagi odwrócić głowy. Bałem się, bo wiedziałem co zobaczę.

W ekranie zobaczyłem mojego przyjaciela. Teraz to on wisiał ponabijany na małe haczyki. Zamienili się miejscami.

Patrzyłem na film wiele minut, gdy cykl tortur powtarzał się bez końca. Wzrok przyjaciela był coraz bardziej obłędny. W parę minut osiwiał, postarzał się o wiele lat.

PUK! PUK! PUK! PUK!

Z transu wyrwało mnie pukanie do drzwi. Zamknąłem oczy i rzuciłem się do odtwarzacza. Na czuja wcisnąłem przycisk, wyrwałem płytkę z napędu i rzuciłem ją w kąt.

Oznacz jako: przeczytane ulubione chcę przeczytać

Komentarze

Zaloguj się, aby dodać komentarz.

Inne od tego autora

Archiwum

Najnowsze i warte uwagi

Artykuły i recenzje