Historia

Bękarty nocy

kayeti 2 7 lat temu 696 odsłon Czas czytania: ~6 minut

Uwielbiałem jeździć do mojej babci na wieś. Robiliśmy to raz do roku z rodzicami, tuż przed Bożym Narodzeniem. Wioska, w której mieszkała moja babcia była malutka, położona obok wielkiego, rozciągającego się na każdą stronę lasu. Wszyscy tutaj się znali, lecz nie było to dziwne, bo wioska powstała po drugiej wojnie, a każde pokolenie, które przetrwało, nie zmieniało miejsca zamieszkania. Wieś, choć mała, miała swój urok. Kilkanaście domów na krzyż, pola, rzeka i ten urokliwy las. Naprawdę widok z góry zapierał dech w piersiach, a obraz okryty pierzynką białego puchu sprawiał największą radość. To tutaj odczuwało się najbardziej święta. Wjechaliśmy w główną drogę. Uchyliłem okno, by poczuć dym z kominów pomieszany ze świeżym zapachem makowca. Przymknąłem powieki. W tej miejscowości zawsze czułem się jak mały chłopiec, pomimo, iż miałem już osiemnaście lat.

Wjechaliśmy na podwórze, a ojciec zamknął za nami drewnianą bramkę. Na powitanie wybiegł mi stary już, ale pełen energii Barnaba. Był to husky, mój przyjaciel i nieodłączny kompan każdej wyprawy nad rzekę i do lasu po drewno. Rozpakowaliśmy się u babci, a mama położyła kilka starannie zapakowanych paczek pod świerk. Jego zapach, oraz zapach wszystkich potraw, które babcia przyrządzała były niesamowite. Przywitała nas, brudna od mąki i uśmiechnięta od ucha do ucha. Oczywiście dostałem kubek ciepłego mleka oraz świeżo upieczonego piernika, zanim zostałem wysłany po drewno. Niewiele myśląc pobiegłem na zewnątrz, wołając Barnabę i wyruszyłem z wózkiem po drzewo. Słyszałem tylko krzyk babki, żebym wrócił jak najszybciej, koniecznie przed zmrokiem. Babcia za każdym razem mi to powtarzała, ale nie byłem już mały, a las znałem jak podeszwę swojego buta. Ale babunia martwiła się, to naturalne. Zawsze lubiła mieć wszystko pod kontrolą. Szczególnie u siebie na wsi. Szedłem wśród drzew, omotał mnie zimny wiatr, gałęzie kołysały się, a cisza oplotła mnie z każdej strony. Słychać było tylko mój miarowy oddech, skrzypienie śniegu pod butami oraz dyszenie Barnaby, który dotrzymywał mi kroku. Oddaliłem się już dość, by wyjąć siekierkę i rąbać to, co miałem siłę, a Barnaba biegał niedaleko mnie i zbierał gałęzie, kładąc je obok wózka. Pogrążony myślami, nie zauważyłem, że po pewnym czasie ubyło gałęzi, a Barnaby nie ma na widoczności moich oczu. Oblizałem nerwowo wargę, choć wiedziałem, że pies zna okolice lepiej niż ja, bo bywa tu codziennie, a ja kilka razy do roku. Jednak coś nie dawało mi spokoju. Wytężyłem wzrok i słuch, próbując go znaleźć. Ani śladu. No pięknie, uciekł mi gdzieś. Zostawiłem wózek za sobą, idąc powoli i szukając psiska. Nie wiem dlaczego, ale bałem się krzyknąć. Ta cisza mnie ogłuszała. W końcu po dłuższym spacerowaniu, znalazłem go. Był dziwny. Stał bez ruchu i wpatrywał się w coś, co było przed nim. Podszedłem, a on cicho zaskomlał. Spojrzałem i myślałem, że się przewidziałem. Daleko, w otchłani stała zakapturzona postać, nie ruszała się. Miała na oko ponad dwa metry wzrostu. Patrzyła prosto na nas, ale nie wykonywała żadnego ruchu. Nie wiem czy mi się przewidziało, ale miała strój zakonnicy. Szturchnąłem Barnabę i powoli się wycofywałem, a pies zrobił to samo. Zacząłem nagle biec, nie mogłem złapać tchu. Dobiegłem do wózka, chwyciłem go i pędem pobiegliśmy do wioski. Dopadłem furtki, a pies wbiegł do domu, ja dopiero po zamknięciu drzwi poczułem swego rodzaju spokój. Babcia widziała, że coś jest nie tak, jednak zdenerwowana zapytała się co robiłem tak długo, po czym wskazała na niebo. Faktycznie, zapadał półmrok. Jednak widząc mnie żywego, pokiwała głową jakby ze spokojem i zajęła się dalszymi pracami w kuchni. Moi rodzice pojechali do miasta, by zrobić ostateczne zakupy, a ja z babcią i Barnabą siedzieliśmy cały wieczór przy kominku, sącząc kakao. Nie mogłem przestać myśleć o postaci z lasu. Kim była? Czy przewidziałem się? Patrzyłem w ogień, zamyślony, a myśli przerwała mi babcia, która dobrze znała moją zmartwioną minę.

- wnusiu... Co się dzieje?

- nic, babciu. Naprawdę.

- przecież widzę. Wróciłeś z lasu biały jak mąka, a Barnaba odkąd wróciliście leży w kącie i nie chce wyjść nawet załatwić potrzeby.

- naprawdę, babciu. Pewnie się wymęczył, bo dużo biegaliśmy.

- dobrze. Idę zobaczyć ciasto, a Ty zamkniesz zwierzęta w szopie? Tu masz klucze. Nakarm je, dosyp siana i pozamykaj wszystko.

- dobrze babciu.

Widziałem, że za oknem jest coraz ciemniej, a ja szczerze bałem się iść tam sam. Wiem, to głupie, ale byłem przerażony. Gwizdnąłem, a Barnaba jakby czując mój lęk, poszedł za mną jako ochrona. Kochany pies. Wyszedłem, a po chwili moją twarz owiał zimny podmuch wiatru. Leśne drzewa kołysały się, a ja widziałem z oddali śnieżne chmury. Zapowiadała się niezła śnieżyca. Wszedłem do szopy, w której zawsze było ciepło. Babunia dbała o każde zwierzę z osobna. Dosypałem koniom i krowom siana oraz dolałem wody, świnie napasłem i wsypałem im resztki ziemniaków z obiadu. Wyszedłem z szopy, upewniając się, że każde zwierzę jest bezpieczne i schowane, a potem zamknąłem ją szczelnie. Zauważyłem, że Barnaba jest podkulony i patrzy znów w jedno miejsce. Pochyliłem się, patrząc w dal. Stały tam. Szeregi zakonnic, zakapturzonych. Jedna za drugą, bez ruchu. Na brzegu lasu. Zasłoniłem ręką usta, żeby nie wrzasnąć i wolno przeczołgałem się do drzwi wejściowych. Barnaba mnie wyprzedził, ale nie wszedł do domu. Patrzyłem co robi, a on wziął w pysk jakiegoś bezpańskiego kota i wbiegł do domu. Nie wiedziałem o co chodzi, ale zamknąłem drzwi. Babcia była chyba jeszcze bardziej przerażona niż kot, a Barnaba patrzył przez okno.

- Zgaś wszystkie światła, zadzwoń do rodziców, żeby nie przyjeżdżali.

- ale babciu, co się dzieje?

- rób co ci każę.

Zadzwoniłem do mamy. Cholera. Nie było zasięgu. Nie musiałem nic gasić, światła same się wyłączyły.

- zamknąłeś dobrze szopę?

Babcia z przerażeniem wymieszanym z troską spojrzała na mnie.

- Tak, zwierzęta są bezpieczne. Babciu, o co cho...

Nie zdążyłem dokończyć zdania, a w naszych uszach rozbrzmiała jak wystrzał armaty, donośna, okropnie głośna muzyka jakby chóru kościelnego, śpiewanego bardzo głośnymi barwami kobiecymi. Zatkałem uszy, nie mogłem tego wytrzymać. Dźwięk miał barwy różnej częstotliwości, donośne tak, że szyby prawie pękały w oknach. Barnaba oraz ten nieszczęsny kot skomlały. Upadliśmy z babcią na kolana, nie mogliśmy zrobić żadnego ruchu, ten dźwięk kościelnej pieśni nas paraliżował. Zamknąłem oczy, a kiedy je otworzyłem, zobaczyłem w oknie coś, czego nigdy nie chciałbym ujrzeć. Stała tam. Ohydna zakonnica, z gnijącą twarzą i czarnymi oczami, wypalonymi. Nie miała większości zębów, a jej usta wyginały się w różne strony podczas śpiewu. Wypływała z jej twarzy żółta maź, a z oczodołów sączyła się krew. Miała na czole wypalony ogniem odwrócony krzyż. Jęknąłem, a babcia krzyknęła bym nie otwierał pod żadnym pozorem oczu. Nie wiem co się dalej działo, zemdlałem.

Przebudziłem się w pokoju babci. Na łóżku leżał kot, Barnaba i babcia. Dom zalewał mrok. Jednak co było dziwne, albo kojące, sam już nie wiem, ta cisza za oknem. Babcia miała w ręku świecę, a drugą ręką głaskała psa.

- przepraszam babciu...

Zdążyłem tylko wycedzić z ust. Ona kiwnęła tylko głową, zdawało mi się, iż zauważyłem cień uśmiechu przechodzący przez jej pomarszczoną twarz.

- to nie twoja wina, wnusiu... powinnam ci o tym powiedzieć już dawno, lecz kto by uwierzył starej babce? W naszej wiosce krąży legenda. Kiedyś za czasów wojny stał tu kościół. Księża uciekli do parafii w mieście, natomiast zakonnice zostały, chcąc być wierne Bogu. Tutaj bowiem czuły się bezpiecznie. Wojska niemieckie szybko odnalazły kościół, a w nich kobiety, nie szczędzili im tortur. Miały zostać spalone żywcem na stosie, lecz ze strachu odwróciły się od Boga. Złożyły modły ku czci Szatana, obiecały swe dusze w zamian za uratowanie życia. I tak się stało. Nazajutrz wszyscy żołnierze wisieli na drzewach, jeden za drugim, z wypalonymi oczami. Do kobiet powoli dochodziło to, o co prosiły i zaczęły żałować, przepraszając Boga i przeklinając Szatana. I tu legenda mówi, iż Szatan zabrał ich dusze, przemieniając ich ciała w leśne strzygi, które pod osłoną nocy będą się błąkać po lesie. Jedyna noc, w którą mogą mieć jakąś siłę jest właśnie dzisiaj. Cokolwiek zastaną na drodze biorą w swe sidła, aby złożyć jako hołd Szatanowi, by pozwolił im odejść w zaświaty. Nie mogą jednak wchodzić do pomieszczeń, dlatego zamyka się każdy dom i szopy. Wtedy zwierzęta oraz ludzie są bezpieczni. Dlatego pod żadnym pozorem nic nie może tej nocy kroczyć drogami wioski. Ktokolwiek spojrzy jej głęboko w oczy, ten jest narażony i żaden dom nie uchroni go przed strzygą. Mam nadzieję, że nie otworzyłeś oczu?

Babcia miała wystraszoną minę, a ja jeszcze bardziej zbladłem, kiedy usłyszałem uchylanie drzwi frontowych na samym dole. Barnaba spojrzał na mnie dzikim spojrzeniem, a kot, którego uratował mój bohater, skulił się mocniej na kołdrze.

ciąg dalszy nastąpi

Oznacz jako: przeczytane ulubione chcę przeczytać

Komentarze

10/10. Czekam na drugą część.
Odpowiedz
Niezłe takie coś lubię oby tak dalej��
Odpowiedz
Zaloguj się, aby dodać komentarz.

Inne od tego autora

Archiwum

Czas czytania: ~2 minuty Wyświetlenia: 8 497

Najnowsze i warte uwagi

Artykuły i recenzje